Szanowne Panie (i Panowie),
Bawiłem tu przed trzema laty szukając porady przed rozpadem małżeństwa. Wracam z kwestią z innej, nowej beczki.
Sypie mi się relacja na której mi zależy: w dużym skrócie, obydwoje lekko po 40 tce, ona starsza o półtora roku. Obydwoje z nawiązką spełnienie zawodowo, finansowo, mamy swoje wspaniałe dzieci. Ona w kwestii urody 9, jest kimś w rodzaju modelki, podoba się mężczyznom. Bardzo. Ja też nie narzekam na brak zainteresowania. Odległość 300 km
Znajomość z sieci: pierwsze spotkanie trwa 10 godzin, całą noc, drugie dwie godziny. Potem dostaję wiaodmość, że jestem świetny facet itd. Ale ona nie czuje chemii (cóż byłem tego dnia w kiepskiej formie, kiepsko ubrnay, a ona zwraca uwagę na takie szczegóły. Przy okazji wychodzi, że olewam dobre restauracje, nie chodze na wyrafinowane koncerty, jej były kochanek niewysokie brzuszkiem, wprost przeciwnie). Opowiada o nim, że był niezwykle interesujący. Koniec.
Spotykam się z dziesiątkami swietnych kobiet, a raczej spotykałem, żadna mnie nie przekonała. Jestem uczciwy na tym polu, jeśli po spotkaniu wiem, że nie będzie z tego nic głębszego kończę temat zanim się zacznie. Tak jest higienicznie. Choć zdarzało się trafić do łóżka na pierwszej albo drugiej randce.
Z nią nie wyszło. Bolało. Zainteresowała mnie, choć pierwsze wrażenie było takie sobie (okaząło się, że jest fotogeniczna, w realu nieco gorzej wygląda niż na zdjęciach).
Zaraz po tym ajk dostałem czerwoną kartkę, ona bardzo poważnie zachorował. Utrzymujemy kontakt. Ja ją wspieram: załatwiam nielegalne leki najwyższej jakości, z racji możłiwości zawodowych przebijam się do najlepszych specjalistów. Kiedy trzeba bawię, nagrywam i wysyłam jej piosenki, kiedy trzeba daję solidnego kopa tyłek.
Po trzech miesiącach jest zdrowa. To juz jest mocna relacja. Jest mi dozgonnie wdzięczna, że byłem przy niej, zostaję jej najlepszym przyjacielem. Serio. Dzwonimy do siebie.
Cóż ja na coś więcej liczę. Wspaniale nam się rozmaiwa, bez problemu potrafię ją rozbawić do łez, on ałapie moje żarty co wymaga dużej inteligencji. Świetnie się rozummiemy.
To jedna z tych sytuacji kiedy dwa plus dwa daje pięć.
Cóż, płenym piecem ładuję się w miłość.
Ona przyjeżdża do mnie na koncert, liczę na odrobinę bliskości ale znów zimny prysznic. Jesteś jedną z najwazniejszych osób w moim życiu. Tylko tyle i aż tyle. Koniec.
Ona prosi, żebyśmy pozostali przyjaciółmi. Cóz byłem temu niechętny, zakochałem się w niej, ale trudno było mi z tego marzenia zrezygnować. Trwało to jakiś czas, jakieś kontakty telefoniczne. W końcu odpuściłem, za dużo mnie to kosztowąło emocjonalnie.
Po pół roku odnowiliśmy kontakt, znów jest pięknie, znów wydaje mi się, że może stanie się cud, ale cudu nie ma.
Sytuacja się powtarza, albo ona albo ja dążymy do kontakty, znów jest wspaniale, ale kiedy próbuję wychodzić z roli przyjaciela dostaję w łeb.
W te wakacje pojechaliśmy razem na krótki urlop, znów było kapitalnie. Ona uwielbua moje towarzystwo, ja uwielbiam towarzystwoe jej. To nie jest przesada. Ona wyjeżdża przed czasem, widzi mnie mocno pijanego. Dochodzi do kłótni.
Cóż liczyłem, że może tym razem coś się wydarzy, ale sytuacja zamiast polepszyć się pogarsza.
Ok, ogarnąłem sprawę, wziąłem roczny rozbrat z alkoholem, na dobry początek. Tak mnie jej decyzja zmotywowała.
Znów wróciliśmy do kontaktu, znów jest świetnie – jako przyjaciele.
Teraz sedno.
Miałem nadzieję, że już się pogodziłem z porażką, ale ona znów zaczęła mi przysyłać swoje portrety, przysłała mi piosenkę z tytułem Spacer w uścisku. Moje zdjęcie skomplementowała, ze jestem bardzo przystojny. Wreszcie, dopytuwała kiedy wrócę z wakacji, że jestem łajza bo zamiast iść znią do kina szlajam się po świecie. Taki mamy impertynencki styl.
No cóż, po takiej porcji zaserowanej w tydzień moje nadziej odzyły. Zaplanowałem wspólny wyjazd w góry, potem zdobyłem bilety na festiwal, na którym strasznie jej zależało.
Ale w międzyczasie ona znów zmieniła ton. Ucina rozmowy, powtarza, ze jestem super przyjacielem. Postawiłem sprawę na ostrzu noża. Wóz albo przewóz.
Ona odpowiedziała to samo co zwykle, nigdy nie rozpatrywała mnie jako partnera życiowego czy łózkowego. Koniec, Znów.
Odwołałem ten wyjazd, ona w rewanżu odwowłała wyjazd na festiwal. Znów się rozstaliśmy.
Boli wulgaryzm.
Rozmawiałem dziś zjej dobrą koleżanką, która od początki mi kibicuje: jej przekaz jest taki jak wyżej: ona mnie uwielbia, uwielbia czas spędzony ze mną, Że mam absolutnie wszystko co trzeba, ale nie mam tego czegoś. I nie może się zmusić do czegoś więcej. I mówi to szczerze i uczciwie. Nie i nie.
Nawet na jej dopytywania, cyz może w przysżłosci coś się zmienić mówi ni.
Moja ukochana jest uparta jak osioł, nie wiem, może odczuwa presję i tak się zaparła.
Ta koleżanka, tłumaczy jej żeby już dała mi spokój bo to dla mnie naprawdę mało komfortowa sytuacja (gdyby enie ten tydzień podszyty kuszącymi informacjami raczej nie dosłżoby do eskalacji).
Pytanie do Was. O co tu chodzi? Jak to możłiwe, że dwoje ludzi, którzy bardzo ale to bardzo się lubią, są atrakcyjni obiektywnie, spędzaja czas, piją wino i z jej strony nie ma absolutnie nic. Zero, nul, ni huka... To się zdarza???
Wiem, że mam jakiś 1 proc. Szans, ze to się kiedyś zmieni, nie więcej. Ale chcę spróbować jednak. W reżyserskim debiucie Natalie Portman stawia tezę, że nie należy realizować największego marzenia bo to zawsze kończy się rozczarowaniem. Ale mam to w nosie.
Zamierzam znienacka odwiedzić ją w najbliższych dniach, zabrac na kwadrans na kawę. Pewnie wrócimy do wspólnych wyjazdów, a potem... no własnie co potem.
Wybaczcie długi opis, z góry dziękuje za wskazówki.