Witajcie.
Znalazłam tę stronę w dzisiejszy chłodny wieczór i zaczytałam się. W mojej głowie narodziło się wiele myśli, które szykują się do lotu.
Ostatnio łapią mnie czarne myśli związane z moim życiem oraz wyborami. Kiedyś myślałam,że pewnie będzie ono inne od tego, które dzieje się obecnie.
Jestem osobą nieśmiałą, raczej wolę samotność i spędzanie czasu z dala od ludzi, bo chyba boję się bliższych relacji, choć nie do końca wiem, czy to jest akurat sedno problemu. Pewnie nie, ale chyba lepiej mieć coś, na co można zrzucić swoje "niepowodzenia i lęki".
Mam 35 lat. Mój ojciec nie żyje od 30 lat, więc tak naprawdę nie wiem, co to znaczy mieć tatę. Mama nie żyje od 7 lat. mam tylko brata - starszego o 3 lata, w którym nie mam zbytniego oparcia.Nie da się z nim pogadać, bo on ma swoje "lajtowe" podejście do wszystkiego. Nie da się z nim pogadać o problemach i oczekiwać jakiejś rady, czy wsparcia. Jest mi najbliższym człowiekiem, ale tak naprawdę mogłoby mnie nie być, jemu to nawet byłoby na rękę-miałby cisze i spokój. Nie mam już nikogo z najbliższej rodziny, swojej również nie udało mi się założyć, choć zawsze tego chciałam. Jestem zła na tych,co odeszli...dlaczego mnie zostawili? No cóż, muszę z tym żyć. Ponad rok temu rzuciłam pracę w wielkim mieście, która pozwalała mi się ledwo co utrzymać i wróciłam do małego miasteczka. Myślałam,że będzie super, bo znajomi etc...Okazało się,że z pracą w moim zawodzie jest krucho i umowa do końca roku szkolnego bez perspektyw na przyszłość. Wizja bezrobocia sprawia,że chce mi się płakać. Relacje z bratem są ok, do chwili, kiedy się nie pokłócimy i wówczas potrafimy przechodzić obok siebie bez słowa przez kilka, bądź kilkanaście dni. Fakt, mieszkamy obecnie razem. Mam odłożone parę groszy, na jakiś wkład na mieszkanie pewnie uzbierałam, ale nie chcę ryzykować zakupu w mieście, w którym nie wiem,co będzie z pracą. Nie chcę wyjeżdżać do innych miast, by ledwo wiązać koniec z końcem. Znajomi i przyjaciele mają swoje życie i udaje nam się spotkać na piwo raz na kilka miesięcy, telefony sporadyczne.
Tak naprawdę czuję, że wewnętrznie umarłam. Nie mam nic, nie mam nikogo. Czasami myślę,że może lepiej byłoby, gdyby mnie było, bo po co jestem? Nie mam z kim pogadać. W pracy gadam jak najęta, nikt się nie orientuje,co siedzi w mojej głowie. Niekiedy chodzi za mną myśl, by rzucic to wszystko, wziąć psa i wyjechac gdzieś...Tylko dokąd i po co? Kompletnie nie wiem, co zrobić dalej i jak żyć. Jak się pozbierać w dorosłości i nie oszaleć?
1 2019-05-05 22:46:15 Ostatnio edytowany przez badziewna-cizemka (2019-05-05 22:49:24)
2 2019-05-05 23:19:30 Ostatnio edytowany przez Kalvar25 (2019-05-05 23:23:24)
Może część pieniędzy które odłożyłaś przeznacz na kursy, szkolenia, naukę języka? może to poprawi Twoją sytuację na rynku pracy ? Masz 35 lat to nie jest tragedia, myślałaś kiedykolwiek o pracy za granicą? popracować nad językiem np angielskim, niemieckim albo norweskim ? może tam z Twoim wykształceniem znalazła byś łatwiej pracę ? bo zarobki na pewno miała byś dużo wyższe - nauka języka do poziomu B1-B2 to okres około dwóch lat po 2 godziny dziennie - warto w to zainwestować, niestety w Polsce większość ludzi wegetuje, nie znam wielu ludzi którzy zarabiają powyżej 5 tysięcy złotych netto miesięcznie chyba że pracują po 300 godzin w miesiącu (oczywiście są ludzie którzy zarabiają po 10 tysięcy i wyżej ale to jest pewnie jakieś 10%) - w Niemczech np łatwo jest zarobić te 2000 euro netto na umowie o pracę + dodatkowo skorzystać z opcji dorobienia sobie w postaci minijob (500 euro miesięcznie netto) masz 2500, kawalerka jakieś 800, jedzenie 300-400, zostaje Ci 1300, połowę sobie odłożysz, połowę wydasz na "głupoty". Nie ograniczaj się tylko do pracy w Polsce, może warto zaryzykować ? poświęcić te dwa lata na naukę i jeżeli nie znajdziesz w Polsce dobrej pracy to wyjechać? Nie znam ani jednej osoby która wyjechała i chciała by wracać do Polski, narzekają tylko Ci bez zawodu, umiejętności czyli ludzie którzy pracują np na zmywaku lub przy najprostszych pracach za które dostają marne pieniądze wystarczające im na opłacenie mieszkania, jedzenie i wyjście do kina raz w miesiącu.
Zdecydowanie potrzebujesz drugiej połówki, w tym wieku nie licz już tylko na znajomych bo każdy z nich prowadzi swoje prywatne rodzinne życie, skończyły się dawne co weekendowe beztroskie wypady, jesli na codzień nie będziesz czuła się kochana doceniona przez drugą osobę i na odwrót to samotność będzie tylko pogłębiać problem i tu żaden wyjazd za granice czy związane z tym wyższe wynagrodzenie nic nie zmieni uciekniesz z kraju, ale nie uciekniesz od trapiących cie problemów. Ludzie są rózni jedni całe życie wiodą szczęśliwe życie singla a inni potrzebują drugiej osoby, bo tracą sens życia.
Zbyt dużo ciężaru wlozylas do swojej głowy. W twoim zawodzie niestety nie ma szans na poznanie kogoś z kim można by się związać.
35 lat w dzisiejszych czasach to dopiero początek wchodzenia w życie. Brat to brat, ma prawo do bycia sobą. Nie musi być za ciebie odpowiedzialny.
Zrób coś dla siebie, wyjdź do ludzi, otwórz się na świat, może nowa pasja, kurs, hobby. Coś co zbliży cię do innych .. a opcja zabrania psa i wyjechania gdzieś to też jest jakieś wyjście. Od stania w miejscu nic się nie zmieni. A życie jest jedno, szkoda czasu na rozterki i patrzenie wstecz.
Może część pieniędzy które odłożyłaś przeznacz na kursy, szkolenia, naukę języka? może to poprawi Twoją sytuację na rynku pracy ? Masz 35 lat to nie jest tragedia, myślałaś kiedykolwiek o pracy za granicą? popracować nad językiem np angielskim, niemieckim albo norweskim ? może tam z Twoim wykształceniem znalazła byś łatwiej pracę ? bo zarobki na pewno miała byś dużo wyższe - nauka języka do poziomu B1-B2 to okres około dwóch lat po 2 godziny dziennie - warto w to zainwestować, niestety w Polsce większość ludzi wegetuje, nie znam wielu ludzi którzy zarabiają powyżej 5 tysięcy złotych netto miesięcznie chyba że pracują po 300 godzin w miesiącu (oczywiście są ludzie którzy zarabiają po 10 tysięcy i wyżej ale to jest pewnie jakieś 10%) - w Niemczech np łatwo jest zarobić te 2000 euro netto na umowie o pracę + dodatkowo skorzystać z opcji dorobienia sobie w postaci minijob (500 euro miesięcznie netto) masz 2500, kawalerka jakieś 800, jedzenie 300-400, zostaje Ci 1300, połowę sobie odłożysz, połowę wydasz na "głupoty". Nie ograniczaj się tylko do pracy w Polsce, może warto zaryzykować ? poświęcić te dwa lata na naukę i jeżeli nie znajdziesz w Polsce dobrej pracy to wyjechać?
Z tego co zrozumiałem autorka ma coś wspólnego z edukacją. To oznacza że B1-B2 to za mało. W tym zawodzie pracuje się językiem, czyli C1 to minimum. Wyjazd za granicę to też nie jest taki miód jak opisujesz. Jak pracujesz na pełny etat, czyli 8-17, to dodatkowa praca jest mało realna. Na początek 2000 netto, czyli ok 3200 brutto nie będzie łatwo uzyskać. Minijob to 450 brutto, czyli ca 370 netto. No i znalezienie mieszkania jak nie masz zabezpieczenia w postaci stałej pracy jest trudne. Większość ludzi zaczyna przez znajomych dlatego że początek za granicą jest naprawdę trudny. Łatwo jest wystartować jako opiekunka osób starszych, czy w prostych pracach, bo takich pracowników brakuje i start jest przez to ułatwiany przez pracodawcę. Ale już jako nauczyciel, sekretarka, kosmetyczka, start będzie bardzo trudny.
Autorko! Aby coś zmienić musisz najpierw znaleźć sposób na siebie. Poszukać sobie celu i ten cel spróbować zrealizować. Niestety nikt za ciebie twojego życia nie ogarnie. Tylko ty możesz coś z nim zrobić i o siebie zawalczyć. Nie patrz na brata. Pomysł co mogłabyś robić w życiu zawodowym, znajdź zadowolenie w pracy. Ogarnij siebie, zadbaj o siebie, pokochaj siebie taka jaką jesteś. Uważasz że twoje życie nic nie znaczy? To samo dotyczy miliardów ludzi których brak na tej ziemi zauważyłoby ledwie kilka osób. A jednak ludzie bywają szczęśliwi. Mają jakieś hobby, mają pracę w której robią to co lubią, mają przyjaciół którzy ich trzymają na powierzchni. Ty też musisz poszukać tego co cię na niej utrzyma. Nikt nie ma wszystkiego, ale szczęśliwi są ci którzy cieszą się tym co mają i nie rozpamiętują tego co ich ominęło.
Dziękuję za dobre słowa, które zostały napisane.
Dziś troszkę lepiej układają mi się myśli. Muszę coś zrobić, by znaleźć pracę w swoim zawodzie od września i dokończyć rozpoczęty 2 lata temu staż. To plan na najbliższy rok.
Język angielski znam na poziomie B1 a B2, więc może rozsądnym będzie wybranie się na kurs, by podszkolić język. Kiedyś chciałam wyjechać,ale zawsze coś mnie powstrzymało przed taką decyzją.
I faktycznie, jeśli nie uporządkuję swojego życia, to wszędzie, gdzie bym się nie udała, będzie mnie to gryzło od środka. Choć myśl zarabiania godziwych pieniędzy jest wręcz nie do odrzucenia.
Dziś szykuję się na spacer po wschodniej części miasta - pomyślę na spokojnie, może w głowie zakiełkuje mi jakiś plan.
Miłego popołudnia ;-)