Cześć,
Musze z siebie wyrzucić to co siedzi mi na serduchu, myślę, że to dobre miejsce, bo nieraz tu zaglądałam.
Byłam z pewnym facetem (teraz myślę, że chłopcem) 6 lat. Układało się cudownie, mało kłótni, mnóstwo miłości, przyjaźni, zrozumienia. Bylismy nie tylko partnerami ale i prawdziwymi przyjaciółmi. Ja 36 lat on 34
Ja oczywiście po kilku nieudanych poprzednich związkach uważałam, ze to ten jedyny, ze lepiej trafić nie mogłam. Kochałam i kocham całym sercem. Oddałabym mu wszystko. Kupiłam mieszkanie, spałacalismy kredyt, wzięliśmy psa, planowaliśmy dziecko (okazało się, ze chyba tylko ja), sielanka przez dwa lata.
I wszystko się zmieniło, gdy zmienił pracę. Poznał nowe koleżanki, a jedna bardzo rozżalona smutna mężatka upatrzyła sobie w nim przyjaciela do wypłakania się . Tak sie zaczęło. On zobaczył coś nowego, bo w domu już rutyna. Poczuł zainteresowanie, powoli się zaprzyjaźnił, miał z kim pogadać na inne tematy, mógł stać się pocieszycielem, słuchaczem. Z dnia na dzień coraz więcej kontaktu, coraz więcej wiadomości do niej, coraz mniej wiadomości do mnie, zabieranie wszędzie telefonu, krycie się. Trwało to trochę czasu, przyszły kłótnie, podejrzenia i uczucie, ze jestem oszukiwana, i że nie jest wobec mnie szczery. Tak, to widać kiedy ktoś kłamie.
Byłam zmuszona sprawdzić mu telefon i znalazłam co chciałam, słodkie słówka, wyznania etc. Nie jestem z siebie dumna i nie uznaje grzebania komuś w telefonie, ale ja tutaj już byłam bezsilna i po prostu musiałam się dowiedzieć o co chodzi.
Po wyjściu tych rzeczy na jaw byłam przepraszana, był płacz, wyznania miłości, słowa ze jestem kobieta jego życia, największym szczęściem etc a to co pisał, to ....sam nie wie, pogubił się.....
Ok, pomyślałam, ze i tak mogło być i dałam szanse. Niestety wyglądało to tak jakbym w tym związku była tylko ja, on dalej zachowywał się tak samo. I w dalszym ciągu do niej pisał ..od rana do nocy. Minęły prawie 2 miesiące i nic się nie zmieniało. Próbowałam rozmawiać, wyjaśniać, dowiedzieć się prawdy. Ewidentnie coś było nie tak. On się odsunął.
Minęły święta, sylwester, myślałam, ze jesteśmy na dobrej drodze a on dalej do niej pisał. Powtarzał jak bardo mnie kocha ale nie uwierzyłam. Znowu go sprawdziłam i to był koniec. Mówił jak jestem ważna, jak kocha, a chwile później pisał do niej to samo i jeszcze więcej. Tylko wiedziałam, ze do niej pisze bez kłamstw.
Nie było wyjścia, wyprowadził się.
Przyznał się wreszcie, ze się zakochał,a ja miałam się dowiedzieć później, po wyprowadzce. Nagle się dowiedziałam, ze było ok, ale nie dogadywaliśmy się od 2 lat..(???/!!!what?), ze próbował rozmawiać. Szkoda, ze nic z takich rzeczy nie pamiętam. Myślę ze po prostu szukał usprawiedliwienia na to jak postąpił.
Zabrał rzeczy i po porostu odjechał, wynajął stancje. Mieszka sam, bo ona ma jeszcze męża i dzieci.
A ja zostałam sama z tym wszystkim. Wkurza mnie to jak pomyśle, ze on sobie za chwile będzie układał życie, zakochany, szczęśliwy a ja? Ja zostałam z tym wszystkim sama.
Największy płacz mam już za sobą, chyba przygotowywałam się do tego. Nie rozumiem po prostu wielu rzeczy, nie wiem jak on mógł.
Zawsze powtarzał, ze to na zawsze i jak bardzo kocha. A teraz wracam z pracy do domu, do pustki i nie dowierzam, ze to się stało......nie wierzę, że on to zrobił....