W ostatnim czasie czytam trochę na temat urwanego kontaktu tak po prostu z dnia na dzień bez słowa. Ktoś jednego dnia śmieje się z Tobą, rozmawia, przytula, a dzień później staje się inną osobą, zimną, oschłą unika kontaktu.
Pytam się dlatego ponieważ 2 miesiące temu spotkało to mnie. Po wspólnym weselu (ona jako moja osoba towarzysząca) naglę zerwała kontakt. Tak po prostu. Zaznaczam, że mieliśmy dobry kontakt ze sobą. Dzień przed weselem spędziliśmy prawie cały razem na wspólnym spontanicznym wyjeździe. Na weselu też było ok, "nie odwaliłem" niczego co spowodowałoby że się miała wstydzić. Była wspólna zabawa, wspólna zabawa do 5 rano. Spaliśmy w jednym łózku, do niczego nie doszło tylko to tego, że się do niej przytuliłem i objełem. W poniedziałek była już inna zimna i oschła. Nie naciskałem nie robiłem z siebie desperata.
Ostatni raz próbowałem się z nią skontaktować 2 tygodnie temu odrzuciła moje połączenia. Napisałem jej tylko, że jest mi przykro, że trektuje mnie jak powietrze po tym co razem przeżyliśmy. Jak wiadomo nic nie odpisała. Trudno boli, nie chcę się narzucać jestem już dorosły (ja 32 ona 29 lat).
W mojej głowie pojawiają się już różne pytania dlaczego tak postąpiła. Czy chodziło o to żeby się dobrze pobawić na weselu i zlać faceta (mimo, że to ona jakiś okres czasu temu bardzo starała się abym ją zauważył), czy może o to co kompletnie nie mieści mi się w głowie że się z nią po poprawinach nie przespałem.
Kiedyś w luźnej rozmowie dała mi do zrozumienia, że bardzo dawno dostała od faceta kwiaty. Idać tym krokiem wpadłem na pomysł, żeby w dniu wesela przed uroczystością jak po nią podjadę dać jej mały bukiecik kwiatów (3 różowe róże). W tym dniu wypadały jej imieniny.
Czy możecie się wypowiedzieć jak wy kobiety takie zachowanie interpretujecie?