Witam wszystkich,
Piszę tutaj z prośbą o poradę, bo nie wiem, co mam myśleć o tej sytuacji, która mnie spotkała. Nie mam niestety dużego doświadczenia w relacjach z kobietami i nie wiem też, jak interpretować niektóre rzeczy. Temu pytam o poradę akurat forumowiczki.
Zacznę od tego, że jestem 23- letnim chłopakiem. Mój jedyny związek, w jakim byłem trwał 10 miesięcy, a zerwanie przyszło ze strony byłej już dziewczyny. Nie byliśmy w ogóle do siebie dopasowani, dlatego nie wyszło. Mimo to mocno to przeżyłem. Jestem bardzo uczuciowy i wrażliwy, co czasami straszliwie mi przeszkadzało w życiu. Ten 10- miesięczny związek, był moim jedynym takim doświadczeniem przed wydarzeniami, które opisałem poniżej.
O sobie powiem też, że mam dużo zainteresowań i pasji. Jestem dosyć specyficzną osobą. Zawsze byłem też nastawiony na stałość w relacji i romantyzm. Paradoksalnie miałem przez to zawsze problemy ze znalezieniem kogoś. Mimo że poznałem bardzo wiele kobiet.
I stało się, na sylwestrowej imprezie poznałem koleżankę koleżanki. I jakoś spodobaliśmy się sobie. Na tyle, że do niej napisałem po kilku dniach. Zaczęliśmy rozmawiać i to był kompletny szok dla mnie. Okazało się, że jesteśmy identyczni praktycznie. To samo poczucie humoru, zainteresowania, romantyzm, priorytety życiowe, plany na przyszłość, hobby, codzienne rytuały. Dowiedziałem się, że była w 3- letnim związku parę miesięcy wcześniej i zerwała z chłopakiem. Z jej opowieści wynikało, że był dosyć prosty i bardzo olewający, a ona kompletnie się poświęciła i wszystko temu poświęcała. Ale w końcu zerwała, bo tego nie wytrzymała.
Pisaliśmy, rozmawialiśmy codziennie. Mieszkaliśmy 400 km od siebie, ale mimo to przyjechała do mnie po paru tygodniach i było super. Działo się też coś dziwnego. Miała bardzo specyficzny charakter. Mówiła, że po ostatnim związku ma problemy z zaangażowaniem się i, że zrobiła się egoistyczna przez to, co przeżyła. I było czuć, że jest zdystansowana, ale otwierała się coraz bardziej. Też tam pojechałem. Nawet nie zobaczyliśmy, kiedy zostaliśmy parą.
Problemem były tylko jej dziwne sinusoidy humorów i coraz większa czepliwość. Przejmowała się dosłownie wszystkim. W czasie dnia potrafiła płakać po kilka razy. Mówiła, że zawsze tak ma. Wiele mówiła o tym, że ma wiele problemów i nie potrafi odnaleźć siebie. Ale zarazem mówiła, że jestem cudowny. Czasami się kłóciliśmy. Głównie to polegało na tym, że potrafiła się mnie uczepić byle jakiego słówka.
Mimo tego, twierdziłem, że jesteśmy tak podobni, iż te problemy są mniejszym złem. Jeździliśmy do siebie. Tylko w pewnym okresie te sinusoidy były już ogromne. Często wtedy się ze mną kłóciła. Potem wracała i przepraszała, mówiąc, że spróbuje się ogarnąć. Naprawdę chciałem jej w tym pomóc. Byłem bardzo zaangażowany, pokochałem ją i bardzo się starałem. Bo poza tym o czym napisałem, dogadywaliśmy się idealnie.
Po dłuższej rozłące, miałem do niej przyjechać na kilka dni, straszliwie tęskniła. Ja też. Na dworcu była ponura, a potem się rozpłakała. Po chwili jej przeszło. Mimo to przez dwa dni było cudownie. Trzeciego dnia znowu była ponura i znowu płakała, przestała się do mnie odzywać. Próbowałem z nią porozmawiać i powiedzieć, że też to odczuwam. Że też trochę tonę w jej problemach. Bo istotnie tak było. Mówiła o tym, że jest nieszczęśliwa w życiu i trochę czułem się w tym wszystkim pominięty. Sam się rozpłakałem przez to wszystko. Stwierdziła, że musi pobyć sama. Więc siedziałem przez kilka godzin sam, a ona płakała. Przez noc i następny dzień była lekko czuła, ale kompletnie bez energii i nieobecna. W takiej atmosferze też się rozstaliśmy.
Przez cały następny dzień pisała ze mną połowicznie. A po dwóch dniach, płacząc powiedziała, że musimy się rozstać. Że ona nie ogarnęła się i nie fair w stosunku do mnie będzie kazać mi czekać, aż to zrobi, bo jest jej ciężko samej ze sobą. I trudno prowadzić związek, kiedy sama nie umie sobą pokierować. I nie umie się zaangażować tak jakbym ja od niej wymagał i jakby wymagała od siebie. Przyjąłem wszystko, nie rozmawiałem z nią długo. Wszystko to trwało ponad pół roku.
Mimo to następnego dnia napisała do mnie i próbowała ze mną rozmawiać. I pytała co u mnie. Zgodnie z prawdą powiedziałem, że jest mi z tym bardzo ciężko. Stwierdziła, że nie da się inaczej.
Po tygodniu wysłała mi wiersz (to był zawsze nasz rytuał, bo oboje wiele pisaliśmy- poezji i prozy). Wynikało z tego, że tęskni i ciągle o mnie myśli i śni o mnie. Mimo to nie zareagowałem emocjonalnie. Również po kilku dniach wysłałem wiersz. I wywiązała się rozmowa w której raz jeszcze podkreśliła, że tak nie można. Nie odzywamy się od tygodnia ponad.
Jest mi z tym okrutnie źle. Nie potrafię się podnieść z tej relacji. Nie jem i nie śpię. Była bardzo inteligentna, temu we wszystko co mówiła o miłości i pokrewieństwie dusz, wierzyłem. Pierwszy raz też poczułem od kogoś tyle ciepła, czułości i pierwszy raz ktoś się tak o mnie starał. Nie wiem, co mam zrobić. Nie będę pisał, bo rozmawiając z nią, jak z koleżanką będę się tylko ranić. A prosić nie będę. Bo nie chcę się tak poniżać. Ale zależało i zależy mi na niej okrutnie. Pierwszy raz w życiu spotkałem kogoś takiego. Nie mam pojęcia co robić. Nie jestem doświadczony w takich relacjach. Proszę o poradę.