4 lata temu podjęłam decyzję o przeprowadzeniu sie do miasta meza, bo było lokum, bo czemu nie. Moja ukochana rodzinę zostawilam w mieście 250 km dalej. Żyje nam sie dobrze, poznałam znajomych, ale tęsknię do częstszych spotkań z rodzicami, czy rodzeństwem. Przyjeżdżam raz na miesiąc, ale to nie to samo.
Mąż w tym mieście w którym jesteśmy studiował, tu ma rodzeństwo, a rodzicow 100 km dalej. Jednak jego mama często jest u swojej córki, generalnie nie jest Total daleko, więc sa częściej. Do nich jedziecie godzine, do moich 3 godziny.
Dałam sobie jeszcze trochę czasu, ale kiedys trzeba bedzie podjąć decyzje w prawo lub lewo. Mąż nie chce mieszkać w moim rodzinnym mieście, mi tu niby dobrze, ale nie ma co ukrywać, jestem w gorszej sytuacji i kosztem moich kontaktów z najbliższymi. Mąż wie o moich rozterkach, rozumie, wspiera, ale nigdy nie powie-ok, przeprowadzmy sie, bo on tego nie chce. To ja muszę postawić sprawę poważniej, ale jakoś nie potrafię. Cijakies czas poplacze, pozloszcze siebie zyje dalej. Chcialabym byc bliżej rodzicow, wiadomo starzeją się, moc sie z nimi odwiedzać itp. Zawsze na sama myśl o nich mnie zatyka i płacze.
Jak to rozstrzygnąć? Tak bardzo żałuję, że między naszymi miastami nie ma jeszcze jednego większego, zeby tam zamieszkać i miec po jakas nawet godzine do każdych, A Tak to każdy z nas będzie zawsze poszkodowany.
2 2020-02-28 20:16:16 Ostatnio edytowany przez Izzie_Stevens (2020-02-28 20:17:22)
Masz 3 godziny drogi do rodziny więc jak się domyślam widujesz się tylko w weekend, raz w miesiącu bo albo nie masz za bardzo czasu mając rodzinę albo liczycsz się z finansami, albo jedno i drugie. Rozumiem.
Opowiem ci sytuację moją i męża. Obecnie mieszkamy w moim rodzinnym mieście a mąż ma swoją rodzinę ok 60 km stąd, ponad godzinę jazdy.
Powiem ci jak to wygląda u męża. Wiem, że on lubi spędzać czas ze swoimi bliski ale teraz nie ma takiej możliwości. Ale wybrał mnie i moje miasto. Często do siebie dzwonią, rozmawiają przez skype. Wiem, że za mną też tęsknią dlatego staramy się w miarę możliwości tam jeździć, ale jak wspomniałam w twoim przypadku, u nas brak czasu i kwestia finansów. Wspieram męża w tym, czasem nawet mówię aby sam jechał, że może skorzystać z możliwości i ponarzekać na mnie Czasem jak tam jedziemy, np w okresie świątecznym, to spędzamy tam nawet tydzień.
W obecnej sytuacji mało co da sie zmienić. Ty chcesz mieszkać bliżej rodziny, a twój mąż nie chce się wyprowadzać. Jeśli nie macie możliwości znalezienia rozwiązania pomiędzy to jedno z was musi ustąpić.
Najbardziej znamienne zdanie
(...) Dałam sobie jeszcze trochę czasu, ale kiedys trzeba bedzie podjąć decyzje w prawo lub lewo. (...)
Decyzja w prawo lub lewo? Rozumiem, że będąc osobą dorosłą, mężatką jeszcze nie przecięłaś pępowiny.
Tak, jedno musi odpuścić i to jest problem. Boze, z tej perspektywy patrząc chcialabym miec tylko godzinę drogi, mam wrażenie, ze wtedy nie byłoby problemu.
Jeżdżę na weekendy, jak jest okazja to kilka dni dluzej.ja też z mama rozmawiam codziennie przez tele, zawsze to namiastka, ale to nie to samo. Nie mam kontaktu ze swoimi bratanicami, rodzina, a on ma wszystko. Wiem jak to brzmi, ale czasami czuje o to złość, ze ja muszę rezygnować z czegos, a on nie. Nie chce dla niego zle, ale dlaczego to ja mam mieć gorzej? Nie potrafię tego przeskoczyć.
Finanse jakos strasznie na szczęście nie ograniczają, jestem w stanie jezdzic na tyle często by zaspokoić tęsknotę, ale to chwilowe i tylko namiastka.
5 2020-02-28 20:29:23 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2020-02-28 20:37:09)
Najbardziej znamienne zdanie
sylvona napisał/a:(...) Dałam sobie jeszcze trochę czasu, ale kiedys trzeba bedzie podjąć decyzje w prawo lub lewo. (...)
Decyzja w prawo lub lewo? Rozumiem, że będąc osobą dorosłą, mężatką jeszcze nie przecięłaś pępowiny.
A co to znaczy odciąć pepowine? Odciąć sie od rodziny? I to niby takie wulgaryzm jest i dojrzałe?
Rozumiem twoją bliskość z bliskimi, z mamą może nie widuję się codziennie ale świadomość że mogę jest i to jest ważne.
Nie potrafię się w pełni odnieść do twojej sytuacji, ponieważ jakbym chciała sie porównać to ja jestem twoim mężem.
Razem z mężem podjęliśmy świadomą decyzję o zamieszkaniu w moim mieście, wiem że tęskni za bliskimi ale wiem też że teraz to ja jestem jego najważniejszą rodziną.
Nie przypisuj mi opinii, których nie jestem autorką. Nie napisałam nic o odcięciu się od rodziny.
Pępowina potrzebna jest, by dziecko przeżyło. Ty - mimo wieku - zachowujesz się podobnie; tak bardzo jesteś związana emocjonalnie, że - jak rozumiem - rozważasz postawienie sprawy na ostrzu noża. To nie świadczy o dojrzałości. Sprawdzanie i licytowanie, kto ma lepiej, kto gorzej w waszym związku tez o Twej dojrzałości nie świadczy.
A co to znaczy odciąć pepowine? Odciąć sie od rodziny? I to niby takie wulgaryzm jest i dojrzałe?
Między bezustannym kontaktem z rodziną, a totalnym odcięciem się od niej - jest całe morze możliwości kontaktu.
sylvona napisał/a:A co to znaczy odciąć pepowine? Odciąć sie od rodziny? I to niby takie wulgaryzm jest i dojrzałe?
Między bezustannym kontaktem z rodziną, a totalnym odcięciem się od niej - jest całe morze możliwości kontaktu.
Widywanie się raz na jakiś czas, powiedzmy co weekend, telefon i rozmowy przez internet np skype. A gdzie to morze możliwości?
Patrząc na oba Twoje tematy, to macie sporo do poukładania między sobą.
3h drogi to wcale nie jest daleko, można spokojnie zrobić weekendową wizytę, na pewno masz jakieś tanie połączenia kolejowe w tamtym kierunku. Bardziej jest to kwestia tego, że Ty mentalnie nie wyszłaś od rodziców, żeby założyć nową rodzinę z mężem.
Co Twój mąż na te popłakiwania?
sylvona - może to kwestia że nie masz oparcia obecnie w mężu, i szukasz wsparcia w rodzinie? Stąd te rozsterki?
Ludzie to mają problemy....
13 2020-02-28 20:57:09 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2020-02-28 21:03:23)
Nie przypisuj mi opinii, których nie jestem autorką. Nie napisałam nic o odcięciu się od rodziny.
Pępowina potrzebna jest, by dziecko przeżyło. Ty - mimo wieku - zachowujesz się podobnie; tak bardzo jesteś związana emocjonalnie, że - jak rozumiem - rozważasz postawienie sprawy na ostrzu noża. To nie świadczy o dojrzałości. Sprawdzanie i licytowanie, kto ma lepiej, kto gorzej w waszym związku tez o Twej dojrzałości nie świadczy.
Nie napisałaś, ale zasugwrowalas, ze nie odcielam pepowiny. A czym jest odcięcie pepowiny wg Ciebie? Chęć byc bliżej rodzicow, spędzać z nimi wiecej czasy, zadbanie o nich, bo sie starzeją oznacza, ze jestem niedojrzała? Wkurzaj mnie takie sztampowe gadki, bo widac, ze nie znasz sytuacji, albo masz slaby kontakt z.rodzina. dla mjie bliscy to ktos dla.kogo warto zyc i kocham mojego meza, ale.nie znaczy,.ze dla niego mam rezygnowac ze swoich potrzeb.
Postawić sprawę na ostrzu noża? A co, komunikowanie w związku, ze czegoś.potrzebuje I nie jest mi dobrze jak jest, to źle? Mam siedzieć cicho i dusić sie od środka?
Między bezustannym kontaktem z rodziną, a totalnym odcięciem się od niej - jest całe morze możliwości kontaktu.
No to teraz to całe morze możliwości przerabiamy, jestem w kontakcie telefonicznym ze swoją rodziną i tyle. Gadac na komunikatorze, czy przez telefon to ja moje z koleżankami. Potrzebuje byc bliżej, mój mąż ma to i korzysta z tego i jest szczęśliwy. Wiem, ze nie chce mieszkać dalej z podobnego powodu, tu są jego bliscy. Mnie to nie dziwi.
Widywanie się raz na jakiś czas, powiedzmy co weekend, telefon i rozmowy przez internet np skype. A gdzie to morze możliwości?
To jest właśnie to morze możliwości, które zawiera się pomiędzy bezustannym kontaktem, a zerwaniem go całkowicie, co wyżej zasugerowała Autorka.
Patrząc na oba Twoje tematy, to macie sporo do poukładania między sobą.
3h drogi to wcale nie jest daleko, można spokojnie zrobić weekendową wizytę, na pewno masz jakieś tanie połączenia kolejowe w tamtym kierunku. Bardziej jest to kwestia tego, że Ty mentalnie nie wyszłaś od rodziców, żeby założyć nową rodzinę z mężem.
Co Twój mąż na te popłakiwania?
Jesteśmy z mężem blisko, jesteśmy przyjaciolmi i ja staram się przy nim nie rozkładać, bo wiem, ze jemu tez jest ciężko. Sam często proponuje, aby jechac do moich, albo zebym jechała, ale to nie wystarczy. Ja przy nim staram się nie płakać, jakby zamiatam to pod dywan, bo wiem, ze póki coteho nie zmienimy, albo przynajmniej nie tak hop siup. Nie wiemtez jakby taka rozmowa miala wygladac. przecież nie powiem, ze ja sie przeprowadzam, Ty rob co chcesz. On wie generalnie, ze ja chce byc bliżej swoich, ale co więcej niż mnie wspierać moze zrobic? Gdybyśmy mieszkali w moim mieście i on chciał sie przeprowadzić do obecnego, to również bylby to dla mjie problem, więc to rozumiem. Jednak czasami boli mnie to, ze to ja muszę wiecej znosić, czuje wtedy jakis żal.
To ja chyba powinienem siedzieć w pokoju i tylko płakać bo rodziców widuje kilka razy w roku o.O Autorko, najwyższy czas zająć się swoim życiem, a nie zwracać cały czas uwagę na życie rodziców. To że się starzeją nie znaczy że masz koło nich cały czas krążyć. Każdy się starzeje co nie znaczy że potrzebują jakiejś specjalnej opieki. Jak dotąd chyba sobie doskonale radzili bez Ciebie przy sobie.
To ja chyba powinienem siedzieć w pokoju i tylko płakać bo rodziców widuje kilka razy w roku o.O Autorko, najwyższy czas zająć się swoim życiem, a nie zwracać cały czas uwagę na życie rodziców. To że się starzeją nie znaczy że masz koło nich cały czas krążyć. Każdy się starzeje co nie znaczy że potrzebują jakiejś specjalnej opieki. Jak dotąd chyba sobie doskonale radzili bez Ciebie przy sobie.
Ty mnie nie zrozumiesz, a ja Ciebie. Dla mnie takie odcięcie się od rodziców co uczyniles nie świadczy o dojrzałości tylko o słabych relacjach z nimi. Rób co chcesz, żyj jak chcesz, ja Cię nie zmuszam do częstszych wizyt z nimi, a Ty mi nie wmawiaj, zebym swoimi sie nie interesowała. Peace✌
Kilka słów komentarza.
Napisałam to co napisałam na podstawie tego, co zdecydowałaś się ujawnić na forum. Skąd zatem pretensje do mnie, że nie znam Ciebie ani Twej sytuacji? <pytanie retoryczne>
Napisałam to, co sądzę o opisanej sytuacji i Twoim zachowaniu. Nigdy nie twierdziłam ani nie twierdzę, że moja opinia to prawda objawiona. Skąd zatem Twe oburzenie? <kolejne pytanie retoryczne> Jeśli to co napisałam, mija się z rzeczywistością, to nie jest to o Tobie. Dlaczego więc się denerwujesz? Że ja się mylę? <po raz kolejny pytania retoryczne>
Z mojego doświadczenia wynika, ze zdenerwowanie u autorów wywołują opinie, które przedstawiają to, co autorzy usiłują ukryć, o czym chcą zapomnieć.
Brak przecięcia pępowiny to bycie zależnym emocjonalnie. Zerwanie z rodziną a odcięcie pępowiny to dwie różne sprawy. Napisałam, a nie zasugerowałam, że nie odcięłaś pępowiny. Nie napisałam, ani nie sugerowałam tego, że masz zerwać kontakty z rodziną, ani że masz się nie interesować jej losami.
Dla Twej wiadomości. Moja relacja - dobra i bardzo dobra - z rodziną nie ma żadnego związku z napisanymi w Twym wątku postami.
Szczerze mówiąc, ja jestem w bardzo podobnej sytuacji.
Mieszkamy z mężem od 7 lat w odległości 10 km od domu jego rodziców, w tej samej miejscowości mieszka też jego siostra z rodziną. Mąż ma tutaj wszystkich kolegów, znajomych, grono przyjaciół, i całe środowisko w którym się wychowywał.
Moja rodzina jest oddalona od nas w zakresie od 70 do wielu tysięcy kilometrów.
Nie mam z tym najmniejszego problemu. To była nasza wspólna decyzja, nikt mnie nie zmuszał aby ją podjąć. Z wielu względów zadecydowaliśmy o przeprowadzce tutaj.
Nie czuję się ani nieszczęśliwa, ani zdominowana, ani poszkodowana i nie przechodzi mi przez myśl, żeby o cokolwiek mieć do męża żal, czy pretensje.
Z moją najbliższą rodziną mogę się widzieć kiedy tylko chcę i kiedy oczywiście oni mają na to czas i możliwości.
Swobodny dostęp do wszystkich mediów umożliwia nam rozmowy i kontakt wizualny.
Uważam, że ilość kontaktu z rodziną, nie ma absolutnie żadnego wpływu na jakość tej relacji i więzi. Moje relacje z rodziną są głębokie i bardzo dojrzałe. Fakt, że nie wisimy u siebie codziennie na kawusiach nie świadczy o tym, że nasza więź jest słaba.
Dla mnie priorytetem jest rodzina, którą stworzyłam, a nie ta z której wyszłam.
Mieszkanie z mężem - nawet w innej miejscowości niż rodzice, to dla mnie naturalna kolej rzeczy, ale to może wynikać z faktu, że kieruję się bardziej mottem - żyj, i daj żyć innym.
Kilka słów komentarza.
Napisałam to co napisałam na podstawie tego, co zdecydowałaś się ujawnić na forum. Skąd zatem pretensje do mnie, że nie znam Ciebie ani Twej sytuacji? <pytanie retoryczne>
Napisałam to, co sądzę o opisanej sytuacji i Twoim zachowaniu. Nigdy nie twierdziłam ani nie twierdzę, że moja opinia to prawda objawiona. Skąd zatem Twe oburzenie? <kolejne pytanie retoryczne> Jeśli to co napisałam, mija się z rzeczywistością, to nie jest to o Tobie. Dlaczego więc się denerwujesz? Że ja się mylę? <po raz kolejny pytania retoryczne>
Z mojego doświadczenia wynika, ze zdenerwowanie u autorów wywołują opinie, które przedstawiają to, co autorzy usiłują ukryć, o czym chcą zapomnieć.Brak przecięcia pępowiny to bycie zależnym emocjonalnie. Zerwanie z rodziną a odcięcie pępowiny to dwie różne sprawy. Napisałam, a nie zasugerowałam, że nie odcięłaś pępowiny. Nie napisałam, ani nie sugerowałam tego, że masz zerwać kontakty z rodziną, ani że masz się nie interesować jej losami.
Dla Twej wiadomości. Moja relacja - dobra i bardzo dobra - z rodziną nie ma żadnego związku z napisanymi w Twym wątku postami.
Denerwują mnie teksty o nieodcietej pepowine, bo bo to taki wyswiechtany tekst i dziwie się, ze jeszcze to słyszę. Oczywiście, ze mnie nie znasz, ale przedstawilam sytuację w wątku i albo ja rozumiesz albo nie- syty glodnego nie zrozumie. I tak właśnie mnie oceniałas. Tekst przeczytałaś I tylko tyle.
Pozdrawiam.
Szczerze mówiąc, ja jestem w bardzo podobnej sytuacji.
Mieszkamy z mężem od 7 lat w odległości 10 km od domu jego rodziców, w tej samej miejscowości mieszka też jego siostra z rodziną. Mąż ma tutaj wszystkich kolegów, znajomych, grono przyjaciół, i całe środowisko w którym się wychowywał.
Moja rodzina jest oddalona od nas w zakresie od 70 do wielu tysięcy kilometrów.
Nie mam z tym najmniejszego problemu. To była nasza wspólna decyzja, nikt mnie nie zmuszał aby ją podjąć. Z wielu względów zadecydowaliśmy o przeprowadzce tutaj.
Nie czuję się ani nieszczęśliwa, ani zdominowana, ani poszkodowana i nie przechodzi mi przez myśl, żeby o cokolwiek mieć do męża żal, czy pretensje.Z moją najbliższą rodziną mogę się widzieć kiedy tylko chcę i kiedy oczywiście oni mają na to czas i możliwości.
Swobodny dostęp do wszystkich mediów umożliwia nam rozmowy i kontakt wizualny.
Uważam, że ilość kontaktu z rodziną, nie ma absolutnie żadnego wpływu na jakość tej relacji i więzi. Moje relacje z rodziną są głębokie i bardzo dojrzałe. Fakt, że nie wisimy u siebie codziennie na kawusiach nie świadczy o tym, że nasza więź jest słaba.
Dla mnie priorytetem jest rodzina, którą stworzyłam, a nie ta z której wyszłam.Mieszkanie z mężem - nawet w innej miejscowości niż rodzice, to dla mnie naturalna kolej rzeczy, ale to może wynikać z faktu, że kieruję się bardziej mottem - żyj, i daj żyć innym.
Dziękuję za Twoją historię. Zazdroszcze podejścia, ja mam jakiś nieokreślony żal, niestety.
Ja wisieć na herbatkach codziennie nie chce, wiem, ze każdy ma.swoje życie, ale wizyta u mamy albo jej u nas by mnie cieszyła i brakuje mi tego.
Zakładając wątek zapomniałaś o najważniejszym: napisaniu, że czekasz jedynie na opinie potwierdzające Twój sposób myślenia.
Warto pochylić się nad tym problemem i spróbować dojść do tego, skąd ów żal wynika.
Z czego się bierze.
Najbardziej w tym wszystkim szkoda Twojego męża. To on najbardziej traci. Ma zone, która zastanawia się nad rozstaniem ponieważ nie może ona na żywo oglądać swojej mamusi.
Dojrzałość do malezalenstwa, do założenia rodziny, polega właśnie na tym, że w pewnej części odcinasz się od swojej biologicznej. To nowa rodzina ma zawsze pierwszeństwo, co nigdy nie powinno stawać na przeszkodzie utrzymywania dalszych kontaktów z rodzicami czy też rodzeństwem. Ty jednak nie chcesz dojrzeć, nie chcesz opuścić domku rodzinnego tylko troszkę pobawić się w żonę. Kiedyś bawiłaś się lalkami teraz bawisz się żywymi ludźmi i ich uczuciami.
Domyślam się, że dzieci nie ma. Całe szczęście i oby nigdy ich nie było. Nie jesteś w stanie się skupić na własnej rodzinie.
Po co Ci to w ogóle było ?
Zakładając wątek zapomniałaś o najważniejszym: napisaniu, że czekasz jedynie na opinie potwierdzające Twój sposób myślenia.
Mylisz się, ale nie chce mi sie juz dluzej dyskutować na ten temat, bo zupełnie nie rozumiesz moich rozterek, nie znasz tematu. I obyś nigdy nie musiała rezygnować z czegoś co kochasz. A jeszcze mówić na głos, ze jest Ci z czymś zle, bo to nie wypada.
Mylisz się, ale nie chce mi sie juz dluzej dyskutować na ten temat, bo zupełnie nie rozumiesz moich rozterek, nie znasz tematu. I obyś nigdy nie musiała rezygnować z czegoś co kochasz. A jeszcze mówić na głos, ze jest Ci z czymś zle, bo to nie wypada.
MUSIAŁA ?
A kto Ci kazał wchodzić w związek małżeński z kimś kto nie wyraził zgody na wspólne mieszkanie z Twoimi rodzicami ? Sama podjęłaś te decyzję. Krzywdzisz teraz męża.l, a w planach chcesz go skrzywdzić jeszcze bardziej.
Zmartwię Cię.
Rozumiem Twe rozterki, znam temat. Wielokrotnie musiałam - jak to nazwałaś - rezygnować z czegoś, co kochałam. Wiem jednak także na czym polega uzależnienie emocjonalne, jakie są jego powody, objawy i skutki. Wiem też, że nie można pomóc komuś, kto pomocy nie oczekuje, chce jedynie poużalania się nad sobą.
Bardzo Ci współczuję.
Jesteś jednak jedyną osobą, która może zdecydować o zmianie swego sposobu myślenia.
Ja i tak uważam, że powinnaś mówić mężowi takie rzeczy. Po to przecież jest Twoim mężem, żebyś mogła mu się wygadać. Po to macie siebie nawzajem, żeby Wam w takich momentach było ciężko, ale za to wspólnie. Po to też, żebyście razem wypracowali rozwiązania Waszych problemów. Wy teraz tworzycie swoją rodzinę, on powinien być dla Ciebie jedną z najbliższych Ci osób. Może powinnaś przegadać z terapeutą, skąd wynika ta Twoja potrzeba częstego kontaktu z rodzicami?
Ja jestem w całkowicie odwrotnej sytuacji, mieszkam w swoim rodzinnym mieście, natomiast mój partner ma swoich rodziców 700km dalej. Jego to nie rusza, mnie jest żal, że są tak daleko i że nie ma z nimi tak dobrej relacji, jaką ja mam z moimi będąc tu na miejscu. Ale chyba też mężczyźni inaczej takie rzeczy odbierają. Ja np. lubię zebrać się i jechać na zakupy z moją babcią, on nie ma takiej potrzeby.
Może jesteście w stanie przeprowadzić się w takie miejsce, żebyś Ty miała bliżej? Niekoniecznie do tego samego miasta, ale tak, żeby dystans do obu rodzin był podobny?
29 2020-02-28 22:59:18 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2020-02-28 23:50:35)
Ludzie, rozdzielnice małżeństwo od tęsknoty na rodzina. To, ze tęsknię za nimi nie znaczy, ze nie kocham meza i żałuję małżeństwa. Tak wyglądają dyskusję w necie, na co ja liczylam.
Ja i tak uważam, że powinnaś mówić mężowi takie rzeczy. Po to przecież jest Twoim mężem, żebyś mogła mu się wygadać. Po to macie siebie nawzajem, żeby Wam w takich momentach było ciężko, ale za to wspólnie. Po to też, żebyście razem wypracowali rozwiązania Waszych problemów. Wy teraz tworzycie swoją rodzinę, on powinien być dla Ciebie jedną z najbliższych Ci osób. Może powinnaś przegadać z terapeutą, skąd wynika ta Twoja potrzeba częstego kontaktu z rodzicami?
Ja jestem w całkowicie odwrotnej sytuacji, mieszkam w swoim rodzinnym mieście, natomiast mój partner ma swoich rodziców 700km dalej. Jego to nie rusza, mnie jest żal, że są tak daleko i że nie ma z nimi tak dobrej relacji, jaką ja mam z moimi będąc tu na miejscu. Ale chyba też mężczyźni inaczej takie rzeczy odbierają. Ja np. lubię zebrać się i jechać na zakupy z moją babcią, on nie ma takiej potrzeby.
Może jesteście w stanie przeprowadzić się w takie miejsce, żebyś Ty miała bliżej? Niekoniecznie do tego samego miasta, ale tak, żeby dystans do obu rodzin był podobny?
Mąż wie, tylko staram się przy nim nie rozklejac.
Teraz daliśmy sobie jeszcze jakiś czas, później umówiliśmy się na podjęcie decyzji. Tylko mi tez ciężko ja podjąć, bo wiem, ze wtedy on będzie w tej sytuacji co ja teraz. Zawsze któreś bedzie poszkodowane. Z mojego miasta miałby do rodziców 2h drogi, twraz ma 1h, więc nie byłaby to jakaś odległość nie do przeskoczenia. Ja wtedy miałabym swoich na miejscu. Pomiędzy naszymi miastami sa małe miejscowości, nie chcemy w nich mieszkac:)
Coraz poważniej mysle nad wybraniem się do terapeuty, bo męczy mnie ten temat bardzo. Teraz znow jestem w tej zlosci, ona za jakis czas minie i za jakis czas znow sie pojawi. Masakra.
Ludzie, rozdzielnice małżeństwo od tęsknoty na rodzina. To, ze tęsknię za nimi nie znaczy, ze nie kocham meza i żałuję małżeństwa. Tak wyglądają dyskusję w necie, na co ja liczylam.
Liczyłaś na odpowiedzi takie, które Tobie pasują. Dostałaś inne, i to z tym jest teraz problem
Tak wyglądają dyskusję w necie, na co ja liczylam.
Z mojego punktu widzenia otrzymałaś dość sporo rad i każdy, razem ze mną, pisał od serca i z własnego doświadczenia.
Jednak nie każdy zrozumie twoje podejście. Próbowałam zrozumiec co czujesz, ale jednak ktoś tu ładnie napisał, że twój mąż to twoja najważniejsza w tym momencie rodzina. Co nie znaczy, że masz się wyrzec tej starej. Masz kontakt z bliskimi, rozumiem, że potrzebujesz go być może troszkę więcej niż niektórzy z nas. Jednak ja będąc raz na jakiś czas u swojej mamy, która mieszka w tym samym mieście, nie potrafię tam przesiadywać non stop ponieważ uwielbiam swoje mieszkanko w którym wiem, że czeka na mnie mój mąż. Z mamą rozmawiam na różne tematy, ale mimo to to teraz mój mąż jest moim przyjacielem, moim poplecznikiem, jak dawniej moja mama.
Masz jakis problem we wlasnej psychice z tym tematem. Twoje reakcje nie sa adekwatne do sytuacji.
Najpierw to trzeba rozwiazac, a pozniej dopiero przeprowadzac sie.
Sylvono, Twoja tęsknota za rodziną jest nieadekwatna do Twojego wieku. Jesteś osobą dorosłą, a płaczesz za rodzicami jak małe dziecko. Jesteś od niech emocjonalnie uzależniona i zamiast skupić się na dbaniu o swój związek, o nową rodzinę, którą założyłaś, gotowa jesteś rozstać się z mężem, byleby zaspokoić swój emocjonalny głód. W moim odczuciu Twoje priorytety zostały źle ustawione, bo dobro Waszego małżeństwa powinno stać ponad każdą inną relacją, nawet bardzo bliską.
Nie napisałaś, ale zasugwrowalas, ze nie odcielam pepowiny. A czym jest odcięcie pepowiny wg Ciebie? Chęć byc bliżej rodzicow, spędzać z nimi wiecej czasy, zadbanie o nich, bo sie starzeją oznacza, ze jestem niedojrzała?
Jesteś pewna, że rodzice chcą, by zwracać uwagę, że się starzeją i w wyniku tego stanu potrzebują pomocy? Może oni jej wcale nie potrzebują - zapytałaś ich o to? Odnoszę wrażenie, że powód jest inny, ale musisz to jakoś ubrać w słowa, bo sama czujesz, że Twoja tęsknota nie jest zdrowa.
Sylvono, Twoja tęsknota za rodziną jest nieadekwatna do Twojego wieku. Jesteś osobą dorosłą, a płaczesz za rodzicami jak małe dziecko. Jesteś od niech emocjonalnie uzależniona i zamiast skupić się na dbaniu o swój związek, o nową rodzinę, którą założyłaś, gotowa jesteś rozstać się z mężem, byleby zaspokoić swój emocjonalny głód. W moim odczuciu Twoje priorytety zostały źle ustawione, bo dobro Waszego małżeństwa powinno stać ponad każdą inną relacją, nawet bardzo bliską.
sylvona napisał/a:Nie napisałaś, ale zasugwrowalas, ze nie odcielam pepowiny. A czym jest odcięcie pepowiny wg Ciebie? Chęć byc bliżej rodzicow, spędzać z nimi wiecej czasy, zadbanie o nich, bo sie starzeją oznacza, ze jestem niedojrzała?
Jesteś pewna, że rodzice chcą, by zwracać uwagę, że się starzeją i w wyniku tego stanu potrzebują pomocy? Może oni jej wcale nie potrzebują - zapytałaś ich o to? Odnoszę wrażenie, że powód jest inny, ale musisz to jakoś ubrać w słowa, bo sama czujesz, że Twoja tęsknota nie jest zdrowa.
Dokladnie tak!
Swietnie powiedziane i totalnie sie zgadzam. Potwierdza to tez postawa autorki defensywna.
35 2020-02-29 10:28:10 Ostatnio edytowany przez Markotny (2020-02-29 10:30:18)
4 lata temu podjęłam decyzję o przeprowadzeniu sie do miasta meza, bo było lokum, bo czemu nie.
Wczesniej mieszkaliscie tam gdzie twoi rodzice czy osobno w roznych miastach? Ciekawa kwestia, bo skoro pochodzicie z roznych miast to gdzie sie poznaliscie? Maż poszedl najpierw na ustępstwa? Nic nie napisalas co wnosisz do rodziny w kwestii zawodowej, a widac, ze spoczywa to bardziej na twoim mężu. Gosc i tak ma cierpliwosc do ciebie.
Jestem ciekaw w jakim jestes wieku. A juz bardziej w jakim wieku sa twoi “starzejacy się rodzice”. Bo Cos tu wymówka pachnie. Tez uwazam, ze masz nieodcięta pępowinę. Podobnie bylo z moja mama i to uwazam Tylko skomplikowalo zycie calej rodzinie, bo ojciec pracowal w innym miescie i dlugo zyl sam osobno. A jest to sytuacja szkodliwa.
Wyobraziłam sobie, że mój partner urządza ryki, bo nie widuje się za często z rodzicami, i do tego nie zamierza "się ogarnąć", bo problemu nie widzi w sobie, tylko w tym, że rodzina za daleko. Cóż, powiem tak: nie byłby moim partnerem, bo nie mógłby być niczyim partnerem. Partnerem może być osoba dorosła. To wyżej to zachowanie dzieciaka i to uzależnionego od rodziców.
Autorko, to nie Ty jesteś pokrzywdzona sytuacją, a Twój mąż. To jego żona okazała się zupełnie niedojrzała i nie dopuszcza tej myśli od siebie, broni się przed wszystkimi radami i najwyraźniej prawdziwy problem ma w nosie. Wybacz, ale to tak, jakby alkoholik przyszedł poskarżyć się na forum, że nie ma gdzie wódki kupić, i oburzał się na próby zwrócenia uwagi na prawdziwy problem - alkoholizm, upierając się, że to on wie, co jest prawdziwym problemem - brak wódki. Tak więc nie ma sensu radzić, bo Ty najzwyczajniej w świecie porad nie chcesz. Ciekawe tylko, jak długo Twój mąż to wytrzyma.
37 2020-03-02 11:24:31 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2020-03-02 11:30:56)
Jestem w szoku, jak wiele potraficie sobie dopowiedziec, a jak niewiele wyczytać z tekstu. Jedziecie po mnie, a z waszych odpowiedzi w większości bije agresja. Czy ja gdziekolwiek napisałam, ze planuje sie rozwiesc, żeby mieszkać w rodzinnym mieście? Szukam po prostu rozwiązania. A nie pomyslalyscie, ze mój mąż nie chce sie przeprowadzic do mojego miasta z tego samego powodu-bo tu ma bliskich, może się z nimi widywać. I tak, czuje po ludzku żal, nie wiem czy do niego, bo ja mu nie żałuję rodziny, ale żałuję, że ja też nie mogę wpaść na kawę bez tego całego zbierania sie w podróż 3godzinna, ze zaraz to już caly weekend i trzeba wisieć komuś na głowie na 2 dni, bo do domu daleko. Nie można zaprosić nikogo na obiad grilla, bo nie ma kogo- rodzice meza sa dalej, tu jest tylko jego siostra, a ja chcialabym tez wchodzic w intwrakcje z moja rodzina. W weekendy zimowe dlugie jak te teraz co były siedzisz i można byłoby ten czas miłej spożytkować, bo rozumiem mozna szukać sobie zajecia, można spotkać się że znajomymi, ale jeśli nie widzę swoich od ponad miesiąca, to czuje potrzebę ich zobaczenia. My w naszej rodzinie, jak i rodzina meza trzymamy się blisko, odwiedzamy sie I rodzicow i to jest normalne i zapewniam Was, ze każdy z nas jest normalny, a nie nieradzaca sobie z życiem sierota. Nie zrozumiecie tego, bo nie chcecie lub jestescie innymi ludźmi. Mąż kocha to miasto, kocha, ze w okolicach ma najbliższych, mi miasto wisi, mogłabym mieszkać gdziekolwiek indziej, ale bliżej moich. Ja z moja mama sie przyjaźnie, mamy dobry kontakt, mężem również. nikt nie mowi o lazeniu do rodzicow codziennie, ale jakbybyli blizej to i potrzeba maleje. Wiecie do jakiej rangi urastaja problemy, kiedy czegos nie mozna? Bo jednak jest roznica miedzy odwiedzaniem sie, a niewidzieniem powiedzmy miesiac, czy dwa. I co z tego, ze z nimi rozmawiam przez tele, to nienwszystko. Kontakt przez telefon to nie to sako co zywy kontakt. I tonnieprawda, ze jest cale morze mozliwosci, to jest tylko telefon i nie mowcie, ze jest inaczej. buntuje sie, bo powiedziałam sobie, ze nie będę swoich potrzeb zamiastala pod dywan. Nie bede udawala, ze jestem twarda i wmawiala sobie, ze to jak jest mi odpowiada. Niby dlaczego? Co mi to da? Tylko frustracje.
Jedyne dobre, co tu usłyszałam to chyba to szukanie pomocy o psychologa lub historie ludzi, ktorzy maja podobne sytuacje ale nie czuja sie zle. Wiecie co, życzenie komuś brak dzieci i taka agresja slowna to już dno, przykre to, ale świadczy tylko, ze ktoś ma większy problem ze sobą niż ja, a próbuje mi wytykać moje. Ja zamykam temat, przynajmniej nie będę tu zaglądać, a wy róbcie co chcecie, nie wchodzę w dyskusję, bo net to źle miejsce na takie rozmowy. Jeśli sobie ulzyliscie, to dobre i tyle, ale straszni frustraci tu zaglądają.
Moi rodzice na razie są jeszcze pełni wigoru i oby jak najdłużej, ale wiadomo, ze kiedyś to się zmieni, oni nie mlodnieja. A dzieci powinny w miare możliwości rodzicom pomagać, nie wiem jak wy, ale ja swoich nie chcialabym zostawić na pastwę losu. Współczuję waszym rodzicom. I choc sami nie powiedza, ze potrzebują po ich, to jest oczywiste, ze tak kiedys bedzie.
Masakra.
Moi rodzice na razie są jeszcze pełni wigoru i oby jak najdłużej, ale wiadomo, ze kiedyś to się zmieni, oni nie mlodnieja. A dzieci powinny w miare możliwości rodzicom pomagać, nie wiem jak wy, ale ja swoich nie chcialabym zostawić na pastwę losu. Współczuję waszym rodzicom. I choc sami nie powiedza, ze potrzebują po ich, to jest oczywiste, ze tak kiedys bedzie.
Masakra.
Nie rozumiem tej pokrętnej logiki. Czemu nie skupiasz się na faktach, tylko wymyślasz jakieś zastępcze powody?
Fakty są takie, że ośrodek życia Twojego męża i Twój, znajduje się tu, gdzie się znajduje. Stało się to za obopólną Waszą zgodą i była to Wasza - wspólnie podjęta decyzja.
Teraz Ty, po latach tego życia, chciałabyś przenieść się z powrotem w pobliże Twoich rodziców.
Niby jasne, ALE ... z czego żyjecie? Macie jakiś wielomilionowy spadek, z którego się utrzymujecie i nie musicie pracować? Jeśli tak, to spoko, rozumiem, że nie musicie przejmować się takimi rzeczami. Po prostu rzucacie pracę, zostawiacie puste mieszkanie/dom i przenosicie się kilkaset kilometrów w inne miejsce, i na luzie tam sobie żyjecie, tak? A w tym obecnym mieście żyjecie wyłącznie dlatego, że kochacie to miejsce?
Mój szacunek do życia innych ludzi mówi mi, że dopóki nie dostaję od nich jasnego sygnału, że potrzebują mojej ingerencji w swoje życie, to się nie wtrącam. Dotyczy to również moich rodziców. I również 97 letniego dziadka, który sobie nie życzy, aby ingerować w jego życie. Kiedy potrzebuje pomocy, to o nią prosi i dostaje, ale nie wyobrażam sobie, żeby mu się wtrącać do wszystkiego, bo "przecież on na pewno nie powie".
To dopiero byłaby masakra napastować w ten sposób człowieka.
Podziwiam was ludzie, ze macie cierpliwosc dyskutowac z taka osoba.
Mezatka, ktora nie ma pomyslu na dlugie zimowe wieczory... Robcie dzieci to bedziesz miala rodzine przy sobie. Przy piatce maluchow nie bedziesz miala czasu ani sily na myslenie o tesknocie. A i dziadkowie chetnie przyjada odwiedzic wnuki...
Autorko cały czas się skupiasz na tym, że Ty musisz jeździć do rodziny. Dlaczego nikt z Twojej rodziny nie przyjeżdża do Ciebie? Dlaczego rodzicie Cię nie odwiedzają? Twoje rodzeństwo? Raz w miesiącu Ty do niech jedziesz, raz siostra przyjeżdża, raz rodzice. Masz 3 weekendy w miesiącu z rodziną. Może oni nie chcą mieć tak częstego kontaktu z Tobą ?
Dobrze ktoś tu napisał. 4 lata tworzyłam tu swoje miejsce, swoje gniazdko. I teraz ? Teraz nagle chcesz to zmienić i masz pretensje to meza, że on nie chce.
Nie myślisz o rozwodzie? A cóż oznaczają słowa z pierwszego posta "Dałam sobie jeszcze trochę czasu, ale kiedys trzeba bedzie podjąć decyzje w prawo lub lewo"
Moi rodzice na razie są jeszcze pełni wigoru i oby jak najdłużej, ale wiadomo, ze kiedyś to się zmieni, oni nie mlodnieja. A dzieci powinny w miare możliwości rodzicom pomagać, nie wiem jak wy, ale ja swoich nie chcialabym zostawić na pastwę losu. Współczuję waszym rodzicom. I choc sami nie powiedza, ze potrzebują po ich, to jest oczywiste, ze tak kiedys bedzie.
Masakra.
Kiedyś, gdy już nie będą pełni wigoru zawsze możesz sprowadzić ich do siebie lub kupić im coś obok siebie.
Dla mnie takie dylematy są dość dziecinne - albo wybierasz męża i tworzysz z nim nową rodzinę albo wybierasz swoją starą rodzinę. Może po prostu nie dorosłaś do tworzenia swojej własnej rodziny, skoro masz takie parcie na bycie z rodzicami?
Takie rozterki to byłabym jeszcze w stanie zrozumieć u młodej dziewczyny, co się dopiero na studia wybrała, ale zamartwianie się, że z mamusia codziennie nie da się wypić kawki, u dorosłej mężatki, jest śmieszne, gdyby nie było tragiczne. Dobrze Ci tu napisano, że pępowinę to Ty masz kompletnie nie przeciętą.
43 2020-03-03 02:08:33 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2020-03-03 02:08:45)
Jestem w szoku, jak wiele potraficie sobie dopowiedziec, a jak niewiele wyczytać z tekstu. Jedziecie po mnie, a z waszych odpowiedzi w większości bije agresja.
vs.
Ja zamykam temat, przynajmniej nie będę tu zaglądać, a wy róbcie co chcecie, nie wchodzę w dyskusję, bo net to źle miejsce na takie rozmowy. Jeśli sobie ulzyliscie, to dobre i tyle, ale straszni frustraci tu zaglądają.
Ja tylko napiszę, że najbardziej agresywną osobą w tym wątku, jesteś Ty sama, sylvono. Odpowiedzi, które otrzymałaś okazały się niewygodne, to zaczęłaś atakować ich autorów, nawet nie dopuszczając do siebie myśli, że może jednak warto byłoby to i owo przemyśleć. Też wymowne, moim zdaniem .
A ja nie dziwię się autorce, jej agresja też nie jest dla mnie zaskoczeniem. Zbudowała misterną konstrukcję, kosztowało ją to wiele wysiłku i przyszła na forum po "wisienkę na torcie" - zachwyt dla własnej pracy i postawy wobec męża i rodziny, z której się wywodzi. Przyszła i... kolejne osoby wyciągnęły z fundamentów cegły; konstrukcja runęła.
Nie tak miało być!
Ba! Dokonaliśmy tu na forum jeszcze jednej, okrutnej, rzeczy. Otworzyliśmy autorce oczy, teraz - jeśli się zdecyduje zamknąć je z powrotem - czeka ją ogrom pracy, a i efekt może być mizerny, bo zlikwidowanie własnej świadomości proste nie jest.
W świecie realnym dużo łatwiej omijać tych, którzy wezmą na serio pytanie "Jak to rozstrzygnąć?" zadane w rozpoczynającym wątek poście i dużo łatwiej znaleźć klakierów.
Wielokropek - nie do końca się z tobą zgodzę. Popraw mnie jeśli sie mylę ale jesteś jedną z osób które najbardziej kłóciły się z autorką postu.
Owszem padły słowa i stwierdzenia dość agresywne, ale nie każdy pisał aby jak sama autorka napisała - wyżyć się na niej. Wiele osób pisało co czuje, że też przeżywało podobne rozsterki ale autorka moim zdaniem cały czas szukała tylko odpowiedzi od nas co konkretnie powinna zrobić. Nikt nie jest w jej serduszku, nie wie dokładnie co czuje, ale wiele osób tutaj na forum, założyło rodziny, wyprowadziło się z domu, i tęskni za bliskimi - i wiele osób o tym pisało. Że skoro świadomie została podjęta taka decyzja, bo nikt nas do tego nie zmuszał to dla wielu osób tutaj było logiczne że mąż/żona jest w tej chwili najwazniejszą częścią rodziny.
Autorka sama pisała że zastanawia się czy "pójść" w lewo czy wprawo (nie dokładnie ale taki był sens wypowiedzi). Dla mnie to stwierdzenie brzmiało tak jakby myślała albo zostaje z mężem i tęskni za bliskimi albo się rozstaje z mężem. Nie padło stwierdzenie od autorki jak często chciałaby sie widywać z bliskimi. Pisała że widuje się z nimi co weekend, że rozmawia przez telefon, net. Skoro jej mąż nie miał nic przeciwko to dlaczego ciągle pisała, że to ona ich odwiedza, nie na odwrót. Moi bliscy mieszkają blisko, męża trochę dalej, ale u nas to akurat proste, że czasem my odwiedzamy bliskich czy do nich dzwonimi, a czasem oni nas. A czasem spotykamy się w jakimś miejscu np na zabawie w plenerze.
Pozostanę przy swoim zdaniu.
A ja tylko dodam, że autorka, mimo twierdzenia "czas zdecydować w lewo czy prawo" kategorycznie stwierdziła, że nie chodziło jej o rozwód, o co już nie uscislila.
Fakt, że nikt jej nie odwiedza jest potwierdzeniem teorii wielokropki. Sama autorka stworzyła sobie pewną wizję, fałszywa. Jak widać jej bliskim nie zależy na takiej aktywności z autorka.
Ciekawe czy nie jest w ogóle traktowana jak jakaś namolna wesz
48 2020-03-03 23:09:49 Ostatnio edytowany przez żyworódka (2020-03-03 23:11:41)
A ja tylko dodam, że autorka, mimo twierdzenia "czas zdecydować w lewo czy prawo" kategorycznie stwierdziła, że nie chodziło jej o rozwód, o co już nie uscislila.
Fakt, że nikt jej nie odwiedza jest potwierdzeniem teorii wielokropki. Sama autorka stworzyła sobie pewną wizję, fałszywa. Jak widać jej bliskim nie zależy na takiej aktywności z autorka.
Ciekawe czy nie jest w ogóle traktowana jak jakaś namolna wesz
Teoria Wielokropka jak dla mnie jest nie warta "funta kłaków".
Na dodatek to znalazła tutaj kilku klakierów, ba, autorka jest obrażana i to przez net faceta, który jest na forum tylko gościem, więc niech ma w poszanowaniu gospodarza.
Autorka, nie czuje więzi z otoczeniem, w którym przebywa w przeciwieństwie do swojego męża, będącego "u siebie".
Coraz bardziej dotkliwie odczuwa oddalenie od rodzinnych stron, bo ja myślę, że jej nie tylko chodzi o bliskość rodziców, ale i o całokształt, o miejsca, gdzie wzrastała, ludzi w otoczeniu, których przebywała. To taka tęsknota za tym, co pozostawiła przeprowadzając się do męża.
Pomimo upływu czterech lat, nie zadomowiła się w nowym miejscu.
Być może nie nawiązała żadnych naprawdę bliskich znajomości, być może od zawsze te bliskie relacje były tylko z rodziną. Znam takie osoby.
Wtedy w nowym miejscu może czuć się bardzo samotna, chociaż to nietypowe.
Tak samo jak po rozstaniu, jak cały czas będziesz pielęgnować coś czego już nie masz to nigdy nie otworzysz się na nowe i nie pokochasz czegoś co masz.
Przypomne, że autorka jest osobą dorosłą, świadomie weszła w związek partnerski i świadomie się tu przeprowadziła. Nie wiemy dlaczego 4 lata temu podjęła decyzję o wyprowadzce od rodziny od której tak bardzo jest uzależniona. Nie wiemy też dlaczego jej rodzina nie przyjeżdża do niej.
Chodzi o poczucie żalu i niesprawiedliwości, bo mąż ma bliżej do swoich i nie chce pójść na kompromis.
Autorko, sama wiesz, czy przeprowadzka byłaby dla was tak samo lub bardziej opłacalna jak pozostanie w obecnym mieście.
Teoria Wielokropka jak dla mnie jest nie warta "funta kłaków".
Na dodatek to znalazła tutaj kilku klakierów, ba, autorka jest obrażana i to przez net faceta, który jest na forum tylko gościem, więc niech ma w poszanowaniu gospodarza.Autorka, nie czuje więzi z otoczeniem, w którym przebywa w przeciwieństwie do swojego męża, będącego "u siebie".
Coraz bardziej dotkliwie odczuwa oddalenie od rodzinnych stron, bo ja myślę, że jej nie tylko chodzi o bliskość rodziców, ale i o całokształt, o miejsca, gdzie wzrastała, ludzi w otoczeniu, których przebywała. To taka tęsknota za tym, co pozostawiła przeprowadzając się do męża.
Pomimo upływu czterech lat, nie zadomowiła się w nowym miejscu.
Jeżeli DOROSŁA kobieta nie potrafi stworzyć udanej więzi z mężem, którego sobie sama wybrała i za którego sama zdecydowała się wyjść, to jest coś nie halo. Oczywiście, rodzinę się kocha i większość ludzi chce z nią utrzymywać stosunki, ale kurczowe trzymanie się fartucha mamusi z codziennymi spotkaniami, radzeniem się i całkowitym uzależnieniem emocjonalnym, wskazuje raczej na niedojrzałość i kompletne nieprzecięcie pępowiny.
Ile znasz małżeństw gdzie istnieje taka sytuacja: mąż na piątym planie po mamci, papci, rodzeństwie i pociotkach, żona przesiaduje ciągle w domu rodzinnym? W ilu wypadkach ono trwa dłużej niż kilka lat? Odpowiedź: w niewielu, bo mąż w końcu będzie miał dość bycia przypadkowym człowiekiem w życiu małżonki i się ewakuuje z takiego związku, albo znajdzie sobie panią na boku, dla której będzie numer jeden.
Masz, Beyondblackie, rację. W sumie to żeńska wersja dorosłego maminsynka, który do życia jak powietrza potrzebuje matki. Tutaj mamy dorosłą kobietę, która tęskni za rodzicami i brakuje jej ich w swoim życiu na co dzień.
Autorka przypuszczalnie się oburzy, ale chyba sama nie zdaje sobie sprawy jak dużo o sobie napisała, bo nawet jeśli nie wprost, to między wierszami aż bije to emocjonalne uzależnienie od matki i ojca. I o ile byłabym w stanie zrozumieć, gdyby miało to miejsce na samym początku małżeństwa, o tyle po czterech latach wydaje się to już niepokojące.
Odkąd wyszłam za mąż i się wyprowadziłam, a wyprowadziłam się zaraz po ślubie i do innego miasta, skupiłam się na nowym domu i nowej rodzinie i nigdy nie miałam wątpliwości, która jest ważniejsza.
Z rodzicami przez cały czas miałam bardzo dobry kontakt, więzi nie zostały zakłócone, a pomimo że na początku nie mieliśmy jeszcze nawet telefonu, to ani razu nie zdarzyło mi się płakać z tęsknoty. Wydaje mi się nawet, że przez moment to sami rodzice mieli większy problem, bo tak się złożyło, że razem z bratem wyfrunęliśmy niemal równocześnie, a im początkowo doskwierał syndrom pustego gniazda. Na szczęście było to tylko chwilowe.
Uważam, że małżonkowie zawsze powinni być dla siebie priorytetem, jeśli chce się zachować właściwą równowagę.
Chciałam tylko dodać ze niekoniecznie musi być to wina autorki, rodzice, nawet podświadomie mogą wywierac taką presję. I kogokolwiek to nie oburza, to pewnie jest ciężkie dla samej autorki.
Może wiec warto z kimś to skonsultować.