Proszę o pomoc osoby, które były w podobnej sytuacji lub które same chorują/chorowały na depresję w celu spojrzenia na moją sytuację z dystansu gdyż ja straciłam całkowicie obiektywizm.
Poznaliśmy się w lipcu zeszłego roku. Więc na dzień dzisiejszy jesteśmy ze sobą 8 miesięcy. Między nami jest 15 lat różnicy, on jest starszy.
Początki były doskonałe, dzieliła nas odległość więc za jego namową się do niego przeprowadziłam i znalazłam pracę w jego mieście. Poznałam oczywiście jego rodzinę, znajomych, a on moich. Wspólnie spędzaliśmy czas w sposób standardowy- wspólne gotowanie, jakiś spacer (on nie lubi), wycieczki, planszówki, filmy. taki chyba standard (jak mi się wydawało). Zmieliśmy wystrój mieszkania tak abym czuła się dobrze.
Fajny z niego facet, kocham go, on jest dla mnie dobry, myślę, że też mnie kocha bo to okazuje w codziennych czynnościach i jeszcze do niedawna o tym mówił. Ma za sobą ciężką przeszłość, 3 poważne kilkuletnie związki. Wszystkie 3 jego ex leczyły się psychiatrycznie, ale generalnie jest z nimi ok, układają sobie życie.
Od jakiegoś czasu (2-3 miesięcy, moze wczesniej) mój partner przestał być sobą.
Zaczęło się od foszków za to ze się czegos nie domyśliłam, był marudny, czepiał się o bzdury totalnie z kosmosu.
Któregoś razu chciał się rozstać - ok, pomyślałam, rzucił mnie to się spakowałam i wyprowadziłam do domu rodzinnego (nie trzymała mnie wtedy jeszcze praca). Następnego dnia kazał wracać bo on kocha i przeprasza. Trochę to niedojrzałe i niepoważne, pomyśłałam, ale wróciłam do niego. Niedługo po tym sytuacja się powtórzyła- jednak tym razem zmienił zdanie jeszcze w trakcie mojego pakowania. Zawsze po takiej akcji on wycofuje się z tego żebym się wyprowadziła i nie chce żebym go zostawiała, po czym robi wszystko zeby załagodzić sytuację (fuck logic).
Do czego zmierzam - to że problem trwa do dziś - On raz na jakiś czas (co kilka tygodni, ostatnio częsciej) wpada w jakiś kryzys podczas którego każdorazowo słyszę, że on musi być sam, że dusi się mieszkając razem. Biorę więc głęboki oddech, przytulam go, on płacze i się żali, ja mu mówię, że go kocham i nie chcę się rozstawać i na tym się kończy. on łagodzi sytuację, godzimy się i cykl się zamyka, aż do następnego jego 'dołka'.
Żeby nakreślić sytuację: ja chodzę do pracy od pon-pt, kilka razy w tyg idę na trening i wracam koło 17-18 do domu. koło 22 idziemy spać.
zwykle jemy obiad, gadamy, ogladamy tv. Weekendy albo znajomi albo rodzina, albo wycieczka, albo relaks. nie jestem zaborcza, zazdrosna, nie tłamsze go - nie wiem czemu on się tak czuje.
Dodam, że mój partner pracuje tylko 2 dni w tygodniu zawodowo, a reszte czasu spędza w domu sam. te kilka miesięcy temu bylismy razem bo nie pracowałam ale od kiedy pracuje to jest sam codziennie i myślę, że to też może mieć duże znaczenie.
Za to pojawiły się objawy świadczące o depresji. mój przyjaciel i jednoczesnie ex jest po depresji którą leczył za pomocą leków i psychoterapii i mozna powiedzieć ze z niej wszedł - dziś jest szczęsliwym facetem w związku, a jeszcze kilka lat temu zachowywał się równie dziwacznie co mój partner, a wręcz stał się wrakiem.
widzę masę podobieństw. teraz mój ex jest moim konsultantem i mi doradza w aktualnym związku. on też widzi że z moim partnerem jest coś nie tak (lęki, depresja?).
Wymienię co się zmieniło przez tez ostatnie miesiące:
-mój partner ma ogromne problemy ze snem , budzi się w nocy, nad ranem i nie może spać
-często miewa biegunki, ostatnio też częsciej go boli głowa
-stracił apetyt choć nie całkiem bo je, ale zamiast 4 jajek zjada tylko 2, zwykle jadł 4 kromki a teraz tylko dwie itd.
-lubiliśmy seks, ale teraz on w ogóle nie ma ochoty ani na seks ani na przytulanie (ale lubi jak ja go przytulam i całuje, tylko on tego nie inicjuje)
-wiem, że czuje się źle z tym, że nie może dać mi seksu i czułości i próbuje mi to rekomendować (chyba) innymi rzeczami jak np drobnymi prezentami
-nie chce wychodzić z domu, zrobił się aspołeczny
-nie ma energii, czasem przez kilka dni nie wychodzi z domu, wieczorem potrafi być zmęczony siedzeniem cały dzień przed kompem i iść spać o 20
-stracił zapał do swoich pasji sportowych, w ogóle ich juz nie uprawia (twierdzi, że to moja wina bo ja ich nie robię z nim, a on sam się nie potrafi zmotywować. twierdzi przez to, że brak nam wspólnych pasji i powinnismy się rozstać )
-często strzelał focha, marudził, nie potrafił wyrażać swoich potrzeb, miał problem z komunikacją.
Kilka dni temu znowu ze mną zerwał twierdząc, że bycie w związku go dołuje. Ale zrobiłam się na to odporna bo nie rzucę pracy i nie dam się spławić tak łatwo.
Poza tym mam wrażenie, że on zrywając ze mną prowokuje mnie do rozmowy z nim na poważne tematy.
No to rozmawialiśmy, powiedział mi znowu, że czuje się źle, nie wie czemu, że życie w dwójkę go dobija ale sam nie potrafi określić czemu i że to go dołuje.
Zasugerowałam mu, że to co czuje to może być SKUTEK depresji, a nie PRZYCZYNA.
Gadaliśmy o tym kilka godzin, powiedziałam że mu pomogę, znajdziemy psychiatrę.
Początkowo twierdził, że nie potrzebuje bo on po prostu jest NORMALNY INACZEJ, a nie nienormalny.
Poprosiłam by chociaż spróbował bo rozstać się możemy zawsze, a ja czuję, że za tym wszystkim stoi depresja, że on nie jest sobą, tylko jakimś mega smutnym bytem, którym się stał.
I teraz pytanie do was- czy ja NADINTERPRETUJE, czy rzeczywiście on może mieć problemy przez które mnie odtraca i chce być sam.
Czy może jednak ja sobie to tłumacze jego depresją, a tak naprawdę może on faktycznie będzie szczęsliwy beze mnie?
Czy ludzie z depresją tak się zachowują jak opisałam, czy powinnam jednak odpuścić, zwolnić się z pracy, wyprowadzić i odejść.