Hej .
Mam 33 lata i problem, z którego chyba do tej pory nie do końca zdawałam sobie sprawę.
Zawsze byłam z kimś, właściwie od około 15 roku życia. Co prawda na początku to były jakieś młodzieńcze miłostki i zauroczenia, które trwały kilka miesięcy, ale jednak były.
Pierwszy stały związek stworzyłam w wieku 21 lat i trwał on 5 lat. Pierwszy raz byłam tak zakochana i trafiłam na naprawdę kochanego, dobrego chłopaka (P.). Po 8 miesiącach zamieszkaliśmy razem. Bardzo pasowaliśmy do siebie z charakterów, bo oboje byliśmy raczej spokojni, domatorzy, właściwie w ogóle się nie kłóciliśmy. Zaczęliśmy grać w grę przez internet, od której się uzależniliśmy (chociaż chyba ja bardziej) i przez to zaczęliśmy odsuwać się od siebie. Po 3 latach związku właściwie chciałam się rozstać, bo związek raczej wegetował zamiast się rozwijać, ale on próbował uratować to zaręczynami. Zaręczyliśmy się, ale tak naprawdę wcale nie śpieszyło mi się do planowania ślubu i tak to ciągnęło się kolejne dwa lata... On przez cały czas był dobry i kochany, właściwie niczego nie mogłabym mu zarzucić. Uczucie po prostu wygasło z mojej strony.
Po studiach poszłam na praktyki i tam poznałam K. Związek z P. właściwie już nie istniał, więc rozstaliśmy się i on się wyprowadził. Z K. wszystko poszło bardzo szybko, szybko się wprowadził. Niestety problemem było jego zachowanie po alkoholu, bo odwalał różne akcje oraz zdarzało mu się być agresywnym. Różnice w charakterach można było u nas zauważyć (np. podejście do finansów, on bardzo rozrzutny, a ja oszczędna ale bez przesady), ale ogólnie w miarę się dogadywaliśmy. Związek trwał 6 lat, chociaż właściwie po dwóch latach już miałam dość, ale jakoś nie umiałam odejść. Zaczął mniej imprezować, więc też i było mniej okazji do nienormalnych zachowań po alkoholu i sądziłam, że może to ma jeszcze szansę. Po około 3 latach związku po jakiejś alkoholowej akcji przyjechał z pierścionkiem. Ani wtedy, ani nigdy później nie zgodziłam się na ślub. I znów związek był właściwie taką wegetacją. Podjęliśmy decyzję o rozstaniu, chociaż po tej decyzji jeszcze przez pół roku próbował mnie przekonać do powrotu...
Po tym jak podjęłam decyzję o rozstaniu z K., poznałam B. A właściwie odzyskałam z nim kontakt. Około 10 lat temu przyjaźniliśmy się i ja miałam do niego ogromną słabość, ale nigdy nic więcej z tego nie wyszło. Wpadłam jak śliwka w kompot. Zauroczyłam/zakochałam się tak bardzo, jak nigdy. Mieliśmy bardzo różne charaktery oraz potrzeby w związku, bardzo dużo się kłóciliśmy. Dla mnie był to szok, bo nie sądziłam, że między dwojgiem ludzi może być aż taka niezgodność charakterów. Byłam jego pierwszą kobietą, mimo jego wieku (miał wtedy 33 lata, ja 31), więc wszystko poznawał właściwie dopiero ze mną. Okazało się, że B. ma bardzo toksyczną relację z mamą, która nie bardzo akceptowała fakt, że nie jest już jedyną kobietą w życiu swojego wychuchanego syna. Niestety kilka jej bardzo niefajnych akcji (w tym jedna większa, która uderzyła w moją rodzinę) oraz brak reakcji B. na to, sprawiło, że zaczęłam odpuszczać ten związek. Trwał on 1,5 roku, jednak kolejne pół jeszcze z nim mieszkałam. Swoje mieszkanie wynajęłam kuzynce i nie chciałam robić jej problemu skoro już się tam urządziła, a też nie chciałam żeby ktoś cierpiał przez moje błędne życiowe decyzje.
Trzy miesiące po "rozstaniu" z B. (bo ciągle z nim mieszkałam) poznałam S. Znał moją sytuację i rozumiał ją. Po trzech miesiącach znajomości wprowadziłam się do niego i mieszkamy teraz razem. Jest do dobra, kochana i bardzo opiekuńcza osoba, robi wszystko żebym była szczęśliwa i traktuje mnie bardzo poważnie. Właściwie jest pierwszą osobą przy której nie żałuję rozstania z pierwszym mężczyzną. Bardzo dobrze się dogadujemy, mamy bardzo podobne charaktery oraz takie same potrzeby w związku. Naprawdę to wszystko nam gra, aż sama się dziwię... i czuję, że to po prostu się uda. Niestety tutaj wkroczyła moja mama, która właściwie nigdy mi się do życia nie wtrącała na tyle by było to uciążliwe. Niestety teraz twierdzi, że powinnam pobyć sama bo przeskakuję ze związku w związek i wręcz w toksyczny sposób próbuje na mnie wymusić to żebym przestała spotykać się z S. Twierdzi, że za pół roku i z tym facetem się okaże, że coś będzie nie tak...
Dodam, że kiedyś byłam molestowania seksualnie przez wujka z dalszej rodziny. Nie mam z tego powodu wielkiej traumy, moje życie seksualne wyglądało i wygląda normalnie. Ale może jednak miało to na mnie i moje przyszłe zachowania większy wpływ niż mi się wydaje? Dodatkowo moja mama często mnie krytykowała przez co mam teraz niskie poczucie wartości co faktycznie widzą osoby, które lepiej mnie znają, jednocześnie dodając, że nie mam ku temu powodów bo wszystko jest ze mną w porządku pod kątem zachowania, charakteru i wyglądu.
Proszę, doradźcie mi co byście zrobili w mojej sytuacji? Z góry dziękuję.