Pisze żeby się wyżalić. Wybaczcie chaos.
Jesteśmy małżeństwem od 4 lat, mamy małe dziecko. Do niedawna myślałam, że mam świetne małżeństwo. Mieliśmy problemy jednak wydawało mi się, że jesteśmy na dobrej stronie do naprawienia wszystkiego (chodziło o częstość uprawiania seksu, zdecydowanie za małą z mojej winy). Okazało się jednak, że od jakiegoś miesiąca mój mąż rozmawia z kobietą poznaną w grze mobilnej, zwierza się ze wszystkiego w tym problemów małżeńskich. Skończyło się na wysyłaniu sobie nawzajem nagich zdjęć i filmów... Nigdy się nie spotkali osobiście.
Znalazłam zdjęcia on niczego się nie wypierał. Zażądałam zerwania kontaktu z tamtą kobietą, zrobił to. Przy okazji późniejszych rozmów okazało się, że jak on to ujął czuje się spętany w tym małżeństwie. Kiedy robi coś dla siebie czuje wyrzuty sumienia, że tak długo robił wszystko żeby inni byli zadowoleni że sam już nie wie czego chce.
Stwierdziłam, że chce nam dać drugą szansę, naprawić to co najwyraźniej nie działało tak jak powinno.
On twierdzi, że dalej kocha, że chce dla mniej jak najlepiej i żebym była szczęśliwa. I tutaj pojawia się problem. Zawsze wydawało mi się, że jak ktoś zdradzi i chce to wszystko naprawić to stara się rzeczywiści to zrobić. Tymczasem mój mąż mnie unika, nie jest w stanie nawet spojrzeć mi w oczy, o żadnej czułości nie ma nawet mowy. Sama rozmowa ze mną sprawia, że on czuje się niekomfortowo. Twierdzi, że nie zasługuje na nic, nie ma prawa do niczego... Jednym słowem nie robi nic.
Czy rzeczywiście poczucie winy może być tak przytłaczające, że pragnie się takiego dystansu? Przyznaje, że ciężko jest mi się pogodzić z tym, że nie podejmuje żadnych działań. Przez to zachowanie cały czas zastanawiam się czy on naprawdę chce ten związek ratować...
Uprzedzając tak powiedziałam mu o tym i chodzimy do terapeuty (z mojej inicjatywy)