Witajcie,
Chciałabym prosić Was o opinię, bo sama tonę w dezorientacji.
Chodzi o to, że rodzina (mama, brat i jego dziewczyna) mojego chłopaka mnie lekceważy. Zaczęło się kilka lat temu od drobnostki. Nie chcę przytaczać całej długiej historii tutaj - rozmawiałam z kilkoma osobami i wszystkie potwierdziły mi, że głupota. Nietakt z mojej strony. Zaraz po tym sama się przyznałam do "czynu", przeprosiłam. Ale rodzinka uniosła się dumą. Przepraszałam 4 razy i było na nic. Brat K. jeździł psychicznie po mnie robiąc i mówiąc mi ciągle uszczypliwości oraz msząc się na mnie i robiąc mi na złość. Pech, że byliśmy u brata K. na urlopie. Mieszka we Francji. Mój chłopak dopiero z nim porozmawiał o jego traktowaniu mnie, jak zobaczył, że płaczę i szukam hotelu, by poczekać do końca wyjazdu. Zostałam...
Wróciłam z wyjazdu zupełnie rozbita. Po 2 m-cach byłam gotowa z bratem K. sobie wyjaśnić sprawy, ale przez jakieś 2-3 lata K., mój chłopak, nie pozwolił mi tego zrobić. Dodam, że przyjeżdża 2-3 razy w roku. W końcu nadszedł ten dzień, za zgodą K. porozmawialiśmy sobie. Bez wyzwisk, kulturalnie, ale prosto w oczy i z żalem. Zrobiła się z tego jeszcze większa sprawa, wciągnięta została dziewczyna brata mojego K., ale tak naprawdę obydwie strony miały pretensje o głupoty i urażoną dumę - przeprosiliśmy się, podaliśmy sobie ręce i sprawa się zakończyła.
Pozornie. Kiedy pojechałam do przyszłej teściowej, wtrąciła się ona między nas. Bartek, brat K. się jej poskarżył. Nie mogła mi darować, że miałam pretensje do jej synka. Od tamtej pory do niej nie jeźdżę. Ani ona nie zaprasza, ani ja się nie wpraszam. Minęły kolejne dwa lata.
Problem polega na tym, że kiedy Bartek przyjeżdża do Polski, zatrzymują się u nas. Mieszkanie jest K., ja mieszkam z nim. Zarówno Bartek ,brat K., jak i jego dziewczyna mnie lekceważą, ale ta kobieta bardziej. A co ciekawe, ja jej absolutnie NIC nie zrobiłam!!! Kiedy wchodzi lub wychodzi, nawet nie mówi "dzień dobry" czy "cześć", nawet, jeśli w tym momencie jestem niemalże obok niej, (no, chyba, że jest więcej osób obok mnie, wtedy się odezwie). Kontakt z Bartkiem jest bardzo sztywny. Konczy się na pozdrowieniu.
Ja kilka razy wyszłam z drobną inicjatywą - zapytałam, czy zrobić mu herbaty lub powiedziałam, żeby się poczęstował tym czy tamtym (jej akurat nie było). Od niego nigdy tego nie usłyszałm. Wręcz zdarzyło się, że wszedł do pokoju gdzie byłam z K. i zapytał TYLKO jego, czy zrobić MU kawy, bo przywiózł bardzo dobrą. Ja siedziałam obok....
Największy problem polega na tym, że K. nie reaguje. Nie wie jak i boi się stanąć w mojej obronie, bo boi się konfrontacji z bratem. Uważa, że ma on trudny charakter i boi się, że się przez to pokłócą. Woli, żeby się rozwiązało "samo". Kiedy mu tłumaczę, że "sama" to narasta niechęć i złość, nie mówi nic. Ja nie chcę, żeby się tu ktoś z kimś kłócił - ale chcę, czuć, że chłopak staje w mojej obronie i nie pozwoli im mnie ignorować. Mówię mu, że ja też mam wiele powodów, żeby być obrażona - poniżanie na urlopie, poskarżenie się mamusi, gdy podał mi rękę, ciągłe ignorowanie mnie. Ale mimo wszystko uważam, że to głupie siedzenie każdy w swoim pokoju powinno się zakończyć (oczywiście K. jest raz z nimi raz ze mną). Kilka razy, gdy wszyscy byli w kuchni o czymś żywo rozmawiając, przyszłam do nich. Ale ani oni mnie nie zauważają, ani ja się w ich rozmowy o francuskiej ekonomii nie wtrącam.
To ja mu tłukę do głowy, że to wszystko nie jest normalne, że powinniśmy przy jednym stole siąść i z rodzicami i z bratem. Po roku takiego gadania, zadzwoniła jego mama i mnie zaprosiła do sobie. Pojedziemy zobaczymy.
Ale z bratem i szwagrową poprawy nie ma i jestem tym już bardzo zmęczona. Sprawa ciagnie się kilka lat, poszło o głupotę. Rozważam powiedzieć mu jasno jeszcze raz, że dla mnie ta sytuacja jest nieakceptowalna. I jeśli nie zareaguje na poważnie, po prostu zakończyć ten związek.
Proszę, widzicie tę sytuację z zewnątrz, co o tym sądzicie? Z jednej strony głupio kończyć poważny związek przez brak "dzień dobry", z drugiej, chodzi tu o coś więcej - o bierność K., gdy widzi, że jestem lekceważona i wręcz ignorowanie moich uczuć - dla mnie to trochę jak zdrada emocjonalna. Czy przesadzam?