Nie wiem co robić mam taki mętlik w głowie, ale sama naważyłam sobie tego piwa i sama muszę je wypić.
Od roku jestem w związku z facetem po przejściach, on jest po rozwodzie, ma dwójkę dzieci, każdy mi go odradzał bo podobny niedobry dla żony był, ale ja oślepłam, nie wiem co mnie opetało...
Jakoś po 4miesiącach bycia razem (przy czym mieszkaliśmy osobno) zaczęłam zauważać jego dziwne zachowania, przeglądał mi telefon, sprawdzał wiadomości, kontrolował z kim piszę i z kim się widuję. Moje kontakty z najbliższą przyjaciółką popsuł bo nagadał jej że plotkuję na jej temat i przez niego ona straciła do mnie zaufanie. W mojej głowie zapalił się wtedy dzwonek ostrzegawczy ale go zignorowałam, jako że sama jestem z natury zazdrosna więc i ja zaczęłam zaglądać mu w facebooka i wiadomości. W tym samym czasie zapytał mnie czy chciałabym mieć z nim dziecko. Odparłam, że tak, ale za jakiś rok, półtora jak już będziemy na swoim (on mieszkał po rozwodzie u rodziców, ja u mamy, on 33lata ja 30). I zaszłam w ciążę mięsiąc po jego pytaniu. Podmienił mi tabletki innego wyjścia nie widzę, bo zabezpieczałam się.
Jak już wiedział ze będziemy mieć dziecko rozpanoszył się na całęgo. Powiedziałam sobie jakoś to będzie, dziecko w drode, czas razem zamieszkać. I tak zrobiliśmy. Jego bezczelnosc jednak przeszła granice. Zawoził mnie do pracy i z pracy odbierał tłumcząc że tak się o mnie troszczy żebym się w ciąży nie rozchorowała. Po czym jak się rozchorowałam potrafił zrobić taka awanturę o niegotowanie obiadu, że zabierał telefon, niszczył torebkę, zamykał mnie w mieszkaniu zabierając klucze. Ja byłam wtedy w 3miesiącu i zaczynałam się bać czy donoszę to dziecko bo poziom stresu i strachu jaki on mi zgotowywał sięgał zenitu. Zaczęły się wyzwiska że jak mi coś nie pasuje to żebym wypie*dalała do mamusi, suko, ku*wo i tak dalej. Po czym przeprosiny łzy w oczach, kwiaty, biżuteria. WYbaczałałam, kochałam go, kocham dziecko które ma przyjść na świat, jednak postawiłam warunek żeby poszedł na terapię.
W tym samym czasie jego była żona pozwała go o nieplacenie alimentów, musiał jej zapłacic ponad 20000zł, zbiednieliśmy, terapię olał bo była droga i znowu zaczęły się kłótnie o pieniądze. Wypominał każdy grosz który wydawałam na prywatnego ginekologa, na leki i badania. Po kolejnej kłótni kiedy zaczął mną szarpać i wywlekać za drzwi z krzykami wypier*alaj zadzwoniłam na policję. Spakowałam manatki i wróciłam do mamy. Teraz jestem w 6 miesiącu ciąży, pogodziłam się z nim wtedy po tygodniu, jestesmy wiec nadal ze soba, żyjąc u swoich matek i spotykając się co drugi dzień. Trzy tygodnie jest jak w raju, potem awantura o jakąś błahostkę, nieodzywanie się 5-7dni i wieki powrót z bukietem i przeprosinami. Moja mama nie chce o nim słyszec, nie pozwala mu tu bywać i nocować.
Paradoksalnie opisując tą historię czuję że żyję w horrorze, jednak On przez 80% czasu jest cudowny kochany opiekunczy dba o mnie i dziecko, co jakiś czas jednak włącza mu się jakiś trybik i awanturuje się o byle co. Przez ostatni miesiąc zaczęłam się oddalać od niego, boję się z nim zamieszkać, że historia się powtórzy a on mi grozi ze się utopi w rzece. albo przyjdzie do mnie na podwórko i poderżnie sobie gardło, albo po prostu że się zabije przeze mnie. Nie wiem co mam robic, gdyby nie ciąża, już dawno bym z nim nie była, nie wiem jak to przerwać, bo nieraz próbiwałam go rzucać, ale on wraca za każdym razem coraz bardziej skruszony i z coraz to nowym prezentem albo wycieczką, Paraliżuje mnie myśl, że zostane teraz sama w ciąży, że będę sama przechodzić przez poród, wstawać do małej, to musi być strasznie cieżkie. Ale jednoczesnie boję się też, żę zostanę z nim a on będzie się awanturował, darł i klął przy małym dzidziusiu, co może mieć na niego fatalny wpływ. Ja już kocham tą istotkę w brzuchu najbardziej na świecie i boję się o nią. ALe nie wiem jak z nim skończyć i jak znalezć siły aby samej przechodzić przez macierzyństwo.