Mam w pracy kolegę, starszego i żonatego. Ja aktualnie jestem singielką. Nasza znajomość była czysto koleżeńska, rozmowy zawsze inicjował on. Był miły, pomagał mi przy projektach, chociaż nigdy nie prosiłam go o pomoc. Podczas pracy nad jednym z projektów okazało się, że mamy wspólne zainteresowania i można powiedzieć, że wtedy bardziej zaczał się mną interesować. Zaczęliśmy rozmawiać także poza pracą, głównie była to wymiana wiadomości. W dalszym ciągu to on odzywał się pierwszy, najpierw rzadziej, potem właściwie codziennie. Nasze rozmowy były niewinne, dotyczyły zainteresowań, czasem sobie się zwierzaliśmy albo rozmawialiśmy o firmie. Sebastian nigdy nie wspominał o swojej żonie, jego wybranka jest bardzo zapracowana. Czasem skarżył się na to w pracy, ale ze mną nie chciał rozmawiać na ten temat. Raz spytałam się, czy jego żona wie o naszych rozmowach, bo mimo że były niewinne, to jednak ich intensywność trochę była zbyt nasilona. Odparł, że może mieć koleżanki i w rozmowie nie ma nic złego. Uwierzyłam mu, potrzebowałam przyjaciela, bo w ostatnim czasie rozluźniły się kontakty z moimi znajomymi (zapracowanie) i poczułam się samotna. Od początku ustaliliśmy, że jesteśmy tylko kolegami. Ale miesiące upływały, a w rozmowy zaczęły wkradać się podteksty. Komplementy, zapewnienia, że bardzo mnie lubi. Raz nawet napisał do mnie po pijaku, w nocy, będąc na zabawie ze swoją żoną, a następnego dnia przepraszał i nie odzywał się parę dni. Nie brałam tego na poważnie, bo on zawsze zasłaniał się żartem. Jego sygnały były bardzo sprzeczne. Dużo żartowaliśmy i myślałam, że jest po prostu dla mnie miły. W firmie zawsze dużo się do mnie uśmiechał, szukał kontaktu. Przyzwyczaiłam się do jego obecności w moim życiu. Myślałam, że zdobyłam przyjaciela.
Parę miesięcy temu do naszego działu przenieśli innego faceta, z którym znałam się już wcześniej i Sebastian zaczął zachowywać się, jakby był zazdrosny. Były dni, że mnie ignorował, wychodził z pokoju, gdy wchodził do niego ten drugi kolega, mówił przykre słowa, pełne docinek, że ten kolega mnie bajeruje i on nie chce przeszkadzać. Były także dni, gdy zachowywał się normalnie, ale teraz rozmawia ze mną głównie wtedy, gdy jesteśmy sami w pomieszczeniu. Urządza mi karuzelę emocjonalną, a ja ciągle się zastanawiam, co zrobiłam, że jest oschły. Raz zebrałam się na odwagę i spytałam go, o co mu chodzi, ale niczego się nie dowiedziałam. Plątał się w słowach, sam sobie przeczył, a na koniec zasugerował, że to ja czegoś od niego chcę, a przecież ustaliliśmy, że jesteśmy znajomymi. Próbowałam ochłodzić nasze relacje, żeby zrobiły się bardziej profesjonalne, ale on dalej do mnie pisze. Poza pracą się nie widujemy. Kiedy byliśmy na urlopie, nie odzywał się do mnie przez dwa tygodnie, a potem napisał z przeprosinami. Mam wrażenie, że nasze rozmowy nie są już takie, jak były kiedyś i że jestem dla niego tylko odskocznią od życia codziennego. Jestem pewna, że czasami mną manipuluje, żebym prosiła o jego uwagę, a jeśli nie zachowuję się tak, jakby on chciał, przestaje się do mnie odzywać i jest zimny. Ciągle się ze mną droczy, czasem aż za bardzo. Pisze do mnie, gdy jest lekko wstawiony, ale znowu są to rozmowy o niczym, żadnych sugestii czy podtekstów. Źle się czuję w pracy, mam wyrzuty sumienia i strasznie mnie to zasmuca, bo, jak wspomniałam wcześniej, zależy mi na tej przyjaźni, która chyba nigdy jednak nią nie była. Czy ja nadinterpretuję jego zachowanie, tak jak mi zasugerował? Czy on chce ze mną romansu? Powinnam urwać znajomość?
Dam ci radę nie pchaj się w żonatych...bo jak coś nie wypali to on wróci do żony a ty zostaniesz na lodzie...najlepiej wytłumacz mu że wasz stosunek jest tylko przyjacielski/koleżeński może on sobie coś w głowie stworzył jakąś iluzje was i jak nie poszło po jego myśli to jest nie w sosie...wierz mi weź kogoś z czystą kartą...
Dziękuję za radę. A taką rozmowę już przeprowadziłam i usłyszałam, że czepiam się, podczas gdy on tylko żartuje i że jestem tylko koleżanką. Natomiast jego zachowanie właściwie się nie zmieniło.
Czy ktoś jeszcze chciałby się wypowiedzieć w tej sprawie?
Powinnaś zakończyć tę znajomość.
Przestało być niewinnie w momencie, gdy zaczęliście się sobie nawzajem zwierzać.
Powinnaś zakończyć tę znajomość.
Oboje tej znajomości nie zakończą, bo owoc zakazany smakuje najlepiej. Głównym problemem Autorki, jest zbyt mała atencja tego faceta. Póki co wystarcza mu to, że mógł się dowartościować, bo wyrwał młodą.
Cyngli napisał/a:Powinnaś zakończyć tę znajomość.
Oboje tej znajomości nie zakończą, bo owoc zakazany smakuje najlepiej. Głównym problemem Autorki, jest zbyt mała atencja tego faceta. Póki co wystarcza mu to, że mógł się dowartościować, bo wyrwał młodą.
Domyślam się, że nie zakończą, ale powinni.
Powinnam urwać znajomość?
A chcesz?
Wiola891 napisał/a:Powinnam urwać znajomość?
A chcesz?
Prawda jest taka, że gdybym chciała, to już dawno bym to zrobiła. Nie robię tego, ponieważ wciąż nie jestem pewna, czy nadinterpretacja nie leży po mojej stronie. Nie chciałabym tracić dobrego znajomego, jeśli on nie kłamie i rzeczywiście chce się tylko przyjaźnić. Ale czy mężczyzna w ogóle potrzebuje koleżanek? Zwłaszcza taki, który ma żonę. To z nią powinien rozmawiać, nie ze mną. Zastanawiam się, czy jest jakiś sposób, żeby odkrył karty i przyznał się, czego ode mnie chce, ale nie wiem, jak to zrobić. Nie jestem osobą, która zgodziłaby się na romans, po prostu nie daje mi to spokoju, bo zaczynam się źle czuć sama z sobą, gdy widzę, ile uwagi mi poświęca i nie wiem, co się za tym kryje. To już trwa bardzo długo i ciągłe zastanawianie się, o co tu chodzi męczy mnie.
9 2019-09-06 12:34:13 Ostatnio edytowany przez marakujka (2019-09-06 12:36:29)
Urządza mi karuzelę emocjonalną, a ja ciągle się zastanawiam, co zrobiłam, że jest oschły. Raz zebrałam się na odwagę i spytałam go, o co mu chodzi, ale niczego się nie dowiedziałam. Plątał się w słowach, sam sobie przeczył, a na koniec zasugerował, że to ja czegoś od niego chcę, a przecież ustaliliśmy, że jesteśmy znajomymi.
Próbowałam ochłodzić nasze relacje, żeby zrobiły się bardziej profesjonalne, ale on dalej do mnie pisze.
Jestem pewna, że czasami mną manipuluje, żebym prosiła o jego uwagę, a jeśli nie zachowuję się tak, jakby on chciał, przestaje się do mnie odzywać i jest zimny. Ciągle się ze mną droczy, czasem aż za bardzo.Źle się czuję w pracy, mam wyrzuty sumienia i strasznie mnie to zasmuca, bo, jak wspomniałam wcześniej, zależy mi na tej przyjaźni, która chyba nigdy jednak nią nie była. Czy ja nadinterpretuję jego zachowanie, tak jak mi zasugerował? Czy on chce ze mną romansu? Powinnam urwać znajomość?
Wg mnie zrobiłaś i nadal robisz źle lekceważąc fakt, ze on już ma żonę. O takie traktowanie sama się prosiłaś i nadal prosisz. Ty wcale nie szukałaś wtedy przyjaciela (nie bądźmy dziecinni, w tym wieku każdy głupi wie, ze przyjaźń buduje się latami, a zainteresowany facet jest z innych pobudek, niż z potrzeby przyjaźni). Po prostu ochoczo skorzystałaś z okazji spróbowania wyciągnięcia macek po chłopa, tylko wczęśniej nie pomyślałaś, co konkretnie ma z tego wynikać.
To jest takie typowe dla niektórych kobiet. Wystarczy, że jakiś dziad popatrzy się lub pogada chwilkę dłużej, niż normalnie, i już są gotowe zostać wielkimi przyjaciółkami, już próbują go oblepiać i obłazić ze wszystkich możliwych stron, już ochoczo zachęcają i wysuwają biust, by ten mógł się wtulić i pobźdźiągwić na swoją żonę. I już ledwo co go poznały, a nawet gdy nie - już jakże chętnie chcą zwierzać się ze swoich problemow, z tematów których po prostu na takim etapie znajomości z kimkolwiek nie powinny w ogóle dotykać. Ach, i jakże ochoczo i płomiennie one bagatelizują fakt, że ktoś jest zajęty... Oczywiście tylko do czasu. Do czasu, gdy taki facet zachowa się względem kobiety nieodpowiednio (jak np. chęć kontaktowania się tylko w stanie nietrzeźwym). Toż to teraz już obraza majestatu, więc machina zaczyna się ruszać na niekorzyść faceta.
Takie kobiety-glizdy. Albo kobiety-mątwy. No właśnie szukam cały czas dobrego określenia na ten mentalny proceder obrzydliwy.
W przeciwnym razie, gdyby chodziło o tylko czystą sympatię przeniesioną na grunt pozapracowy, nie musielibyście sobie co drugi dzień nawzajem tłumaczyć, ze jesteście tylko kolegami, bo byłoby to oczywistą oczywistością i wszystko by grało, nie byłoby żadnych kwasów z tego, nikt nikogo by nie atakował nietrzeźwymi esemesami i byłoby "smacznie". Byłaby wzajemna sympatia, może nawet nawet czasem jakaś chwilowa fascynacja, ale jednocześnie przez cały czas utrzymywany byłby zdrowy dystans do siebie nawzajem.
I co masz zrobić? Ignorować go i zdystansować się. Jeśli będzie nachalny, to powiedzieć , że skończyłaś tą zabawę. A jeśli i to nie poskutkuje, możesz do szefostwa się udać, że cię po pracy współpracownik napastuje.
Ja się tobie dziwię -żonaty facet... Niegodny on jest. I małostkowy. Też szkaradny typ mątwy. Ale ty też godnie się nie zachowałaś, wiec w sumie to się nie dziw, że on z tobą tylko wtedy jak mu się zachce... wypić.
Prawda jest taka, że gdybym chciała, to już dawno bym to zrobiła. Nie robię tego, ponieważ wciąż nie jestem pewna, czy nadinterpretacja nie leży po mojej stronie. Nie chciałabym tracić dobrego znajomego, jeśli on nie kłamie i rzeczywiście chce się tylko przyjaźnić. Ale czy mężczyzna w ogóle potrzebuje koleżanek? Zwłaszcza taki, który ma żonę. To z nią powinien rozmawiać, nie ze mną. Zastanawiam się, czy jest jakiś sposób, żeby odkrył karty i przyznał się, czego ode mnie chce, ale nie wiem, jak to zrobić. Nie jestem osobą, która zgodziłaby się na romans, po prostu nie daje mi to spokoju, bo zaczynam się źle czuć sama z sobą, gdy widzę, ile uwagi mi poświęca i nie wiem, co się za tym kryje. To już trwa bardzo długo i ciągłe zastanawianie się, o co tu chodzi męczy mnie.
Rozumiem, że gdybyś miała 12 lat, to mogłabyś pytać o takie rzeczy, bo takie zachowanie byłoby dla Ciebie niejasne.
Tymczasem jesteś jednak dużą dziewczynką i wydaje mi się, że zwyczajnie udajesz, pisząc że nie wiesz o co chodzi. Nie rozumiem tej kokieterii i krygowania się.
11 2019-09-07 11:39:53 Ostatnio edytowany przez Kropla Goryczy (2019-09-07 11:40:41)
"Nie chciałabym tracić dobrego znajomego, jeśli on nie kłamie i rzeczywiście chce się tylko przyjaźnić. Ale czy mężczyzna w ogóle potrzebuje koleżanek? "
Uważam idąc za Lwem Starowiczem ze jak najbardziej, mężczyzna potrzebuje takich relacji, naturalnie o charakterze erotycznym... Czy Ci to pasuje, to już sobie sama odpowiedz.
Dziękuję za odpowiedzi. Macie rację, pewnie podobała mi się ta adoracja, ale na swoje usprawiedliwienie powiem, że ja naprawdę miałam nadzieję, że kiedyś wykiełkuje z tego przyjaźń. Kiedyś. Nie od razu, ale kiedyś. Wzięłam Wasze rady do serca i ochłodziłam nasze stosunki. Trochę zgrywa smutnego i chce zwrócić na siebie uwagę, ale staram się nie reagować. Życzę mu dobrze i nie chce niszczyć mu życia.
Pozdrawiam.