Chciałam w skrócie opisać moja sytuacje:
nie czuję nic, mam tzw. „wyje...” nie czuje się zobowiązana do niczego, nie mam siły zrobić obiadu, nie chce mi się iść do pracy (a właściwie jej szukać) bo mimo wykształcenia boje się, ze sobie nie poradzę bo muszę być „idealna” we wszystkim co robię. Ktos opowiada o swoich problemach mam takie „aha, dajcie mi spokój”. Mogę tylko leżeć i spać, oglądać filmy. Jak widzę, ze ludzie robią kariery, potem udzielają się w fundacjach itp maja power to strasznie im zazdroszczę. Ja nie mam na to energii, motywacji, nie wiem jak zacząć jak w ogóle wstać. Mam chłopaka, skończyłam dobre studia, dobre życie, ale sama nie mam siły.Mam rodziców, szczęśliwych (mama trochę toksyczna bo widzi wszystko negatywnie, ocenia ludzi i trochę tego przejmuje) gdy zostaje w domu rodzinnym to chłonę to podejście i przez to chyba mam takie stany. Manewruje między domem rodzinnym a domem chłopaka. Trochę tu trochę tam, nigdzie już nie czuje się u siebie nigdzie nie mam obowiązków. Staje się rozlazła i strasznie mnie to wkurza. Każde potknięcie to dla mojej psychiki koniec świata, boje się ze niedługo wyjście do sklepu będzie dla mnie przygoda. Co do chłopaka on jest bardzo pozytywny, pomaga mi się ogarniać, ale to tkwi za bardzo we mnie. Co się ze mną dzieje? Jak się przełamać? To depresja?
Z czego to wynika?