CCCatch napisał/a:R_ita - bardzo mądre słowa. Rozumiem, że miałas podobny problem i udało Ci się do pokonać?
Tak, miałam bardzo podobny problem, niemal identyczny. Czy udało mi się go pokonać? Ciężko powiedzieć. Nie definitywnie, bo te podszepty w podświadomości cały czas są, po prostu teraz umiem je ignorować (ale też nie zawsze).
Dla mnie przełomowym momentem było to, co już Tobie napisałam:
zrozumienie, że nie mam wpływu na innych. Co to znaczy. Nie mam wpływu na ich intencje, na to co dzieje sie w ich głowach, i nie mogę z leku przed ośmieszeniem odrzucać wszystkiego i sobie odbierać szansy na normalne życie tylko dlatego, że ktoś może być nie ok. A długo bylo tak, że jeśli ktoś byl nieuczciwy, szukalam winy w sobie. A to najgorsza droga z możliwych. Nie jesteś glupia i bezwartościowa jeśli dasz sie oszukać. To swiadczy o tym czlowieku, nie o tobie. W życie trzeba wpisać to, że będziemy się na ludziach zawodzić
Budowanie samooceny i akceptacji względem samej siebie to był tak naprawdę pierwszy etap. Oczywiście szalenie ważny, bo sprawił, że przestałam uważać, że na pewno nie jestem godna tego, by oczekiwać od innych bycia w porządku
Ja taką terapię (pierwszą) przechodziłam 5 lat temu. I ona wtedy nie sprawiła, że ja zaczęłam ufać ludziom i tak. Ale sprawiła to co napisałam już wyżej. Przestałam się przejmować. I jak to wygląda z perspektywy tych 5 lat? Przedstawię Ci trzy aspekty, które mi niszczyły życie, a z którymi teraz sobie radzę 
1. Nowe zadanie w pracy od szefa, na którym się nie znam: Moje myślenie 5 lat temu "On na pewno wie, że tego nie wiem i chce mnie ośmieszyć i udowodnić, że jestem głupia i sobie nie poradzę". Moje myślenie teraz "O mamo, no to będzie ciekawie. Jedziemy z tym"
2. Ktoś wyznaje mi uczucia, mówi o mnie dobrze, komplementuje, coś deklaruje. 5 lat temu "Na pewno kłamie bo niby co miałoby być tego powodem, wiem, że jestem beznadziejna a jak siebie nie kocham, to niby jak on mnie kocha. Chce coś ugrać i mnie oszukać". Moje myślenie teraz "No ok. A jak kłamiesz, to abyś się smażył w piekle i by Ci sumienie spać nie dało
. W tym aspekcie jeszcze muszę nad sobą pracować 
3. Ten wygląd, który nam dziewczynom tak spędza sen z powiek. Moje myślenie 5 lat temu "Za szerokie masz te uda, biegasz biegasz a nic nie spada". Moje myślenie teraz? "Aj tam dobra Rita, masz nogi, mogłaś stracić w wypadku".
Także sama oceń czy ja sobie poradziłam z moim problemem czy nie
bo ja uważam, że jeszcze dużo pracy przede mną. Ale dopuszczam myśl, że moje podszepty "nie ufaj, uważaj" mogą zostać ze mną do końca.
Uderzyło mnie troszkę, że odpisując aniuu1 co do poczucia własnej wartości poruszyłaś tylko aspekt bycia ładnym, zgrabnym. Wiem, że presja na wygląd u dziewczyn jest duża, ale halo, ty nie jesteś tylko ładnym opakowaniem, które może przegrać z ładniejszym. Aspekty wizualne są bardzo ulotne, prawdziwe poczucie własnej wartości zbudujesz na tym co płynie Ci z wnętrza. Wiem, brzmi tanio, ale taka jest prawda. Zestaw cech, mądrość (czy to książkowa, czy życiowa), ciekawość świata, pasje... no cokolwiek. Coś, czego nie można Ci odebrać i co da Ci siłę i zbuduje solidną tożsamość. Nie tam jakiś wygląd. Wtedy choćby stała obok Ciebie ta najpiękniejsza i najzgrabniejsza to Cię to nie ruszy bo będziesz wiedziała jaka wartościowa i super babka jesteś 