Cześć, piszę, bo może tutaj uzyskam odpowiedz co poszło nie tak, dlaczego ktoś w ten sposób mnie potraktował.
W październiku zeszłego roku poznałam mężczyznę. Była to relacja na odległość, dzieliło nas jakieś 300 km. Oboje bardzo się od początku zaangażowaliśmy, od razu zaczęliśmy nadawać na tych samych falach, jakbyśmy znali się od 10 lat. Widywaliśmy się co dwa tygodnie, czasami co tydzień. Świetnie spędzalo nam się czas, wszystko było wręcz idealnie.
Cała relacja trwała pół roku, niby niewiele, ale ja nie mogę się po tym jakoś otrząsnąć, jak można się tak zachować. Wszystko poszło bardzo intensywnie (może to był błąd), oboje wyznawalismy podobne wartości, chcieliśmy założyć rodzinę, nie było między nami seksu. Każdego dnia bardzo dużo rozmawialiśmy, pisaliśmy. On od początku mówił mi, jak bardzo chciałby mieć już żonę, dzieci, jaka jestem cudowna kobieta, że tak się troszczę i dbam o niego. W sumie po dwóch miesiącach już padło pytanie o rozmiar pierścionka. Mieliśmy plany, że w wakacje ja przeprowadze się do niego. I tak po 4 miesiacach nagle coś zaczęło się zmieniac z jego strony. Zaczął mieć wątpliwości, co do mojej przeprowadzki, zaczęło mu przeszkadzac, że tak dużo rozmawiamy (mimo że od początku to on inicjował taki częsty kontakt i ja w to weszłam). Zaczął się wycofywać, że za dużo jest między nami takich poważnych planow, że ja też powinnam mieć więcej swojego życia, a nie tyle poswiecac dla niego. I tak z dwa miesiące udało się to pociągnąc w takich wątpliwościach, a później on z dnia na dzień to zakończył, tak naprawdę nie podając konkretnego powodu. Zaczął się tłumaczyć odległością, potem okazało się, że jednak chodzi też o to, że jesteśmy zbyt blisko siebie (emocjonalnie). Pod koniec relacji rzeczywiście pojawiały się między nami konflikty wynikające z odległości, ciężko mi było znosić rozłąkę przez dwa tygodnie, ale starałam się to jakoś przetrwać, pracować nad tym, żeby nie myslec tyle o tej relacji. Sporo w nią zainwestowałam, spontanicznie potrafiłam przyjechać do niego i zrobić mu niespodziankę, wydawało mi się, że on będzie przeszczęśliwy, a może to był błąd, może dałam za dużo z siebie. Ale nie potrafię tego pojąć po co były w takim razie te słowa na początku, mówienie mi o założeniu razem rodziny, o planach domu, o małżeństwie, pokazywanie jaka cudowna byłabym żona i nagle to wszystko zaczęło mu przeszkadzac, moje zaangażowanie, moje starania, a jeszcze wcześniej powtarzał jak to się cieszy, że ktoś stara się też o niego. W tym przypadku na pewno nie chodziło o zaciągnięcie mnie do łóżka, bo oboje wyznawalismy pewne wartości. Ja nie mogę się po tym jakoś pozbierać, ze padły takie słowa, które okazały się nic nieznaczące.
Jak to wszystko rozumieć? Dodam że mężczyzna ok. 30. Cztery lata starszy ode mnie.