Jestem ze swoim partnerem już parę lat. Nasz początek był naprawdę bardzo burzliwy. Zaczęło się od tego, że wybranek zaskoczył mnie wyznaniem, że bardzo mu się podobam i chciałby mnie lepiej poznać ale aktualnie jest w związku, który chce już od jakiegoś czasu zakończyć, ale nie może bo aktualnie jego dziewczyna nie pracuje i nie chciał jej zostawić na lodzie. Był przy tym bardzo grzeczny. Po prostu zapytał czy nie dałabym mu trochę czasu i nie spotkała się z nim parę razy. Byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tej sytuacji z tego powodu, że w tamtym czasie miałam na głowie wariata (bo inaczej nie da się go określić), który korzystając z mojej wcześniejszej trudnej sytuacji uwiódł mnie (wtedy tego nie potrafiłam zauważyć) mimo tego, że miał żonę. Oczywiście powiedział o tym później i obiecywał, że ją dla mnie zostawi. Oczywiście tego nie zrobił i ciągle zawracał mi głowę. Więc po pytaniu mojego aktualnego partnera, czułam się jakbym trafiła z deszczu pod rynnę. Jednak był taki czarujący i przy tym wydawało mi się, że miał szczere intencje, że się zgodziłam. Sama nie wiem dlaczego. Spotykaliśmy się tak dwa lub trzy miesiące. Już bałam się, że znowu trafiłam w bagno ale okazało się, że nie miałam racji. Wynajęliśmy razem mieszkanie. Facet okazał się naprawdę cudowny. Robi wszystko o co go poproszę. Potrafi ugotować, posprzątać i pójść na zakupy i robi to wszystko sam - bez moich próśb. Potrafi zająć się usterkami w mieszkaniu a nawet czasem w aucie i różnych sprzętach. Bez okazji potrafi mi przynieść kwiaty lub kupić prezent. Wogóle bardzo przy nim odżyłam. On uwielbia ruch i jest spontaniczny (w tym dobrym sensie). Jeździmy na wycieczki i różne imprezy. Wiem, że mogę na niego liczyć bo jest troskliwy i opiekuńczy. Ogólnie można by powiedzieć, że sielanka. Ale niestety nie do końca. Mam pewne problemy z którymi nie potrafię sobie poradzić. Zanim przejdę dalej musicie wiedzieć, że miałam męża, który był skończonym dupkiem. Odeszłam od niego bo mnie bił. Od tamtego czasu mam awersje do ślubu. Wogóle boję się tego i nie za bardzo przepadam za dziećmi. I tutaj właśnie zaczyna się problem ponieważ partner coraz częściej zahacza o temat ślubu i dziecka, chociaż na od początku mówiłam mu o mojej niechęci. Nie jest nachalny, po prostu od czasu do próbuje porozmawiać o ślubie albo dziecku. Bardzo go kocham i nie chciałbym go stracić ale naprawdę nie chce ślubu i dziecka. Poza tym jest coś jeszcze. Wydaje mi się, że on nie potrafi mnie zrozumieć. Ja uważam, że jak się jest w związku to zawsze wszystko powinniśmy uzgadniać razem i wszystko robić razem, po to przecież się z kimś wiążemy, prawda? Wydaje mi się, że on nie potrafi zrozumieć, że jeśli ja nie mogę pojechać na jakiś wyjazd to on też nie powinien tego robić lub jeśli nie chcę żeby wyszedł na imprezę firmową to nie powinien. Nie potrafi też zrozumieć, że mogę być o niego zazdrosna. Wogóle nie rozumie, że czuje się źle gdy mnie zostawia np. idąc z kimś porozmawiać, lub gdy ktoś wie o nim więcej niż ja. Nie potrafi też zrozumieć, że czasem zrobię coś głupiego zupełnie tego nie chcą i on jako facet powinien to znieść, np. była taka sytuacja, że w złości go uderzyłam chociaż on nie był niczemu winny, nie chciałam tego i to był po prostu impuls a on nie potrafił zrozumieć, że ja naprawdę nie chciałam. Jak mu to wszystko wytłumaczyć żeby go nie stracić?
Jestem ze swoim partnerem już parę lat. Nasz początek był naprawdę bardzo burzliwy. Zaczęło się od tego, że wybranek zaskoczył mnie wyznaniem, że bardzo mu się podobam i chciałby mnie lepiej poznać ale aktualnie jest w związku, który chce już od jakiegoś czasu zakończyć, ale nie może bo aktualnie jego dziewczyna nie pracuje i nie chciał jej zostawić na lodzie. Był przy tym bardzo grzeczny. Po prostu zapytał czy nie dałabym mu trochę czasu i nie spotkała się z nim parę razy. Byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tej sytuacji z tego powodu, że w tamtym czasie miałam na głowie wariata (bo inaczej nie da się go określić), który korzystając z mojej wcześniejszej trudnej sytuacji uwiódł mnie (wtedy tego nie potrafiłam zauważyć) mimo tego, że miał żonę. Oczywiście powiedział o tym później i obiecywał, że ją dla mnie zostawi. Oczywiście tego nie zrobił i ciągle zawracał mi głowę. Więc po pytaniu mojego aktualnego partnera, czułam się jakbym trafiła z deszczu pod rynnę. Jednak był taki czarujący i przy tym wydawało mi się, że miał szczere intencje, że się zgodziłam. Sama nie wiem dlaczego. Spotykaliśmy się tak dwa lub trzy miesiące. Już bałam się, że znowu trafiłam w bagno ale okazało się, że nie miałam racji. Wynajęliśmy razem mieszkanie. Facet okazał się naprawdę cudowny. Robi wszystko o co go poproszę. Potrafi ugotować, posprzątać i pójść na zakupy i robi to wszystko sam - bez moich próśb. Potrafi zająć się usterkami w mieszkaniu a nawet czasem w aucie i różnych sprzętach. Bez okazji potrafi mi przynieść kwiaty lub kupić prezent. Wogóle bardzo przy nim odżyłam. On uwielbia ruch i jest spontaniczny (w tym dobrym sensie). Jeździmy na wycieczki i różne imprezy. Wiem, że mogę na niego liczyć bo jest troskliwy i opiekuńczy. Ogólnie można by powiedzieć, że sielanka. Ale niestety nie do końca. Mam pewne problemy z którymi nie potrafię sobie poradzić. Zanim przejdę dalej musicie wiedzieć, że miałam męża, który był skończonym dupkiem. Odeszłam od niego bo mnie bił. Od tamtego czasu mam awersje do ślubu. Wogóle boję się tego i nie za bardzo przepadam za dziećmi. I tutaj właśnie zaczyna się problem ponieważ partner coraz częściej zahacza o temat ślubu i dziecka, chociaż na od początku mówiłam mu o mojej niechęci. Nie jest nachalny, po prostu od czasu do próbuje porozmawiać o ślubie albo dziecku. Bardzo go kocham i nie chciałbym go stracić ale naprawdę nie chce ślubu i dziecka. Poza tym jest coś jeszcze. Wydaje mi się, że on nie potrafi mnie zrozumieć. Ja uważam, że jak się jest w związku to zawsze wszystko powinniśmy uzgadniać razem i wszystko robić razem, po to przecież się z kimś wiążemy, prawda? Wydaje mi się, że on nie potrafi zrozumieć, że jeśli ja nie mogę pojechać na jakiś wyjazd to on też nie powinien tego robić lub jeśli nie chcę żeby wyszedł na imprezę firmową to nie powinien. Nie potrafi też zrozumieć, że mogę być o niego zazdrosna. Wogóle nie rozumie, że czuje się źle gdy mnie zostawia np. idąc z kimś porozmawiać, lub gdy ktoś wie o nim więcej niż ja. Nie potrafi też zrozumieć, że czasem zrobię coś głupiego zupełnie tego nie chcą i on jako facet powinien to znieść, np. była taka sytuacja, że w złości go uderzyłam chociaż on nie był niczemu winny, nie chciałam tego i to był po prostu impuls a on nie potrafił zrozumieć, że ja naprawdę nie chciałam. Jak mu to wszystko wytłumaczyć żeby go nie stracić?
Zaznaczyłam fragment, który jest kwintesencją problemu.
Autorka pod pozorem lęku o rozstanie zastanawia się nie nad tym, jak sobie poradzić z własną zazdrością i jej przyczynami oraz swymi poglądami na bycie w związku, lecz nad tym, w jaki sposób z wolnego człowieka uczynić swego niewolnika.
3 2019-02-16 13:05:40 Ostatnio edytowany przez annamilewska84 (2019-02-16 13:15:38)
Autorka pod pozorem lęku o rozstanie zastanawia się nie nad tym, jak sobie poradzić z własną zazdrością i jej przyczynami oraz swymi poglądami na bycie w związku, lecz nad tym, w jaki sposób z wolnego człowieka uczynić swego niewolnika.
Dlaczego miałabym robić z niego niewolnika. Ja bardzo się staram. Gotuje mu, też czasem kupuje prezenty (chociaż mniej bo mam mniejsze możliwości finansowe), nigdy mu nie odmawiam. Przyznaję, on często robi więcej i najwięcej decyduje ale w końcu jest facetem, ma większe możliwości i lepiej zarabia. Oczekuje tylko oparcia i żeby mnie zrozumiał. Wiążemy się z innymi na dobre i na złe. Jeśli mi dzieje się coś złego, np. źle się czuje, to on nie powinien wychodzić i mnie zostawiać tylko mnie wspierać. Jeśli ja muszę zostać w pracy w weekend to on też powinien bo wtedy możemy np. odebrać te dni jako wolne i gdzieś razem pojechać i spędzić miło czas.
Pierwsza sprawa jest taka, że jeżeli Ty nie chcesz ślubu a on chce i nie pójdziecie na kompromis to już jest ten związek pozamiatany.
Ty patrzysz cały czas przez swój pryzmat. Jesteś tak skończoną egoistką, że dramat. Nie bierzesz zupełnie pod uwagę jego potrzeb. Unieszczęśliwisz go i tyle.
A druga sprawa to to, że w związku nie trzeba wszystkiego robić razem i można bez siebie wyjeżdżać. Nawet jest to wskazane.
Czyli wyszłaś za skończonego dupka co Cie bił i teraz nie chcesz wyjść za tego wspaniałego faceta no ja bym na jego miejscu też nie rozumiał.
Nie potrafi też zrozumieć, że czasem zrobię coś głupiego zupełnie tego nie chcą i on jako facet powinien to znieść, np. była taka sytuacja, że w złości go uderzyłam chociaż on nie był niczemu winny, nie chciałam tego i to był po prostu impuls a on nie potrafił zrozumieć, że ja naprawdę nie chciałam.
Nikt nie powinien znosić przemocy fizycznej. Coś z Tobą ostro nie tak skoro nie potrafisz nad sobą panować do tego stopnia że potrafisz uderzyć niewinnego. Idź na terapię /kurs cokolwiek co Cie nauczy panować nad agresją to mu pokaże że chcesz nad sobą pracować. Bo takie wytłumaczenie że nie chciałaś tak to możesz każde swoje zachowanie wytłumaczyć .
Co do dziecka to jest problem nie do pogodzenia. On chce mieć ma taką potrzebę i ta potrzeba nie zniknie .
Co do zazdrości to twój problem nie da się przeżyć życia ciągle wszystko robiąc razem i dobrze że on czasem sam gdzieś pojedzie. Na to wychodzi że po prostu mu nie ufasz możesz nad tym pracować .
Jeśli ja muszę zostać w pracy w weekend to on też powinien
Biedny ten facet. Mam nadzieję, że szybko się ogarnie i zwieje jednak. Choć właściwie myślę, że to prowokacyjny temat.
7 2019-02-16 13:21:43 Ostatnio edytowany przez Marata (2019-02-16 13:22:27)
Jestem ze swoim partnerem już parę lat. Nasz początek był naprawdę bardzo burzliwy. Zaczęło się od tego, że wybranek zaskoczył mnie wyznaniem, że bardzo mu się podobam i chciałby mnie lepiej poznać ale aktualnie jest w związku, który chce już od jakiegoś czasu zakończyć, ale nie może bo aktualnie jego dziewczyna nie pracuje i nie chciał jej zostawić na lodzie. Był przy tym bardzo grzeczny. Po prostu zapytał czy nie dałabym mu trochę czasu i nie spotkała się z nim parę razy. Byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tej sytuacji z tego powodu, że w tamtym czasie miałam na głowie wariata (bo inaczej nie da się go określić), który korzystając z mojej wcześniejszej trudnej sytuacji uwiódł mnie (wtedy tego nie potrafiłam zauważyć) mimo tego, że miał żonę. Oczywiście powiedział o tym później i obiecywał, że ją dla mnie zostawi. Oczywiście tego nie zrobił i ciągle zawracał mi głowę. Więc po pytaniu mojego aktualnego partnera, czułam się jakbym trafiła z deszczu pod rynnę. Jednak był taki czarujący i przy tym wydawało mi się, że miał szczere intencje, że się zgodziłam. Sama nie wiem dlaczego. Spotykaliśmy się tak dwa lub trzy miesiące. Już bałam się, że znowu trafiłam w bagno ale okazało się, że nie miałam racji. Wynajęliśmy razem mieszkanie. Facet okazał się naprawdę cudowny. Robi wszystko o co go poproszę. Potrafi ugotować, posprzątać i pójść na zakupy i robi to wszystko sam - bez moich próśb. Potrafi zająć się usterkami w mieszkaniu a nawet czasem w aucie i różnych sprzętach. Bez okazji potrafi mi przynieść kwiaty lub kupić prezent. Wogóle bardzo przy nim odżyłam. On uwielbia ruch i jest spontaniczny (w tym dobrym sensie). Jeździmy na wycieczki i różne imprezy. Wiem, że mogę na niego liczyć bo jest troskliwy i opiekuńczy. Ogólnie można by powiedzieć, że sielanka. Ale niestety nie do końca. Mam pewne problemy z którymi nie potrafię sobie poradzić. Zanim przejdę dalej musicie wiedzieć, że miałam męża, który był skończonym dupkiem. Odeszłam od niego bo mnie bił. Od tamtego czasu mam awersje do ślubu. Wogóle boję się tego i nie za bardzo przepadam za dziećmi. I tutaj właśnie zaczyna się problem ponieważ partner coraz częściej zahacza o temat ślubu i dziecka, chociaż na od początku mówiłam mu o mojej niechęci. Nie jest nachalny, po prostu od czasu do próbuje porozmawiać o ślubie albo dziecku. Bardzo go kocham i nie chciałbym go stracić ale naprawdę nie chce ślubu i dziecka. Poza tym jest coś jeszcze. Wydaje mi się, że on nie potrafi mnie zrozumieć. Ja uważam, że jak się jest w związku to zawsze wszystko powinniśmy uzgadniać razem i wszystko robić razem, po to przecież się z kimś wiążemy, prawda? Wydaje mi się, że on nie potrafi zrozumieć, że jeśli ja nie mogę pojechać na jakiś wyjazd to on też nie powinien tego robić lub jeśli nie chcę żeby wyszedł na imprezę firmową to nie powinien. Nie potrafi też zrozumieć, że mogę być o niego zazdrosna. Wogóle nie rozumie, że czuje się źle gdy mnie zostawia np. idąc z kimś porozmawiać, lub gdy ktoś wie o nim więcej niż ja. Nie potrafi też zrozumieć, że czasem zrobię coś głupiego zupełnie tego nie chcą i on jako facet powinien to znieść, np. była taka sytuacja, że w złości go uderzyłam chociaż on nie był niczemu winny, nie chciałam tego i to był po prostu impuls a on nie potrafił zrozumieć, że ja naprawdę nie chciałam. Jak mu to wszystko wytłumaczyć żeby go nie stracić?
Nie należy robić wszystkiego w życiu razem. Czasami trzeba od siebie trochę odpocząć i coś przeżyć samemu, żeby dalej być atrakcyjnym dla tej drugiej osoby.
Co do ślubu - pora u Ciebie chyba na terapię po poprzednich związkach. Podobnie jest z agresją - trzeba nad tym zapanować, a nie zachowywać się jak zwierzątko w szale.
Gdybyś mnie uderzyła, miała byś sprawę w sądzie (łagodniejsza wersja), albo bym Ci oddała (wersja hardkor, bo mam ciężką łapę, jak to masażyści ) Więc następnym razem się babo opanuj, bo mamy równouprawnienie. Jakiś cud normalnie, że twój chłopak nie jest damskim bokserem.
Czyli terapia, zaufanie do chłopaka i praca nad sobą.
Powodzenia.
8 2019-02-16 13:22:43 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2019-02-16 13:23:41)
Wielokropek napisał/a:Autorka pod pozorem lęku o rozstanie zastanawia się nie nad tym, jak sobie poradzić z własną zazdrością i jej przyczynami oraz swymi poglądami na bycie w związku, lecz nad tym, w jaki sposób z wolnego człowieka uczynić swego niewolnika.
Dlaczego miałabym robić z niego niewolnika. Ja bardzo się staram. Gotuje mu, też czasem kupuje prezenty (chociaż mniej bo mam mniejsze możliwości finansowe), nigdy mu nie odmawiam. Przyznaję, on często robi więcej i najwięcej decyduje ale w końcu jest facetem, ma większe możliwości i lepiej zarabia. Oczekuje tylko oparcia i żeby mnie zrozumiał.
Na pytanie "Dlaczego?" tylko Ty znasz odpowiedź. Wymaganie od drugiej osoby, by wszystko robiła razem z Tobą jest absurdalne.
Hasło "staram się" jest świetnym, z pozoru, wytłumaczeniem dla... siebie samej. Później można powiedzieć "starałam się, ale nie wyszło", czyli "to nie ja ponoszę odpowiedzialność".
Szukasz oparcia. Nie możesz być samodzielną psychicznie? Nie możesz zauważyć, że potrafisz stać na dwóch nogach? Musisz być bluszczem? Rzadko kto chce spędzić życie będąc tyczką.
Twoja chęć, by TŻ Cię zrozumiał sprowadza się do jednego: w wyniku owego zrozumienia ma się Tobie podporządkować.
I jeszcze fragment z pierwszego posta
(...) Nie potrafi też zrozumieć, że czasem zrobię coś głupiego zupełnie tego nie chcą i on jako facet powinien to znieść, np. była taka sytuacja, że w złości go uderzyłam chociaż on nie był niczemu winny, nie chciałam tego i to był po prostu impuls a on nie potrafił zrozumieć, że ja naprawdę nie chciałam. (...)
Rozumiem, że nie masz wolnej woli i Twoja ręka nie jest Tobie posłuszna, sama - bez Twej zgody - bije inną osobę. Jeśli ktoś nie chce, to tego nie robi, nie zaś robi i skarży się, że ofiara nie zrozumiała go.
Kpisz czy o drogę pytasz?
(...) Choć właściwie myślę, że to prowokacyjny temat.
Mam nadzieję, że tak jest.
9 2019-02-16 13:23:22 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2019-02-16 18:39:25)
Nikt nie powinien znosić przemocy fizycznej. Coś z Tobą ostro nie tak skoro nie potrafisz nad sobą panować do tego stopnia że potrafisz uderzyć niewinnego. Idź na terapię /kurs cokolwiek co Cie nauczy panować nad agresją to mu pokaże że chcesz nad sobą pracować. Bo takie wytłumaczenie że nie chciałaś tak to możesz każde swoje zachowanie wytłumaczyć .
To nie jest tak, że ja go biję. To zdarzyło się tylko raz, na początku. To był dla nas bardzo trudny okres. Dopiero zaczeliśmy razem mieszkać. Moja koleżanka na imprezie wykorzystała moją naiwność i nieobecność, polizała go w policzek. On od razu od niej uciekł i przyszedł do mnie i się przyznał. Ona była ostro wulgaryzm i próbowała mi wmówić, że to on. Jak wróciłam do niego i mu o tym powiedziałam to on tak specyficznie powiedział coś w stylu, że tak napewno on tego chciał. To wszystko działo się szybko i mnie przerosło i go uderzyłam. Jak dotarło do mnie co zrobiłam zaczęłam od razu go przepraszać. To był impuls.
10 2019-02-16 13:36:54 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-02-16 13:48:39)
Moim zdaniem ten związek nie ma szans, jeśli Ty nie zrobisz czegoś ze sobą - myślę o terapii.
1. Zazdrość i spędzanie każdej chwili razem, przy czym pretensje, gdy partner chce coś zrobić bez Ciebie - NIE, TO NIE JEST NORMALNE.
2. Bicie po twarzy, lub inna przemoc, nawet, jeśli zdarzyło się tylko raz - NIE, TO NIE JEST NORMALNE.
3. Trwanie przy drugiej osobie mając świadomość, że nigdy nie dasz jej szczęścia, bo nie chcesz założyć z nią rodziny - NIE, TO NIE JEST NORMALNE.
Zrozum, on ma prawo do założenia rodziny, posiadania dzieci. Ty masz prawo tego nie chcieć. Ale w tej kwestii nie znajdziecie kompromisu, któreś z Was będzie musiało ustąpić. Ustąpisz Ty - będziesz nieszczęśliwa. Ustąpi on - będzie niespełniony, a powołaniem człowieka jest właśnie założenie rodziny. To naturalne.
Jeśli go kochasz, idź na terapię. Pewnie nie przepracowałaś traumy po byłym mężu. Jeszcze nie jest za późno.
Byłam na terapii. To właśnie tam nauczyłam się, że moje potrzeby są ważne i nie powinnam ich porzucać.
Byłam na terapii. To właśnie tam nauczyłam się, że moje potrzeby są ważne i nie powinnam ich porzucać.
Fajnie, ale to Ci nie daje prawa wymagać od drugiej osoby, że ona porzuci swoje potrzeby.
Moim zdaniem wciąż jeszcze jesteś zaburzona po przemocowym związku.
Nie wiem, jak długo chodziłaś na terapię, ale widocznie nie była do końca skuteczna.
Poszłabym na Twoim miejscu do innego psychoterapeuty.
Co drugie słowo Autorko to ze on coś musi albo powinien. Dobrze się czujesz? Skąd takie przekonania?
On nic nie musi.
Problem masz Ty. Polega on na ewidentnym niezrozumieniu tego czym jest związek.
Partner to nie jest przedluzenie Ciebie. Nie jesteście jednym organizmem żeby zachowywać się tak samo, jednakowo myśleć, mieć identyczne potrzeby.
Z historii związkowej trochę wnioskuję, że skoro ciągnęło Cię do patologicznych relacji (przemoc, osoby niedostepne) to najprawdopodobniej Twoje relacje z rodzicami tez odbiegaly od wzorca ciepła, bezpieczeństwa i miłości. Zazwyczaj to osoby niedokochane i niezaopiekowane w dzieciństwie mają takie pojęcie o związkach ze to powinna być jakaś wymyslona jednia z drugim człowiekiem i przeżywają wielki ból czterech liter ze partner śmie myśleć czy czuć inaczej.
Dziewczyno, nie jesteś już dzidziusiem. Nie tworzysz fuzji z matką. To małe dziecko nie rozumie do pewnego momentu odrębności wobec bliskiej osoby. Jeśli jest dobrze traktowane, z czułością i opieka (ale nie nadopiekunczoscia) zaczyna rozumieć swoją i cudzą odrębność. Ty dosłownie nie wyrosłas z tej fazy. I to nie jest metafora czy przy przytyk do Ciebie. Niektórzy autentycznie w klimacie niedokochania z dziecinstwa trwają całe zycie w takim przekonaniu ze związek to fuzja. Jesli nie dojrzejesz do faktu, że partner to odrębna jednostka i ta odrębność Ci nie zagraża to słabo widzę perspektywy na szczesliwy związek.
Ty popracuj nad sobą.
Jak byś się czuła gdyby to ktoś uważał ze Ty musisz, powinnaś to czy tamto. Dlaczego ktoś ma podstosowac się pod Twoje potrzeby i poglądy? Skąd ten dyskomfort i bol ze partner ma w danej chwili ochotę na coś innego niż Ty?
Taka chęć tworzenia fuzji to po prostu niedojrzałość emocjonalna. Ale nad tym można pracować. Zajrzyj w historię swojego życia, dzieciństwa. Czułas się kochana, akceptowana? Moim zdaniem coś tam bardzo było nie tak - Twoje emocje wobec różnic pomiędzy Tobą a partnerem są bardzo wyraziste i wiele mi to mówi.
14 2019-02-16 14:16:32 Ostatnio edytowany przez Znerx (2019-02-16 14:17:14)
po to przecież się z kimś wiążemy, prawda? Wydaje mi się, że on nie potrafi zrozumieć, że jeśli ja nie mogę pojechać na jakiś wyjazd to on też nie powinien tego robić lub jeśli nie chcę żeby wyszedł na imprezę firmową to nie powinien. Nie potrafi też zrozumieć, że mogę być o niego zazdrosna.
I awans mu ucieknie bo szefostwo widziało, że nie był na korpoimprezie.
Zresztą i tak go nie upilnujesz. Jak będzie chciał cię zdradzić to Cię zdradzi np.: z koleżanką z pracy, w WCecie. Więc co zrobić? Ma rzucić robotę i zacząć pracować z Tobą? O... świetne rozwiązanie.
Wogóle nie rozumie, że czuje się źle gdy mnie zostawia np. idąc z kimś porozmawiać, lub gdy ktoś wie o nim więcej niż ja. Nie potrafi też zrozumieć, że czasem zrobię coś głupiego zupełnie tego nie chcą i on jako facet powinien to znieść, np. była taka sytuacja, że w złości go uderzyłam chociaż on nie był niczemu winny, nie chciałam tego i to był po prostu impuls a on nie potrafił zrozumieć, że ja naprawdę nie chciałam. Jak mu to wszystko wytłumaczyć żeby go nie stracić?
Przykro to pisać ale masz poważny problem z głową. Poszukaj jakiegoś specjalisty, bo i tak zamordujesz ten związek. jeżeli nic ze sobą nie zrobisz.
Byłam na terapii. To właśnie tam nauczyłam się, że moje potrzeby są ważne i nie powinnam ich porzucać.
No to macie kłopot, bo dla niego jego potrzeby są ważne i nie powinien ich porzucać.
Czy to na pewno był wniosek z terapii?
Byłam na terapii. To właśnie tam nauczyłam się, że moje potrzeby są ważne i nie powinnam ich porzucać.
tak jest, ale terapia mogła mieć na celu pomoc osobie nie dostrzegającej wcale własnych potrzeb, niestety przejście w drugą skrajność (czyli wyłącznie własne potrzeby) też może mieć zły wpływ na związek
18 2019-02-16 15:28:53 Ostatnio edytowany przez annamilewska84 (2019-02-16 15:30:33)
Nie rozumiem. Wy chyba myślicie, że ja nic nie robię. To nie jest tylko tak, że tylko ja czerpię z naszego związku. Ja też się bardzo się staram. Chce zawsze być przy nim i go wspierać. Staram się nawet uprawiać sport który on uwielbia. Na razie słabo mi idzie i muszę liczyć na jego pomoc ale robię co mogę żeby mu sprostać i żeby nie poczuł, że jestem słaba. Poza tym on też ma wady. Kiedyś na wyjeździe po poważnej kłótni zostawił mnie w pokoju samą. Bardzo źle się poczułam. Wymiotowałam i chyba nawet zemdlałam bo nie pamiętałam paru minut. Zostawił mnie samą a mogło mi się coś stać. Wogóle on zawsze gdy mam zły humor i zaczyna się kłótnia to albo stara się obrócić wszystko w żarty albo wychodzi i znowu mnie zostawia samą. On nie potrafi zrozumieć, że przecież kłótnie w związku są potrzebne bo działają oczyszczająco. Jak nie ma kłótni to znaczy, że ludzie ze sobą nie przebywają.
ale uprawiasz ten sam sport bo też lubisz? czy dlatego, że nie chcesz być postrzegana jako słaba?
kłótnie oczyszczające? Nie rozumiem
Nie rozumiem. Wy chyba myślicie, że ja nic nie robię. To nie jest tylko tak, że tylko ja czerpię z naszego związku. Ja też się bardzo się staram. Chce zawsze być przy nim i go wspierać. Staram się nawet uprawiać sport który on uwielbia. Na razie słabo mi idzie i muszę liczyć na jego pomoc ale robię co mogę żeby mu sprostać i żeby nie poczuł, że jestem słaba. Poza tym on też ma wady. Kiedyś na wyjeździe po poważnej kłótni zostawił mnie w pokoju samą. Bardzo źle się poczułam. Wymiotowałam i chyba nawet zemdlałam bo nie pamiętałam paru minut. Zostawił mnie samą a mogło mi się coś stać. Wogóle on zawsze gdy mam zły humor i zaczyna się kłótnia to albo stara się obrócić wszystko w żarty albo wychodzi i znowu mnie zostawia samą. On nie potrafi zrozumieć, że przecież kłótnie w związku są potrzebne bo działają oczyszczająco. Jak nie ma kłótni to znaczy, że ludzie ze sobą nie przebywają.
A Ty nie potrafisz zostać w pokoju sama na 15minut? To ile masz lat? 2?
Naprawdę nie rozumiesz, że przebywanie ze sobą cały czas nie jest zdrowe?
I wcale nie musisz uprawiać sportu, którego nie lubisz tylko dlatego, że on je uprawia.
Jesteś toksykiem, stosujesz na nim przemoc psychiczną i fizyczną. Facet zwieje prędzej czy później, bo z taką osobą jak Ty nie da się stworzyć żadnego zdrowego i normalnego związku.
Nie rozumiem. Wy chyba myślicie, że ja nic nie robię. To nie jest tylko tak, że tylko ja czerpię z naszego związku. Ja też się bardzo się staram. Chce zawsze być przy nim i go wspierać. Staram się nawet uprawiać sport który on uwielbia. Na razie słabo mi idzie i muszę liczyć na jego pomoc ale robię co mogę żeby mu sprostać i żeby nie poczuł, że jestem słaba. Poza tym on też ma wady. Kiedyś na wyjeździe po poważnej kłótni zostawił mnie w pokoju samą. Bardzo źle się poczułam. Wymiotowałam i chyba nawet zemdlałam bo nie pamiętałam paru minut. Zostawił mnie samą a mogło mi się coś stać. Wogóle on zawsze gdy mam zły humor i zaczyna się kłótnia to albo stara się obrócić wszystko w żarty albo wychodzi i znowu mnie zostawia samą. On nie potrafi zrozumieć, że przecież kłótnie w związku są potrzebne bo działają oczyszczająco. Jak nie ma kłótni to znaczy, że ludzie ze sobą nie przebywają.
Droga Autorko, masz spaczone pojęcie związku i radzę Ci jak najszybciej wrócić na terapię.
Fragment pogrubiony, świadczy że, w ogóle nie rozumiesz co znaczy oczyścić atmosferę i przebywanie ze sobą. Kłótnia nie oczyszcza atmosfery, tylko szczera rozmowa. Bycie ze sobą, nie oznacza że, para MUSI być niczym syjamskie rodzeństwo. Osaczasz swojego partnera, robisz problemy, jesteś przewrażliwiona i infantylna.
Szczerze się dziwię że, jeszcze jesteście razem, ponieważ mało kto wytrzymuje z tak zaborczą partnerką. Popracuj nad sobą i pozwól żyć partnerowi.
22 2019-02-16 16:01:47 Ostatnio edytowany przez annamilewska84 (2019-02-16 16:06:57)
ale uprawiasz ten sam sport bo też lubisz? czy dlatego, że nie chcesz być postrzegana jako słaba?
kłótnie oczyszczające? Nie rozumiem
Chyba lubię ten sport ale napewno lubię drugie zajęcie które on lubi, chodzi o crossfit. Tam jestem w stanie go asekurować i mu pomagać. Ostatnio nawet dużo częściej ćwiczmy właśnie crossfit. On dużo wie i wie jak ćwiczyć i przez co czuję się bezpieczniej jak ćwiczę i wiem jak jemu pomóc. Zdecydowanie lubię crossfit.
Co do innych postów to ja uważam inaczej i on chyba też bo ciągle ze mną jest. Poza tym tak sobie myślę, że jakby naprawdę chciał ślubu i dziecka to by mi się oświadczył a na razie tego nie zrobił i tylko coś tam wspomina.
Poza tym jeszcze raz napiszę, ja się bardzo staram i robię co mogę żeby był ze mną szczęśliwy.
To akurat czemu on z Tobą jest idzie wyjaśnić banalnie prosto. Wystarczy wejść do tematu kobiet, które ciągle tkwią w związkach z facetami, którzy je niszczą.
Nazywa się to: pranie mózgu i współuzależnienie. I absolutnie nie jest to zdrowe, ale człowiek musi swoją drogę przejść zanim upadnie na dno i odejdzie.
annamilewska84 przyszłaś tutaj z konkretnym pytaniem:
" Mam wpaniałego faceta i niechce go stracić ".
Jednak gdy dostajesz konkretne odpowiedzi na swoje pytania, oświadczasz że, TY WIESZ LEPIEJ, UWAŻASZ INACZEJ , na każdy argument, MASZ WŁASNE NIEPODWAŻALNE ZDANIE.
Dyskusja z Tobą jest w takim przypadku bezcelowa i forumowicze tylko tracą czas, na stukanie w klawiaturę.
25 2019-02-16 16:41:05 Ostatnio edytowany przez annamilewska84 (2019-02-16 16:41:56)
annamilewska84 przyszłaś tutaj z konkretnym pytaniem:
" Mam wpaniałego faceta i niechce go stracić ".
Jednak gdy dostajesz konkretne odpowiedzi na swoje pytania, oświadczasz że, TY WIESZ LEPIEJ, UWAŻASZ INACZEJ , na każdy argument, MASZ WŁASNE NIEPODWAŻALNE ZDANIE.
Dyskusja z Tobą jest w takim przypadku bezcelowa i forumowicze tylko tracą czas, na stukanie w klawiaturę.
Bo byłam w prawdziwie patologicznym związku. Byłam bita i mieszana z błotem. Wiem na czym to polega i ja tego nie robię. A nie chcę stracić aktualnego partnera. On jest dla mnie ważny i chce żebym ja była najważniejsza dla niego.
Bo byłam w prawdziwie patologicznym związku. Byłam bita i mieszana z błotem. Wiem na czym to polega i ja tego nie robię. A nie chcę stracić aktualnego partnera. On jest dla mnie ważny i chce żebym ja była najważniejsza dla niego.
Byłaś to jest kluczowe słowo, teraz nie jesteś. Teraz Ty tworzysz swojemu partnerowi patologiczny związek.
Tak na marginesie, ciekawa jestem czy wobec byłego partnera też byłaś taka zaborcza ?
Pomocy, jestem rozkapryszona zazdrosna ksiezniczka, która chce zamknąć swego partnera w klatce, wyalienowac i stlamsic. Pomóżcie!
W skrócie twój temat.
Nic nie usprawiedliwia bicia ale ciekaw jestem jak faktycznie było z tym małżeństwem bo to Ty jesteś patalogicznym toksykiem. Oby twój partner szybko się zorientowal
Byłaś to jest kluczowe słowo, teraz nie jesteś. Teraz Ty tworzysz swojemu partnerowi patologiczny związek.
Tak na marginesie, ciekawa jestem czy wobec byłego partnera też byłaś taka zaborcza ?
Ja nie jestem zaborcza. Zaborczy był mój mąż. On tylko wymagał ode mnie i ciągle o wszystko był zazdrosny, nawet książki nie mogłam poczytać jak on oglądał telewizję. Sam nic nie robił. Ja taka nie jestem. Jestem zupełnie inna niż on.
PaniA napisał/a:annamilewska84 przyszłaś tutaj z konkretnym pytaniem:
" Mam wpaniałego faceta i niechce go stracić ".
Jednak gdy dostajesz konkretne odpowiedzi na swoje pytania, oświadczasz że, TY WIESZ LEPIEJ, UWAŻASZ INACZEJ , na każdy argument, MASZ WŁASNE NIEPODWAŻALNE ZDANIE.
Dyskusja z Tobą jest w takim przypadku bezcelowa i forumowicze tylko tracą czas, na stukanie w klawiaturę.Bo byłam w prawdziwie patologicznym związku. Byłam bita i mieszana z błotem. Wiem na czym to polega i ja tego nie robię. A nie chcę stracić aktualnego partnera. On jest dla mnie ważny i chce żebym ja była najważniejsza dla niego.
Ten temat to albo prowokacja trolla albo problem niezle toksycznej baby. Obstawiam to pierwsze.
Zakladajac jednak ze drugia opcja jest prawdziwa to radzilabym Ci zmienic terapeute bo obecny nie pomaga. Piszesz ze zylas w patologii bylas bita wiec sama patologii nie uprawiasz... ale zdarza Ci sie przylozyc partnerowi w klotni
Piszesz o zyciu z psycholem a sama sie zachowujesz jak psycholka (jemu nie wolno z kims rozmawiac za dlugo, isc na impreze firmowa, ma isc w weekend do pracy jesli Ty pracujesz bo skandal zeby smial odpoczac i najlepiej pewnie zeby sie wyproznial w tym samym czasie co Ty cobyscie nie tracili cennego czasu na nie bycie razem ). No i pojecie tego ze Twoje potrzeby sa wazne tez masz niezle zaburzone. Dla Ciebie to oznacza ze inni maja swoje zamiesc pod dywan a facet z racji tego ze wiecej zarabia i jest facetem powinien z automatu wiecej na Ciebie wydawac niz Ty na niego. A guzik prawda. On moze a nie ma obowiazek Cie dopieszczac drozszymi prezentami a jak Cie boli dysproporcja zarobkowa to rusz pupe i znajdz dodatkowa prace.
Przestan grac role ofiary i wez sie za leczenie swojej toksycznosci. Moze i maz Cie bil ale Ty wcale taka niewinna i bezbronna tez nie bylas skoro potrafilas pozniej wejsc z butami w cudzy zwiazek (uwiesc to mozna nieletnia naiwna dziewczynke a nie dorosla rozwodke) a i teraz radzisz sobie swietnie tresujac nowego partnera. No i nie ciesz sie tak bardzo ze jeszcze nie odszedl. Niestety jak sie kogos kocha to sie przez jakis czas naiwnie wierzy ze ta osoba sie zmieni. Ale jesli tej zmiany nie ma to najcierpliwszy i najbardziej zakochany wkoncu odwroci sie na piecie i odejdzie.
30 2019-02-16 17:29:13 Ostatnio edytowany przez PaniA (2019-02-16 17:52:12)
Ja nie jestem zaborcza. Zaborczy był mój mąż. On tylko wymagał ode mnie i ciągle o wszystko był zazdrosny, nawet książki nie mogłam poczytać jak on oglądał telewizję. Sam nic nie robił. Ja taka nie jestem. Jestem zupełnie inna niż on.
Ty chyba masz dobry ubaw pisząc swoje posty. Coś mi się zdaje, że Nas podpuszczasz.
Nie jesteś zaborcza, zaborczy był Twój ex, ale obecnemu partnerowi nie dasz się wysr... bez Twojej zgody i wiedzy.
annamilewska84 napisał/a:Ja nie jestem zaborcza. Zaborczy był mój mąż. On tylko wymagał ode mnie i ciągle o wszystko był zazdrosny, nawet książki nie mogłam poczytać jak on oglądał telewizję. Sam nic nie robił. Ja taka nie jestem. Jestem zupełnie inna niż on.
Ty chyba masz dobry ubaw pisząc swoje posty. Coś mi się zdaje, że Nas podpuszczasz.
Ja tez tak myslę.
Bo byłam w prawdziwie patologicznym związku. Byłam bita i mieszana z błotem. Wiem na czym to polega i ja tego nie robię. A nie chcę stracić aktualnego partnera. On jest dla mnie ważny i chce żebym ja była najważniejsza dla niego.
"bycia najważniejszym" chyba nie mierzy się w taki sposób, żeby być razem przez cały dostępny czas, i robić wspólnie wszystkie rzeczy nawet takie jak sporty
Ten temat to albo prowokacja trolla albo problem niezle toksycznej baby. Obstawiam to pierwsze.
też tak sądzę, widząc poniższy cytat, chociaż pewności nie ma:)
Ja nie jestem zaborcza. Zaborczy był mój mąż. On tylko wymagał ode mnie i ciągle o wszystko był zazdrosny, nawet książki nie mogłam poczytać jak on oglądał telewizję. Sam nic nie robił. Ja taka nie jestem. Jestem zupełnie inna niż on.
33 2019-02-16 18:21:25 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-02-16 18:24:05)
Filozofia Kalego.. A to że byłaś bita, nie znaczy, że On ma Ci to teraz wynagradzać rezygnując z swoich pragnień i siedzieć przy Tobie jak piesek.
Autorko zostaw go. On chce mieć rodzine i być szczęsliwy a ty chcesz żyć bez większego celu.
Żyć jak egoistka bez dzieci i rodziny.
Nie marnuj mu życia i znajdź sobie faceta który tak samo nie chce ślubu i dzieci.
Jakieś tam bicie nie jest wytłumaczeniem twojego wewnetrznwgo nieładu.
Masz problemy ze sobą i facet bedzie się męczył.
Nie rozumie cie???
Nie dziwie sie
annamilewska84 napisał/a:Jeśli ja muszę zostać w pracy w weekend to on też powinien
Biedny ten facet. Mam nadzieję, że szybko się ogarnie i zwieje jednak. Choć właściwie myślę, że to prowokacyjny temat.
Jak ty masz grypę to on też powinien... Chore.
36 2019-02-17 00:08:36 Ostatnio edytowany przez CatLady (2019-02-17 00:12:49)
PaniA napisał/a:Byłaś to jest kluczowe słowo, teraz nie jesteś. Teraz Ty tworzysz swojemu partnerowi patologiczny związek.
Tak na marginesie, ciekawa jestem czy wobec byłego partnera też byłaś taka zaborcza ?Ja nie jestem zaborcza. Zaborczy był mój mąż. On tylko wymagał ode mnie i ciągle o wszystko był zazdrosny, nawet książki nie mogłam poczytać jak on oglądał telewizję. Sam nic nie robił. Ja taka nie jestem. Jestem zupełnie inna niż on.
No właśnie widzę:
o zawsze wszystko powinniśmy uzgadniać razem i wszystko robić razem,
jeśli ja nie mogę pojechać na jakiś wyjazd to on też nie powinien
jeśli nie chcę żeby wyszedł na imprezę firmową to nie powinien.
nie rozumie, że czuje się źle gdy mnie zostawia np. idąc z kimś porozmawiać, lub gdy ktoś wie o nim więcej niż ja.
była taka sytuacja, że w złości go uderzyłam (...) to był po prostu impuls on nie potrafił zrozumieć, że ja naprawdę nie chciałam*
Jeśli ja muszę zostać w pracy w weekend to on też powinien
* tak się tłumaczy każdy bijący żonę facet: naprawdę nie chciałem, to był impuls, wyprowadziłaś mnie z równowago, zrozum, wybacz.
Żyć jak egoistka bez dzieci i rodziny.
Oszczędź sobie. To jest prywatna decyzja każdego człowieka, nieważne czym powodowana. Nie trzeba od razu oceniać i zarzucać egoizmu.
annamilewska84 napisał/a:PaniA napisał/a:Byłaś to jest kluczowe słowo, teraz nie jesteś. Teraz Ty tworzysz swojemu partnerowi patologiczny związek.
Tak na marginesie, ciekawa jestem czy wobec byłego partnera też byłaś taka zaborcza ?Ja nie jestem zaborcza. Zaborczy był mój mąż. On tylko wymagał ode mnie i ciągle o wszystko był zazdrosny, nawet książki nie mogłam poczytać jak on oglądał telewizję. Sam nic nie robił. Ja taka nie jestem. Jestem zupełnie inna niż on.
No właśnie widzę:
o zawsze wszystko powinniśmy uzgadniać razem i wszystko robić razem,
jeśli ja nie mogę pojechać na jakiś wyjazd to on też nie powinien
jeśli nie chcę żeby wyszedł na imprezę firmową to nie powinien.
nie rozumie, że czuje się źle gdy mnie zostawia np. idąc z kimś porozmawiać, lub gdy ktoś wie o nim więcej niż ja.
była taka sytuacja, że w złości go uderzyłam (...) to był po prostu impuls on nie potrafił zrozumieć, że ja naprawdę nie chciałam*
Jeśli ja muszę zostać w pracy w weekend to on też powinien* tak się tłumaczy każdy bijący żonę facet: naprawdę nie chciałem, to był impuls, wyprowadziłaś mnie z równowago, zrozum, wybacz.
themusic napisał/a:Żyć jak egoistka bez dzieci i rodziny.
Oszczędź sobie. To jest prywatna decyzja każdego człowieka, nieważne czym powodowana. Nie trzeba od razu oceniać i zarzucać egoizmu.
Mam nadzieję, że facet się otrząśnie, zadzwoni na policję albo wystawi walizki za próg. Przemoc w związku jest chora. Zawsze...