Witam. Jestem młoda, mam 22 lata, natomiast byłam już w 5-letnim i rocznym związku, z których oba były poważne, wraz z mieszkaniem razem.
Jestem osobą po przejściach. Ojciec choruje na autyzm, uczucie bycia niekochaną wpłynęło mocno na mój bunt młodzieńczy, a ten wpędził w niemałe kłopoty. Nie stroniłam od alkoholu, ryzykownych decyzji. Podczas jednej z nich zostałam zgwałcona, skończyło się traumą i 3-miesięcznym cugiem narkotykowo-alkoholowym. Miałam depresję, zaburzenia lękowe, PTSD itp.
Każdego dnia piłam bądź coś brałam. Poddałam się, wróciłam do domu rodzinnego, przeszłam terapię, zakończyłam toksyczny 5-cio letni związek. Od tamtego momentu w moim życiu zaszło wiele zmian. W ciągu trzech miesięcy czułam się, jakby ktoś mi zapalił światło. Udało mi się w tym czasie naprawić relacje rodzinne i powoli prowadziłam mały (jeszcze nielegalny) biznes, który od zawsze był moim planem go-to. Studiowałam przy tym kierunek inżynierski, byłam naprawdę szczęśliwa i cieszyło mnie dużo rzeczy. Jestem ekstrawertyczną, wygadaną kobietą, więc i przyjaciół zawsze miałam. Byłam w tak dobrym miejscu ze sobą i ze swoimi planami, że nie miałam zamiaru wchodzić w związek jeszcze przez bardzo długi czas.
Po 9 mies. od rozstania weszłam w związek z przyjacielem, którego znałam na studiach. Spędzaliśmy czas razem codziennie, aż gdzieś tam się wkradł. Niestety, okazał się być chory psychicznie. Bardzo mocno mnie zmanipulował, próbowałam mu pomóc w jego zaburzeniach, niestety skończyło się moją próbą rozstania i jego dramatycznym wyrzuceniem mnie ze (wspólnego!) mieszkania w środku nocy, wyzywając od dzi*ek. Ok. 2 tygodnie później kiedy próbowałam odzyskać rzeczy, zamknął mnie w domu, pobił, groził nożem, przetrzymywał łącznie ok 18h. Nagrywałam co nie co na telefon, ale go zniszczył. Niestety przez jego rodzinę i znajomych zostałam potraktowana okrutnie, sama nie przypuszczałam, że jest do tego zdolny - bo takie sprawiał wrażenie, toteż nikt nie chciał mi wierzyć oprócz tych, co widzieli jego jazdy. Chciałam iść na policję. Oddałam nawet telefon do firmy odzyskującej dane, zapłaciłam za to słono, ale udało się. Miałam na niego dużo, ale złamałam się. Po mojej walce wróciła depresja, załamanie. Ominęłam szczegóły, ale wszystko to było dramatyczne i okrutne na każdej płaszczyźnie, psychicznej i fizycznej. Jak z filmu. Paczki z nagraniami nawet nie otworzyłam.
Zdobyłam tytuł inżyniera i wróciłam do rodzinnego miasta, czułam się jakbym przegrała. Wszystko znowu ułożyło się o wiele szybciej, niż myślałam. Znalazłam pracę w bardzo dobrej i szanowanej restauracji. Zarabiam bardzo dobrze, do tego poznałam tam świetnych ludzi, z gośćmi jestem na ty - to bardziej spotkania towarzyskie niż praca. Poza nią również wkręciłam się w paczkę świetnych ludzi, zamieszkałam z siostrą i szwagrem (którzy od zawsze byli mi najbliżsi). Zaczęłam trenować bardzo poważnie bieganie, rozwinęłam biznes i zajęłam się kolejnym, który ma się z nim połączyć. Pieniądze w tempie ekspresowym mi się odkładają, ale pracuję niemal 24/7. Nie myślałam nawet o żadnym facecie, bo nie mam czasu ani chęci. Siostra z mężem kupują mieszkanie - stwierdziłam, że zostanę na mieszkaniu sama, w zasadzie to nie mogłam się tego doczekać.
Ale w pracy poznałam jego, fizycznie i psychicznie wpadł kompletnie w to czego szukam i potrzebuję. Zaledwie pół roku po tamtych wydarzeniach. Po raz pierwszy ktoś nie prowadzi ze mną gierek, jest kochany, zabawny, inteligentny, podziela moją pasję do biegania. Martwi się i nie przejawia żadnych toksycznych zachowań.
Jednak ja raz chcę, raz nie. Nie rozumiem siebie. Boję się zranienia, raz mi się podoba a raz chcę to kończyć. Żałuję, że dłużej nie byłam sama, jednocześnie chcę w to iść. Nic mu nawet o tym nie mówię bo mam świadomość, że to ze mną problem i nie chcę go w to wciągać. Spotykamy się intensywnie 2 tygodnie, nie jesteśmy parą i ta granica zakochania niedługo zostanie przełamana i czuję, że muszę jakąś decyzję podjąć. Nie chciałam nic o nim wiedzieć, bo nie chciałam opowiadać o sobie. Nie chciałam znać jego nazwiska, mieć siebie w znajomych na fb. Nie chciałam, żeby cokolwiek wiedział, bo ja wiem, że to nie zmienia tego kim jestem, a jest to "dużo" do udźwignięcia. On mówi mi miłe rzeczy, ja staram się nie przejawiać żadnego zaangażowania i się tak przed tym chowam. Nie chcę tego zepsuć, nie wiem czy jestem w stanie się zakochać, czy dać chłopakowi spokój i niech żyje spokojnie? Nie wiem, czy mu o tym mówić. To dużo. Nie chcę być przez to oceniana. Nie chcę być ofiarą ani nie chcę być wariatką. Jednocześnie wchodzenie w związek kiedy on nie wie jest oszukiwaniem go jakoś?
Miała miejsce sytuacja. Piliśmy drinki, widziałam, że do jednej szklanki nalał trochę więcej i mi ją wręczył. W głowie mi się odpaliła lampka czerwona, że chce mnie wykorzystać, że jest dupkiem i udaje miłego, jak wszyscy. Powiedziałam mu od razu, żeby to wyjaśnić. Trochę go zamurowało i pytał skąd takie pomysły? Widziałam, że ma mnie teraz za laskę, która sobie dopowiada wszystko, bo nie zna przecież skąd to się bierze. Jednocześnie nie umiałam wydukać powodu. Jakoś się wytłumaczyłam i poszło w niepamięć, ale przecież takie coś może się powtórzyć? Mam lęki i potrzebuje zapewnień choć absolutnie tego nie okazuję na zewnątrz. Nie chcę, by kiedykolwiek o tym wiedział, ale nie wiem czy to realne? To przecież tak duża część mnie.
Głęboko w sobie jestem przekonana, że jestem zdolna do zdrowego, dobrego związku. Jestem wierna, mam silny kręgosłup moralny. Jestem pewna siebie, nie potrzebuje drugiej osoby do załatania swoich dziur. Jestem szczęśliwa i mam swoje hobby. W związkach zawsze dbałam o partnera, nigdy nie krzyczałam, wszystko można ze mną załatwić rozmową spokojną i argumentami. Przejawiam wszystkie rzeczy potrzebne do zdrowej relacji, on chyba też. Jedynym mankamentem jest mój bagaż doświadczeń i niestety przez to trochę inne potrzeby...
Najchętniej wyzbyłabym się wszystkich obaw, poszła w to, a o tym co się wydarzyło mówiła w częściach kiedy będzie okazja. Ale czy tak się da w ogóle? Dodam jeszcze, że i on nie miał łatwo. Ma mamę chorą na stwardnienie rozsiane i to on opiekuje się nią i domem.
Jakieś rady?