Witam wszystkich, jestem tutaj nowy, ale zastanawiałem się czy iść po poradę do psychologa - póki co postanowiłem opisać swój przypadek tutaj, od razu dodam, że można by z tego niezłą książkę napisać.
Jesteśmy małżeństwem od 19 lat, mamy 3 wspaniałych dzieciaków, w tym córkę pełnoletnią, 17 letniego mega inteligentego syna i 4 letnią córkę. I widmo rozwodu w powietrzu. Pierwszy poważny kryzys zaczął się jakieś 7 lat temu, kiedy to moja żona atrakcyjna blondynka zdradziła mnie wielokrotnie z kilkoma facetami a potem pod silnym naciskiem z mojej strony i dochodzeniem - przyznała się do wszystkiego. Już wtedy balansowaliśmy na granicy czy się rozwodzić czy nie, błagała mnie że mnie kocha i że nie wie co w nią wstąpiło itd..., postanowiłem dać jej szanse. Zrobiłem listę co wg mnie w naszym związku nie gra, co powinniśmy poprawić - poprosiłem ją również o wymienienie tego co jej nie pasuje ... Pierwszy rok oboje sie staraliśmy przede wszystkim ona się mocno odmieniła ale później z każdym kolejnym miesiącem coraz to bardziej wszystko wracało do poprzedniego stanu - no i pojawiło się najmłodsze dziecko (nie planowane). Od tamtego czasu wszystko wygląda jak wczesniej albo jeszcze gorzej - nie chodzi tutaj o zdrady bo ten temat raczej już nie wraca, ale generalnie żona zajmuje się głównie shoppingiem, nie ma zainteresowań, główne zainteresowania to obgadywanie ludzi, traktuje mnie i starsze dzieciaki jak "gówno" przepraszam za wyrażenie ale tak jest. Myślę że wiedząc jak bardzo kocham nasze dzieci nabrała przekonania że jest bezpieczna że nie odejde. Generalnie żona ustala co i kiedy robimy, co kto ma zrobić i co bedziemy razem robić. Ja niestety przyzwyczajony (tak, do takiego czegoś da się przyzwyczaić) robie co wymyśli - i tak dzień po dniu. Oczywiście sporo jest w tym mojej winy że sobie dałem - ale po prostu jestem człowiekiem który nie lubi się kłócić a w szczególności w obecności dzieci - a że mamy ich troje to zazwyczaj jesteśmy w obecności któregoś z nich. Dodam, że zawodowo jesteśmy spełnieni, ja bardzo dobrze zarabiam na wysokim stanowisku, żona też nie zarabia ani minimalnej ani też średniej krajowej. Jeździmy po świecie i to bardzo często, wszystko ja organizuje i ja finansuje, potrafimy wyjechać 4-5 razy w roku i to zazwyczaj 2 wyjazdy są w bardzo odległe i eksluzywne kierunki (np. Usa, Singapur, etc...). Ale również na tego typu wyjazdach u żony temat jest jeden - Shoping, outlety, ciuchy. Generalnie w domu jeśli ona o czymś rozmawia to jest to temat który wiąże się pieniędzmi - zmiana samochodu, kolejny wyjazd, remont domu , etc.... W ostatnim czasie dobry znajomy poklepał mnie po plecach po wspólnym wyjezdzie i powiedział słowa - stary, jak ty to wytrzymujesz.... szacuun. Zacząłem się przyglądać nieco z innej strony o co chodzi... I generalnie nasze życie wygląda tak ,że to ona wyznacza co bedziemy robić, jedziemy w góry, czyli dojezdzamy i nie ważne jest że ja bym chciał pochodzić po górach - ona chce żebyśmy poszli w miasto .....no i idziemy w miasto. Jest zazdrosna jak gdzies ide, robi mi sceny przy każdej imprezie firmowej, wydzwania mi do pracy po 10 razy dziennie co robisz, gdzie jesteś, dlaczego nie odbierasz . Nikt jej nie lubi, w domu dzieci (te starsze) traktuje jak mnie wiec nikt jej nie szanuje, nikt jej nie słucha i nikt nie lubi z nią przebywać.
W każdym razie powiedziałem sobie - dość... postanowiłem się rozwieźć. Powiedziałem jej to, oczywiscie obiecała że się wszystko zmieni itd... że mnie kocha nad życie, że nie chce pieniędzy wszystko co miała mi przelała na moje konto - tylko mam jej nie zostawiać. Ale ja wiem że to się nie zmieni. I nie boję się o finanse bo mamy intercyzę - nie boję się o dzieci te starsze, bo wiem że pójdą ze mną i wręcz możliwe że będa szcześliwe że to sie tak końcczy, ale boję sie o najmłodszą którą również bardzo kocham. Wiem że będzie nią grała... I teraz mimo że zaszło to już tak daleko - mam problem z ostatecznym wyjściem z domu i po prostu ostatecznym zamknięciem za sobą drzwi.
Już się zastanawiam czy ja jestem dziwny ? Czy potwierdzicie że powinienem tym wszystkim rypnąć i wyjść ? Oczywiscie że sam podejmę tą decyzję - zapytacie czy ją kocham - już nie ... Gdy jej mówie że jej nie kocham - ona mówi że i tak wie że ja ją kocham. Mam wrażenie że ona jest po prostu chora.
Może ktoś kto to przeczyta nieco z boku napisze coś co pomoże mi wyciągnąć jakieś wnioski ...
2 2019-12-04 12:16:32 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-12-04 13:04:06)
Witam wszystkich, jestem tutaj nowy, ale zastanawiałem się czy iść po poradę do psychologa - póki co postanowiłem opisać swój przypadek tutaj, od razu dodam, że można by z tego niezłą książkę napisać.
Jesteśmy małżeństwem od 19 lat, mamy 3 wspaniałych dzieciaków, w tym córkę pełnoletnią, 17 letniego mega inteligentego syna i 4 letnią córkę. I widmo rozwodu w powietrzu. Pierwszy poważny kryzys zaczął się jakieś 7 lat temu, kiedy to moja żona atrakcyjna blondynka zdradziła mnie wielokrotnie z kilkoma facetami a potem pod silnym naciskiem z mojej strony i dochodzeniem - przyznała się do wszystkiego. Już wtedy balansowaliśmy na granicy czy się rozwodzić czy nie, błagała mnie że mnie kocha i że nie wie co w nią wstąpiło itd..., postanowiłem dać jej szanse. Zrobiłem listę co wg mnie w naszym związku nie gra, co powinniśmy poprawić - poprosiłem ją również o wymienienie tego co jej nie pasuje ... Pierwszy rok oboje sie staraliśmy przede wszystkim ona się mocno odmieniła ale później z każdym kolejnym miesiącem coraz to bardziej wszystko wracało do poprzedniego stanu - no i pojawiło się najmłodsze dziecko (nie planowane). Od tamtego czasu wszystko wygląda jak wczesniej albo jeszcze gorzej - nie chodzi tutaj o zdrady bo ten temat raczej już nie wraca, ale generalnie żona zajmuje się głównie shoppingiem, nie ma zainteresowań, główne zainteresowania to obgadywanie ludzi, traktuje mnie i starsze dzieciaki jak "gówno" przepraszam za wyrażenie ale tak jest. Myślę że wiedząc jak bardzo kocham nasze dzieci nabrała przekonania że jest bezpieczna że nie odejde. Generalnie żona ustala co i kiedy robimy, co kto ma zrobić i co bedziemy razem robić. Ja niestety przyzwyczajony (tak, do takiego czegoś da się przyzwyczaić) robie co wymyśli - i tak dzień po dniu. Oczywiście sporo jest w tym mojej winy że sobie dałem - ale po prostu jestem człowiekiem który nie lubi się kłócić a w szczególności w obecności dzieci - a że mamy ich troje to zazwyczaj jesteśmy w obecności któregoś z nich. Dodam, że zawodowo jesteśmy spełnieni, ja bardzo dobrze zarabiam na wysokim stanowisku, żona też nie zarabia ani minimalnej ani też średniej krajowej. Jeździmy po świecie i to bardzo często, wszystko ja organizuje i ja finansuje, potrafimy wyjechać 4-5 razy w roku i to zazwyczaj 2 wyjazdy są w bardzo odległe i eksluzywne kierunki (np. Usa, Singapur, etc...). Ale również na tego typu wyjazdach u żony temat jest jeden - Shoping, outlety, ciuchy. Generalnie w domu jeśli ona o czymś rozmawia to jest to temat który wiąże się pieniędzmi - zmiana samochodu, kolejny wyjazd, remont domu , etc.... W ostatnim czasie dobry znajomy poklepał mnie po plecach po wspólnym wyjezdzie i powiedział słowa - stary, jak ty to wytrzymujesz.... szacuun. Zacząłem się przyglądać nieco z innej strony o co chodzi... I generalnie nasze życie wygląda tak ,że to ona wyznacza co bedziemy robić, jedziemy w góry, czyli dojezdzamy i nie ważne jest że ja bym chciał pochodzić po górach - ona chce żebyśmy poszli w miasto .....no i idziemy w miasto. Jest zazdrosna jak gdzies ide, robi mi sceny przy każdej imprezie firmowej, wydzwania mi do pracy po 10 razy dziennie co robisz, gdzie jesteś, dlaczego nie odbierasz . Nikt jej nie lubi, w domu dzieci (te starsze) traktuje jak mnie wiec nikt jej nie szanuje, nikt jej nie słucha i nikt nie lubi z nią przebywać.
W każdym razie powiedziałem sobie - dość... postanowiłem się rozwieźć. Powiedziałem jej to, oczywiscie obiecała że się wszystko zmieni itd... że mnie kocha nad życie, że nie chce pieniędzy wszystko co miała mi przelała na moje konto - tylko mam jej nie zostawiać. Ale ja wiem że to się nie zmieni. I nie boję się o finanse bo mamy intercyzę - nie boję się o dzieci te starsze, bo wiem że pójdą ze mną i wręcz możliwe że będa szcześliwe że to sie tak końcczy, ale boję sie o najmłodszą którą również bardzo kocham. Wiem że będzie nią grała... I teraz mimo że zaszło to już tak daleko - mam problem z ostatecznym wyjściem z domu i po prostu ostatecznym zamknięciem za sobą drzwi.
Już się zastanawiam czy ja jestem dziwny ? Czy potwierdzicie że powinienem tym wszystkim rypnąć i wyjść ? Oczywiscie że sam podejmę tą decyzję - zapytacie czy ją kocham - już nie ... Gdy jej mówie że jej nie kocham - ona mówi że i tak wie że ja ją kocham. Mam wrażenie że ona jest po prostu chora.
Może ktoś kto to przeczyta nieco z boku napisze coś co pomoże mi wyciągnąć jakieś wnioski ...
Witaj .
Jak nie kochasz to rozstań się .Lekko nie będzie ale jak zostaniesz to samo z siebie nic się nie zmieni lub zmieni na gorzej to znaczy Tobie się pogorszy żonie też.Idź do psychologa po wsparcie psychologiczne pod kontem potencjalnej walki z jż o 4 letnią córkę to zawsze najtrudniejsze najbardziej niebezpieczne dla dziecka - zachowania rodziców.
Nie chodzi mi jednak o to żebyś szukał sposobów na kasowanie żony ale możliwe że będzie jak napisałeś grać córką .
Czy starsze dzieci zżyte są z małą siostrą a ona z nimi to kluczowe wydaje mi się.
Zdiagnozowanie Twojej żony po skromnej ilości informacji wydaje się niemożliwym.
Wszystko może być po takiej dawce wiedzy o niej.
Ważne że po zdradzie na chwilę Ty przejęłaś całą inicjatywę w naprawianiu relacji jak rozumiem żona ze swojej strony poprzestała na stwierdzeniu nie wiem co się stało co mi odbiło ? nie wiem dlaczego?itp - to wygodne przede wszystkim dla niej Ciebie chyba nie zadowoliły takie tłumaczenia podejrzenia i wątpliwości nie załatwione to "raczej " niepokojące wydaje mi się.
Zero wysiłku w rozwiązaniu potencjalnych problemów z potrzebami seksualnymi na przykład lub potrzebą adoracji, atencji, znużeniem wypaleniem w życiu małżeńskim z jej strony.
Później jak dostrzegła że nie wykorzystujesz i nie nadużywasz jej poczucia winy w relacji z nią ( o ile miała jakieś skrupuły i wyrzuty, żal za to co zrobiła , skruchę po wyrządzonej Tobie krzywdzie - tak w o ogóle autentycznie i szczerze nie udając tego , nie tylko powierzchownie i na pokaz na odczepnego ) poczuła się pewnie i bezpiecznie a właściwie zbyt pewnie i stąd brak szacunku do Ciebie u niej po zbyt miękkim wybaczeniu z Twojej strony .
To jednak już się stało i nie da się moim zdaniem wrócić do punktu z przed 7 lat .Zablokowała Cię i dałeś się zablokować ponieważ najprawdopodobniej nie przepracowałeś i nie przeżyłeś w pełni do końca być może urazy ,poczucia Twojej krzywdy, zbyt wiele odpowiedzialności i winy wziąłeś na siebie ,a potem zepchnęłaś to do ciemnego kąta gdzieś w sobie tam gdzie nigdy nie chcesz zaglądać - nic samo jednak nie znika .
Ty się wypaliłeś przez ten czas .Co żona zrobiła dla Ciebie i z własnej inicjatywy,sama z siebie, oprócz organizowania czasu zakupów i wakacji ?
Mądrze rozwiąż kwestie dzieci z kim chcą i mają zostać być może żona wcale nie jest tak z nimi emocjonalnie związana jak się wydaje to wielka niewiadoma nie znaczy to że spłynie to po niej równie dobrze może też udawać .
Wygląda na to że jednak bardzo silnie przywiązana jest do myślenia o statusie,poziomie życia wygody swobody .może bardzo się obawiać spadku poziomu życia i swojej słabości do zakupów,życia w samotności bez poczucia bezpieczeństwa i "normalności".
Niby wszystko wiesz to w czym masz problem?
Pierwszy poważny kryzys zaczął się jakieś 7 lat temu, kiedy to moja żona atrakcyjna blondynka zdradziła mnie wielokrotnie z kilkoma facetami a potem pod silnym naciskiem z mojej strony i dochodzeniem - przyznała się do wszystkiego. Już wtedy balansowaliśmy na granicy czy się rozwodzić czy nie, błagała mnie że mnie kocha i że nie wie co w nią wstąpiło itd.
Po czymś takim nie należy dawać szansy na cokolwiek.
Z kilkoma wielokrotnie i wystarczyło Tobie bzdurne tłumaczenie "że nie wie co w nią wstąpiło"? i już? przestałeś drążyć temat?
I to nie był kryzys - to była ZDRADA a właściwie ciąg zdrad, nazywaj rzeczy po imieniu.
Pierwszy rok oboje się staraliśmy przede wszystkim ona się mocno odmieniła ale później z każdym kolejnym miesiącem coraz to bardziej wszystko wracało do poprzedniego stanu
Czyli jej zdrady nie była jak to określiłeś "pierwszym poważnym kryzysem" już wcześniej było jakieś halo.
Generalnie wasze życie toczy się jak toczyło tylko Ty nie wybaczyłeś żonie i teraz gdy spadła z piedestału jej zachowanie zaczęło Tobie przeszkadzać. Dlatego chcesz odejść i pewnie byś to zrobił ale najmłodsze dziecko stanowi problem.
Grisza, nie wiem czy rozwod rozwiaze wszystkie twoje problem, jest ta mala dziewczynka, ktorej rozwalicie caly jej swiat, ja w Twoim zwiazku widze wiele problemow, najwazniejszy zaczyna sie od wybaczenia tamtych jej zdrad, zrobiles to na miekko, w sensie do niej nie dotarlo ze tym co robi za chwile rozwali wszystko, nie pokazales jej pozwu rozwodowego, nie poszedles do sadu I nie zalozyles sprawy, wszystko sie rozeszlo po kosciach I przez to straciles jej szacunek, ona uwaza ze cokolwiek nie zrobi jakkolwiek nie zrobi to I tak jej sie upiecze, wasze trzecie dziecko to dla niej gwarancja, ze nawet jak starsze dzieci sie usamodzielnia, to jest jeszcze najmlodsze I ona ma cie w garsci, drugi problem to brak dla niej granic w waszym zwiazku, nikt nie wytrzyma kiedy ktokolwiek jest tyranem w zwiazku, ale w waszym zwiazku to ona jest tym tyranem,ona decyduje, wyznacza, tak sie zycia nie da prowadzic, jestes ugodowy, ale musisz czesc decyzji podejmowac wspolnie, bo inaczej ona cie dominuje I traktuje jak sam zauwazasz jak kapcia, kolejnym problemem jest jej shopoholizm, to takie samo uzaleznienie jak narkotyki, alkoholizm, czy gra w kasynach, jej nalog wydaje sie byc dosyc silny, mozesz probowac poprzez wyznaczanie granic, ile czasu ona moze spedzac w sklepach, a ile ma sie zajmowac domem, ale szanse na to ze cokolwiek osiagniesz raczej marne, jak ona mocno ogarnieta, dlatego prawdopodobnie potrzebny bedzie psychology I musisz ja na tego psychologa namowic do zaczecia terapi
Po pierwsze ona kłamała, kłamie i bedzie kłamać cały czas. Wiec wogóle nie sluchaj tego co ona mówi. Po drugie widzę duzy problem u Ciebie. Za bardzo nie miałeś ochoty wziąć odpowiedzialności za rodzine. Z tego co wiedze robileś tylko za bankomat i to prawdopodobnie ci to pasowało. Żonie też pasowało, a prawdziwych facetów miała na boku. Wydało sie, to sie zaczeła troche ci urabiać, a ty tradycyjnie sie ugiełeś, czytaj ona znowu przejeła inicjatywę z resztą jak zawsze w waszej rodzinie.
W jej glowie nie istniejesz jako facet(obiekt sexualny, lider, czlowiek za którym warto podążać), raczej jako miły gość, ktory ją utrzyma.
Bierz rozwód, wogóle sie nie zastanawiaj. I przyszlosciowo zacznij pracować na sobą, żebyś nie musiał przeżyc podobnych ekscesów.
BTW jest pewny że wszystkie dzieci są twoje?
6 2019-12-04 20:11:48 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-12-04 20:13:03)
Autorze popatrz na to chłodno, ale tak zupełnie na chłodno: ZA KOGO Ty wyszedłeś?
Skoro już 7 lat temu odkryłeś, że on Cię zdradziła i to nie raz, nie dwa, ale wielokrotnie(!) Sam sobie możesz dopiwiedzieć co to znaczy.
Ta kobieta, bo ciężko o niej mówić żona, nie miała i nie ma w dalszym ciągu żadnego szacunku do Ciebie ani jak widać do starszych dzieci. Bez najmniejszych skrupułów oszukiwała Cię perfidnie, krzywdziła,
upokarzając Cię tymi zdradami. Teraz wciska Ci (i zresztą wcisnęła podczas żałosnych tłumaczeń) stertę bzdur, aby Cię ułagodzić i postwaić na swoim. Nie wspominając o tym, jak ona się zachouje na codzień.
Sprawuje i sprawowała nad Tobą ciągłą kontrolę, poprzez zwyczajną przemoc psychiczną. Co to ma znaczyć, żeby ktoś miał mi bez przerwy nakazywać i kierować moim życiem? Zrobiła z Ciebie popychadło i zwyczajnego niewolnika, dającego się szantażować emocjonalnie.
Pomyśl, jeśli w związkach dochodzi do zdrady, to zdradzany jest w stanie wybaczyć, jeśli widzi u swojego patrtnera żal, skruchę i postanowienie naprawy relacji. Ale nie może być mowy o wybaczeniu przy
wielokrotnej zdradzie, notorycznym oszukiwaniu i upokarzaniu drugiego człowieka! To jedno. DOdatkowo już sam opis tego, jak ona się zachowuje, jak wszystkimi pomiata naokoło, wzbudza we mnie przynajmniej czyste oobrzydzenie. Wisienką na torcie jest to zaborcze zachowanie z jej strony, próby kontrolowania i zazdrość. Musisz sobie uświadomić, że krzywdzisz sam siebie. Dla dobra swojego i swoich dzieci odetnij się od niej, gdyż inaczej wykońćzy Cię to wszystko.