Cześć,
Z dziewczyną byliśmy razem 4 lata. Jednak ostatnie pół roku nie było między nami najlepsze. Ja miałem na studiach miałem masę roboty + poszedłem na staż. Po prostu ze zmęczenia nie miałem siły się z nią widywać, bo jak do tego dochodziło to myślałem, że zasnę. Jednak nie chciałem jej zaniedbywać, dlatego zgadzałem się kiedy tylko mogłem na spotkania. Trochę kłóciliśmy się, ale generalnie było w porządku. Pewnego razu doszedłem do wniosku, że cały wolny czas poświęcam jej. Nie mam nic od życia dla siebie - tj. nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi mi tu o jakieś imprezy itp., a raczej zwykłe hobby, czytanie książki itp. Doszedłem do do takiego stanu, że po prostu wszystko inne było dla mnie ważniejsze od niej. Zaproponowałem, żebyśmy sobie zrobili przerwę. Mówiłem jak jest wyjaśniłem o co chodzi i zapewniłem, że ją kocham i tylko z nią chcę być. Ona jednak odmówiła. I tak się ciągnął taki nijaki stan, aż w końcu któreś z nas zerwało. Nawet nie pamiętam kto. Przez 4 miesiące bycia "osobno" czułem się dobrze. Miałem czas na zainteresowania. Nie szukałem innej dziewczyny, nie spotykałem się z nikim. Ani razu też o niej nie pomyślałem. Dopóki ona do mnie nie napisała i nie zaproponowała... seksu. Głupi (albo i nie?) zgodziłem się i to okazało się gwoździem do mojej trumny. Miało to być bez zobowiązań, jednak po mowie ciała zorientowałem się, że to po prostu była osobliwa forma zaproszenia mnie do siebie i chęć spróbowania jeszcze raz. Dałem jej wyraźnie do zrozumienia, że nie jestem zainteresowany. Jednak następnego dnia zacząłem za nią tęsknić jak głupi. I niestety za szybko się zdradziłem, bo załamałem równowagę uczuć. Jednak spotykamy się, staram się być miły dla niej, co chiwlę proponować coś nowego. Jednak ona oprócz mnie... spotyka się z dwoma innymi facetami. Nie mam pojęcia co o tym myśleć. Doradzicie mi?