Cześć wszystkim.
Piszę z dosyć ciężkim tematem z nadzieją na radę od osób postronnych.
Od 3 lat jestem szczęśliwą posiadaczką Kelpiaka, w którego pracę włożyłam masę czasu, energii i cierpliwości. Pies jest po przejściach i przez ten czas bardzo się zżyłyśmy, na tyle, że osoby, z którymi Lila miała styczność, mówią, że nie widzi świata poza mną.
Od ponad roku spotykam się z chłopakiem, u którego w domu również były zwierzęta w tym psy, ale nigdy nie były trzymane w domu. Wiedział od samego początku, że mam psa i jasno mówił, że on nie chce mieć czworonoga, tym bardziej w domu, jednak po kilku miesiącach zamieszkaliśmy razem i w czerwcu będzie rok wspólnego mieszkania z psem oraz kotem. W ostatnim czasie wpadł pomysł zakupu domu z ogródkiem za jakiś rok, max 2 lata. Według moje chłopaka pies ma być na zewnątrz i pilnować posesji, spać ma w garażu, nawet w zimie, a do domu może wejść ewentualnie. Lilka nie jest przyzwyczajona do takich warunków, a jak raz ją zabrałam do jego rodziców, gdzie siedziała w sumie 2 dni na dworze, to nie ruszała się z poduszki, która była umiejscowiona pod drzwiami od tarasu i czatowała, aż wyjdziemy na dwór. Czasem też popiskiwała. Według niego pies się przyzwyczai do siedzenia na dworze i ma się tego uczyć - według mnie Lilka nie ma charakteru typowego "burka", ona chce spędzać czas z ludźmi z właszcza ze mną, nawet jeżeli jest pauza od zabawy to leży pod moimi nogami albo pod kanapą na której leżę.
Nie wiem co z tym zrobić, bo gdy rozmawiałam z nim, że jedyną dla mnie formą kompromisu jest trzymanie jej w ciepłe dni w kojcu pod naszą nieobecność, natomiast w zimie w domu, w jakimś korytarzu, ganku itp., a gdy jesteśmy w domu to pies ma mieć swobodny wybór wejścia do domu, to on się na to nie zgadza. Nie wiem czy mam poczekać i zobaczyć jak się sytuacja rozwinie, czy podjąć jakieś inne działania... Kocham go, ale dla mnie takie zachowania wobec mojego psa to bestialstwo, zwłaszcza że w mieszkaniu normalnie się z nią bawi, a jak go poproszę to czasem ją wyprowadzi. Ogólnie ja się zajmuję psem w pełni, on tylko jeżeli jestem chora, albo gdy zostawałam dłużej w pracy (jakieś 4 razy). Myślałam, że lubi ją na tyle żeby zmienić stosunek do tego tematu, ale po wczorajszym i dzisiejszym dniu, gdy usłyszałam, że powinnam być mu wdzięczna, że się zgodził na mieszkanie z psem - zapytalam się go, więc czy kazał by mi oddać psa skoro dla niego to jest taka wielka rzecz, to odpowiedział mi, że byśmy się nie spotykali wtedy, więc powinnam się zgodzić na jego sugestie względem trzymania psa gdyby był dom, bo on się nagiął pod względem zamieszkania ze mna i utrzymywania związku.
I co wy na to?