Hej, tak to znowu ja po prostu rozwiązuje za jednym zamachem problemy związane ze studiami i wszystkim co mnie trapi licząc na wasze wsparcie.
Jestem na prawie ( tak wiem heh, na wstępie już to mówię jak w żartach) i nienawidzę swojego kierunku. Doszło to do mnie jakiś czas temu, ale teraz praktycznie widzę, że go nie lubię. Prawo jest interpretowalne, to ciągłe siedzenie w książkach i czytanie komentarzy starych pierników, którzy też całe życie siedzieli w książkach. Owszem jest tez fascynujące jak ktoś lubi papierologię i kłócenie się o słowo "lub" dodane w umowie oraz jego interpretację. Ja lubię pracę kreatywną, bardziej ciągnie mnie do montażu, marketingu, grafiki, gdzie praca jest kolorowa, a sam proces tworzenia czegoś sprawia przyjemność. Mogę siedzieć przed kompem 12h i montować 10min filmik. Na studiach miałam same 4/5, stypendia itp itp wszędzie mnie chwalono, ale ja uważam się i też tak na pewno jest, że jestem beznadziejna, lubię być perfekcyjna, być przygotowana do pracy, znać to co robię w 100%, a prawo jest taką dziedziną, że no nie da się. Wiecie grafik wie, że ogarnia wszystko i może stworzyć to i tamto, w prawie jest sprawa i czasem się to robiło, czasem nie, znowu coś nowego trzeba ogarnąć by czegoś nie "zje...." czyli przeczytać milion iterpretacji bo słowo "lub" źle zinterpretowane może go wpędzić na minę i przegrać sprawę. Przez to nie czuję sie pewna w zawodzie mam niskie poczucie swojej przydatności. Jak idę na jakieś praktyki czy do pracy to czuję sie tam jak debil, który nic nie umie lub jak uczeń, który liczy, że profesor nie przyjdzie na klasówkę. Oczywiście potem jednak daje sobie radę, ale nigdy nie czuję się pewnie i nie mam satysfakcji. Nie wiem co robić, to jest 5 lat studiów, które na pewno skończę, bo jestem na ostatnim roku, ale co potem? Nie wiem, liczę, że może mnie oświeci, liczę, że... nie wiem już sama na co, czy warto zaczynać na nowo? czy może warto polubić się za wszelką cenę z zawodem? Co byście zrobili na moim miejscu?