Witam.
Mam ciężką przypadłość... jestem rok w związku z kobietą. Przyznała mi się wiele razy, że jest toksyczna (rozumiałem to), mówiła również, że jest antyspołeczna.
W ciągu roku, zdążyła ze mną zerwać 2,3 razy? na pewno dwa... raz, gdy powiedziałem że ma ciężki charakter a ona zarzuciła mi jedynie, że Sobie z nim nie radzę i kazała mi spieprzać.
Po czym po kilku dniach, doszło do spotkania i powiedziała mi w prost, że bała się że już nie napiszę. Później mieliśmy dziwne "wakacje" co prawda 3 dni z 5 spędziliśmy z jej rodziną i było super, bawiłem się z tamtymi dziećmi i spędzałem czas z każdym. Na jesień mieliśmy wynajmować mieszkanie, to tuż przed umową (którą mieliśmy już podpisywać dosłownie) powiedziała, że nie bierzemy tego mieszkania. Wyszła. Powtarzała w kółko, że nie pasujemy do Siebie... pytałem czemu, chciałem żeby mi wytłumaczyła najzwyczajniej o co chodzi. Nie umiała, jedynie to, że nie pasujemy do Siebie.
Oczywiście wróciliśmy do Siebie - już nie chcę zagłębiać się co i jak wpłynęło na to. Budowaliśmy dalej związek, wiadomo... spędzaliśmy razem czas, kino,kolacje, wyjścia itd Byłem jak zawsze zaangażowany do tego by coś zrobić wspólnie ciekawego, noc u mnie, kolacja u mnie (nie mówię, że ona się nie angażowała). Nie dawno rozstaliśmy się (nie wiedzieliśmy oby dwoje, że zaszła w ciążę) a dodam, ze oby dwoje zdecydowaliśmy się na dziecko, bo układało nam się dobrze, mieliśmy już swój tor... do momentu,gdzie ja dosyć MOCNO zareagowałem emocjonalnie na jedną z jej wypowiedzi (nie zdarza mi się to za często, natomiast tak było w tym momencie). Czułem się źle (może i nie dobrze), ale uważam za zareagowałem z byt emocjonalnie. Po ok 45min pojechałem pod jej dom z przeprosinami, jako że nie chciałem tak wybuchnąć a jej wypowiedź powinienem zinterpretować normalnie i odpowiedzieć łagodnie - choć ona też nie miło napisała. Nie chciała mnie słuchać, przez 2tyg nie rozmawialiśmy, pisałem do niej, odpowiadała co jakiś czas krótko. Rozumiałem, że ma mnie dosyć.
Po 2tyg jak napisałem, pojechałem bez zapowiedzi pod jej dom z jej rzeczami oraz po swoje. Zapukałem oraz poprosiłem ją. Wyszła i powiedziała "ja nie mam zamiaru się z niczego tłumaczyć", odpowiedziałem "nie musisz.." . Powiedziałem swoją kwestie, podałem jej rzeczy ona oddała mi. W jej oczach pojawiły się szklanki, ale starała mi się ich nie pokazać. Wyszedłem. Czułem się lżej.. wyszedłem ze świadomością, że robiłem co mogłem ale jak to się mówi, nie uratuje świata.
Spytała się mnie, czy na prawdę się zmienię? (po kilku godzinach na fb) odpowiedziałem, że to co zrobiłem źle to wiem i to zmienię oraz jeżeli ma coś mi więcej do powiedzenia to wysłucham bo to w końcu jest "praca nad związkiem". Spytała się, czy 8 marca, możemy się spotkać.
Odpowiedziałem, że nie ma problemu. Spotkaliśmy się jak normalna para, powiedziała mi o dziecku ze jest w ciąży. Ucieszyłem się, że będę ojcem.
Później był jeszcze jeden spacer i z wiadomych aktualnych przyczyn nie widujemy się. Mało piszemy, nie chce rozmawiać w prost mi powiedziała, że nie chce rozmawiać.
Co jakiś czas odezwę się jak się czuje, co z dzieckiem (jak to przystało na Ojca).
Z instagrama usunęła nasze zdjęcia, dzień później opis, dzień później nas, dzień później ukryła swój profil. Oczywiście, nie przykułem do tego uwagi. Spytałem się jedynie co się stało, że usunęła to odpowiedziała mi, że to chore że przeglądam non stop jej profil i zrobiła to co za słuszne i że nie potrzebnie je dodawała z powrotem. A ja odpowiedziałem, że chciałem wrzucić wspólne zdjęcie znów i nie chciałem zdublować. Dostałem odpowiedź, że to "chore". Aktualnie ja nic nie usunąłem, po tym jak zdjęcia usunęła, nawet nie poruszyłem tematu - olałem. Sam u Siebie mam nasze wspólne zdjęcia, czy opis.
Staram się nie przejmować aktualnie tym wszystkim, dużo osób mnie podbudowało na duchu i nie mam zamiaru popaść znów w głębszy smutek.
Aktualnie nie odzywam się nachalnie, jedynie co jakiś czas z tym jak się czuje. Nie chce rozmawiać, to nie...
Ale co dalej, chciałem wspólnie wychowywać dziecko.. w końcu niczemu ono nie jest winne...
PS. dodam, ze nie raz słyszałem, że nie chce mnie stracić, że dużo znaczę dla niej itd itd, że mnie kocha.. jeszcze tuż przed tym jak się dowiedziałem, że mam dać jej spokój nie chce rozmawiać ze mną mówiła "kocham bardzo".
Aktualnie jest 2 miesiącu ciąży, rozumiem że buzują hormony... staram się trzymać fason, nie naciskać. Tak jak napisałem, piszę co jakiś czas, co slychać, jak się czuje, co u dziecka, czy wypoczywa, czy była u lekarza i na końcu, że myśle o niej i o dziecku (bo taka jest prawda, ale wiadomo.. bez przesadyzmu, w pozytywnym znaczeniu i normalnym)
Jak to widzicie, o co chodzi...?
[EDIT] PS2. dodam, że mi również zdarzyły się potknięcia (nie zerwania) za które przeprosiłem rzecz jasna, bo każdy ma prawo do błędu.