Hejka,
Niedawno zakończył sie mój 2 letni związek z dziewczyną. Nie do końca rozumiem jaki jest powód. W związku było wszystko ok, ale weszła rutyna. Jeszcze kilka dni temu mówiła że mnie kocha, wszystko było ok. Aż pewnego dnia się pokłóciliśmy, było dość ostro. Oskarżała mnie o niedojrzałość, lenistwo, o to że nie mamy do siebie szacunku. Dziewczyna od tego czasu przestała chcieć się spotykać. Po kilku dniach mówiła że to koniec, że spotkamy się za parę dni i zerwiemy. Nadszedł ten dzień i powiedziała że to juz nie ma sensu, że to koniec, nie chce się już widzieć. Kocha, ale nie możemy być razem. Chce być sama, skupić się na karierze, bo teraz ma duże szanse na awanse. Że coś w niej pękło, że już się uczucia wypaliły, nie ma więzi. Było trochę płaczu i wdzięczności za te piękne 2 lata. Prosiła o kategoryczny brak kontaktu. I że jeśli mamy być razem to będziemy. Przyszłośc pokaże. Troche tego nie rozumiem, tyle czasu razem i nagle zero kontaktu, jakbym jej krzywdę zrobił albo nawet gorzej.
Wczoraj do niej napisałem, dlaczego jest taka zimna, oschła, jakby mnie znienawidziła. Zmieniła całkiem gadkę. już nie mówiła ze to prze ze mnie, przeż niedojrzałość itd. Tylko że to ona już przestała cokolwiek czuć. Że to przez nią cierpię. Ona nie czuje tego co kiedyś. Na pytanie czy mnie kochała powiedziała, że teraz już nie wie, że może jej się wydawało. Jej jest dobrze samej i nie jest źle beze mnie. I to jej pokazuje że to nie była prawdziwa miłość. Totalnie nie rozumiem, jeszcze niedawno za mną była, chciała się spotykać, nawet jak ja nie miałem ochoty i czasu. Mówiła że tęskni i jest jej źle jak jest sama. A najgorzej jak musi spać beze mnie(nie mieszkaliśmy razem, ale w weekend u niej nocowałem). Więc co się stało, że w kilka dni taka zmiana ? Nagle osoba w której widziałem, że jest ze mną szczęśliwa, że świecą się oczy, mówi że nie wie czy to była prawdziwa miłość. Mówi że przyszedł moment gdy coś sie zaczęło wypalać. Ale to by trwało, a nie nagle o tak koniec. Powiedziała jeszcze że nie czuje żeby mogła ze mną spędzić resztę życia. Nie rozumiem, ostatnio planowaliśmy wspólne mieszkanie. Czy ona to wszystko mówi żebym sobie dał spokoj, zniechęcił się do niej czy co? Kategorycznie nie chce się mną juz widzieć. Najpierw mowi ze przyszlosc pokaże, a pózniej ze juz nigdy na tą droge nie wróci i zdania nie zmieni. A i jeszcze wcześniej miała burzliwe związki i teraz powiedziała, że zawsze skupia się na innych, a teraz chce się skupić na sobie. Ile w tym prawdy ? Czy może ma kogoś ? Czy to możliwe żeby uczucie się wypaliło w kilka dni ? Ona jest imprezowiczką, przy mnie się uspokoiła, ale może jej tego brakuje i chce być wolna. Mówiła że jej tego brakuje. Ale przecież w związku też można imprezować więc nie rozumiem. A może chce się wyszaleć ? A pózniej wróci jak gdyby nic ? Ja mam 26 lat, ona 28. Juz się rzekomo wyszalała i zaczęła mysleć poważnie o zyciu. Nagle zmieniłaby zdanie ?
PS. o co mnie najbardziej bawi to że "chce być sama" taaaa, sama dopóki nie znajde jakiegos fajnego gościa. Czyli bedzię sama tydzien, miesiąc, albo rok. Zależy czy ktoś sie trafi czy nie. Kobieca logika. Są tu jakieś panie co mówiły chłopakowi chce być sama i rzeczywiście ustaliły jakieś ramy czasowe, że np. przez miesiąc mam w nosie facetów ? Czy są tylko takie co chciały być same dopóki kogoś nie poznały ?