kapitanameryka napisał/a:Cześć,
Mam nurtujące pytanie i muszę zaczerpnąć opinii i porady.
Znam się z moją koleżanką 2 lata. Razem pracujemy (w tym samym CH), a od roku nasz kontakt jest bardzo zaawansowany. Zwierzała mi się ze swojego życia, związaku z partnerem z którym była 4 lata. W między czasie poznała ona chłopaka na studiach, który ją adorował, zapraszał do kina, na imprezy - poświęcał jej sporo zainteresowania, czego brakowało jej w związku. Chłopak ze studiów miał narzeczoną i jak się domyślacie przespali się ze sobą. Ona po kilku miesiącach zaczęła mieć wyrzuty sumienia, że zrobiła to partnerowi ale mnie nie chciała słuchac, gdy ją przestrzegałem przed tym.
Teraz do sedna kilka miesięcy po zdradzie rozstała się z chłopakiem i urwała kontakt z tym z ktorym się przespała i los tak chciał, że nasze koleżeństwo ewoluowało i się spotykamy kilka miesięcy. Oczywiście wylądowaliśmy i my w łózku ale ciągle mi siedzi w głowie jej zdrada poprzedniego partnera i mam obawy czy kiedyś też nie zdradzi mnie.
Co o tym sądzicie ?
Dodam, że ona ma 24 lata ja 23.
hmm biorąc pod uwagę fakty - ta koleżanka weszła w poprzedni związek dość wcześnie bo w wieku 18-19l, po 4 latach wiedziała, że "to nie to" ale nie potrafiła ot tak go skończyć, bo zapewne to był jej pierwszy "poważny" związek. Zwierzała się Tobie bo pewnie wzbudziłeś w niej zaufanie i sympatię, ale może na tyle ta Wasza znajomość była świeża, że wtedy traktowała Cię tylko jak "przyjaciółkę" do zwierzeń. O tym świadczy fakt, że powiedziała Ci o zdradzie. Tamten kolega ją adorował, ale miał narzeczoną, a ona mimo wszystko grała na dwa fronty i zapewne wiedząc, że jest zajęty myślała, że oboje grają w te same karty. Innymi słowy - ona to jego adorowanie prawdopodobnie odebrała jako zielone światło i tzw. 'drugą gałąź' będącą zabezpieczeniem w przypadku rozstania. Jej wyrzuty sumienia (dobrze, że je miała w ogóle
) wzięły się zapewne nie tylko z samej zdrady ale przede wszystkim z tego, że nic potem z tego nie wyszło. Dziewczyna się przeliczyła, ale po czymś takim nie potrafiła już być ze swoim facetem, okłamywać go, co paradoksalnie dobrze o niej świadczy - że jednak ma uczucia i sumienie. Rozstała się tak naprawdę z dwoma... a obok byłeś Ty, zawsze pod ręką, ten życzliwy itd. Ja tu widzę teoretyczne obawy z obu stron. Ona po takich 'przejściach' stała się łatwym łupem, a Ty byłeś obok i zwyczajnie mogłeś to wykorzystać, znałeś jej historię, wiedziałeś o jej zdradzie itd. A ona ze swojej strony potrzebowała kogoś przy kim mogłaby odreagować, "klina". Teraz piszesz, że Ty masz obawy czy Cię nie zdradzi, ale Ty miałeś jako jej przyjaciel jasny obraz, natomiast ona weszła w to wiedząc, że wiesz i że to Ci nie przeszkadza. Kto tu kogo ew wykorzystuje? Mam wątpliwości. Oczywiście ostatecznie skrzywdzony poczuje się ten kto bardziej zaangażuje. Oboje weszliście w tę relację zbyt wcześnie, ale inne przesłanki Wami kierowały. Co nią kierowało chyba wiadomo, pytanie co Tobą? Czy Ty przypadkiem nie wykorzystałeś sytuacji w jakiej ta dziewczyna znalazła i to, że już zdobyłeś jej zaufanie? Przecież nie dowiedziałeś się o jej zdradzie i rozstaniu po tym jak zaczęliście się spotykać. To skąd nagle te wątpliwości?
Bo na to czy ktoś zdradzi czy nie i kiedy nie ma reguły. Prawda jest jednak taka, że ludzie decydują się na rozstanie głównie wówczas, kiedy na horyzoncie pojawi się ktoś nowy. Nawet z niesatysfakcjonującego związku ciężko odejść "w próżnię". Gdyby sam fakt jej zdrady Ci przeszkadzał, nie wszedłbyś z nią w bliższą relację. Gdyby było między Wami dobrze, nie rozminąłbyś teraz tej kwestii na forum. Do czego zmierzam... myślę, że jest tu jakieś drugie dno. Pytanie, jakie? Czyżbyś zaczął zdawać sobie sprawę, że Ty wykorzystałeś ten moment, kiedy ona była na takim a nie innym etapie życia... a teraz myślisz, jak tu się ewakuować? Zresztą sam piszesz:
kapitanameryka napisał/a: Ja podchodzę na razie luźno, bo ona jest dla mnie na ten moment koleżanką i widzę, że bardziej sie ode mnie angażuje..
Więc jak to jest naprawdę?
Bo ja mam wątpliwości, kto kogo tu ew wykorzystuje i powinien mieć obawy.