Nie umiem być sama? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Nie umiem być sama?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 9 ]

1 Ostatnio edytowany przez jakcmadoognia (2019-07-25 13:41:38)

Temat: Nie umiem być sama?

Hej smile.
Mam 33 lata i problem, z którego chyba do tej pory nie do końca zdawałam sobie sprawę.
Zawsze byłam z kimś, właściwie od około 15 roku życia. Co prawda na początku to były jakieś młodzieńcze miłostki i zauroczenia, które trwały kilka miesięcy, ale jednak były.
Pierwszy stały związek stworzyłam w wieku 21 lat i trwał on 5 lat. Pierwszy raz byłam tak zakochana i trafiłam na naprawdę kochanego, dobrego chłopaka (P.). Po 8 miesiącach zamieszkaliśmy razem. Bardzo pasowaliśmy do siebie z charakterów, bo oboje byliśmy raczej spokojni, domatorzy, właściwie w ogóle się nie kłóciliśmy. Zaczęliśmy grać w grę przez internet, od której się uzależniliśmy (chociaż chyba ja bardziej) i przez to zaczęliśmy odsuwać się od siebie. Po 3 latach związku właściwie chciałam się rozstać, bo związek raczej wegetował zamiast się rozwijać, ale on próbował uratować to zaręczynami. Zaręczyliśmy się, ale tak naprawdę wcale nie śpieszyło mi się do planowania ślubu i tak to ciągnęło się kolejne dwa lata... On przez cały czas był dobry i kochany, właściwie niczego nie mogłabym mu zarzucić. Uczucie po prostu wygasło z mojej strony.
Po studiach poszłam na praktyki i tam poznałam K. Związek z P. właściwie już nie istniał, więc rozstaliśmy się i on się wyprowadził. Z K. wszystko poszło bardzo szybko, szybko się wprowadził. Niestety problemem było jego zachowanie po alkoholu, bo odwalał różne akcje oraz zdarzało mu się być agresywnym. Różnice w charakterach można było u nas zauważyć (np. podejście do finansów, on bardzo rozrzutny, a ja oszczędna ale bez przesady), ale ogólnie w miarę się dogadywaliśmy. Związek trwał 6 lat, chociaż właściwie po dwóch latach już miałam dość, ale jakoś nie umiałam odejść. Zaczął mniej imprezować, więc też i było mniej okazji do nienormalnych zachowań po alkoholu i sądziłam, że może to ma jeszcze szansę. Po około 3 latach związku po jakiejś alkoholowej akcji przyjechał z pierścionkiem. Ani wtedy, ani nigdy później nie zgodziłam się na ślub. I znów związek był właściwie taką wegetacją. Podjęliśmy decyzję o rozstaniu, chociaż po tej decyzji jeszcze przez pół roku próbował mnie przekonać do powrotu...
Po tym jak podjęłam decyzję o rozstaniu z K., poznałam B. A właściwie odzyskałam z nim kontakt. Około 10 lat temu przyjaźniliśmy się i ja miałam do niego ogromną słabość, ale nigdy nic więcej z tego nie wyszło. Wpadłam jak śliwka w kompot. Zauroczyłam/zakochałam się tak bardzo, jak nigdy. Mieliśmy bardzo różne charaktery oraz potrzeby w związku, bardzo dużo się kłóciliśmy. Dla mnie był to szok, bo nie sądziłam, że między dwojgiem ludzi może być aż taka niezgodność charakterów. Byłam jego pierwszą kobietą, mimo jego wieku (miał wtedy 33 lata, ja 31), więc wszystko poznawał właściwie dopiero ze mną. Okazało się, że B. ma bardzo toksyczną relację z mamą, która nie bardzo akceptowała fakt, że nie jest już jedyną kobietą w życiu swojego wychuchanego syna. Niestety kilka jej bardzo niefajnych akcji (w tym jedna większa, która uderzyła w moją rodzinę) oraz brak reakcji B. na to, sprawiło, że zaczęłam odpuszczać ten związek. Trwał on 1,5 roku, jednak kolejne pół jeszcze z nim mieszkałam. Swoje mieszkanie wynajęłam kuzynce i nie chciałam robić jej problemu skoro już się tam urządziła, a też nie chciałam żeby ktoś cierpiał przez moje błędne życiowe decyzje.
Trzy miesiące po "rozstaniu" z B. (bo ciągle z nim mieszkałam) poznałam S. Znał moją sytuację i rozumiał ją. Po trzech miesiącach znajomości wprowadziłam się do niego i mieszkamy teraz razem. Jest do dobra, kochana i bardzo opiekuńcza osoba, robi wszystko żebym była szczęśliwa i traktuje mnie bardzo poważnie. Właściwie jest pierwszą osobą przy której nie żałuję rozstania z pierwszym mężczyzną. Bardzo dobrze się dogadujemy, mamy bardzo podobne charaktery oraz takie same potrzeby w związku. Naprawdę to wszystko nam gra, aż sama się dziwię... i czuję, że to po prostu się uda. Niestety tutaj wkroczyła moja mama, która właściwie nigdy mi się do życia nie wtrącała na tyle by było to uciążliwe. Niestety teraz twierdzi, że powinnam pobyć sama bo przeskakuję ze związku w związek i wręcz w toksyczny sposób próbuje na mnie wymusić to żebym przestała spotykać się z S. Twierdzi, że za pół roku i z tym facetem się okaże, że coś będzie nie tak...

Dodam, że kiedyś byłam molestowania seksualnie przez wujka z dalszej rodziny. Nie mam z tego powodu wielkiej traumy, moje życie seksualne wyglądało i wygląda normalnie. Ale może jednak miało to na mnie i moje przyszłe zachowania większy wpływ niż mi się wydaje? Dodatkowo moja mama często mnie krytykowała przez co mam teraz niskie poczucie wartości co faktycznie widzą osoby, które lepiej mnie znają, jednocześnie dodając, że nie mam ku temu powodów bo wszystko jest ze mną w porządku pod kątem zachowania, charakteru i wyglądu.

Proszę, doradźcie mi co byście zrobili w mojej sytuacji? Z góry dziękuję.

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez Burzowy (2019-07-25 16:33:25)

Odp: Nie umiem być sama?

Co za absurd, wycięto mi posta mimo że nie było nic niezgodnego z regulaminem. A więc powtórzę. Skakanie ze związku w związek to przypadłość każdej kobiety, więc niczym się nie wyróżniasz. To my możemy poczuć się jak zabawki, które przez chwilę maja dostarczać zasobów materialnych i seksu. A potem w kąt po nową. Jak Ci tak dobrze to nie zmieniaj. Przecież wiesz co dla Ciebie najlepsze. Nie zacznie nagle wychodzić, bo zmienisz podejście od tej strony. Monogamie i poszanowanie dla 2 osoby się ma w sobie albo się tego nie ma.

3

Odp: Nie umiem być sama?

Autorko a czy to przypadkiem nie kwestia poczucia niskiej wartości? Że dowartosciowujesz się trochę jakby przez drugą osobę?

I nie, nie jest to domena każdej kobiety i nie dałabym sobie tego wmówić że to normalne że się nigdy samemu nie było tongue

4

Odp: Nie umiem być sama?
jjbp napisał/a:

Autorko a czy to przypadkiem nie kwestia poczucia niskiej wartości? Że dowartosciowujesz się trochę jakby przez drugą osobę?

Być może, ciężko mi stwierdzić właśnie. Wydaje mi się, że za szybko odpuściłam tylko w pierwszym związku, może faktycznie powinnam była pomyśleć o próbuje ratowania go. Natomiast kolejne niestety przez alkoholizm oraz toksyczną relację z rodzicem były skazane na porażkę (tak mi się wydaje). Ten związek, który jest teraz bardzo bym chciała żeby się udał i na pewno z niego nie zrezygnuję z błahych powodów tak jak zrobiłam to z pierwszym.

5

Odp: Nie umiem być sama?
jakcmadoognia napisał/a:
jjbp napisał/a:

Autorko a czy to przypadkiem nie kwestia poczucia niskiej wartości? Że dowartosciowujesz się trochę jakby przez drugą osobę?

Być może, ciężko mi stwierdzić właśnie. Wydaje mi się, że za szybko odpuściłam tylko w pierwszym związku, może faktycznie powinnam była pomyśleć o próbuje ratowania go. Natomiast kolejne niestety przez alkoholizm oraz toksyczną relację z rodzicem były skazane na porażkę (tak mi się wydaje). Ten związek, który jest teraz bardzo bym chciała żeby się udał i na pewno z niego nie zrezygnuję z błahych powodów tak jak zrobiłam to z pierwszym.

Te związki z alkoholizmem i toksyczna matka w tle rzeczywiście były do odpuszczenia, więc tu niczego nie musisz sobie wyrzucać.
Szkoda tego pierwszego, ale trudno, czasu nie cofniesz.
Brawo za to, że tak mądrze potrafisz ocenić w czym jesteś, zdać sobie sprawę z zagrożeń płynących na przyszłość i chociaż z poślizgiem, to jednak odejść z czegoś, co i tak byłoby skazane na porażkę.
Widać, że nie łapiesz byle portek, tylko masz konkretne oczekiwania.
Jeśli chodzi o twoja mamę, to wydaje mi się, że powinnaś przeanalizować jej radę, ale zrobić po swojemu. Może ona po prostu boi się, że i tym razem nic z tego nie wyjdzie, a potem będziesz cierpiała? Może chciałaby, żebyś odpoczęła od związków, przynajmniej na jakiś czas, by potem móc lepiej i mądrzej wybrać? Ona tylu już tych facetów w twoim życiu widziała, przerobiła, że może nie ufać twoim osadom. Może uznała, że ty zawsze na początku opowiadasz o kimś w superlatywach, zachlystujesz się, a potem zaczynasz kręcić nosem, obojętne czy słusznie, czy nie. Teraz masz jakiegoś fajnego faceta, ale twoja mama i tak wie swoje, bo nauczyła się, że z tobą różnie może być i że za chwilę zaczniesz szukać dziury w całym.
Tak to widzę.

6 Ostatnio edytowany przez jakcmadoognia (2019-07-25 14:03:22)

Odp: Nie umiem być sama?
ulle napisał/a:
jakcmadoognia napisał/a:
jjbp napisał/a:

Autorko a czy to przypadkiem nie kwestia poczucia niskiej wartości? Że dowartosciowujesz się trochę jakby przez drugą osobę?

Być może, ciężko mi stwierdzić właśnie. Wydaje mi się, że za szybko odpuściłam tylko w pierwszym związku, może faktycznie powinnam była pomyśleć o próbuje ratowania go. Natomiast kolejne niestety przez alkoholizm oraz toksyczną relację z rodzicem były skazane na porażkę (tak mi się wydaje). Ten związek, który jest teraz bardzo bym chciała żeby się udał i na pewno z niego nie zrezygnuję z błahych powodów tak jak zrobiłam to z pierwszym.

Te związki z alkoholizmem i toksyczna matka w tle rzeczywiście były do odpuszczenia, więc tu niczego nie musisz sobie wyrzucać.
Szkoda tego pierwszego, ale trudno, czasu nie cofniesz.
Brawo za to, że tak mądrze potrafisz ocenić w czym jesteś, zdać sobie sprawę z zagrożeń płynących na przyszłość i chociaż z poślizgiem, to jednak odejść z czegoś, co i tak byłoby skazane na porażkę.
Widać, że nie łapiesz byle portek, tylko masz konkretne oczekiwania.
Jeśli chodzi o twoja mamę, to wydaje mi się, że powinnaś przeanalizować jej radę, ale zrobić po swojemu. Może ona po prostu boi się, że i tym razem nic z tego nie wyjdzie, a potem będziesz cierpiała? Może chciałaby, żebyś odpoczęła od związków, przynajmniej na jakiś czas, by potem móc lepiej i mądrzej wybrać? Ona tylu już tych facetów w twoim życiu widziała, przerobiła, że może nie ufać twoim osadom. Może uznała, że ty zawsze na początku opowiadasz o kimś w superlatywach, zachlystujesz się, a potem zaczynasz kręcić nosem, obojętne czy słusznie, czy nie. Teraz masz jakiegoś fajnego faceta, ale twoja mama i tak wie swoje, bo nauczyła się, że z tobą różnie może być i że za chwilę zaczniesz szukać dziury w całym.
Tak to widzę.

ulle zgadzam się, że mama boi się, że będę kolejny raz cierpieć. Moi rodzice poznali się w wieku 17 lat i już tak zostali ze sobą, więc dla nich to co odwala ich córka też nie jest pewnie normalne. Faktycznie może myśleć o tym, że szukam dziury w całym czy kręcę nosem, jednak właśnie myślenie o przyszłości i ewentualnym potomstwie sprawiło, że te dwa związki zakończyłam. Nie chciałam aby dzieci patrzyły na pijanego ojca i się za mną chowały, a w drugim przypadku mama tego faceta bardzo chciała mieć wnuka, ale kobiety dla swojego syna już nie wink, więc obawiam się, że robiłaby dziecku wodę z mózgu, z tego co zdążyłam ją poznać.

Może faktycznie przydałoby mi się pobyć samej po tym wszystkim, jednak zdecydowałam się już na kolejny związek i nie chciałabym skrzywdzić S. nagłą zmianą zdania, zwłaszcza, że oboje jesteśmy już zaangażowani. W dodatku sądzę, że nie będę miała już nigdy szansy poznać osoby, której charakter będzie tak współgrał z moim, a także osoby tak wyrozumiałej, opiekuńczej i o tak dobrym sercu. Czeka mnie pewnie ciężka przeprawa z rodzicami wink.

7

Odp: Nie umiem być sama?

Po pierwsze, to Twoja mama to niezła aparatka, bo baaardzo dorosła córka w związku a ona jakby się z choinki urwała i nakłania do życia w pojedynkę.
Po drugie, czy Ty aby nie za stara (sorki, ale to tylko kolokwializm) jesteś, żeby potrzebować wciąż doradzającej mamusi?

Myślę, że Twój problem jest głębszy, nie tylko nie potrafisz być sama, ale nawet chyba nawet samodzielne myślenie Sprawia Ci problem, stąd albo mamusia musi doradzać albo szukasz na forum porady i odpowiedź na pytanie, które powinno wynikać z Twoich odczuć.
To jest prostsze niż Ci się wydaje. Czujesz, że potrzebujesz przerwę, to ją robisz, nie chcesz być sama to puszczasz uwagi zbyt wścibskiej mamusi mimo uszu.

8 Ostatnio edytowany przez jakcmadoognia (2019-07-25 14:24:24)

Odp: Nie umiem być sama?
MagdaLena1111 napisał/a:

Po pierwsze, to Twoja mama to niezła aparatka, bo baaardzo dorosła córka w związku a ona jakby się z choinki urwała i nakłania do życia w pojedynkę.
Po drugie, czy Ty aby nie za stara (sorki, ale to tylko kolokwializm) jesteś, żeby potrzebować wciąż doradzającej mamusi?

Myślę, że Twój problem jest głębszy, nie tylko nie potrafisz być sama, ale nawet chyba nawet samodzielne myślenie Sprawia Ci problem, stąd albo mamusia musi doradzać albo szukasz na forum porady i odpowiedź na pytanie, które powinno wynikać z Twoich odczuć.
To jest prostsze niż Ci się wydaje. Czujesz, że potrzebujesz przerwę, to ją robisz, nie chcesz być sama to puszczasz uwagi zbyt wścibskiej mamusi mimo uszu.

Nie potrzebuję rad mamy i nie prosiłam o nią smile. Po prostu powiedziałam jej uczciwie, że jestem z kimś, bo przecież nie będę ukrywać związku przed rodzicami. No i wtedy zaczęła się burza... Była ona dla mnie zaskoczeniem, bo jak wspominałam w pierwszym poście, do tej pory rodzice mi się nie wtrącali w sposób uciążliwy do życia ani do związków.

9

Odp: Nie umiem być sama?
jakcmadoognia napisał/a:

Hej smile.
Mam 33 lata i problem, z którego chyba do tej pory nie do końca zdawałam sobie sprawę.
Zawsze byłam z kimś, właściwie od około 15 roku życia. Co prawda na początku to były jakieś młodzieńcze miłostki i zauroczenia, które trwały kilka miesięcy, ale jednak były.
Pierwszy stały związek stworzyłam w wieku 21 lat i trwał on 5 lat. Pierwszy raz byłam tak zakochana i trafiłam na naprawdę kochanego, dobrego chłopaka (P.). Po 8 miesiącach zamieszkaliśmy razem. Bardzo pasowaliśmy do siebie z charakterów, bo oboje byliśmy raczej spokojni, domatorzy, właściwie w ogóle się nie kłóciliśmy. Zaczęliśmy grać w grę przez internet, od której się uzależniliśmy (chociaż chyba ja bardziej) i przez to zaczęliśmy odsuwać się od siebie. Po 3 latach związku właściwie chciałam się rozstać, bo związek raczej wegetował zamiast się rozwijać, ale on próbował uratować to zaręczynami. Zaręczyliśmy się, ale tak naprawdę wcale nie śpieszyło mi się do planowania ślubu i tak to ciągnęło się kolejne dwa lata... On przez cały czas był dobry i kochany, właściwie niczego nie mogłabym mu zarzucić. Uczucie po prostu wygasło z mojej strony.
Po studiach poszłam na praktyki i tam poznałam K. Związek z P. właściwie już nie istniał, więc rozstaliśmy się i on się wyprowadził. Z K. wszystko poszło bardzo szybko, szybko się wprowadził. Niestety problemem było jego zachowanie po alkoholu, bo odwalał różne akcje oraz zdarzało mu się być agresywnym. Różnice w charakterach można było u nas zauważyć (np. podejście do finansów, on bardzo rozrzutny, a ja oszczędna ale bez przesady), ale ogólnie w miarę się dogadywaliśmy. Związek trwał 6 lat, chociaż właściwie po dwóch latach już miałam dość, ale jakoś nie umiałam odejść. Zaczął mniej imprezować, więc też i było mniej okazji do nienormalnych zachowań po alkoholu i sądziłam, że może to ma jeszcze szansę. Po około 3 latach związku po jakiejś alkoholowej akcji przyjechał z pierścionkiem. Ani wtedy, ani nigdy później nie zgodziłam się na ślub. I znów związek był właściwie taką wegetacją. Podjęliśmy decyzję o rozstaniu, chociaż po tej decyzji jeszcze przez pół roku próbował mnie przekonać do powrotu...
Po tym jak podjęłam decyzję o rozstaniu z K., poznałam B. A właściwie odzyskałam z nim kontakt. Około 10 lat temu przyjaźniliśmy się i ja miałam do niego ogromną słabość, ale nigdy nic więcej z tego nie wyszło. Wpadłam jak śliwka w kompot. Zauroczyłam/zakochałam się tak bardzo, jak nigdy. Mieliśmy bardzo różne charaktery oraz potrzeby w związku, bardzo dużo się kłóciliśmy. Dla mnie był to szok, bo nie sądziłam, że między dwojgiem ludzi może być aż taka niezgodność charakterów. Byłam jego pierwszą kobietą, mimo jego wieku (miał wtedy 33 lata, ja 31), więc wszystko poznawał właściwie dopiero ze mną. Okazało się, że B. ma bardzo toksyczną relację z mamą, która nie bardzo akceptowała fakt, że nie jest już jedyną kobietą w życiu swojego wychuchanego syna. Niestety kilka jej bardzo niefajnych akcji (w tym jedna większa, która uderzyła w moją rodzinę) oraz brak reakcji B. na to, sprawiło, że zaczęłam odpuszczać ten związek. Trwał on 1,5 roku, jednak kolejne pół jeszcze z nim mieszkałam. Swoje mieszkanie wynajęłam kuzynce i nie chciałam robić jej problemu skoro już się tam urządziła, a też nie chciałam żeby ktoś cierpiał przez moje błędne życiowe decyzje.
Trzy miesiące po "rozstaniu" z B. (bo ciągle z nim mieszkałam) poznałam S. Znał moją sytuację i rozumiał ją. Po trzech miesiącach znajomości wprowadziłam się do niego i mieszkamy teraz razem. Jest do dobra, kochana i bardzo opiekuńcza osoba, robi wszystko żebym była szczęśliwa i traktuje mnie bardzo poważnie. Właściwie jest pierwszą osobą przy której nie żałuję rozstania z pierwszym mężczyzną. Bardzo dobrze się dogadujemy, mamy bardzo podobne charaktery oraz takie same potrzeby w związku. Naprawdę to wszystko nam gra, aż sama się dziwię... i czuję, że to po prostu się uda. Niestety tutaj wkroczyła moja mama, która właściwie nigdy mi się do życia nie wtrącała na tyle by było to uciążliwe. Niestety teraz twierdzi, że powinnam pobyć sama bo przeskakuję ze związku w związek i wręcz w toksyczny sposób próbuje na mnie wymusić to żebym przestała spotykać się z S. Twierdzi, że za pół roku i z tym facetem się okaże, że coś będzie nie tak...

Dodam, że kiedyś byłam molestowania seksualnie przez wujka z dalszej rodziny. Nie mam z tego powodu wielkiej traumy, moje życie seksualne wyglądało i wygląda normalnie. Ale może jednak miało to na mnie i moje przyszłe zachowania większy wpływ niż mi się wydaje? Dodatkowo moja mama często mnie krytykowała przez co mam teraz niskie poczucie wartości co faktycznie widzą osoby, które lepiej mnie znają, jednocześnie dodając, że nie mam ku temu powodów bo wszystko jest ze mną w porządku pod kątem zachowania, charakteru i wyglądu.

Proszę, doradźcie mi co byście zrobili w mojej sytuacji? Z góry dziękuję.

To jest Twoje życie i to Ty je przeżyjesz tak, jak chcesz. Twoja mama może Ci doradzić ale to od Ciebie zależy, jaką decyzję podejmiesz.
Chcesz być z tym chłopakiem, to bądź. I nie pozwól wchodzić sobie na głowę nikomu. To jest Twoja decyzja.

Posty [ 9 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Nie umiem być sama?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024