Kiedy dom staje się piekłem... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Kiedy dom staje się piekłem...

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 58 ]

Temat: Kiedy dom staje się piekłem...

Nie mam za sobą dobrych związków. I nie wiem gdzie leży wina. Zawsze dawałam z siebie wszystko, a kończyłam z facetami, którzy nie potrafili odwzajemnić się tym samym. Odkąd pamiętam walczyłam o uwagę, czas, rozmowę - a przecież w normalnym związku dwójki kochających się ludzi takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. Jeżeli trzeba walczyć o uwagę to znaczy, że coś jest nie tak. Mam 33 lata, jestem ładna, skończyłam dobre studia za granicą, ogarnięta. Naprawdę jest ze mną o czym porozmawiać, przez wiele lat mieszkając z ludźmi z różnych regionów świata i różnych wyznań wiele się nauczyłam. Ale nie o tym chciałam napisać. Kilka lat temu poznałam mężczyznę. Nie miałam już ochoty na zabawy w kotka i myszkę, szybko zamieszkaliśmy ze sobą, żeby szybko zadecydować czy do siebie pasujemy czy nie. Przyznam, że było mi z nim bardzo dobrze. Do czasu aż urodziło się dziecko. Chociaż teraz widzę, że dostawałam już wcześniej pewne sygnały, których ja z jakiegoś dziwnego powodu udawałam, że nie widzę... Kiedy był jakiś problem, kłótnia on wychodził. Nie wiem dlaczego to ignorowałam. Może dlatego, że nie kłóciliśmy się za często, było mi dobrze, wygodnie... Jednak z czasem problemy zaczęły się nawarstwiać, nierozwiązane sprawy zalegać, wyrzuty, żale. Próbowałam porozmawiać. Potrzebowałam tego, wybaczenia sobie i pójścia dalej z czystym kontem. Ale on nie chciał i nie chce ze mną rozmawiać. Wychodzi albo po prostu mówi mi, że nie będzie ze mną rozmawiał. Wyznacza warunki, przeszkadza mu mój płacz. A ja? Ja jestem na skraju załamania nerwowego. Mam maleńkiego synka, który dzisiaj skończył półtorej roku. Nie chcę, żeby wychowywał się w rozbitej rodzinie. Wystarczy spróbować, porozmawiać, przeprosić, zacząć od nowa. Ale on nie chce, albo szantażuje mnie, że mam się "leczyć" bo ciągle płaczę i popadam w coraz większą depresję. Marzyłam o rodzinie bo sama nie miałam idealnej. Tata alkoholik. Klęczałam więc przed moim partnerem kiedy synek był maleńki i błagałam o rozmowę. Nic. Kamień. To mnie wykańcza. Wiem, że powinnam odejść. Nie odchodzę bo nie wiem jak sobie poradzę sama z dzieckiem i żałosną pensją nauczycielską. Kto zajmie się małym kiedy będzie chory. Tymczasem jest piątek, a ja marzę o tym, żeby spędzić go z kochaną osobą. Obejrzeć film, wyjść do tapas baru, cokolwiek. Wiecie co mnie zabija w środku? To, że mieszkam z kimś kto mnie nie kocha. Że nie mogę się odciąć od tej osoby, dojść do siebie i zacząć żyć powoli na nowo. Samotnie, ale bez tego stresu. Ostatnio podejrzewam, że mnie zdradza. On nie okazuje swoich uczuć. Jest zadowolony, wychodzi na kilka godzin trzy, cztery razy w tygodniu. Twierdzi, że do sauny... A ja jestem w domu bo ktoś musi siedzieć z dzieckiem. Proponowałam kiedyś terapię par, odmówił. Ja nie będę na żadne terapie chodzić po to, żeby móc z nim być bo nie jest idealny, żeby mnie szantażować. Nie raz mnie uderzył. Wyzywał. Jest mi bardzo ciężko żyć w domu z kimś kto jest moim niby partnerem, ale nie okazuje mi żadnych uczuć. Nie ożenił się ze mną, a wczoraj stwierdził, że nie pasujemy do siebie i zapytał kiedy się wyprowadzę... Czy ktoś ma podobne doświadczenia i mógłby podzielić się nimi ze mną? Jak przejść przez ten okres, jak ratować siebie, żeby nie popaść w poważną depresję. Jak odejść od człowieka, którego się kochało, ojca dziecka, który rani tak mocno, że chce się krzyczeć na całe gardło.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Kilka zdań, każde znamienne.

alisesa napisał/a:

(...) Zawsze dawałam z siebie wszystko (...)

Nie chcę, żeby wychowywał się w rozbitej rodzinie. (...)

Wystarczy spróbować, porozmawiać, przeprosić, zacząć od nowa. Ale on nie chce, albo szantażuje mnie, że mam się "leczyć" bo ciągle płaczę i popadam w coraz większą depresję. (...)

Klęczałam więc przed moim partnerem kiedy synek był maleńki i błagałam o rozmowę. (...)

Wiem, że powinnam odejść. Nie odchodzę bo nie wiem jak sobie poradzę sama z dzieckiem i żałosną pensją nauczycielską. (...)

Nie raz mnie uderzył. Wyzywał. Jest mi bardzo ciężko żyć w domu z kimś kto jest moim niby partnerem, ale nie okazuje mi żadnych uczuć.  (...)

Gdzie podziałaś swą godność i szacunek do samej siebie?

3

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
alisesa napisał/a:

Nie mam za sobą dobrych związków. I nie wiem gdzie leży wina. Zawsze dawałam z siebie wszystko, a kończyłam z facetami, którzy nie potrafili odwzajemnić się tym samym. Odkąd pamiętam walczyłam o uwagę, czas, rozmowę - a przecież w normalnym związku dwójki kochających się ludzi takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. Jeżeli trzeba walczyć o uwagę to znaczy, że coś jest nie tak. Mam 33 lata, jestem ładna, skończyłam dobre studia za granicą, ogarnięta. Naprawdę jest ze mną o czym porozmawiać, przez wiele lat mieszkając z ludźmi z różnych regionów świata i różnych wyznań wiele się nauczyłam. Ale nie o tym chciałam napisać. Kilka lat temu poznałam mężczyznę. Nie miałam już ochoty na zabawy w kotka i myszkę, szybko zamieszkaliśmy ze sobą, żeby szybko zadecydować czy do siebie pasujemy czy nie. Przyznam, że było mi z nim bardzo dobrze. Do czasu aż urodziło się dziecko. Chociaż teraz widzę, że dostawałam już wcześniej pewne sygnały, których ja z jakiegoś dziwnego powodu udawałam, że nie widzę... Kiedy był jakiś problem, kłótnia on wychodził. Nie wiem dlaczego to ignorowałam. Może dlatego, że nie kłóciliśmy się za często, było mi dobrze, wygodnie... Jednak z czasem problemy zaczęły się nawarstwiać, nierozwiązane sprawy zalegać, wyrzuty, żale. Próbowałam porozmawiać. Potrzebowałam tego, wybaczenia sobie i pójścia dalej z czystym kontem. Ale on nie chciał i nie chce ze mną rozmawiać. Wychodzi albo po prostu mówi mi, że nie będzie ze mną rozmawiał. Wyznacza warunki, przeszkadza mu mój płacz. A ja? Ja jestem na skraju załamania nerwowego. Mam maleńkiego synka, który dzisiaj skończył półtorej roku. Nie chcę, żeby wychowywał się w rozbitej rodzinie. Wystarczy spróbować, porozmawiać, przeprosić, zacząć od nowa. Ale on nie chce, albo szantażuje mnie, że mam się "leczyć" bo ciągle płaczę i popadam w coraz większą depresję. Marzyłam o rodzinie bo sama nie miałam idealnej. Tata alkoholik. Klęczałam więc przed moim partnerem kiedy synek był maleńki i błagałam o rozmowę. Nic. Kamień. To mnie wykańcza. Wiem, że powinnam odejść. Nie odchodzę bo nie wiem jak sobie poradzę sama z dzieckiem i żałosną pensją nauczycielską. Kto zajmie się małym kiedy będzie chory. Tymczasem jest piątek, a ja marzę o tym, żeby spędzić go z kochaną osobą. Obejrzeć film, wyjść do tapas baru, cokolwiek. Wiecie co mnie zabija w środku? To, że mieszkam z kimś kto mnie nie kocha. Że nie mogę się odciąć od tej osoby, dojść do siebie i zacząć żyć powoli na nowo. Samotnie, ale bez tego stresu. Ostatnio podejrzewam, że mnie zdradza. On nie okazuje swoich uczuć. Jest zadowolony, wychodzi na kilka godzin trzy, cztery razy w tygodniu. Twierdzi, że do sauny... A ja jestem w domu bo ktoś musi siedzieć z dzieckiem. Proponowałam kiedyś terapię par, odmówił. Ja nie będę na żadne terapie chodzić po to, żeby móc z nim być bo nie jest idealny, żeby mnie szantażować. Nie raz mnie uderzył. Wyzywał. Jest mi bardzo ciężko żyć w domu z kimś kto jest moim niby partnerem, ale nie okazuje mi żadnych uczuć. Nie ożenił się ze mną, a wczoraj stwierdził, że nie pasujemy do siebie i zapytał kiedy się wyprowadzę... Czy ktoś ma podobne doświadczenia i mógłby podzielić się nimi ze mną? Jak przejść przez ten okres, jak ratować siebie, żeby nie popaść w poważną depresję. Jak odejść od człowieka, którego się kochało, ojca dziecka, który rani tak mocno, że chce się krzyczeć na całe gardło.

Facet cie tłucze, wyzywa, traktuje podle a ty pytasz jak od niego odejść? Drzwiami!
Jak dobrze wszystko przemyślisz, to okaże się, ze wcale nie jesteś na tak bardzo przegranej pozycji. Masz pracę, mały może pójśc do żłobka, wystąp o alimenty, masz pewnie prawo do jakiś zasiłków? Zastanów się, kto może ci pomóc przynajmniej na początku. Możesz zamieszkać u kogoś z rodziny? Jeśli nie, to na pewno twój dochód wystarczy na opłacenie małego mieszkania a reszta sie ułoży. W tej chwili robisz dokładnie to, czego żadna kobieta robić nie powinna; żebrzesz o miłość i uwagę, a facet obrasta w piórka i posuwa się coraz dalej w swojej agresji i przemocy. Nie zdziwiłabym się, gdyby od dawna cię zdradzał.
Są instytucje, niebieska linia, w każdym większym mieście placówki udzielające pomocy ofiarom przemocy w rodzinie gdzie uzyskasz wsparcie psychologiczne i prawne, tylko musisz chcieć od niego odejśc, a nie liczyć na cud. Najtrudniejsze to dojść do tej oczywistej prawdy, ze nie żyjesz z " czlowiekiem którego się kiedyś kochało, ojcem dziecka", tylko z wrogiem, ktory cię rani i krzywdzi i któremu twój los jest zupełnie obojętny. Masz syna, nie jesteś odpowiedzialna tylko za siebie, ale też za niego, bo jak widać ojciec niewiele sobie ze swojego ojcostwa robi.
Nie płacz już, tylko zacznij mysleć jak zmienić coś w swoim życiu.

4

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
Salomonka napisał/a:
alisesa napisał/a:

Nie mam za sobą dobrych związków. I nie wiem gdzie leży wina. Zawsze dawałam z siebie wszystko, a kończyłam z facetami, którzy nie potrafili odwzajemnić się tym samym. Odkąd pamiętam walczyłam o uwagę, czas, rozmowę - a przecież w normalnym związku dwójki kochających się ludzi takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. Jeżeli trzeba walczyć o uwagę to znaczy, że coś jest nie tak. Mam 33 lata, jestem ładna, skończyłam dobre studia za granicą, ogarnięta. Naprawdę jest ze mną o czym porozmawiać, przez wiele lat mieszkając z ludźmi z różnych regionów świata i różnych wyznań wiele się nauczyłam. Ale nie o tym chciałam napisać. Kilka lat temu poznałam mężczyznę. Nie miałam już ochoty na zabawy w kotka i myszkę, szybko zamieszkaliśmy ze sobą, żeby szybko zadecydować czy do siebie pasujemy czy nie. Przyznam, że było mi z nim bardzo dobrze. Do czasu aż urodziło się dziecko. Chociaż teraz widzę, że dostawałam już wcześniej pewne sygnały, których ja z jakiegoś dziwnego powodu udawałam, że nie widzę... Kiedy był jakiś problem, kłótnia on wychodził. Nie wiem dlaczego to ignorowałam. Może dlatego, że nie kłóciliśmy się za często, było mi dobrze, wygodnie... Jednak z czasem problemy zaczęły się nawarstwiać, nierozwiązane sprawy zalegać, wyrzuty, żale. Próbowałam porozmawiać. Potrzebowałam tego, wybaczenia sobie i pójścia dalej z czystym kontem. Ale on nie chciał i nie chce ze mną rozmawiać. Wychodzi albo po prostu mówi mi, że nie będzie ze mną rozmawiał. Wyznacza warunki, przeszkadza mu mój płacz. A ja? Ja jestem na skraju załamania nerwowego. Mam maleńkiego synka, który dzisiaj skończył półtorej roku. Nie chcę, żeby wychowywał się w rozbitej rodzinie. Wystarczy spróbować, porozmawiać, przeprosić, zacząć od nowa. Ale on nie chce, albo szantażuje mnie, że mam się "leczyć" bo ciągle płaczę i popadam w coraz większą depresję. Marzyłam o rodzinie bo sama nie miałam idealnej. Tata alkoholik. Klęczałam więc przed moim partnerem kiedy synek był maleńki i błagałam o rozmowę. Nic. Kamień. To mnie wykańcza. Wiem, że powinnam odejść. Nie odchodzę bo nie wiem jak sobie poradzę sama z dzieckiem i żałosną pensją nauczycielską. Kto zajmie się małym kiedy będzie chory. Tymczasem jest piątek, a ja marzę o tym, żeby spędzić go z kochaną osobą. Obejrzeć film, wyjść do tapas baru, cokolwiek. Wiecie co mnie zabija w środku? To, że mieszkam z kimś kto mnie nie kocha. Że nie mogę się odciąć od tej osoby, dojść do siebie i zacząć żyć powoli na nowo. Samotnie, ale bez tego stresu. Ostatnio podejrzewam, że mnie zdradza. On nie okazuje swoich uczuć. Jest zadowolony, wychodzi na kilka godzin trzy, cztery razy w tygodniu. Twierdzi, że do sauny... A ja jestem w domu bo ktoś musi siedzieć z dzieckiem. Proponowałam kiedyś terapię par, odmówił. Ja nie będę na żadne terapie chodzić po to, żeby móc z nim być bo nie jest idealny, żeby mnie szantażować. Nie raz mnie uderzył. Wyzywał. Jest mi bardzo ciężko żyć w domu z kimś kto jest moim niby partnerem, ale nie okazuje mi żadnych uczuć. Nie ożenił się ze mną, a wczoraj stwierdził, że nie pasujemy do siebie i zapytał kiedy się wyprowadzę... Czy ktoś ma podobne doświadczenia i mógłby podzielić się nimi ze mną? Jak przejść przez ten okres, jak ratować siebie, żeby nie popaść w poważną depresję. Jak odejść od człowieka, którego się kochało, ojca dziecka, który rani tak mocno, że chce się krzyczeć na całe gardło.

Facet cie tłucze, wyzywa, traktuje podle a ty pytasz jak od niego odejść? Drzwiami!
Jak dobrze wszystko przemyślisz, to okaże się, ze wcale nie jesteś na tak bardzo przegranej pozycji. Masz pracę, mały może pójśc do żłobka, wystąp o alimenty, masz pewnie prawo do jakiś zasiłków? Zastanów się, kto może ci pomóc przynajmniej na początku. Możesz zamieszkać u kogoś z rodziny? Jeśli nie, to na pewno twój dochód wystarczy na opłacenie małego mieszkania a reszta sie ułoży. W tej chwili robisz dokładnie to, czego żadna kobieta robić nie powinna; żebrzesz o miłość i uwagę, a facet obrasta w piórka i posuwa się coraz dalej w swojej agresji i przemocy. Nie zdziwiłabym się, gdyby od dawna cię zdradzał.
Są instytucje, niebieska linia, w każdym większym mieście placówki udzielające pomocy ofiarom przemocy w rodzinie gdzie uzyskasz wsparcie psychologiczne i prawne, tylko musisz chcieć od niego odejśc, a nie liczyć na cud. Najtrudniejsze to dojść do tej oczywistej prawdy, ze nie żyjesz z " czlowiekiem którego się kiedyś kochało, ojcem dziecka", tylko z wrogiem, ktory cię rani i krzywdzi i któremu twój los jest zupełnie obojętny. Masz syna, nie jesteś odpowiedzialna tylko za siebie, ale też za niego, bo jak widać ojciec niewiele sobie ze swojego ojcostwa robi.
Nie płacz już, tylko zacznij mysleć jak zmienić coś w swoim życiu.


Lepiej bym tego nie napisała.
Autorko, przyszedł czas na działanie. Zmień swoje życie, bo jeśli tego nie zrobisz, to życie zmieni ciebie, a to nie będzie mile. Zawsze lepiej jest być panią własnego losu.

5

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Nie płacz za gnojem który cię bije i upokarza na każdym kroku. Masz największą motywację jaka można miec, dziecko. Walcz dla synka. Walcz o to żeby miał najlepsza mamę na świecie.
Możesz liczyć na czyjąś pomoc?

6 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2020-01-17 21:43:45)

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Autorko wychodzi na to, ze jedyne co Cię trzyma przy tym czlowieku to pieniadze bo boisz sie ze ze swojej pensji nie utrzymasz siebie i dziecka. Inne argumenty to jakis belkot.  Dziecku nie chcesz rozbijac rodziny? Jakiej rodziny??Ten facet Cie nie kocha, okazuje Ci to na kazdym kroku, bije, wyzywa, poniza, prawdopodobnie zdradza i na dodatek juz wrecz jawnie probuje pozbyc z domu. Naprawde wierzysz ze dziecku zycie w czyms takim nie zrobi krzywdy?? Zarowno ono jak i Ty wyjdziecie duzo lepiej zyjac skromniej ale za to spokojnie. Piszesz ze skonczylas dobre studia. Pomysl zatem o zmianie pracy albo chociaz o platnych korepetycjach. Zreszta od partnera nalezec Ci sie beda alimenty na dziecko. No i oprzytomniej, jakie klekanie i blaganie partnera, jakie "wystarczy tylko porozmawiac"?? O czym?? O zdradach, biciu? Myslisz ze on nie wie ze to jest niedopuszczalne i potrzebuje rozmowy na ten temat?? Chyba zartujesz sobie.
Naprawde Autorko pora na bycie szczera przed sama soba. Albo odchodzisz od typa i zaczynasz skromniejsze ale normalne zycie albo zostajesz i godzisz sie na to cale pieklo dla kasy, ktora on daje na utrzymanie Was. Innymi slowy sprzedajesz swoja godnosc i bezpieczenstwo swoje i dziecka za kase. Nazwijmy rzeczy po imieniu. Dzieckiem sie nie zaslaniaj bo dzieci wychowane w domu przemocowym nigdy nie sa szczesliwe a z czasem tez czesto zostaja ofiarami rodzinnego agresora. Poza tym powinnas wziac pod uwage calkiem realna opcje, ze on za ktoryms razem przyprowadzi Ci wkoncu do domu kobiete i powie ze teraz bedzie mieszkac z Wami. Co ma go powstrzymac przed takim posunieciem? Malzenstwem wkoncu nie jestescie a on nawet nie probuje sie juz kryc z tym ze ma Ciebie gleboko w d...Co wtedy zrobisz? Udasz ze tej kobiety nie widzisz? Bo pensja nauczycielska jest niska wiec trzeba zacisnac zeby i siedziec z nimi w domu?

7 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-01-17 21:41:32)

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Zaproponowałaś ojcu dziecka wspólną terapię. On odmówił. Dlaczego jednak nie zdecydowałaś się na indywidualną? Tematów, sądząc z wcześniejszych "związkowych" i okołorodzinnych postów, masz sporo, wystarczy do pracy.

8

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Nawet, jeśli nie sprowadzi jakiejś gwiazdy (mało która kobieta zgodziłaby się na taką jego propozycje), "to przecież puszcza mu wszelkie hamulce i na twoich oczach będzie się stroil do jakieś bocznej. Mieszkanie jest jego, więc w imię czego on miałby trzymać pod swoim dachem kobiete, której po prostu nie chce, czyli ciebie. Zniesiesz takie scenki, gdy na twoich oczach jawnie i na bezczela będzie szykował się do innej?
Co niby mu wtedy zrobisz? Padniesz w progu domu niczym Rejtan? Będziesz, go błagać, kłócić się z nim, a może pogrozisz rozwodem (przypominam, że nie macie ślubu), co wtedy zrobisz? Staniesz jak ta sierota i zaczniesz płakać i to jeszcze na jego oczach?
Ogarnij się i pluń na te dibrobytu, które on niby ci daje. Czasem kęs chleba Pana kołkiem w gardle staje.
Lepszy domek ciasny ale własny, a chleb własny też lepiej smakuje.
Rządzi tobą strach, a przez związek z tym cudem czujesz się piątym gatunkiem kobiety, więc zamarlas w oczekiwaniu na cud. Ocknij się wuec z tego marazmu i zacznij dzialac.

9

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
alisesa napisał/a:

(2016-11-18 21:49:19) nie wiem ile masz lat, ale zastanów się czy to jest chłopak dla Ciebie. czasami tak jest, że kogoś kochamy, a ta osoba jest kompletnie nie dla nas. piszę tak dobitnie, bo napisałaś, że on jest "czasami kochany". on czasami powinien być "mniej kochany", a przez większość czasu "kochany". czasami mnie rozbraja ile dziewczyn jest w jakiś chorych związkach, z kompletnie niedobranym partnerem, sama byłam prawie 6 lat z kimś kto do mnie nie pasował. takie coś zawsze prędzej czy później się skończy fiaskiem. bo albo będziesz się bawiła w matkę teresę (ale wnioskuję, żeście już dorośli), albo będziesz próbowała go zmienić i ciągle coś Ci będzie nie pasowało, albo zmienisz się we frustratkę i stracisz całą pewność siebie. tyle.

(2016-11-17 16:30:51) wiesz, a może to jego ex dała mu ogromnego kopa w tyłek? druga rzecz, żeby w związku trzeba było dochodzić swoich praw to już ostra przesada. a takie "karanie" drugiej osoby to zwykłe draństwo, a przede wszystkim dowód niedojrzałości tego faceta. okropna manipulacja... na prawdę współczuję...
powinnaś na pewno upewnić się, że masz te udziały w firmie. przecież udziały to pieniądze. ponieważ nie macie ślubu to nic od niego nie dostaniesz, ale chociaż upewnij się, że masz ten procent i zdobądź oryginalny dowód. no chyba, że już go masz w dokumentach, a jeśli nie masz to źle.
Ja bym nie czekała. masz mieszkanie w Pl? to zamiast siedzieć zacznij szukać pracy i po prostu wyjedź pewnego dnia. poproś rodziców o pomoc. staniesz na nogi, poradzisz sobie. to, że będziesz musiała to zrobić pozwoli trochę zapomnieć o bólu rozstania. ale patrząc z zewnątrz, po wszystkich moich doświadczeniach... najlepiej zrobisz jak najszybciej pakując manatki. jedno Ci doradzę. nie informuj go o tym. pewnie Ci zacznie mówić, że sobie nie poradzisz, że nie jesteś nic warta bez niego. dziewczyno nie marnuj życia. bo kiedy spotkasz właściwą osobę - jest piękne wink

(2016-07-07 22:57:33) autorko, generalnie już po tym co przeczytałam uważam, że powinnaś rzucić go**.
piszesz na forum i czujesz, że coś jest mocno nie tak. w dobrym związku też się zdarzają kłótnie, ale człowiek się nie zastanawia co chwilę nad sensem związku i czy jest szanowany.
odbieranie telefonu w trakcie seksu to jest żenua. buractwo. brak szacunku. powinnaś go wyrzucić z łóżka i tyle.
co do jego tekstów to bardzo niefajnie się to zaczyna. byłam kiedyś w takim związku i bardzo potem cierpiałam. a ten chłopak najwyraźniej nie ma też wzorca dobrego.
a na koniec powiem Ci jedno. jak on już na tym etapie nie chce rozmawiać, słuchać Ciebie, dyskutować to bardzo źle. z czasem będziesz się tak strasznie męczyła, żeby mu cokolwiek wytłumaczyć, żeby on zrozumiał, ale to będzie jak grochem o ścianę. dobry facet w dobrym związku słucha kiedy mówisz do niego ważne rzeczy. wiem to z autopsji.
Swoją drogą jak go rzucisz to dopiero będzie afera. on chyba nie uwierzy. a dla Ciebie to będzie najlepsza chyba decyzja.

To są twoje słowa, twoje porady dla innych.
Wiesz co musisz zrobić, nie ma związku tam gdzie ktoś podnosi rękę na swojego partnera. Ten związek to trup. Jeśli kochasz swoje dziecko to masz  obowiązek zrobić to dla niego i dla siebie. Tutaj w tej relacji nie ma już o czym i z kim rozmawiać. Wiem, że jesteś przytłoczona tym wszystkim, ale odwaga polega nie na tym, że się nie boisz, tylko na tym, że mimo strachu działasz. Dasz radę dziewczyno, nie raz dawałaś, nikt nie ma prawa tak cię traktować, wstań z "kolan", otrzyj łzy i zrób porządek w swoim życiu. Obudź się ze złudzeń.

10

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

wezcie dziewczyny podrzucie tu linki do watkow Toni80, Nieszczesliwej123 (czy jakos tak) bo ja nie pamietam.
Ta dziewczyna potrzebuje w trybie ekspresowym pomocy

ze tez takie mendy chodza po ziemi jak ten Twoj "partner" ....

11

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
johnyG napisał/a:

wezcie dziewczyny podrzucie tu linki do watkow Toni80, Nieszczesliwej123 (czy jakos tak) bo ja nie pamietam.
Ta dziewczyna potrzebuje w trybie ekspresowym pomocy
ze tez takie mendy chodza po ziemi jak ten Twoj "partner" ....

Tylko tą babeczkę namierzyłam https://www.netkobiety.pl/t116824.html Toni80 , drugiej nie mogę znaleźć, to daje taki też podbudowujący inny https://www.netkobiety.pl/viewtopic.php?id=72138

12

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Piszesz ze jestes finansowo uzalezniona od meza i jednoczesni, ze skonczylas dobre studia za granicą. Co Cie przy nim trzyma?

13

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Autorko postu, po pierwsze chce  Ci powiedzieć, że DOSKONALE WIEM CO CZUJESZ. Przeszłam podobne pieklo na ziemi, jedynie nie było przemocy fizycznej. To co zgotował Ci Twój partner to "toksyczna relacja"
Na początek proponuje ci kanał na Youtube SOULGPS . Filmiki na tym kanale są w języku polskim  i angielskim. Mam nadzieję, że ci pomogą. Mi pomogly. Napewno rozjaśni W ci w głowie.  Myślę, że bez terapii się nie obejdzie. Powodzenia. Trzymam za Ciebie kciuki. Jeśli chcesz pogadać prywatnie, napisz e-mail. Chętnie Cię wyslucham.

14

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
ulle napisał/a:

Nawet, jeśli nie sprowadzi jakiejś gwiazdy (mało która kobieta zgodziłaby się na taką jego propozycje), "to przecież puszcza mu wszelkie hamulce i na twoich oczach będzie się stroil do jakieś bocznej. Mieszkanie jest jego, więc w imię czego on miałby trzymać pod swoim dachem kobiete, której po prostu nie chce, czyli ciebie. Zniesiesz takie scenki, gdy na twoich oczach jawnie i na bezczela będzie szykował się do innej?
Co niby mu wtedy zrobisz? Padniesz w progu domu niczym Rejtan? Będziesz, go błagać, kłócić się z nim, a może pogrozisz rozwodem (przypominam, że nie macie ślubu), co wtedy zrobisz? Staniesz jak ta sierota i zaczniesz płakać i to jeszcze na jego oczach?
Ogarnij się i pluń na te dibrobytu, które on niby ci daje. Czasem kęs chleba Pana kołkiem w gardle staje.
Lepszy domek ciasny ale własny, a chleb własny też lepiej smakuje.
Rządzi tobą strach, a przez związek z tym cudem czujesz się piątym gatunkiem kobiety, więc zamarlas w oczekiwaniu na cud. Ocknij się wuec z tego marazmu i zacznij dzialac.

Ulle ja nie twierdze, ze on sobie kogos na pewno sprowadzi do domu. Podalam tak ekstremalny przyklad by uswiadomic Autorce, ze gdyby tak teoretycznie bylo to ona w swoim stanie totalnej desperacji bylaby pewnie w stanie zgodzic sie na to. Z drugiej strony jesli facet bedzie przedstawial Autorke jako bylą nawet nie zone, z ktora laczy go jedynie dziecko i litosc (bo niezaradna biedaczka nie ma sie gdzie podziac a matki swojego dziecka na ulice wyrzucic nie wypada) to pewnie moga sie znalezc kobiety ktore moze nie tyle beda chcialy z nim zamieszkac co bywac u niego, spotykac sie z nim i ogolnie funkcjonowac w tym wymuszonym trojkacie (majac oczywiscie nadzieje ze Autorka sama wkoncu zrozumie ze jest zbednym ogniwem i sie wyprowadzi).

15 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2020-01-18 00:12:14)

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Najeżony błędami złośliwy off top - godzący w Autorkę wątku. Post nie tylko poniżej poziomu forum, ale poniżej dna i wodorostów.

16

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
SzczęśćBożę napisał/a:

Co autorka za młodu robiła, śmiem się tylko domyślać hehe

Za to co ty za młodu robiłeś, nikt domyślać się nie musi.

17

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
Salomonka napisał/a:
SzczęśćBożę napisał/a:

Co autorka za młodu robiła, śmiem się tylko domyślać hehe

Za to co ty za młodu robiłeś, nikt domyślać się nie musi.

Dokładnie. Dowalanie autorce postu jest całkowicie nie na miejscu. Dziewczyna potrzebuje wsparcia, a nie oceniania. Nic nikomu do tego co z kim i gdzie robiła.

18 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2020-01-18 00:51:02)

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Dobra [wulgaryzm] widze surowo karany ok no to konkrety:

Jakie masz opcje.
Siedzisz z nim i bierzesz wszystko na klate...bedzie cie zdradzał raczej, o szacunku zapomnij z jego strony, koniec kropka.
Opcja nr 2 odchodzisz, sadzicie sie o kase na dzieciaka, zostajesz samotną matką z dzieckiem. Jak jesteś jeszcze atrakcyjna to może znajdziesz sobie kogoś w miare, kto cie na śmierć nie zadnudzi, ale  o motylkach raczej zapomnij. Poza tym samotnych smutnych panów w Polsce nie brakuje.

O jakiś cud w sensie on nagle sie dla ciebie zmieni zapomnij. Nie ten typ faceta.

No popatrz, karany. Jeszcze jedna wypowiedź lub wyrażenie tego typu, a pożegnamy Cię na stałe i bez żalu.

19

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
alisesa napisał/a:

Wyznacza warunki, przeszkadza mu mój płacz. A ja? Ja jestem na skraju załamania nerwowego. Mam maleńkiego synka, który dzisiaj skończył półtorej roku. Nie chcę, żeby wychowywał się w rozbitej rodzinie. Wystarczy spróbować, porozmawiać, przeprosić, zacząć od nowa. Ale on nie chce, albo szantażuje mnie, że mam się "leczyć" bo ciągle płaczę i popadam w coraz większą depresję. Marzyłam o rodzinie bo sama nie miałam idealnej. Tata alkoholik. Klęczałam więc przed moim partnerem kiedy synek był maleńki i błagałam o rozmowę. Nic. Kamień. To mnie wykańcza. Wiem, że powinnam odejść. Nie odchodzę bo nie wiem jak sobie poradzę sama z dzieckiem i żałosną pensją nauczycielską. Kto zajmie się małym kiedy będzie chory. Tymczasem jest piątek, a ja marzę o tym, żeby spędzić go z kochaną osobą. Obejrzeć film, wyjść do tapas baru, cokolwiek. Wiecie co mnie zabija w środku? To, że mieszkam z kimś kto mnie nie kocha. Że nie mogę się odciąć od tej osoby, dojść do siebie i zacząć żyć powoli na nowo. Samotnie, ale bez tego stresu. Ostatnio podejrzewam, że mnie zdradza. On nie okazuje swoich uczuć. Jest zadowolony, wychodzi na kilka godzin trzy, cztery razy w tygodniu. Twierdzi, że do sauny... A ja jestem w domu bo ktoś musi siedzieć z dzieckiem. Proponowałam kiedyś terapię par, odmówił. Ja nie będę na żadne terapie chodzić po to, żeby móc z nim być bo nie jest idealny, żeby mnie szantażować. Nie raz mnie uderzył. Wyzywał. Jest mi bardzo ciężko żyć w domu z kimś kto jest moim niby partnerem, ale nie okazuje mi żadnych uczuć. Nie ożenił się ze mną, a wczoraj stwierdził, że nie pasujemy do siebie i zapytał kiedy się wyprowadzę... Czy ktoś ma podobne doświadczenia i mógłby podzielić się nimi ze mną? Jak przejść przez ten okres, jak ratować siebie, żeby nie popaść w poważną depresję. Jak odejść od człowieka, którego się kochało, ojca dziecka, który rani tak mocno, że chce się krzyczeć na całe gardło.


Facet cię leje i szantażuje, a mimo to piszesz o uczuciach, miłym spędzeniu piątku i wyjściu z nim do tapas baru. Piszesz również, że wystarczy przeprosić się i będzie już ok na całe życie... Tak to nie działa niestety. Dlatego czytając cię mam wrażenie, ze nie tylko on jest twardy jak kamień. Sama też taka jesteś, bo kosztem własnej godności, własnego komfortu oraz spokoju twojego i tego dziecka uparcie i sztywno trzymasz się jedynej złej opcji w tych warunkach, którą jest twoje stare marzenie o dobrej rodzinie. - To naprawdę nadaje się do lekarza.

Nie wiem, w Polsce jest coś takiego jak Domy Samotnych Matek (tak to się chyba nazywa), jakieś tam DPS-y, nie wiem jak u ciebie. - Nie wiem dokładnie jak to funkcjonuje, jakie są kryteria, sama to możesz sprawdzić, o ile nie miałabyś tutaj pomocy ze strony własnej rodziny.
A tak w ogóle, ludzie są w różnych sytuacjach i jakoś sobie radzą, może po prostu za bardzo boisz się samodzielności, może jesteś za mało zorientowana w temacie.
Możliwości zrobienia obdukcji, zgłoszenia przemocy na jakąś linię, policję, pójściu do lekarza i psychologa, czy możliwościach uzyskania pomocy prawnej. - Zorientuj się w tym wszystkim, podejmij kroki, postaraj się poszukać pomocy dla matek będących w twojej sytuacji.

20

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Współczuję Ci Autorko tych strasznych przeżyć. Widzisz sama jak wygląda Twoja sytuacja: nie ma tutaj mowy o choćby drobnych śladach jakiegokolwiek uczucia czy nawet szacunku z jego strony. Zachowaj swoją godność, godnośc człowieka zasługującego choć na odrobinę uczucia, ciepła i szacunku. Wiem, że masz dziecko, ale sa specjalistyczn einstytucje pomagające samotnym matkom ofiarom przemocy. Nie możesz dzeicku gotować czegoś takiego! Oboje z synkiem zasługujecie na kogoś kto się Wami zaopiekuje, zatroszczy się i pokocha. Nie ma miejsca na tolerowanie przemocy, poniżania czy braku szacunku i całkowitego lekceważenia! Nic z niego nie wykrzesisz, bo ten "facet" nie jest zdolny do zdowej relacji. Uszanuj swoją godnośc i zdrowie swojego dziecka! Zawalcz o siebie smile

21

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Dam ci rady
- Zerwij z nim dla dobra swojego i dziecka, marnujesz tylko życie.
- I przestań sobie kogoś szukać. Skup się na sobie i dziecku a nie facetach.

Pozdrawiam

22 Ostatnio edytowany przez alisesa (2020-01-18 11:39:40)

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Chciałabym wyklarować kilka rzeczy. Nie podchodzę do związków na lekko. Życie takie nie jest i pokazuje wielokrotnie, że sytuacje, które z boku ocenić jest bardzo łatwo wcale takie nie są. Napisałam, że zdarzyło mu się mnie uderzyć. To prawda. Nie pisałam, że doznaję przemocy fizycznej jednak jestem świadoma, że takie zachowanie jest niedopuszczalne. Mówił mi jakiś czas temu, że chodzi na jakąś terapię. Być może nie radzi sobie z emocjami, tak jak ja kiedy w chwili desperacji i strachu prosiłam, błagałam o rozmowę. Problem w tym, że mój partner jest bardzo dobrym tatą dla małego, a mały go uwielbia. Problemy zaczynają się na płaszczyźnie ja i on. Pamiętam jak przed porodem prosiłam go, żebyśmy wspólnie wychowywali synka, zgodnie, a jak będziemy mieć inne zdania to ok, ale nie przy dziecku. Jestem pedagogiem i doskonale wiem jak łatwo zniszczyć autorytet drugiego rodzica. On nie umie współpracować ze mną jako rodzicem, a to jest pole największych konfliktów. Nie wiem czy mnie zdradza, nie złapałam za rękę, dowodów nie mam. Myślę, że opcją jest też to, że chce mnie zranić. Może też jest mu źle i sobie z tym nie radzi? Łatwo jest powiedzieć odejdź, kiedy w życiu jest dziecko. Mój synek chodzi do żłobka. Kiedy jest chory, czy teraz w okresie zimowym średnio co dwa tygodnie, jest cyrk bo moi rodzice oboje pracują, a jego mieszkają za granicą. Jesteśmy we dwoje, a co dopiero gdybym była sama. Jestem nauczycielem, nie mogę tak ot nie przyjść na lekcje. Mam dzieci do przygotowania do egzaminów. Ja traktuję rodzinę poważnie. Też nie raz i nie dwa go raniłam. Różnica jest taka, że ja jestem człowiekiem z którym można wszystko załatwić. Potrafię przebaczać. W tym momencie coś się we mnie zmieniło w środku, upokorzenia sprawiły, że nie potrafię się na niego otworzyć. Największym problemem. Jest dla mnie brak rozmowy, brak słowa przepraszam, brak przebaczenia. I tutaj kłóci się we mnie definicja dobrego ojca. Z jednej strony jako tata sprawdza się wspaniale, zawsze też pomagał mi przy małym. Z drugiej strony kochając to dziecko czy nie powinien wziąć się za siebie i porozmawiać? Iść ze mną na terapię? A może patrzy podobnie, nie pasujemy do siebie, więc dla dobra dziecka lepiej się rozstać? Ja mam do niego ogromny żal o jedno. Że nie potrafił zawalczyć i naszą rodzinę, że ulega emocjom o które przecież ciągle oskarża mnie. Co do pracy, przez 10 lat męczyłam się w korporacji. Doszłam nawet do jakiegoś stanowiska. Będąc w ciąży miałam mieć przedłużoną umowę. Obiecano mi czas nieokreślony (to była czwarta umowa), nauczona doświadczeniem miałam potwierdzenie na mailu. Musieli zauważyć, że jestem w ciąży chociaż mocno się pilnowałam. Zmienili umowę na taką do porodu, a potem przeszłam na ZUS. I nie piszcie proszę, że mogłam iść do sądu pracy. Mogłam, ale nikt w takim momencie nie ma na to ochoty. Kiedy skrócili mi umowę w czwartym miesiącu (a nie chcę już nawet pisać o tym przez jaki stres przechodziłam) poszłam na L4. Nie widziałam powodu dla którego miałabym pracować tam w takim momencie. Jestem nauczycielem, ale mam skończone trzy kierunki, w tym jeden specjalistyczny za granicą. Wróciłam do zawodu nauczyciela, który bardzo lubię, w którym wreszcie dobrze się czuję. Pracuję średnio ok. 60 h tygodniowo, w tym lekcje, zarabiam żałosne grosze. Zdecydowałam się na tą pracę, a nie korpo dla siebie. Żeby nie odczuwać pracy jako miejsca, którego nienawidzę. Spędzam tam tyle czasu, nie chce czuć się źle. Korpo to nie moja bajka. Wiedziałam jednak, że mam wsparcie finansowe. Szukam mieszkania intensywnie i wiecie co? Nikt nie chce mi wynająć, tylko na pewien rodzaj umowy notarialnej gdzie ktoś zobowiąże się, że jak nie będę płacić to będą mnie mieli gdzie eksmitować. Nie mam osoby, która mogłaby mi pomóc na tym polu. Po prostu nie mam. To nie jest takie proste odejść będąc z żałosną pensją i maleńkim dzieckiem. Nie boję się skromniejszego życia. Boję się, tak, że sobie nie poradzę w sprawach logistycznych. Czysto życiowych. Reszta jest do ogarnięcia.

23

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
alisesa napisał/a:

Chciałabym wyklarować kilka rzeczy. Nie podchodzę do związków na lekko. Życie takie nie jest i pokazuje wielokrotnie, że sytuacje, które z boku ocenić jest bardzo łatwo wcale takie nie są. Napisałam, że zdarzyło mu się mnie uderzyć. To prawda. Nie pisałam, że doznaję przemocy fizycznej jednak jestem świadoma, że takie zachowanie jest niedopuszczalne. Mówił mi jakiś czas temu, że chodzi na jakąś terapię. Być może nie radzi sobie z emocjami, tak jak ja kiedy w chwili desperacji i strachu prosiłam, błagałam o rozmowę. Problem w tym, że mój partner jest bardzo dobrym tatą dla małego, a mały go uwielbia. Problemy zaczynają się na płaszczyźnie ja i on. Pamiętam jak przed porodem prosiłam go, żebyśmy wspólnie wychowywali synka, zgodnie, a jak będziemy mieć inne zdania to ok, ale nie przy dziecku. Jestem pedagogiem i doskonale wiem jak łatwo zniszczyć autorytet drugiego rodzica. On nie umie współpracować ze mną jako rodzicem, a to jest pole największych konfliktów. Nie wiem czy mnie zdradza, nie złapałam za rękę, dowodów nie mam. Myślę, że opcją jest też to, że chce mnie zranić. Może też jest mu źle i sobie z tym nie radzi? Łatwo jest powiedzieć odejdź, kiedy w życiu jest dziecko. Mój synek chodzi do żłobka. Kiedy jest chory, czy teraz w okresie zimowym średnio co dwa tygodnie, jest cyrk bo moi rodzice oboje pracują, a jego mieszkają za granicą. Jesteśmy we dwoje, a co dopiero gdybym była sama. Jestem nauczycielem, nie mogę tak ot nie przyjść na lekcje. Mam dzieci do przygotowania do egzaminów. Ja traktuję rodzinę poważnie. Też nie raz i nie dwa go raniłam. Różnica jest taka, że ja jestem człowiekiem z którym można wszystko załatwić. Potrafię przebaczać. W tym momencie coś się we mnie zmieniło w środku, upokorzenia sprawiły, że nie potrafię się na niego otworzyć. Największym problemem. Jest dla mnie brak rozmowy, brak słowa przepraszam, brak przebaczenia. I tutaj kłóci się we mnie definicja dobrego ojca. Z jednej strony jako tata sprawdza się wspaniale, zawsze też pomagał mi przy małym. Z drugiej strony kochając to dziecko czy nie powinien wziąć się za siebie i porozmawiać? Iść ze mną na terapię? A może patrzy podobnie, nie pasujemy do siebie, więc dla dobra dziecka lepiej się rozstać? Ja mam do niego ogromny żal o jedno. Że nie potrafił zawalczyć i naszą rodzinę, że ulega emocjom o które przecież ciągle oskarża mnie. Co do pracy, przez 10 lat męczyłam się w korporacji. Doszłam nawet do jakiegoś stanowiska. Będąc w ciąży miałam mieć przedłużoną umowę. Obiecano mi czas nieokreślony (to była czwarta umowa), nauczona doświadczeniem miałam potwierdzenie na mailu. Musieli zauważyć, że jestem w ciąży chociaż mocno się pilnowałam. Zmienili umowę na taką do porodu, a potem przeszłam na ZUS. I nie piszcie proszę, że mogłam iść do sądu pracy. Mogłam, ale nikt w takim momencie nie ma na to ochoty. Kiedy skrócili mi umowę w czwartym miesiącu (a nie chcę już nawet pisać o tym przez jaki stres przechodziłam) poszłam na L4. Nie widziałam powodu dla którego miałabym pracować tam w takim momencie. Jestem nauczycielem, ale mam skończone trzy kierunki, w tym jeden specjalistyczny za granicą. Wróciłam do zawodu nauczyciela, który bardzo lubię, w którym wreszcie dobrze się czuję. Pracuję średnio ok. 60 h tygodniowo, w tym lekcje, zarabiam żałosne grosze. Zdecydowałam się na tą pracę, a nie korpo dla siebie. Żeby nie odczuwać pracy jako miejsca, którego nienawidzę. Spędzam tam tyle czasu, nie chce czuć się źle. Korpo to nie moja bajka. Wiedziałam jednak, że mam wsparcie finansowe. Szukam mieszkania intensywnie i wiecie co? Nikt nie chce mi wynająć, tylko na pewien rodzaj umowy notarialnej gdzie ktoś zobowiąże się, że jak nie będę płacić to będą mnie mieli gdzie eksmitować. Nie mam osoby, która mogłaby mi pomóc na tym polu. Po prostu nie mam. To nie jest takie proste odejść będąc z żałosną pensją i maleńkim dzieckiem. Nie boję się skromniejszego życia. Boję się, tak, że sobie nie poradzę w sprawach logistycznych. Czysto życiowych. Reszta jest do ogarnięcia.

no tak.. Facet bije, ale nie na tyle mocno, żeby można to nazwać przemocą. Jest wspaniałym ojcem i kocha małego, ale nie może się doczekać aż się z domu od niego wyniesiecie..

Alisesa, czy ty siebie czytasz?

Czy rozważasz pójście na terapię? I to w trybie niezwykle przyśpieszonym?

24

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Zapytaj się "Co mam zrobić, by sobie poradzić?" i znajdź odpowiedź, bo ona jest.
Zajmowanie się swym "boję się" jest skuteczne, uniemożliwia dokonanie zmiany, ale o to właśnie chodzi.

Brak decyzji jest decyzją.

25

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
Wielokropek napisał/a:

Zapytaj się "Co mam zrobić, by sobie poradzić?" i znajdź odpowiedź, bo ona jest.
Zajmowanie się swym "boję się" jest skuteczne, uniemożliwia dokonanie zmiany, ale o to właśnie chodzi.

Brak decyzji jest decyzją.

Dokładnie.
Jednak chyba nie jest ci tak bardzo źle, skoro nie pakujesz się i nie odchodzisz, a wtedy na nic nasze rady. To tylko wołanie na puszczy.

Ty szukasz sposobu, aby zmienić męża. Chcesz, aby był dobry, troskliwy, poświęcał ci czas, nie używał przemocy i odwołał swoje postanowienie pozbycia się ciebie i syna z domu. Tylko takiej mocy sprawczej nikt nie ma. Jego nie zmienisz, możesz zmienić za to siebie, a tego nie chcesz zrobić.

Mimo wszystko życzę ci siły i wytrwalości, będą ci potrzebne.

26

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
alisesa napisał/a:

Chciałabym wyklarować kilka rzeczy. Nie podchodzę do związków na lekko. Życie takie nie jest i pokazuje wielokrotnie, że sytuacje, które z boku ocenić jest bardzo łatwo wcale takie nie są. Napisałam, że zdarzyło mu się mnie uderzyć. To prawda. Nie pisałam, że doznaję przemocy fizycznej jednak jestem świadoma, że takie zachowanie jest niedopuszczalne.

Szukasz usprawiedliwienia dla samej siebie, żeby trwać w związku z przemocowcem.
Uderzenia - a wcześniej pisałaś że nie raz zdarzyło mu się ciebie uderzyć, zaprzeczasz więc oczywistym faktom. Uderzenia, to jest przemoc fizyczna i jeśli nie raz od niego oberwałaś, to jak najbardziej doznajesz przemocy fizycznej.

alisesa napisał/a:

Mówił mi jakiś czas temu, że chodzi na jakąś terapię.

Znasz nazwę gabinetu do którego chodzi na terapię? Nazwisko jego terapeuty? Wiesz w jakim nurcie, czy też jakim sposobem pracuje nad sobą? Jak długo chodzi na terapię?

alisesa napisał/a:

Być może nie radzi sobie z emocjami, tak jak ja kiedy w chwili desperacji i strachu prosiłam, błagałam o rozmowę. Problem w tym, że mój partner jest bardzo dobrym tatą dla małego, a mały go uwielbia.

Wybacz, że to piszę, nie jest moim zamiarem sprawienie Ci przykrości, ale ... o czym Ty bredzisz na litość?
Utrzymywanie, że przemocowiec jest bardzo dobrym tatą, to coś jak wiara w yeti. Niby wszyscy znają legendę o yeti, niby wszyscy o nim słyszeli, ale jednak nikt go nigdy, nigdzie nie widział.
Kierując się podstawami zdroworozsądkowej logiki, nie sposób dojść do innych wniosków niż takie, że jeśli krewki tatuś jeszcze nie stosuje przemocy wobec synka, to jest to niestety - wyłącznie kwestią czasu. Dodatkowo przypominam, że on stosuje przemoc wobec Ciebie, a o ile nie dzieje się to poza domem, o tyle synek jest świadkiem tego wszystkiego. Pisząc o wspaniałym tatusiu nie zdajesz sobie chyba sprawy, jak takie doświadczenia wpływają na dziecko. Druzgocząco i niszcząco.

alisesa napisał/a:

Problemy zaczynają się na płaszczyźnie ja i on. Pamiętam jak przed porodem prosiłam go, żebyśmy wspólnie wychowywali synka, zgodnie, a jak będziemy mieć inne zdania to ok, ale nie przy dziecku. Jestem pedagogiem i doskonale wiem jak łatwo zniszczyć autorytet drugiego rodzica. On nie umie współpracować ze mną jako rodzicem, a to jest pole największych konfliktów.

Co to znaczy nie umie? Upośledzony jakiś jest? On nie chce z Tobą współpracować, ponieważ absolutnie nie darzy Ciebie szacunkiem, a całe jego zachowanie i sposób w jaki Ciebie traktuje świadczy nawet o tym, że on Tobą pogardza. W takim układzie sił NIGDY nie doczekasz się od niego współpracy na jakimkolwiek polu. On ma Cię po prostu za nic.

alisesa napisał/a:

Nie wiem czy mnie zdradza, nie złapałam za rękę, dowodów nie mam. Myślę, że opcją jest też to, że chce mnie zranić.

Po pierwsze - nie bądź naiwna. Gość chce Cię zranić, więc w tym celu wychodzi z domu co drugi dzień na kilka godzin, które spędza ... nie wiem, siedząc na przystanku i patrząc na zegarek, po czym kiedy uzna, że już wystarczająco Ci dokuczył - wraca do domu?
To, czy Cię zdradza, czy nie - ma w tej sytuacji naprawdę drugorzędne znaczenie.
Znacznie ważniejsze jest to, że - jak sama piszesz - on chce Cię ranić. A to świadczy o premedytacji z jego strony. To nie jest tak, że on przybija gwóźdź i przypadkowo omsknie mu się ręka, po czym walnie Cię w głowę.
On podchodzi do krzywdzenia Ciebie zupełnie na zimno, z rozmysłem i chyba trochę z satysfakcją, co samo w sobie jest przerażające.

alisesa napisał/a:

Może też jest mu źle i sobie z tym nie radzi?

Jaki jest dowód, albo choćby sygnał wskazujący na to, że jemu jest źle i sobie z tym nie radzi?
A dodatkowo, jeśli tak jest - to dlaczego nie mówi o tym swojemu terapeucie, do którego podobno chodzi na terapię? Dlaczego nie szuka rozwiązań?

alisesa napisał/a:

Łatwo jest powiedzieć odejdź, kiedy w życiu jest dziecko.

Nie, nie jest łatwo powiedzieć odejdź. Ale jeśli odejdziesz teraz, kiedy synek jest mały - ponieważ Twój związek jest skazany na porażkę i NIGDY nie rozwinie się w satysfakcjonujący Ciebie sposób - to nie stworzysz kolejnego przemocowca, który w dorosłości będzie lał i poniewierał swoją żonę, oraz dzieciaki.
Piszesz o tym, że jesteś odpowiedzialnym pedagogiem, więc doskonale zdajesz sobie sprawę, jaki ogromny wpływ na kształtowanie charakteru i wzorca zachowań ma wychowywanie dzieci w przemocowej rodzinie.

alisesa napisał/a:

Mój synek chodzi do żłobka. Kiedy jest chory, czy teraz w okresie zimowym średnio co dwa tygodnie, jest cyrk bo moi rodzice oboje pracują, a jego mieszkają za granicą. Jesteśmy we dwoje, a co dopiero gdybym była sama.

Wymówki, wymówki, wymówki. Jest wiele rozwiązań tego problemu, których nie chcesz ani zauważyć, ani wziąć pod uwagę, tylko dlatego, że szukasz na siłę usprawiedliwień aby tkwić w tej patologii.

alisesa napisał/a:

Jestem nauczycielem, nie mogę tak ot nie przyjść na lekcje. Mam dzieci do przygotowania do egzaminów. Ja traktuję rodzinę poważnie. Też nie raz i nie dwa go raniłam. Różnica jest taka, że ja jestem człowiekiem z którym można wszystko załatwić. Potrafię przebaczać. W tym momencie coś się we mnie zmieniło w środku, upokorzenia sprawiły, że nie potrafię się na niego otworzyć. Największym problemem. Jest dla mnie brak rozmowy, brak słowa przepraszam, brak przebaczenia.

On Ciebie nie przeprasza, bo ma Ciebie i Twoje uczucia głęboko gdzieś. Zrozum, jemu nie jest przykro dlatego, że Cię źle traktuje. W jego mniemaniu nie robi nic złego, więc prędzej się kaktusa na dłoni doczekasz, niż przeprosin od niego.

alisesa napisał/a:

I tutaj kłóci się we mnie definicja dobrego ojca.

A więc nie do końca możesz skutecznie zakłamać rzeczywistość ... sama jednak czujesz, że coś jest nie w porządku.

alisesa napisał/a:

Z jednej strony jako tata sprawdza się wspaniale, zawsze też pomagał mi przy małym. Z drugiej strony kochając to dziecko czy nie powinien wziąć się za siebie i porozmawiać? Iść ze mną na terapię?

Ale on tego nie chce.
Jego zachowanie jasno na to wskazuje, gdzie on ma Ciebie i dziecko i Waszą rodzinę. Oczywiście, że dojrzały, kochający mąż i ojciec powinien w takiej sytuacji szukać sposobów na rozwiązanie tych kłopotów. Jednak po pierwsze - gdyby był takim, to nie doszłoby do takiej sytuacji, a po drugie - on woli te problemy wręcz podsycać i eskalować.

alisesa napisał/a:

A może patrzy podobnie, nie pasujemy do siebie, więc dla dobra dziecka lepiej się rozstać?

Zdecydowanie tak. Nie tylko ze względu na synka. Również ze względu na Ciebie.
Przemoc nigdy nie utrzymuje się na tym samym, sporadycznym poziomie. Przemoc zawsze eskaluje. ZAWSZE. Zostając z nim ryzykujesz ciężki uszczerbek na zdrowiu, kalectwo, a nawet śmierć.

alisesa napisał/a:

Ja mam do niego ogromny żal o jedno. Że nie potrafił zawalczyć i naszą rodzinę, że ulega emocjom o które przecież ciągle oskarża mnie.

Kochana, gdyby on chciał zawalczyć, to by to zrobił.
Forum pełne jest historii mężczyzn, którzy chcieli zawalczyć i po prostu to robili.
Jeśli Twój partner czegoś nie robi, to znaczy, że tego nie chce.

alisesa napisał/a:

Co do pracy, przez 10 lat męczyłam się w korporacji. Doszłam nawet do jakiegoś stanowiska. Będąc w ciąży miałam mieć przedłużoną umowę. Obiecano mi czas nieokreślony (to była czwarta umowa), nauczona doświadczeniem miałam potwierdzenie na mailu. Musieli zauważyć, że jestem w ciąży chociaż mocno się pilnowałam. Zmienili umowę na taką do porodu, a potem przeszłam na ZUS. I nie piszcie proszę, że mogłam iść do sądu pracy. Mogłam, ale nikt w takim momencie nie ma na to ochoty.

Skoro nie miałaś ochoty, to teraz ponosisz tego konsekwencje. Mogłaś uzyskać albo przywrócenie do pracy, albo odszkodowanie za zwolnienie ciężarnej kobiety. Mogłaś mieć z tego korzyść, która bardzo przydałaby Ci się teraz.

alisesa napisał/a:

Kiedy skrócili mi umowę w czwartym miesiącu (a nie chcę już nawet pisać o tym przez jaki stres przechodziłam) poszłam na L4. Nie widziałam powodu dla którego miałabym pracować tam w takim momencie. Jestem nauczycielem, ale mam skończone trzy kierunki, w tym jeden specjalistyczny za granicą. Wróciłam do zawodu nauczyciela, który bardzo lubię, w którym wreszcie dobrze się czuję. Pracuję średnio ok. 60 h tygodniowo, w tym lekcje, zarabiam żałosne grosze. Zdecydowałam się na tą pracę, a nie korpo dla siebie. Żeby nie odczuwać pracy jako miejsca, którego nienawidzę. Spędzam tam tyle czasu, nie chce czuć się źle. Korpo to nie moja bajka.

Pracujemy przede wszystkim dla pieniędzy. Fajna atmosfera, ludzie, towarzystwo, możliwość rozwoju, satysfakcja - to ważne zalety, które są jednak na dalszym planie. Nie pracujemy dla idei, tylko żeby mieć na chleb i na coś do chleba.
Jeśli jesteś wysoko kwalifikowanym i tak świetnie wykształconym pedagogiem, to dlaczego zadowalasz się pracą za grosze? Mając takie zaplecze i doświadczenie możesz podbić świat. Nie jesteś dożywotnio skazana na marną pensję. Możesz jak najbardziej przemyśleć swoje wybory zawodowe i z całą pewnością istnieją dla Ciebie inne alternatywy niż albo beznadziejne korpo, albo praca w szkole za grosze.

alisesa napisał/a:

Wiedziałam jednak, że mam wsparcie finansowe. Szukam mieszkania intensywnie i wiecie co? Nikt nie chce mi wynająć, tylko na pewien rodzaj umowy notarialnej gdzie ktoś zobowiąże się, że jak nie będę płacić to będą mnie mieli gdzie eksmitować. Nie mam osoby, która mogłaby mi pomóc na tym polu. Po prostu nie mam. To nie jest takie proste odejść będąc z żałosną pensją i maleńkim dzieckiem. Nie boję się skromniejszego życia. Boję się, tak, że sobie nie poradzę w sprawach logistycznych. Czysto życiowych. Reszta jest do ogarnięcia.

O ile nie mieszkasz w Bangladeszu, to ja Ci pomogę.
Podpiszę Ci takie oświadczenie notarialne, nie ma problemu. Napisz do mnie na adres: Isabella.Netkobiety@wp.pl i ustalmy szczegóły. Jeśli to jest przeszkoda na drodze do normalności i spokoju, to naprawdę bardzo chętnie pomogę Ci ją pokonać. Jestem również pewna, że takie oświadczenie mogą podpisać dla Ciebie Twoi rodzice.

27

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
alisesa napisał/a:

Nie boję się skromniejszego życia. Boję się, tak, że sobie nie poradzę w sprawach logistycznych. Czysto życiowych. Reszta jest do ogarnięcia.

Szukam mieszkania intensywnie i wiecie co? Nikt nie chce mi wynająć, tylko na pewien rodzaj umowy notarialnej gdzie ktoś zobowiąże się, że jak nie będę płacić to będą mnie mieli gdzie eksmitować.

Po rozwodzie jest coś takiego jak alimenty - na dziecko i na małżonka, któremu pogorszyła się sytuacja życiowa w wyniku rozwodu. Wynająć opiekunkę możesz w takich sytuacjach. Poza tym, gdybyś miała udokumentowane znęcanie się nad tobą, to może jeszcze jakieś niemałe odszkodowanie dla ciebie od męża.
Gdzieś kiedyś czytałam o kółkach matek wzajemnej pomocy - gdy czasem trzeba cos załatwić nie mając komu pozostawić dziecka itp.

Naprawdę jedyne co mi przychodzi na myśl czytając ciebie, to to, że przede wszystkim na absolutnie pierwszym miejscu stawiasz swoją wizję stabilnej dobrej rodziny - kosztem siebie, dziecka i nawet tego chłopa, który ma już ciebie na tyle dość, że nawet nie znasz gdzie dokładnie chodzi na terapię i pyta, kiedy się wyprowadzisz. Itd.
(Tak w ogóle, czy pomyślałaś, jak dzieciak będzie się czuł w tej rodzinie gdy podrośnie, zacznie więcej pojmować, i będzie widział wiecznie nafochanych rodziców, czasem też uprawiających kickboxing - w nerwicę i w depresję wpędzicie tego dzieciaka.)

Wynajem - ta opcja notarialna jest akurat najlepsza i najbardziej rozsądna. Tak że nie dziw się.

28

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Nie będzie żadnego rozwodu bo nie jesteśmy małżeństwem. On kocha dziecko i będzie na nie płacił, co do tego nie mam wątpliwości. Wynajęcie opiekunki to bardzo wysoki koszt. Z alimentami czy bez - nie będzie mnie na to stać. Tak, uderzył mnie kilka razy w kłótni. Nie, nie usłyszałam słowa przepraszam. A jednak bardziej boli mnie to, że nie wiem gdzie chodzi do terapeuty, że nic mi nie mówi, że odzywa się do mnie często bez szacunku. Od jakiegoś czasu szukam mieszkania. Tak, spędzam piątek sama i jest mi przykro, ale czego wy ode mnie oczekujecie? Że z dnia na dzień zapomnę, że odrzucę to co próbowałam budować ot tak? Tak - nie wyszło. Tak - rozejdziemy się. Myślę, że skoro on nie walczy to nawet ja z moimi wątpliwościami i małymi krokami odejdę. Może są kobiety, które rzucają wszystko z dnia na dzień. Ja taka nie jestem. To dla mnie dość bolesny proces, również że względu na wspomnienia i marzenia, ze względu na to, że teraz przede mną długą i ciężka droga zanim znowu na nowo i oficjalnie będę singlem, samotną mamą, że prędzej czy później on znajdzie kolejną kobietę, zapewne szybciej niż ja z dzieckiem mężczyznę, i to, pomimo całej sytuacji, tak będzie bolało. Bolało bo będę musiała mieć z nim kontakt ze względu na dziecko. Możecie mi nawyrzucać w komentarzach. Ja potrzebowałam jedynie odrobiny wsparcia. I sorry, że to powiem, ale rani mnie sposób wsparcia poprzez atak. Nie motywuje mnie to, a smuci. Jestem na tyle rozgarniętą osobą, że wiem co niosą za sobą pewne rzeczy. Tak, jestem kobietą złamaną, nie obchodzę partnera. Gdyby nie było synka już by mnie tutaj nie było. I tak, rodzina jest dla mnie wartością. Nie rzucam wszystkiego bo mi się nie podoba. Ludzie są różni, a życie też nie jest takie kolorowe i idealne. Dlatego warto rozwiązywać problemy. I wierzcie mi, dość się napatrzyłam w szkole i widzę cały czas zniszczone dzieci z rozbitych domów, z tych, gdzie mamy odeszły, gdzie rodzice ze sobą walczą. Myślicie, że jest tak różowo jak się odejdzie. Otóż nie. Nic nie jest czarno białe. Potrzebowałam wsparcia, pozytywnych historii. Wiem, że facet mnie walnął i wiem co to znaczy. Wiem też, że on sam siebie wystraszył i pewnie dlatego poszedł na terapię. Wiem co to znaczy, że odrzucił wspólną terapię. Szczerze? Nie chcę słuchać o tym, że jestem z przemocowcem bo są kobiety, które mają z prawdziwą i codzienną przemocą do czynienia. To, że ja jestem już słaba i wykończona sytuacją to moja sprawa.

29

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Wsparcie. Proste słowo, ale różne osoby różnie je rozumieją. Podobnie ze słowem "atak".


Liczyłaś na sposoby poradzenia sobie w tym trudnym dla Ciebie czasie, dostałaś ich sporo. Rozumiem, że nie takich oczekiwałaś.

30 Ostatnio edytowany przez marakujka (2020-01-18 13:57:24)

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Alisesa
Tylko wcale nie musisz wyprowadzać się i rzucać wszystkiego z dnia na dzień.  Daj sobie czas na przygotowanie się, ogarnięcie, poszukanie jakichś sposobów wsparcia i pomocy kobietom w podobnym do twojego położeniu, zorientowania się w przepisach prawnych, poszukaniu pomocy prawnej. Wszystko na spokojnie.
Rozumiem, że jest tobie ciężko, przykro i do tego jeszcze małe wiecznie chore dziecko. I ok, jesteś osobą, z którą można wszystko załatwić i się dogadać. Chodzi jednak o ty, byś nie łudziła się, ze twój partner, ten czy kolejny, musi być taki sam jak ty, z identycznym podejściem do pełnionych w życiu funkcji, takich jak np. funkcja rodzica (skoro powołujesz się na pedagogikę i definicję ojca mając pretensje do partnera o niechęć i działanie wbrew tobie jako matce waszego dziecka).

Trochę sama sobie też zawiniłaś, bo w początkowym okresie waszego związku - jak pisałaś - zdarzało się tobie celowo ignorować niektóre jego zachowania dla własnego spokoju. Ale potem tak to się właśnie może odbijać. Ludzie nie podlegają sztywnym definicjom, bo ludzie nie są sztywną definicją.
I twój facet jest przemocowcem (przemoc fizyczna i psychiczna) jakkolwiek źle nie wyglądają niektórzy z twoich wychowanków.

Jak to się mawia - szewc bez butów chodzi.

31

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Jesteś w przemocowym związku. Tylko jeszcze nie widzisz wszystkiego. A jak to zobaczysz, to co my już teraz widzimy, nagle okaże się że nie ma żadnych przeszkód, a za to mnóstwo sposobów. Na razie tłumaczysz siebie, jego, wszystko.
Pójdź na terapię, chodź raz. Sama. I opowiedz swoje życie. Tak jak nam.
Będzie wstrząs.

32

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Ale fakty są takie, że jesteś w przemocowym związku.
Jesteś ofiarą przemocy fizycznej, emocjonalnej i psychicznej.
Nie przychodzi mi do głowy żadne inne określenie, którym można zastąpić te fakty.
Taka jest rzeczywistość.
Przemoc to przemoc, a nie wałek malarski jagnięcym futerkiem pokryty.

33

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Przemocowy związek.
Kto katem? Kto ofiarą? I czy aby na pewno?

34

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Nie sądzę, żeby kwestia częstotliwości eskalacji przemocy miałaby decydować czy to już przemoc czy jeszcze pojedyncze incydenty. Przemoc fizyczna to przemoc fizyczna i wg mnie to najbardziej upokarzający i krzywdzący sposób, w jakim okazuje się komuś całkowity brak szacunku czy wręcz pogardę. Poza tym, jeśli się zaczyna od pojedynczych incydentów, to wszystko na to wskazuje, że dojdzie do czegoś więcej. To jest jeden z tych powodów, słusznych zresztą, które od razu dyskwalifikują faceta w oczach wielu kobiet. A to dlatego, że oprócz wyrazu braku poszanowania dla tej osoby wzbudzają strach i jednocześnie są formą władzy nad kimś. Oprawca czuje się bezkarny, bo wie, że ofiara mu się nie przeciwstawi.
Wiadomo, że nie da się wszystkiego rzucić, ot tak po prostu. Kluczem jest chyba tutaj uświadomienie sobie faktu, że nie da się, mimo szczerych chęci czy pewnych wartości, żyć z kimś kto nas zupełnie nie szanuje i do tego stosuje wobec nas przemoc. Jeżeli to się zauważy, to jakoś powoli można zacząć próbować wychodzić z tego kryzysu. Dodatkowo, w momecie, w którym sobie uświadamiamy, że "partner" z którym żyjemy zwyczajnie się nie może zmienić, bo ranienie nas sprawia mu przyjemność, to czy da się tak długo wytrzymać? Z pewnością nie!

35

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
Wielokropek napisał/a:

Przemocowy związek.
Kto katem? Kto ofiarą? I czy aby na pewno?

Na pewno ofiarą jest dziecko.
A Autorka, równocześnie ofiarą i kto wie, czy za jakiś czas nie okaże się przemocowcem wobec własnego dziecka.
A to, kim jest obecnie wynika z faktu, że jest DDA.
Mylę się?

36

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Co do roli dziecka nie mam żadnych wątpliwości; jest ofiarą tego, co dzieje się między rodzicami.

Przemoc, jak wiesz, może przejawiać się w różnych formach, nie tylko jako fizyczna.

37

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Noz mi się w kieszeni otwiera, jak widzę, że autorka szuka marnych atgumentow by nie odejść od przemocowca. Kobieto jesteś odpowiedzialna za swoje dziecko!
Mojamatka nie odeszła od przemocowca i teraz ja, zaburzona i schorowana, chodzę po terapeutach i psychiatrach, wydając na to ciężka kasę by móc żyć, nie zabić się i jakoś funkcjonować. Twoje dziecko też to czeka jeśli szybko się nie ogarniesz kobieto

38

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Autorko, a wiesz na co jeszcze ja zwróciłam uwagę? Otóż, napisałaś, że w piątek (domyślam się, że albo wczoraj, albo najdalej w minionym tygodniu) facet zapytał cię, kiedy się od niego wyprowadzisz. Może nawet pod wpływem tych jego słów usiadłaś rozżalona i założyłaś wątek.
Do czego więc zmierzam? Do tego mianowicie, że jeśli ja usłyszałabym coś takiego od niby swojego faceta, to zakładając wątek o niczym innym nie potrafiłabym pisać, jak tylko o tym. Owszem naświetliłabym ogólna charakterystykę faceta i opisałabym jak ogólnie wygląda mój związek, ale generalnie skoncentrowana bym była na tym, że facet chce wywalić mnie z domu razem z dzieckiem. Dla mnie coś takiego byłoby absolutnym poniżeniem mnie i przekroczeniem wszelkich moich granic. Od tej pory godziny mojego pobytu w tym domu byłyby policzone.
Ty natomiast wspomniałaś tylko o tym i rozpisywałas się, jak żałujesz, że on nigdzie cię nie zabiera, a ty tak byś chciała pójść z nim do klubu i w ogóle pisalas o nim tak, jak zapłakana pobita bida, zalaca się i uwieszona do portek chama.
Pytam więc, co ten facet powinien ci zrobić albo powiedzieć, żebyś chociaż obraziła się na niego albo wściekła? On pluje ci w oczy, a ty udajeszc, że deszcz pada. Czy ty uważasz, że on tego nie widzi? Owszem on to widzi i jeszcze bardziej lekceważy cię, czyli pomiata tobą.
A jeśli chodzi o jego miłość do dziecka? Super wyraża te miłość wychodząc ostentacyjnie co drugi dzień z domu na kilka godzin i szykując dziecku brak ojca na co dzień.
Nie ma bata na ciebie i ten facet doskonale o tym wie.

39

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
alisesa napisał/a:

Nie mam za sobą dobrych związków. I nie wiem gdzie leży wina. Zawsze dawałam z siebie wszystko, a kończyłam z facetami, którzy nie potrafili odwzajemnić się tym samym. Odkąd pamiętam walczyłam o uwagę, czas, rozmowę - a przecież w normalnym związku dwójki kochających się ludzi takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. Jeżeli trzeba walczyć o uwagę to znaczy, że coś jest nie tak. Mam 33 lata, jestem ładna, skończyłam dobre studia za granicą, ogarnięta. Naprawdę jest ze mną o czym porozmawiać, przez wiele lat mieszkając z ludźmi z różnych regionów świata i różnych wyznań wiele się nauczyłam. Ale nie o tym chciałam napisać. Kilka lat temu poznałam mężczyznę. Nie miałam już ochoty na zabawy w kotka i myszkę, szybko zamieszkaliśmy ze sobą, żeby szybko zadecydować czy do siebie pasujemy czy nie. Przyznam, że było mi z nim bardzo dobrze. Do czasu aż urodziło się dziecko. Chociaż teraz widzę, że dostawałam już wcześniej pewne sygnały, których ja z jakiegoś dziwnego powodu udawałam, że nie widzę... Kiedy był jakiś problem, kłótnia on wychodził. Nie wiem dlaczego to ignorowałam. Może dlatego, że nie kłóciliśmy się za często, było mi dobrze, wygodnie... Jednak z czasem problemy zaczęły się nawarstwiać, nierozwiązane sprawy zalegać, wyrzuty, żale. Próbowałam porozmawiać. Potrzebowałam tego, wybaczenia sobie i pójścia dalej z czystym kontem. Ale on nie chciał i nie chce ze mną rozmawiać. Wychodzi albo po prostu mówi mi, że nie będzie ze mną rozmawiał. Wyznacza warunki, przeszkadza mu mój płacz. A ja? Ja jestem na skraju załamania nerwowego. Mam maleńkiego synka, który dzisiaj skończył półtorej roku. Nie chcę, żeby wychowywał się w rozbitej rodzinie. Wystarczy spróbować, porozmawiać, przeprosić, zacząć od nowa. Ale on nie chce, albo szantażuje mnie, że mam się "leczyć" bo ciągle płaczę i popadam w coraz większą depresję. Marzyłam o rodzinie bo sama nie miałam idealnej. Tata alkoholik. Klęczałam więc przed moim partnerem kiedy synek był maleńki i błagałam o rozmowę. Nic. Kamień. To mnie wykańcza. Wiem, że powinnam odejść. Nie odchodzę bo nie wiem jak sobie poradzę sama z dzieckiem i żałosną pensją nauczycielską. Kto zajmie się małym kiedy będzie chory. Tymczasem jest piątek, a ja marzę o tym, żeby spędzić go z kochaną osobą. Obejrzeć film, wyjść do tapas baru, cokolwiek. Wiecie co mnie zabija w środku? To, że mieszkam z kimś kto mnie nie kocha. Że nie mogę się odciąć od tej osoby, dojść do siebie i zacząć żyć powoli na nowo. Samotnie, ale bez tego stresu. Ostatnio podejrzewam, że mnie zdradza. On nie okazuje swoich uczuć. Jest zadowolony, wychodzi na kilka godzin trzy, cztery razy w tygodniu. Twierdzi, że do sauny... A ja jestem w domu bo ktoś musi siedzieć z dzieckiem. Proponowałam kiedyś terapię par, odmówił. Ja nie będę na żadne terapie chodzić po to, żeby móc z nim być bo nie jest idealny, żeby mnie szantażować. Nie raz mnie uderzył. Wyzywał. Jest mi bardzo ciężko żyć w domu z kimś kto jest moim niby partnerem, ale nie okazuje mi żadnych uczuć. Nie ożenił się ze mną, a wczoraj stwierdził, że nie pasujemy do siebie i zapytał kiedy się wyprowadzę... Czy ktoś ma podobne doświadczenia i mógłby podzielić się nimi ze mną? Jak przejść przez ten okres, jak ratować siebie, żeby nie popaść w poważną depresję. Jak odejść od człowieka, którego się kochało, ojca dziecka, który rani tak mocno, że chce się krzyczeć na całe gardło.

Wpisz sobie w wyszukiwarkę Nowenna Pompejańska świadectwa i poczytaj. Następnie z serca polecam Ci tę modlitwę.
Rozumiem, że będzie Ci trudno się zabrać, ale w tej sytuacji to Twój jedyny ratunek.

40

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
Arkadiusz Ar napisał/a:

Wpisz sobie w wyszukiwarkę Nowenna Pompejańska świadectwa i poczytaj. Następnie z serca polecam Ci tę modlitwę.
Rozumiem, że będzie Ci trudno się zabrać, ale w tej sytuacji to Twój jedyny ratunek.

Jedyny ratunek??? A jak nie to co?

41 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-01-18 17:48:12)

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Po tym ostatnim poście naszła mnie taka mała refleksja. Osoby będące ofiarą przemocy czy nawet doświadczające obojętności, braku szacunku czy poniżania ze strony partnera w takim wypadkach, raczej nie pragną poprawy swojej sytuacji, poprzez zdecydowanych kroków, choćby w postaci przeprowadzki. Oczekują, że to partner zmieni całkowicie swoje nastawienie do nich, zacznie nagle był czułym i kochającym partnerem, podczas gdy cały czas jest gorzej. Wszystkie przejawy zachowania się takiego kata, całkowicie przeczą wyobrażeniu i nadziei ofiary na zmianę. Okres, w którym ofiara uświadamia sobie, że jej oprawca się nigdy nie zmieni zazwyczaj trwa dość długo i kosztuje wszystkich naokoło wile cierpień, tym bardziej, kiedy mamy do czynienia z kobietą z dzieckiem.
Zastanawia mnie też to, kiedy ktoś mówi, żę nie ma absolutnie żadnej rodziny( nie mówię tutaj o rodzicach) ale o innych bliskich osobach, które mogłyby pomóc w ciężkiej sytuacji.

42 Ostatnio edytowany przez słaba kobietka (2020-01-18 17:52:42)

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
Wielokropek napisał/a:

Co do roli dziecka nie mam żadnych wątpliwości; jest ofiarą tego, co dzieje się między rodzicami.

Przemoc, jak wiesz, może przejawiać się w różnych formach, nie tylko jako fizyczna.

Oczywiście Wielokropku, wiem. Z życia własnego. Nie pisałam tutaj o przemocy fizycznej. Mam na myśli przemoc ze wszystkimi jej odcieniami. Pozdrawiam serdecznie.

Widzę, że Autorka reprezentuje wysoki poziom lęku, uniemożliwiające Jej podjęcie jakiegoś kroku celem wyjścia z sytuacji, która ją zamęczy. Wygląda na współuzależnienie. I na chwilę obecną wypiera ze świadomości, że ma problem.

43

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
alisesa napisał/a:

Wystarczy spróbować, porozmawiać, przeprosić, zacząć od nowa. Ale on nie chce albo szantażuje mnie, że mam się "leczyć" bo ciągle płaczę i popadam w coraz większą depresję.

Czy to, że on NIE chce i całym sobą pokazuje, że mu na Tobie nie zależy i zwyczajnie Cię nie kocha, a nawet wprost wyraził oczekiwanie, żebyś zniknęła z jego życia, nie jest wystarczającym powodem, by się rozstać?
Coś tam piszesz, że chciałabyś tego czy tamtego, że pragnęłaś normalnej rodziny, że to dla dziecka - ile masz zamiar jeszcze się oszukiwać, ile czekać, ile musisz przeżyć, doświadczyć, by przejrzeć na oczy i zrozumieć, że w tym związku tego nie otrzymasz?
Wyjścia masz dwa - tkwić w tym piekiełku, łudząc się, że coś się zmieni (zapewniam, że nie zmieni się), coraz bardziej siebie samą i dziecko unieszczęśliwiając albo odejść i dać Wam obojgu szansę na normalność. Trzeciej opcji nie widzę. Przykro mi.

alisesa napisał/a:

Ja potrzebowałam jedynie odrobiny wsparcia. I sorry, że to powiem, ale rani mnie sposób wsparcia poprzez atak. Nie motywuje mnie to, a smuci.

Rozumiem, że mamy zaklinać rzeczywistość, klepać Cię po plecach i mamić nadzieją, że jeszcze będzie dobrze? Czy tak Twoim zdaniem powinno wyglądać owe wsparcie?

44 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-01-18 22:23:04)

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
Olinka napisał/a:

Czy to, że on NIE chce i całym sobą pokazuje, że mu na Tobie nie zależy i zwyczajnie Cię nie kocha, a nawet wprost wyraził oczekiwanie, że chce, żebyś zniknęła z jego życia, nie jest wystarczającym powodem, by się rozstać?

Takich argumentów właśnie ofiary przemocy nigdy nie dostrzegają. Łudzą się wręcz, że nagle wszystko się odmieni jak za pstryknięciem palca, podczas gdy iluzje dotyczące poprawy zachowania i podejścia partnera są nie do spełnienia. Ofiary zaś święcie wierzą, że jest gdzieś tam nadzieja na poprawę. Dziwi mnie mimo wszystko, że odbywa się to kosztem własnej osoby, zdrowia, i godności, nie wspominając w tym wypadku o dziecku.

45

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
bagienni_k napisał/a:
Olinka napisał/a:

Czy to, że on NIE chce i całym sobą pokazuje, że mu na Tobie nie zależy i zwyczajnie Cię nie kocha, a nawet wprost wyraził oczekiwanie, żebyś zniknęła z jego życia, nie jest wystarczającym powodem, by się rozstać?

Takich argumentów właśnie ofiary przemocy nigdy nie dostrzegają. Łudzą się wręcz, że nagle wszystko się odmieni jak za pstryknięciem palca, podczas gdy iluzje dotyczące poprawy zachowania i podejścia partnera są nie do spełnienia. Ofiary zaś święcie wierzą, że jest gdzieś tam nadzieja na poprawę. Dziwi mnie mimo wszystko, że odbywa się to kosztem własnej osoby, zdrowia, i godności, nie wspominając w tym wypadku o dziecku.

Prawda. Ale nawet jeśli to wszystko już wiedzą, czasem lęk tak bardzo paraliżuje ich myślenie, że same nie potrafią znaleźć wyjścia. Wsparcie społeczne jest konieczne. To jest ciężkie do pojęcia, ale na sobie przerabiam. Wiem co piszę. Mnie wstrząsnął ktoś, kto jest dla mnie autorytetem i komu chcę udowodnić, że mam siłę i odwagę. I psychoterapeuta.

46

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Dlatego dzisiaj jest mnóstwo instytucji, które zajmują się takimi problemami, przynajmniej czasowo. Wsparcie jest potrzebne, ale od samego wsparcia sytuacja się nie poprawi...

47

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
Wielokropek napisał/a:

Przemocowy związek.
Kto katem? Kto ofiarą? I czy aby na pewno?


Wg mnie obydwoje są jednocześnie katami i ofiarami.

48

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Mam wrażenie, że autorka szuka zapewnienia, że wszystko się ułoży, facet się zmieni, pokocha ją na nowo i wszystko będzie ok.
Niestety tak nie będzie. Może się zdarzyć króciutka sielanka jak go ogarną ogromne wyrzuty sumienia, ale nic więcej. Po niej wszystko wróci do normy.
Wiem co piszę.
Zdecydowałam się odejść mimo, że też bałam się jak dam rady. A zobowiązań miałam wtedy bardzo wiele. Determinacja do odzyskania niezależności i uśmiechu na twarzy, spowodowała, że mi się udało i wiem że każdemu się uda. Teraz z perspektywy czasu widzę, że to była dobra decyzja. Oczywiście, że nadal pamiętam piękne chwile z początku związku, ale to trochę jak reklama milki. Zapowiedź czegoś czego w rzeczywistości nie ma. Fioletowa krowa na alpejskiej łące, a tak naprawdę stado zwierzaków które nigdy nie zobaczą słońca wink.
Kilka dni temu byłam u znajomych. Widziałam scenę którą opisałaś. Były też ich dzieci. Wystraszone kiedy ojciec chciał rzucić się na matkę z błahego powodu, nie zważając że jest ktoś obcy. Widziałam jej oczy kiedy chciała mi pokazać, że to ona jest panią sytuacji i że się tym nie przejmuje. Tylko te oczy mówiły co innego. Potem usłyszałam, że robi to da dzieci, żeby się nie wychowywały bez ojca...
Bzdura. Wiem co znaczy wychować się w rozbitej rodzinie i wiem, że to jest dużo bardziej ok niż patrzeć na to jak rodzice, których oboje kochasz walczą miedzy sobą, a Ty rozerwana nie wiesz po której stanąć stronie i to rozerwanie pozostanie już z Toba do końca życia. Nie miałam takiego rozerwania nigdy. Byłam bardzo mała kiedy się rozstali. Później przebywałam z nimi osobno i oboje kocham, nie zadając pytania co między nimi było nie tak. To ich broszka.
Po powrocie do domu odetchnęłam z ulgą, że nie muszę się bać o swoje zdrowie psychiczne i fizyczne.
Alisesa - opisałam Ci jak to wygląda z trzech stron. Osoby która w tym była, osoby która to obserwuje i dziecka wychowanego bez ojca.
Nie bój się. Jesteś na razie w środku, dlatego strach Cię paraliżuje. Zasłaniasz się dzieckiem, ale to ono powinno być motorem Twojego działania. Ty też w tym wszystkim jesteś człowiekiem, Ty też zasługujesz na miłość, a tutaj jej nie znajdziesz. Musisz stamtąd wyjść i zacząć myśleć samodzielnie, bez swojego agresora w tle. Im szybciej to zrobisz tym lepiej dla Ciebie i synka.

49

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
Unisa napisał/a:

Mam wrażenie, że autorka szuka zapewnienia, że wszystko się ułoży, facet się zmieni, pokocha ją na nowo i wszystko będzie ok.
Niestety tak nie będzie. Może się zdarzyć króciutka sielanka jak go ogarną ogromne wyrzuty sumienia, ale nic więcej. Po niej wszystko wróci do normy.
Wiem co piszę.
Zdecydowałam się odejść mimo, że też bałam się jak dam rady. A zobowiązań miałam wtedy bardzo wiele. Determinacja do odzyskania niezależności i uśmiechu na twarzy, spowodowała, że mi się udało i wiem że każdemu się uda. Teraz z perspektywy czasu widzę, że to była dobra decyzja. Oczywiście, że nadal pamiętam piękne chwile z początku związku, ale to trochę jak reklama milki. Zapowiedź czegoś czego w rzeczywistości nie ma. Fioletowa krowa na alpejskiej łące, a tak naprawdę stado zwierzaków które nigdy nie zobaczą słońca wink.
Kilka dni temu byłam u znajomych. Widziałam scenę którą opisałaś. Były też ich dzieci. Wystraszone kiedy ojciec chciał rzucić się na matkę z błahego powodu, nie zważając że jest ktoś obcy. Widziałam jej oczy kiedy chciała mi pokazać, że to ona jest panią sytuacji i że się tym nie przejmuje. Tylko te oczy mówiły co innego. Potem usłyszałam, że robi to da dzieci, żeby się nie wychowywały bez ojca...
Bzdura. Wiem co znaczy wychować się w rozbitej rodzinie i wiem, że to jest dużo bardziej ok niż patrzeć na to jak rodzice, których oboje kochasz walczą miedzy sobą, a Ty rozerwana nie wiesz po której stanąć stronie i to rozerwanie pozostanie już z Toba do końca życia. Nie miałam takiego rozerwania nigdy. Byłam bardzo mała kiedy się rozstali. Później przebywałam z nimi osobno i oboje kocham, nie zadając pytania co między nimi było nie tak. To ich broszka.
Po powrocie do domu odetchnęłam z ulgą, że nie muszę się bać o swoje zdrowie psychiczne i fizyczne.
Alisesa - opisałam Ci jak to wygląda z trzech stron. Osoby która w tym była, osoby która to obserwuje i dziecka wychowanego bez ojca.
Nie bój się. Jesteś na razie w środku, dlatego strach Cię paraliżuje. Zasłaniasz się dzieckiem, ale to ono powinno być motorem Twojego działania. Ty też w tym wszystkim jesteś człowiekiem, Ty też zasługujesz na miłość, a tutaj jej nie znajdziesz. Musisz stamtąd wyjść i zacząć myśleć samodzielnie, bez swojego agresora w tle. Im szybciej to zrobisz tym lepiej dla Ciebie i synka.

To się nazywa wyuczoną bezradnością.

50

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Myślę że większość została już tu napisana więc nie będę powtarzał po poprzednich ale dodam tylko że bardzo Ci współczuję autorko wiem że jest Ci ciężko  i naprawdę nie rozumiem takich facetów którzy ranią tak swoje kobiety .Ja gdybym miał oddaną partnerkę i małe dziecko to dbałbym o nie jak o skarb  bo jakim trzeba być bezdusznym człowiekiem żeby postępować w ten sposob nie wiem naprawdę. Słuchając takich historii aż serce pęka ale trzeba wierzyć że są na świecie jeszcze ludzie z sercem .Wiem autorko że jest Ci ciężko ale masz małe dziecko i to dla niego musisz się teraz trzymać  bo one nie jest niczemu winne  a wiadomo że ta sytuacja może negatywnie odbić sie na nim w późniejszym zyciu.Takze trzymaj się i uwierz że musi być lepiej. Życzę szczęścia i powodzenia.

51

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Dziękuję za tych kilka postów, które dodały mi otuchy i wsparcia. Wiele osób tutaj zdaje się wiedzieć wszystko o moim życiu na podstawie tego jednego wpisu, ale tak nie jest. Ktoś tutaj pisał o moim wcześniejszym życiu, ktoś o DDA, ktoś o wyuczonej bezradności, ofiara, kat. Wszyscy bardzo mądrzy, ale nikt nie zapytał jak do tego doszło, jaki jest on, jaka jesteś ty, kiedy zaczęło się psuć? Zamiast realnego wsparcia, pozytywnych historii dostałam masę gorzkich słów, które zapewniam, że nikomu w podobnej do mojej sytuacji nie pomogą. Nie pomogą osobie, która tak jak jest świadoma tego co dzieje się z jej związkiem, jakie granice przekroczył partner. Tak, marzę o tym, żeby coś się zmieniło i było lepiej - jak każdy w podobnej sytuacji. Równocześnie szukam rozwiązań i jestem świadoma tych, które są oczywiste. Napisałam: "Jak przejść przez ten okres, jak ratować siebie, żeby nie popaść w poważną depresję. Jak odejść od człowieka, którego się kochało, ojca dziecka, który rani tak mocno, że chce się krzyczeć na całe gardło." Chciałam usłyszeć jak kobiety w podobnej sytuacji radzą sobie ze stresem i bólem. I jeszcze jedno - łatwo jest oceniać jednotorowo. Nie zamierzam uniewinniać mojego partnera. Równocześnie nie zgodzę się na to, żeby nadużywać pewnych określeń w stosunku do niego bo są po prostu nieprawdziwe. A ja? Ja jestem świadoma wszystkiego i jedyne czego oczekiwałam to trochę wsparcia, słów podnoszących na duchu, pozytywnych historii, a nie rozprawki psychologicznej.

52 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2020-01-19 21:33:27)

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
alisesa napisał/a:

Dziękuję za tych kilka postów, które dodały mi otuchy i wsparcia. Wiele osób tutaj zdaje się wiedzieć wszystko o moim życiu na podstawie tego jednego wpisu, ale tak nie jest. Ktoś tutaj pisał o moim wcześniejszym życiu, ktoś o DDA, ktoś o wyuczonej bezradności, ofiara, kat. Wszyscy bardzo mądrzy, ale nikt nie zapytał jak do tego doszło, jaki jest on, jaka jesteś ty, kiedy zaczęło się psuć? Zamiast realnego wsparcia, pozytywnych historii dostałam masę gorzkich słów, które zapewniam, że nikomu w podobnej do mojej sytuacji nie pomogą. Nie pomogą osobie, która tak jak jest świadoma tego co dzieje się z jej związkiem, jakie granice przekroczył partner. Tak, marzę o tym, żeby coś się zmieniło i było lepiej - jak każdy w podobnej sytuacji. Równocześnie szukam rozwiązań i jestem świadoma tych, które są oczywiste. Napisałam: "Jak przejść przez ten okres, jak ratować siebie, żeby nie popaść w poważną depresję. Jak odejść od człowieka, którego się kochało, ojca dziecka, który rani tak mocno, że chce się krzyczeć na całe gardło." Chciałam usłyszeć jak kobiety w podobnej sytuacji radzą sobie ze stresem i bólem. I jeszcze jedno - łatwo jest oceniać jednotorowo. Nie zamierzam uniewinniać mojego partnera. Równocześnie nie zgodzę się na to, żeby nadużywać pewnych określeń w stosunku do niego bo są po prostu nieprawdziwe. A ja? Ja jestem świadoma wszystkiego i jedyne czego oczekiwałam to trochę wsparcia, słów podnoszących na duchu, pozytywnych historii, a nie rozprawki psychologicznej.

Nie lubię pisać o sobie na forum, ale "nie chcem a muszem" smile


Byłam żoną przemocowca i alkoholika.  Byłam w duzo gorszej sytuacji niż ty, bo miałam nascie lat, żadnego wsparcia w rodzicach ani domu rodzinnym, ktory opuscilam mając 16 lat i maleńkie dziecko. Żadnych studiów, tylko szkołę średnią skończoną i na szczęście jakiś zawód. Byłam młoda i strasznie niemądra, myslałam ze jak facet jest dla mnie miły, mówi że mnie kocha i ma dobrą prace i świetne wykształcenie, jest sporo starszy to da mi to, czego mi brakowalo; DOM. Tak dostałam się w łapy zwykłego sadysty. Musialam odejść z maleńkim dzieckiem na ręku, żeby po prostu przeżyć. I wiesz, dałam radę smile Znalazłam pracę na wsi, gdzie dostałam tzw. mieszkanie funkcujne, z racji mojego zawodu. Pensja była naprawde niska, ale mialam dach nad glową a dziewczyna ze wsi, ktora tez miala małe dziecko zajmowala się moją córką dosłownie za grosze. Mineło trochę czasu i córę przyjeli do wiejskiego przedszkola i tak jakoś wytwalam do czasu, aż corka zaczęła chodzić do szkoły, wtedy wrociłysmy do miasta, a ja zapisalam się na studia i pracowałam.

Po co ci o tym piszę? Bo ciągle mówisz, jak to sobie nie dasz rady, a nawet nie sprobowalaś.

Poza tym, to twoje oczeikwanie wsparcia  i pocieszania też jest znamienne. Też tak mialam, gdy taplałam się  w swojej bezsilności. Nic mi tak nie pomagalo, jak litośc od innych. Do czasu aż przestano się nade mną litować i zdalam sobie sprawę, że wszystko zależy ode mnie i to ja sama tylko cokolwiek mogę zrobić. Taki zimny prysznic zamiast "puciu puciu". Jesteś dorosla i sama musisz wiedzieć o co ci w zyciu chodzi. Jesli bronisz męża i nie jest taki zły, to czego od nas oczekujesz?

53 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-01-19 22:18:38)

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
Salomonka napisał/a:
alisesa napisał/a:

Dziękuję za tych kilka postów, które dodały mi otuchy i wsparcia. Wiele osób tutaj zdaje się wiedzieć wszystko o moim życiu na podstawie tego jednego wpisu, ale tak nie jest. Ktoś tutaj pisał o moim wcześniejszym życiu, ktoś o DDA, ktoś o wyuczonej bezradności, ofiara, kat. Wszyscy bardzo mądrzy, ale nikt nie zapytał jak do tego doszło, jaki jest on, jaka jesteś ty, kiedy zaczęło się psuć? Zamiast realnego wsparcia, pozytywnych historii dostałam masę gorzkich słów, które zapewniam, że nikomu w podobnej do mojej sytuacji nie pomogą. Nie pomogą osobie, która tak jak jest świadoma tego co dzieje się z jej związkiem, jakie granice przekroczył partner. Tak, marzę o tym, żeby coś się zmieniło i było lepiej - jak każdy w podobnej sytuacji. Równocześnie szukam rozwiązań i jestem świadoma tych, które są oczywiste. Napisałam: "Jak przejść przez ten okres, jak ratować siebie, żeby nie popaść w poważną depresję. Jak odejść od człowieka, którego się kochało, ojca dziecka, który rani tak mocno, że chce się krzyczeć na całe gardło." Chciałam usłyszeć jak kobiety w podobnej sytuacji radzą sobie ze stresem i bólem. I jeszcze jedno - łatwo jest oceniać jednotorowo. Nie zamierzam uniewinniać mojego partnera. Równocześnie nie zgodzę się na to, żeby nadużywać pewnych określeń w stosunku do niego bo są po prostu nieprawdziwe. A ja? Ja jestem świadoma wszystkiego i jedyne czego oczekiwałam to trochę wsparcia, słów podnoszących na duchu, pozytywnych historii, a nie rozprawki psychologicznej.

Nie lubię pisać o sobie na forum, ale "nie chcem a muszem" smile


Byłam żoną przemocowca i alkoholika.  Byłam w duzo gorszej sytuacji niż ty, bo miałam nascie lat, żadnego wsparcia w rodzicach ani domu rodzinnym, ktory opuscilam mając 16 lat i maleńkie dziecko. Żadnych studiów, tylko szkołę średnią skończoną i na szczęście jakiś zawód. Byłam młoda i strasznie niemądra, myslałam ze jak facet jest dla mnie miły, mówi że mnie kocha i ma dobrą prace i świetne wykształcenie, jest sporo starszy to da mi to, czego mi brakowalo; DOM. Tak dostałam się w łapy zwykłego sadysty. Musialam odejść z maleńkim dzieckiem na ręku, żeby po prostu przeżyć. I wiesz, dałam radę smile Znalazłam pracę na wsi, gdzie dostałam tzw. mieszkanie funkcujne, z racji mojego zawodu. Pensja była naprawde niska, ale mialam dach nad glową a dziewczyna ze wsi, ktora tez miala małe dziecko zajmowala się moją córką dosłownie za grosze. Mineło trochę czasu i córę przyjeli do wiejskiego przedszkola i tak jakoś wytwalam do czasu, aż corka zaczęła chodzić do szkoły, wtedy wrociłysmy do miasta, a ja zapisalam się na studia i pracowałam.

Po co ci o tym piszę? Bo ciągle mówisz, jak to sobie nie dasz rady, a nawet nie sprobowalaś.

Poza tym, to twoje oczeikwanie wsparcia  i pocieszania też jest znamienne. Też tak mialam, gdy taplałam się  w swojej bezsilności. Nic mi tak nie pomagalo, jak litośc od innych. Do czasu aż przestano się nade mną litować i zdalam sobie sprawę, że wszystko zależy ode mnie i to ja sama tylko cokolwiek mogę zrobić. Taki zimny prysznic zamiast "puciu puciu". Jesteś dorosla i sama musisz wiedzieć o co ci w zyciu chodzi. Jesli bronisz męża i nie jest taki zły, to czego od nas oczekujesz?

Autorko! Przeczytaj sobie to tyle razy, aż zrozumiesz. Chociaż, przyznając się uczciwie, nie byłem w takiej sytuacji, ale zawsze staram się coś doradzić a nie pocieszać i głaskać po głowie, bo wiadomo, że takie głaskanie nic, ale to nic nie daje. Sam napisałem tutaj jedynie na podstawie tego, co napisałaś. Czytając o jego zachowaniu względem Ciebie, naprawdę nie mógłbym inaczej napisać. Zatem masz powyżej prawdziwą historię, zakończoną, jak mniemam szczęsliwie i może w końću dostrzeżesz, że da radę wyjśc z tego bagna. A przed ewszystkim to, ze jak się przekroczy pewne granice, to te ciepłe wspomnienia czy fakt, że ktoś jest ojcem Twojego dziecka nie będą na tyle wązne, żeby się dalej meczyć w tym układzie, licząć na coś niemożliwego.

54

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
alisesa napisał/a:

Dziękuję za tych kilka postów, które dodały mi otuchy i wsparcia. Wiele osób tutaj zdaje się wiedzieć wszystko o moim życiu na podstawie tego jednego wpisu, ale tak nie jest. Ktoś tutaj pisał o moim wcześniejszym życiu, ktoś o DDA, ktoś o wyuczonej bezradności, ofiara, kat. Wszyscy bardzo mądrzy, ale nikt nie zapytał jak do tego doszło, jaki jest on, jaka jesteś ty, kiedy zaczęło się psuć? Zamiast realnego wsparcia, pozytywnych historii dostałam masę gorzkich słów, które zapewniam, że nikomu w podobnej do mojej sytuacji nie pomogą. Nie pomogą osobie, która tak jak jest świadoma tego co dzieje się z jej związkiem, jakie granice przekroczył partner. Tak, marzę o tym, żeby coś się zmieniło i było lepiej - jak każdy w podobnej sytuacji. Równocześnie szukam rozwiązań i jestem świadoma tych, które są oczywiste. Napisałam: "Jak przejść przez ten okres, jak ratować siebie, żeby nie popaść w poważną depresję. Jak odejść od człowieka, którego się kochało, ojca dziecka, który rani tak mocno, że chce się krzyczeć na całe gardło." Chciałam usłyszeć jak kobiety w podobnej sytuacji radzą sobie ze stresem i bólem. I jeszcze jedno - łatwo jest oceniać jednotorowo. Nie zamierzam uniewinniać mojego partnera. Równocześnie nie zgodzę się na to, żeby nadużywać pewnych określeń w stosunku do niego bo są po prostu nieprawdziwe. A ja? Ja jestem świadoma wszystkiego i jedyne czego oczekiwałam to trochę wsparcia, słów podnoszących na duchu, pozytywnych historii, a nie rozprawki psychologicznej.

Wejdź na stronę Niebieskiej Linii. Poczytaj. I potem napisz, że jesteś świadoma.
Ja sobie bardzo cenię wszystkie uwagi na tym forum, a szczególnie psychologiczne. Przykro mi się czyta kiedy piszesz, że tutejsze porady są słabe.

55 Ostatnio edytowany przez ulle (2020-01-19 22:03:04)

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
alisesa napisał/a:

Dziękuję za tych kilka postów, które dodały mi otuchy i wsparcia. Wiele osób tutaj zdaje się wiedzieć wszystko o moim życiu na podstawie tego jednego wpisu, ale tak nie jest. Ktoś tutaj pisał o moim wcześniejszym życiu, ktoś o DDA, ktoś o wyuczonej bezradności, ofiara, kat. Wszyscy bardzo mądrzy, ale nikt nie zapytał jak do tego doszło, jaki jest on, jaka jesteś ty, kiedy zaczęło się psuć? Zamiast realnego wsparcia, pozytywnych historii dostałam masę gorzkich słów, które zapewniam, że nikomu w podobnej do mojej sytuacji nie pomogą. Nie pomogą osobie, która tak jak jest świadoma tego co dzieje się z jej związkiem, jakie granice przekroczył partner. Tak, marzę o tym, żeby coś się zmieniło i było lepiej - jak każdy w podobnej sytuacji. Równocześnie szukam rozwiązań i jestem świadoma tych, które są oczywiste. Napisałam: "Jak przejść przez ten okres, jak ratować siebie, żeby nie popaść w poważną depresję. Jak odejść od człowieka, którego się kochało, ojca dziecka, który rani tak mocno, że chce się krzyczeć na całe gardło." Chciałam usłyszeć jak kobiety w podobnej sytuacji radzą sobie ze stresem i bólem. I jeszcze jedno - łatwo jest oceniać jednotorowo. Nie zamierzam uniewinniać mojego partnera. Równocześnie nie zgodzę się na to, żeby nadużywać pewnych określeń w stosunku do niego bo są po prostu nieprawdziwe. A ja? Ja jestem świadoma wszystkiego i jedyne czego oczekiwałam to trochę wsparcia, słów podnoszących na duchu, pozytywnych historii, a nie rozprawki psychologicznej.

Dziewczyno, masz jeszcze siły na marzenia? Naprawdę łudzisz się, że nagle zdarzy się cud i on się zmieni?
Jesteś doprawdy marzycielka i idealistką.

Nikt nie wie, jak wygląda twoje życie osobiste, a wszyscy którzy napisali coś w twoim wątku bazują tylko i wyłącznie na tym, co opisałaś i uwierz mi, ale przedstawiony przez ciebie obrazek nie wygląda dobrze, wygląda wręcz fatalnie, a podejrzewam, że to dopiero czubek góry lodowej. Skoro facet ostentacyjnie wychodzi ci z domu co drugi dzień na kilka godzin, to należy podejrzewać, że masz na karku jakąś boczniaczke.
On, twoim zdaniem, nie zasługuje na niektóre określenia użyte przez wiele osób. Czyżby dzisiaj był dzień, że nie wyszedł z domu, że tak go bronisz? Litujesz się nad nim, chociaż on serca do ciebie nie ma.

Pytasz jak radzą sobie inne kobiety, które tkwią w takich związkach? Większość z takich kobiet w ogóle sobie nie radzi. Niektóre borykają się z nerwicami różnego typu, z depresjami, nawet nałogami i są to kobiety przedwcześnie postarzałe. Tkwia jednak w szambie, bo znajdują milion powodów do tego, by usprawiedliwić swoją pasywność. Przecież nie będę wyliczać Ci wszystkich tych powodów, bo jesteś osobą inteligentna oraz wykształcona i doskonale wiesz jak to jest.
Pytasz też, jak to zrobić, by odejść i zacząć nowe życie, jak poradzić sobie z bólem itd czy to jest w ogóle możliwe. Ze sama wiesz, co powinnaś zrobić, jednak bronisz się jeszcze przed nieuniknionym i dlatego czekasz na zmiłowanie boskie.
Czy masz dokąd pójść z dzieckiem?
Jaki masz w ogóle plan, by zrealizować to nieuniknione?
A ludzie, którzy napisali do ciebie sami przeżyli różne życiowe traumy, poznali podłość i głupotę ludzka od podszewki, sami ledwo stoją na nogach od tych kopniaków które dostali za darmo od życia i piszą do ciebie w taki sposób, by pobudzić cię do myślenia oraz działania.
Wszyscy chcą ci po prostu pomoc.

56

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...
alisesa napisał/a:

Dziękuję za tych kilka postów, które dodały mi otuchy i wsparcia. Wiele osób tutaj zdaje się wiedzieć wszystko o moim życiu na podstawie tego jednego wpisu, ale tak nie jest. Ktoś tutaj pisał o moim wcześniejszym życiu, ktoś o DDA, ktoś o wyuczonej bezradności, ofiara, kat. Wszyscy bardzo mądrzy, ale nikt nie zapytał jak do tego doszło, jaki jest on, jaka jesteś ty, kiedy zaczęło się psuć? Zamiast realnego wsparcia, pozytywnych historii dostałam masę gorzkich słów, które zapewniam, że nikomu w podobnej do mojej sytuacji nie pomogą. Nie pomogą osobie, która tak jak jest świadoma tego co dzieje się z jej związkiem, jakie granice przekroczył partner. Tak, marzę o tym, żeby coś się zmieniło i było lepiej - jak każdy w podobnej sytuacji. Równocześnie szukam rozwiązań i jestem świadoma tych, które są oczywiste. Napisałam: "Jak przejść przez ten okres, jak ratować siebie, żeby nie popaść w poważną depresję. Jak odejść od człowieka, którego się kochało, ojca dziecka, który rani tak mocno, że chce się krzyczeć na całe gardło." Chciałam usłyszeć jak kobiety w podobnej sytuacji radzą sobie ze stresem i bólem. I jeszcze jedno - łatwo jest oceniać jednotorowo. Nie zamierzam uniewinniać mojego partnera. Równocześnie nie zgodzę się na to, żeby nadużywać pewnych określeń w stosunku do niego bo są po prostu nieprawdziwe. A ja? Ja jestem świadoma wszystkiego i jedyne czego oczekiwałam to trochę wsparcia, słów podnoszących na duchu, pozytywnych historii, a nie rozprawki psychologicznej.


Sama jednak chętnie zaczynałaś tworzyć takie rozprawki... definicje ojca, role rodzicielskie, coś tam jeszcze, żródła dramatu, historia dramatu etc. - pogaduchy dla pogaduszek, no przepraszam, ale to jest w tym wypadku piepsz...nie. smile
Dajesz sobą pomiatać, dajesz się upokarzać jak trusia - zamiast tego zbierz się w kupę, daj "se" czasu, zacznij izolację mentalną od lubego i zacznij szukać.
Sama bardziej nie pomogę, w ogóle nie wyobrażam sobie być w podobnych sytuacjach. Szybciej zatłukłabym jakimś wazonem albo świecznikiem.
Jeśli ta pomoc tutaj jest wg ciebie nieadekwatna, to zawsze pozostaje tobie wizyta u psychologa.

57

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Aliseso, umieszczając swój post na publicznym forum zawsze należy liczyć się z tym, że nie wszystkie odpowiedzi zgodne będą z oczekiwaniami. Niemniej wsparcie to nie tylko wysłuchanie, a tym bardziej pozwolenie, by osoba tego potrzebująca wypłakała się w rękaw. Wsparcie to jest również próba potrząśnięcia kimś, kto sam się na pewne kroki nie odważy. Ty wiesz czego na pewno nie chcesz, a jednak boisz się tego, co dla Ciebie nieznane, dlatego tkwisz w tym związkowym bagnie, coraz bardziej w nim grzęznąc, zastanawiając się czy aby na pewno gdzieś indziej będzie Ci lepiej i szukając kolejnych powodów, by jednak nie podejmować radykalnych decyzji.

Zarzuciłaś nam, że nie zadaliśmy pewnych pytań - jeśli odpowiedzi na nie są tak ważne i mogą mieć znaczący wpływ na wyciągane w toku dyskusji wnioski, to dlaczego, tak świadoma tego, co dzieje się w Twoim związku, nie opisałaś tego sama? 

Odnoszę wrażenie, że pozwoli zaczynasz czuć się winna, że w tak negatywny sposób ukazałaś nam postać swojego męża, stąd te przemycane gdzieś między wierszami próby złagodzenia opisu, jak choćby stwierdzenie "równocześnie nie zgodzę się na to, żeby nadużywać pewnych określeń w stosunku do niego, bo są po prostu nieprawdziwe". Jeśli czegoś nie wiemy, to wyprowadź nas z błędu, ale też nie rób sobie dodatkowej krzywdy usiłując go usprawiedliwiać.

58

Odp: Kiedy dom staje się piekłem...

Okropnie Ci współczuję ale gdyby mnie facet uderzył nie zastanawiałabym się nad odejściem.
Jest jaki jest, przez chwilę nawet myślałam że może da się coś z tym zrobić ale jak przeczytałam że Cię uderzył to krecha.
Poradzisz sobie. Pracujesz, alimenty, skromnie będzie ale dasz radę. Szkoda życia. Za kilka lat sama powiesz że to była najlepsza decyzja a i ułożysz sobie życie z kimś wartościowym

Posty [ 58 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Kiedy dom staje się piekłem...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024