Hej wszystkim. Jestem tu nowa. Proszę o spojrzenie na ta sytuacje z boku. Ktoś może powiedzieć ze szukam dziury w całym ale sytuacja dla mnie jest dziwna
Mówi się ze początki związku są super, jest to zauroczenie/chemia, ludzie chcą często spędzać ze sobą czas, bie widza nic innego wkoło. Ja przeżyłam coś zupełnie innego ale do rzeczy...
Rok temu zapoznałam pewnego faceta, widać było od razu ze się jemu spodobałam, była chemia itp zaczelismy się spotykać. Zamiast opisanych przeze mnie cech było zupełnie inaczej. Jak szliśmy ulicą on wpatrywał się na inne kobiety, momentami był dla mnie opryskliwy, trochę widać było dystans. Ja sobie ciagle tłumaczyłam ze to początek związku, ze może trzeba się przysłowiowo dotrzeć. Nie kończyłam tego. Aż tu nagle od jakiś 3 miesięcy mój facet przeszedł jakby jakaś przemianę. Jest cudowna osobą dla mnie, jak gdzieś jesteśmy to nie wgapia się wymownie w inne kobiety, jest strasznie pomocny, zakochany, no anioł. Potrafi nawet wziąć mnie na środku ulicy na ręce. Troszkę mnie to zaczęło zastanawiać co na to wpłynęło? Bo nie rozmawialiśmy na ten temat nigdy. Tzn ze on teraz stał się bardziej mnie pewny? Troszkę boje się takiej „sinusoidy”, co myślicie?