Jeśli sama mam wypowiedzieć się w temacie, to swoją pierwszą pracę, a byłam tuż po szkole, traktowałam jak hobby - bardzo lubiłam to co robię, spełniałam się w tym jeszcze bardziej, ale jeśli chodzi o zarobki, to niestety nie można powiedzieć, aby były wprost proporcjonalne do zaangażowania. W kolejnej nie musząc się specjalnie wysilać zarabiałam naprawdę dobrze, a przy tym zwyczajnie lubiłam przychodzić do firmy ze względu na ludzi, z którymi pracowałam. Jakieś firmowe spotkania towarzyskie, grille, szkolenia - to nigdy nie było za karę, bo stanowiliśmy naprawdę świetny zespół i lubiliśmy ze sobą przebywać.
Potem zmieniłam zawód, spełniałam się, kręciło mnie co robię, dawałam z siebie dużo, bardzo szybko awansowałam, ale za tym poszła też spora odpowiedzialność oraz konieczność pozostawania dyspozycyjną. Telefony odbierałam także późno i w dni wolne od pracy - to było męczące i w całości ostatecznie okazało się niewarte ani pieniędzy, które zarabiałam, ani stanowiska, bo gdzieś po drodze niestety dotarło do mnie, że cierpi na tym moja rodzina i życie osobiste. Kiedy doszły do tego inne problemy, w tym zdrowotne, co wydaje się niemal nieuniknione, jeśli się nie odpoczywa, musiałam wyznaczyć sobie priorytety i postawiłam na siebie i bliskich. Nigdy tej decyzji nie żałowałam, ciesząc się, że w porę się opamiętałam, bo stawka była zbyt duża.
Sama nie wiem co mną w tamtym czasie kierowało, bo przecież celem nie były pieniądze. Chyba po prostu nabrałam wiatru w żagle i chciałam wykorzystać swoje pięć minut.
Dziś mnie to już nie rusza. Swoje przeżyłam, nabrałam doświadczenia, ale i dystansu. Obecnie jest mi dobrze, jak jest, praca nie przesłania mi innych wartości. Zresztą narzekać nie mogę, mam za to czas na to co jest ważne - dla rodziny, dla siebie, na pasję, na sport.
Niestety mój mąż jest z tych, którzy swojej pracy szczerze nie znoszą, ale zaszedł już tak daleko, że głupotą byłoby z niej rezygnować. Zresztą dla niego praca zawsze była tylko przykrym obowiązkiem, dzięki któremu miało się inne możliwości. Tu zawsze się między sobą różniliśmy.
Edit:
Owszem, Miłychamie, praca jest częścią życia i żeby mieć za co żyć, trzeba pracować, jeśli jednak człowiek miałby tylko pracować, zawsze klepiąc biedę i bez poczucia satysfakcji, to brzmi to jak wegetacja. Cieszy zatem, że i świadomość, i możliwości się zmieniają.