Cześć,
właśnie jestem w trakcie rozwodu, który pomimo że sam w sobie jest stresujący, to jeszcze muszę wysłuchiwać uszczypliwości męża kiedy przychodzi widywać się z dzieckiem.
Po każdej jego wizycie czuję się źle, gdyż cały czas się czegoś czepia. Nie skupia się na kontaktach z dzieckiem. Nawet jeśli ja wyjdę do drugiego pokoju, to za chwilę przychodzi z dzieckiem na rękach i zaczyna mi dogryzać. To że nie mogę na niego liczyć w żadnej kwestii to zupełnie inna historia.
kiedy mówię mu że powinien skupić się na zabawie z dzieckiem i że przyszedł do dziecka a nie do mnie, on łapie mnie za słówka i stara się odwrócić kota ogonem (na przykład mówi, że skoro dziecko cały czas jest przy mnie to i ze mną się musi widywać). Mam już dość tej wojny podjazdowej, bo ile można. Zgląda mi po kątach w mieszkaniu i komentuje że mam syf, kiedy w zlewie stoi kubek i dwa talerze; kiedy mam pranie w koszyku, którego nie zdążyłam poprasować słyszę: "znowu masz nie uprasowane". Mam dość tego że on mnie ocenia i że szuka zaczepki na siłę. Według mnie on czerpie radość z tego że mi do gryzie i że jestem zdenerwowana. Mieszkamy osobno.
Czy macie może jakieś rady w jaki sposób znaleźć w sobie spokój, aby na jego przykre słowa wzruszyć ramionami i aby to po mnie spłynęło jak po kaczce? Czy jest to w ogóle możliwe?