Przejrzałem już kilka tematów ale każda sprawa jest inna, chciałbym waszej opinii. Teraz w skrócie:
Ona 30lat, ja 34. Spotykaliśmy się 4 msc. Było wspaniale. Była namiętność, seks. wspólne spędzanie czasu. Pewne przełomowe momenty w jej życiu (o tym później). Był wspaniały wyjazd na majówkę za granicę (ona była inicjatorką).
Jest osobą bardzo tradycyjną, ciężko znosi odstępstwa od tego co zna a ja trochę nowoczesny jestem. Ale zaufała mi. Otworzyłem ją. Miała w życiu 2 związki (kilkuletni i kilka msc). Okazało się, że ubogie w doznania seksualne. Byłem pierwszym facetem, z którym mogła szczytować.
Jakieś 3 tyg temu wyjechała na wyjazd służbowy (nic się tam nie zadziało istotnego dla mnie), na którym miała ważne wystąpienie i na którym została skrytkowana. Po powrocie sie nie odzywała z dotychczasową intensywnością. Musiałem ją pytac.
Spotkaliśmy się. Powiedziała mi, że ma wątpliwości, że chyba powinniśmy skończyć. Ale nie byłą gotowa na rozmowę. powiedziałem spędźmy milo ten wieczór. Ostatecznie skóncyzło się kolacją na mieście i u niej seksem. Rano wyszedłem jak spała bo we mnie buzowało. W poniedziałek napisałem list. Przyszedlęm do niej, wsadziłem go za drzwi. Sam się ukryłem. Słyszałem jak emocjonalnie ją to wzieło. Czytała go na klatce. Po 10 min zadzwoniłęm do domu, wpusciła mnie rozmawialismy. W rozmowie i liscie prosilem o wyjasnienia co sie stało. Czemu nagle? Czy ona jest pewna? Nie umiała się w klarowny sposób odnieść. Powiedziała jest w chaosie i potrzebuje czasu. Kilka rzeczy jednak udało się ustalić - co jej w mojej osobie nie odpowiada. Trochę jej tłumaczyłem, że to są rzeczy do wypracowania. Tzn. ja sam mam ostatnio słaby okres i mega duzo stresu i kilka razy akurat jak z nia byłem to troche schizowałem albo sie zachowywałem niespokojnie np. Wiec tłumaczyłem, ze to jest skrajnosc, bo sam mam ciezki okres, itp. POwiedziała, ze nie ma wzniosłosci i boi się, ze nie bedzie. Zapytalem czy za tydzień sie odezwie? Moze, bo ma ciezki tydzeiń (miała to fakt). W ogole ona pracuje coś w w stylu 1,5 etatu i ma odpowiedzialną pracę. Wiec ma mało czasu wolnego. Wrócilem tego dnia do domu.
Minał tydzień. Zapytałem się potem w wiadomości co słychać i jak się czuje. Ona pięknie, że wykazałem się wielką stabilnością, ale ona czuje, że to się nie uda, ale mogę wpaść, spotkać się. No to się spotkaliśmy tego dnia. Spacer. Przeprosiłem za kilka rzeczy, które zrobiłem wg. mnie źle, bez pytania (bo teraz wiem, że to ważne były rzeczy). Powiedziałem, że może lepiej zrobi nam obojgu rozluźnienie/reset i lekki dystans. Ona jakby odetchnęła. Powiedziałem, że może chciałaby jak będzie gotowa skoczyć na rowery, taki lekki dzień z uśmiechem bez wielkich rzeczy. Dowiedziała, że mam ważne spotkanie w tym tyg... No i po tym spacerze znowu zaczęła zaglądać na komunikator. Sama zapytała jak poszło mi spotkanie kilka dni poźniej. Rzuciłem zdanie, że ładna pogoda się szykuje. Ona, że może to wykorzystamy? No wspaniale. Przygotowałem fajny dzień z piknikiem. W weekend to było. Jeździliśmy, była zestresowana ale zadowolona. Piknik w ustronnym miejscu. Sami bez ludzi. Byłem przygotowany na różne rzeczy Nic nie naciskałem, trochę tylko coś zasugerowałem, że może być szalenie. No i jakoś rzuciła, że ona myślała, że ja ten dystans to o koleżeństwie mówiłem... No i otworzyła się rozmowa. Szczera jak cholera bo ja się na nią otworzyłem. Mówię, że mam sprzeczne sygnały. Nigdy nie użyłem słowa koleżeństwo. Nie rozumiem nic. Kiedy to się zaczęło? Czemu nagle? Co ja widzę? itp.
Laska sobie nie ułożyła w głowie z poprzedniego rozstania. Spotkała mnie miesiąc po tym. Było fajnie. Na wielu płaszczyznach. Nie może mi nic zarzucić w sumie. Po 2-3 msc coś jej zaczęło mierzić, że nie mam czegoś tam. A tamten ją zostawił tak z dnia na dzień bez odpowiedzi. W sumie to ona jest pod wrażeniem, żę ja jestem tak opanowany, że umiem rozmawiać o tych trudnych rzeczach. A tamten to jakiś emocjonalnie niestabilny. A najlepsze, że (to akurat szczerze) on się po 6 msc przedwczoraj do niej odezwał i znowu emocjonalnie ją zaatakował. Trochę popłakała, powiedziałem, że to dobrze, że nie ma się czego wstydzić, tak czasami trzeba. Ja emocji nie pokazałem bo w sumie to emocje mialem kilka dni temu dla siebie. Powiedziałem łagodnie, że rozumiem, że naprawdę jest w chaosie, wielkiej dupie i musi się ze sobą zmierzyć. Jak chce to może się odezwać do mnie. Jak nie to nie. Życzę jej dobrze.
Wróciliśmy z wycieczki, jeszcze było trochę uśmiechu i radości. Potem do niej, w sumie sama zaprosiła. Zapytałem się czy chce się napić tego wina co ostatnio jej kupiłem. Ok. siedzielismy przy winku, jeszcze tak przyjacielsko rozmawialiśmy. Ona pytała się jak ja tak umiem się ogarnąć emocjonalnie? Powiedziałem jej jak przyjaciel o sobie. Dałem rady... Słuchaj, jesteś niespójna. Mówisz, jedno a w sumie to dopuszczasz mnie. Głaskała mnie, tłumaczyłem jej co ja wtedy odczytuje jako facet. Wiecie co? Przytulaliśmy się tak intymnie, było milo. Płakała. Dla rozluźnienia łaskotki, których nie przerywała. Powiedziałem, że muszę iść, chociaż proponowała, abym został jak muszę bo noc/wino a ja rowerem. Przytuliłem się kazałem jej się odwrócić i dać mi zamknąć drzwi. Pocałowałem ją po szyi, dałem klapsa i kazałem się ogarnąć. Wyszedłem.
Kazała się zameldować w domu. Zrobiłem to w nocy. Rano pisaliśmy krótko jak fajnie było na rowerach. Napisałem, że ona ma klucze do tej relacji, ona, że ja też. Ale, że nie chce miec ze mna kontakt, bo jestem wartosciowym człowiekiem (w sumie to je to jej powiedziałem dzień wczesnej, że uważam ją kogos wyjątkowego). Życzyłem jej miłego dnia. Od niedzieli cisza.
Teraz podsumowanie.
---------------
Najgorsze dla mnie, że do kryzysu nie wiedziałem, że mi na niej zależy. Niestety ona wpasowuje się w moje 75/100 idealnej kobiety. Cięzko mi z tym. Ona nawet nie wie jak, bo widzi we mnie stabilnego emocjonalnie gościa. Chociaż zrobilem przy tym winie emocjonalny monolog przy którym się popłakała.
Ona nigdy nie dała mi takiego silnego sygnału STOP. Zapraszała do domu 3 razy od czasu gdy wyraziła swoje wątpliwości, ale oddała mi moje rzeczy. Pozwalała całować, łaskotać, dotykać, przytulać. Sama się przytulała. Pocalunki chłodne na początku na koncu spotkań mozna było zmienić w coś głebszego, chociaż ostatnio trochę mniej. Ale z ostatniego spotkania u niej w domu to wyglądało, że jakbym przycisnał to byłaby zgodna na zbliżenie. Nie chciałem jednak jej pruć emocji i sobie też. Ciągła niespójność. Raz tydzien milczała, innym razem wchodziła na komunikator i pytała jak spotkanie.
Jednocześnie wiem, ze mi zaufała, jak nikomu innemu. Przekonałem jej do kilku rzeczy, które ze mną zrobiła, których nie zrobiła wcześniej w życiu. Uwierzcie lub nie ale ona np. na rowerze się boi jeździć, wstydzi się tego. Ze mną pojechała. Do tego te otwarcie na szczytowanie... i kilka innych rzeczy.
Czy ona jest toksyczna? Czy ten związek był toksyczny?
Rozmawiałem w czasie kryzysu z psychologiem. Powiedziała, że w zasadzie zrobiłem wszystko co chciałem/mogłem/powienienem. Powiedizałą, ze nie powinna tego mówić ale z opisu (duzo szerszego niż ten wyżęj) to ona powinna isc na jakas terapię.