Jesteśmy razem od 13 lat, od 3 jako małżeństwo. To była taka licealna miłość, nie od pierwszego wejrzenia, raczej taka, która przychodzi w następstwie długich rozmów i spędzania wspólnie mnóstwa czasu. Mieliśmy wiele dobrych i złych momentów. Bardzo dużo klocilismy się o kompletne głupoty i w miarę jak z nastolatków stawalismy się dorosłymi zaczęliśmy oddalać się od siebie. Ok 6 lat temu zaczął się taki okres, w którym notorycznie zrywalismy ze sobą i wracalismy do siebie. Wiele razy chciałam zakończyć związek, ale zawsze się balam, nie o to, czy ja sobie poradzę, raczej o to jak poradzi sobie on. Z czasem nasze kłótnie jakoś same ucichly i wzięliśmy ślub, od czasu którego jak wcześniej mieliśmy lepsze i gorsze momenty. Póki co nie planujemy dzieci, choć on trochę naciska. Oczywiście, chciałabym mieć dzieci w przyszłości, jednak nie koniecznie z nim. Wiem, że byłby dobrym ojcem, problem tkwi w tym, że nie jest dobrym mężem. Już w tej chwili czuję się sama z obowiązkami domowymi. Nie jestem w stanie doprosic się o cokolwiek, a jeśli już tak się dzieje to zawsze w jego opinii jestem niewdziecznym potworem. Dodam, że oboje pracujemy na pełne etaty, w podobnych godzinach. Jestem niemal pewna, że z dzieckiem również zostanę sama i z czasem zacznę nienawidzić swojego życia. Często zastanawiam się, czy nie jesteśmy wciąż razem, bo żadne z nas nie umiało podjąć ostatecznej decyzji o rozstaniu. Czy wciąż jest to miłość. Ostatnio czuję ją rzadko i mam wrażenie, że to głównie strach trzyma mnie w tym związku. Boję się o niego, jego reakcję, że być może nie poradzi sobie z rozstaniem. Martwię się też o siebie, mam niecałe 30 lat i nigdy nie byłam sama. Z drugiej strony nie chcę, żeby jedynym co trzyma mnie w związku był strach.
Pytasz nas czy odejść , czy zostać?
Sama musisz zrobić bilans za i przeciw a przede wszystkim zapytać siebie czy Ty to kochasz ? I jego czy on kocha Ciebie?
To jak wygląda wasze codzienne życie może wynikać że wzorców wyniesionych z domu, może należy o tym porozmawiać?
Historia opisana w tym wątku stanowi przykład, jak to czasem w życiu jest, że człowiek zrobi coś właściwie bez większego przekonania, zrobi bo zrobi, a potem problem, bo nie wiadomo, co dalej. Ja to rozumiem, bo sama też jakby unosilam się z falą, która ostatecznie nie zawsze zanosila mnie tam gdzie bym chciała.
Nos i bystre oko obserwatora podpowiada ci, że w tym związku ty jesteś i byłabyś osoba, ktora ma cały dom na głowie. Trafił ci się zwykły leń i dzieciak na dodatek, bo rozbaeilo mnie, jak napisałaś, że gdy już w końcu uda ci się prxymusic go do jakiejś roboty w domu, to odszczekuje się do ciebie, że jesteś potworem czy coś w tym stylu. Komediant a nie mężczyzna. Gdy przyjdzie na świat dziecko, to rzecz jasna, będzie to dla ciebie drugie dziecko, bo pierwsze już masz. Nie wiem co zrobisz, ale domyślam się, że to końcówka tego małżeństwa i raczej trudno się tobie dziwić.
Strach przed tym jak on sobie poradzi? I ten strach jest dla ciebie aż takim hamulcem, by zrobić coś konkretnego? To wygląda tak, jakbyś ty w pewnym sensie już teraz czuła się kimś w rodzaju jego matki, osoby za niego odpowiedzialnej, a przecież to dorosły facet, przynajmniej metryka lnie. Nie ciągnij tego małżeństwa, bo wygląda na to, że oboje strasznie się nie dobraliście i rzecz nie ma przyszłości.
Pytasz nas czy odejść , czy zostać?
Sama musisz zrobić bilans za i przeciw a przede wszystkim zapytać siebie czy Ty to kochasz ? I jego czy on kocha Ciebie?
To jak wygląda wasze codzienne życie może wynikać że wzorców wyniesionych z domu, może należy o tym porozmawiać?
W tym właśnie tkwi problem. Nie jestem pewna, czy wciąż go kocham, on twierdzi, że kocha mnie, i że jest mu ze mną dobrze. Tylko niewiele w tej miłości czułości i wsparcia. Seks uprawiamy z rzadka, 1-2 razy w tygodniu, jeśli mamy szczęście. Jego zachowanie nie jest też wzoarcami wyniesionymi z domu, mieszkamy razem już bardzo długo i nie zawsze tak było. Mam wrażenie, że on zaczął się powoli wycofywać z obowiązków, więc ja czułam, że muszę je przejąć, żeby wszystko miało szansę jakoś działać.
Historia opisana w tym wątku stanowi przykład, jak to czasem w życiu jest, że człowiek zrobi coś właściwie bez większego przekonania, zrobi bo zrobi, a potem problem, bo nie wiadomo, co dalej. Ja to rozumiem, bo sama też jakby unosilam się z falą, która ostatecznie nie zawsze zanosila mnie tam gdzie bym chciała.
Nos i bystre oko obserwatora podpowiada ci, że w tym związku ty jesteś i byłabyś osoba, ktora ma cały dom na głowie. Trafił ci się zwykły leń i dzieciak na dodatek, bo rozbaeilo mnie, jak napisałaś, że gdy już w końcu uda ci się prxymusic go do jakiejś roboty w domu, to odszczekuje się do ciebie, że jesteś potworem czy coś w tym stylu. Komediant a nie mężczyzna. Gdy przyjdzie na świat dziecko, to rzecz jasna, będzie to dla ciebie drugie dziecko, bo pierwsze już masz. Nie wiem co zrobisz, ale domyślam się, że to końcówka tego małżeństwa i raczej trudno się tobie dziwić.
Strach przed tym jak on sobie poradzi? I ten strach jest dla ciebie aż takim hamulcem, by zrobić coś konkretnego? To wygląda tak, jakbyś ty w pewnym sensie już teraz czuła się kimś w rodzaju jego matki, osoby za niego odpowiedzialnej, a przecież to dorosły facet, przynajmniej metryka lnie. Nie ciągnij tego małżeństwa, bo wygląda na to, że oboje strasznie się nie dobraliście i rzecz nie ma przyszłości.
Mamy wiele wspólnych zainteresowań, kiedyś potrafiliśmy rozmawiać o wszystkim, więc nie jest tak, że jesteśmy niedobrani. Jednak od kilku miesięcy nie rozmawiamy praktycznie w ogóle. Podstawowe wymiany zdań na temat pracy i zakupów i na tym koniec. Ostatnio nawet nie mam siły walczyć, nie chcę walczyć. Kompletnie odpuscilam i wiem, że jest to rozwiązanie najgorsze z możliwych, ale trochę czekam, aż może on zmeczy się całą sytuacją i postanowi to zakończyć. Tak, jak napisałam QuQu, on twierdzi, że mnie kocha i jest mu dobrze. Wywołuje to u mnie tylko gorzki uśmiech, bo jasne, też byłoby mi dobrze, gdybym nie musiała niczym się martwić, a wszystko dostawalabym pod nos. Czasami rzeczy, o które się złoszczę to zwykle pierdoły, a jednak kiedy jest ich tyle trudno mi zachować zimną krew. Kiedy już uda mi się doprosic o coś (czasami na umycie naczyń czekam kilka, kilkanaście godzin. Oczywiście wiem, że sama zrobiłbym to szybciej, ale staram się go trochę angażować mimo wszystko) , i akurat się nie poklócimy, on oczekuje nagdory, klepania po pleckach i prawdę mówiąc, doprowadza mnie tym do szału, bo właśnie jak mówisz, jest dorosłym facetem, a czasem mam wrażenie że mam do czynienia z 5latkiem. Czuję się zwyczajnie zmęczona i uwięziona i to uczucie wraca do mnie co jakiś czas od kilku lat.
Powiedz mu o tym, że jesteś zmęczona, żeby przejął trochę obowiązków.
Zachowuj się kilka dni tak jak on. Jak nie będzie miał co na tyłek włożyć albo trzeci dzień nie zje obiadu może coś mu zaświta, że mamy XXI wiek, ty też pracujesz na pełny etat więc domowymi obowiązkami musicie się sprawiedliwie podzielić.
Naprawdę myślisz, że przestałaś go kochać, bo nie myje naczyń na komendę? Czy jakby szybciej reagował na polecenia znowu byś się zakochała? Przecież wiadomo, że nie.
Wydaje mi się, że jesteś rozczarowana życiem codziennym. Może warto , skoro mąż zachowuje się jak dziecko, zrobić podział obowiązków jak z dzieckiem.
Podziel obowiązki i bądź konsekwentna.
Twój mąż przerzucić na Ciebie obowiązki bo Ty jesteś odpowiedzialna i wzięłaś to na siebie.
Powiedz mu o tym, że jesteś zmęczona, żeby przejął trochę obowiązków.
Zachowuj się kilka dni tak jak on. Jak nie będzie miał co na tyłek włożyć albo trzeci dzień nie zje obiadu może coś mu zaświta, że mamy XXI wiek, ty też pracujesz na pełny etat więc domowymi obowiązkami musicie się sprawiedliwie podzielić.
Naprawdę myślisz, że przestałaś go kochać, bo nie myje naczyń na komendę? Czy jakby szybciej reagował na polecenia znowu byś się zakochała? Przecież wiadomo, że nie.
Obowiązki domowe są tylko wisienką na torcie. Nie szukam okazji do spędzania wspólnie czasu, nie chce mi się wracać do domu z pracy. Nawet jeśli gdzieś głęboko w sercu jest jeszcze miłość, to zwyczajnie przestałam go lubić. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz śmiałam się będąc z nim. Oczywiście wiem, że być może nie jest to najważniejsze, ale czuję, że coś tracę, jestem zwyczajnie nieszczęśliwa w tym związku. Może dlatego te nieistotne sprawy jak obowiązki domowe są tak przytlaczajace, bo razem z wieloma innymi rzeczami zwyczajnie brak mi wsparcia w najprostszych rzeczach.
Wydaje mi się, że jesteś rozczarowana życiem codziennym. Może warto , skoro mąż zachowuje się jak dziecko, zrobić podział obowiązków jak z dzieckiem.
Podziel obowiązki i bądź konsekwentna.
Twój mąż przerzucić na Ciebie obowiązki bo Ty jesteś odpowiedzialna i wzięłaś to na siebie.
Metoda wypróbowana, nie sprawdziła się. Ostatecznie nic z jego strony nie jest zrobione, a ja wychodzę na sukę, która go nie docenia.
Ok, może przykład jak to działa w naszym związku. Mąż był chory i przez kilka dni był w domu. Przychodziłam z pracy, robiłam obiad i ogarnialam wszystko, on bardzo źle się czuł więc nie robił tych rzeczy. Oczywiście w końcu mnie zaraził, więc ja zostałam w domu... I wciąż gotowalam obiady i zajmowałam się wszystkim, bo przecież on był w pracy i był bardzo zmęczony. Tak to wygląda z wieloma rzeczami. Jednak, jak już pisałam, obowiązki domowe są w tym wszystkim tylko małą częścią problemów. Głównie chodzi o to, że nie mogę odezwać się, że coś mi nie pasuje, bo natychmiast zaczynamy się kłócić, a wrażenie, że jesteśmy razem tylko przez brak konsekwencji przy zerwaniu tylko to potęguje.
To co opisujesz świadczy o jego wygodnictwie, poza tym bardzo się broni przed zmianą, bo .... Jest mu wygodnie
Myślę, że on jest " pewny Ciebie " że skoro macie ślub to nie masz innej alternatywy.
Zakładam, że duzo bardziej sie staral jak byliście parą? Bardzo częste zjawisko, niestety.
Co możesz zrobić? Odejść, najłatwiej.
Czy następny będzie inny ? Może. Szansa na to jest 50/50 .
Jeśli nie masz pewności że to nie kochasz to zawalcz , bo może nie wszystko stracone
To co opisujesz świadczy o jego wygodnictwie, poza tym bardzo się broni przed zmianą, bo .... Jest mu wygodnie
![]()
Myślę, że on jest " pewny Ciebie " że skoro macie ślub to nie masz innej alternatywy.
Zakładam, że duzo bardziej sie staral jak byliście parą? Bardzo częste zjawisko, niestety.
Co możesz zrobić? Odejść, najłatwiej.
Czy następny będzie inny ? Może. Szansa na to jest 50/50 .
Jeśli nie masz pewności że to nie kochasz to zawalcz , bo może nie wszystko stracone
Mam pewność, że go nie lubię, z miłością jest to bardziej skomplikowane, bo oczywiście jest jeszcze przywiązanie i wszystkie spędzone razem lata. Weekendy są dla mnie bardzo trudne, bo oboje jesteśmy w domu i nie mamy innego wyjścia, jak spędzać czas razem. Poza tym ten związek to "klasyka gatunku" - brak pasji i namietnosci, seks z obowiazku, rozmowy o niczym. Zdaję sobie sprawę, że z innym człowiekiem nie musi być wcale lepiej. Wiem, że każdy związek zmienia się z czasem i że to nie tylko czułości, seks i motylki w brzuchu, ale też brudne skarpety i kupowanie papieru toaletowego. Chciałabym tylko jakiejś równowagi w tym wszystkim, ostatnio tylko tej drugiej części mam pod dostatkiem.
Dopatrujesz sie egoizmu męża a czym innym jest brak dzieci? Czyz nie jest także egoizmem? Co kieruje tym że płodna para która nie ma problemów finansowych - nie ma dzieci. Czyz nie:
-Wygoda codziennego życia.
-Stawianie na swój rozwój lub swoje przyjemności na pierwszym miejscu.
-Spędzanie czasu tak jak sie chce.
-Rozwijanie swoich zainteresowań i poświecanie czasu na swoje hobby.
Posiadanie dzieci/rodzicielstwo to postawienie drugiego człowieka na pierwszy miejscu. Najpierw zaspokojenie jego potrzeb a potem swoich. Dlaczego autorko masz do męża pretensje o egoizm czy nie podejmowanie obowiazków
rodzinnych/domowych skoro z Twoich wypowiedzi (przynajmniej w temacie dziecka) bije podobny egoizm?
A może 'on' mysli tak - skoro 'ona' nie chce dziecka i obowiazkow z tym związanych to 'ja' nie bede wykonywac innych obowiazkow.
Obecne mainstreamowe media dewalowują rodzine i dzieci - im wiecej tych dzieci tym wieksza krytyka - jednak statystyka jest nieublagalna: im wiecej dzieci tym trwalsze małżeństwa i nmiejszy % rozwodów.
13 2018-12-08 11:28:24 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-12-08 11:29:50)
Dopatrujesz sie egoizmu męża a czym innym jest brak dzieci? Czyz nie jest także egoizmem? Co kieruje tym że płodna para która nie ma problemów finansowych - nie ma dzieci. Czyz nie:
-Wygoda codziennego życia.
-Stawianie na swój rozwój lub swoje przyjemności na pierwszym miejscu.
-Spędzanie czasu tak jak sie chce.
-Rozwijanie swoich zainteresowań i poświecanie czasu na swoje hobby.Posiadanie dzieci/rodzicielstwo to postawienie drugiego człowieka na pierwszy miejscu. Najpierw zaspokojenie jego potrzeb a potem swoich. Dlaczego autorko masz do męża pretensje o egoizm czy nie podejmowanie obowiazków
rodzinnych/domowych skoro z Twoich wypowiedzi (przynajmniej w temacie dziecka) bije podobny egoizm?
A może 'on' mysli tak - skoro 'ona' nie chce dziecka i obowiazkow z tym związanych to 'ja' nie bede wykonywac innych obowiazkow.
Obecne mainstreamowe media dewalowują rodzine i dzieci - im wiecej tych dzieci tym wieksza krytyka - jednak statystyka jest nieublagalna: im wiecej dzieci tym trwalsze małżeństwa i nmiejszy % rozwodów.
Dziecko z kimś, gdy nie ma porozumienia, miłości, czułości to egoizm. Nie ma porozumienia dusz, nie ma namiętności- co macie?
Dziecko z kimś, gdy nie ma porozumienia, miłości, czułości to egoizm. Nie ma porozumienia dusz, nie ma namiętności- co macie?
Relacje znamy z 1 strony i nie wiemy co jest przyczyną a co skutkiem.
15 2018-12-08 11:41:50 Ostatnio edytowany przez RaspberrySherbet (2018-12-08 11:48:34)
Dopatrujesz sie egoizmu męża a czym innym jest brak dzieci? Czyz nie jest także egoizmem? Co kieruje tym że płodna para która nie ma problemów finansowych - nie ma dzieci. Czyz nie:
-Wygoda codziennego życia.
-Stawianie na swój rozwój lub swoje przyjemności na pierwszym miejscu.
-Spędzanie czasu tak jak sie chce.
-Rozwijanie swoich zainteresowań i poświecanie czasu na swoje hobby.Posiadanie dzieci/rodzicielstwo to postawienie drugiego człowieka na pierwszy miejscu. Najpierw zaspokojenie jego potrzeb a potem swoich. Dlaczego autorko masz do męża pretensje o egoizm czy nie podejmowanie obowiazków
rodzinnych/domowych skoro z Twoich wypowiedzi (przynajmniej w temacie dziecka) bije podobny egoizm?
A może 'on' mysli tak - skoro 'ona' nie chce dziecka i obowiazkow z tym związanych to 'ja' nie bede wykonywac innych obowiazkow.
Obecne mainstreamowe media dewalowują rodzine i dzieci - im wiecej tych dzieci tym wieksza krytyka - jednak statystyka jest nieublagalna: im wiecej dzieci tym trwalsze małżeństwa i nmiejszy % rozwodów.
Oczywiście, że odsetek rozwodów jest mniejszy u rodzin posiadających dzieci, pytanie tylko, ilu z tych ludzi jest szczęśliwych. Ilu rozstaloby się gdyby nie "dobro dziecka"? Czy naprawdę uważasz, że niechciane dzieci zasługują na to by być obwiniane o niepowodzenia rodziców? Czy dziecko dla ratowania związku nie jest egoizmem?
Poza tym, nie napisałam, że nie kieruje mną egoizm. To oczywiste, że gdybym nie uważała, że chcę czegoś więcej od życia, nie zawracalabym Wam głowy swoimi problemami.
foggy napisał/a:Dopatrujesz sie egoizmu męża a czym innym jest brak dzieci? Czyz nie jest także egoizmem? Co kieruje tym że płodna para która nie ma problemów finansowych - nie ma dzieci. Czyz nie:
-Wygoda codziennego życia.
-Stawianie na swój rozwój lub swoje przyjemności na pierwszym miejscu.
-Spędzanie czasu tak jak sie chce.
-Rozwijanie swoich zainteresowań i poświecanie czasu na swoje hobby.Posiadanie dzieci/rodzicielstwo to postawienie drugiego człowieka na pierwszy miejscu. Najpierw zaspokojenie jego potrzeb a potem swoich. Dlaczego autorko masz do męża pretensje o egoizm czy nie podejmowanie obowiazków
rodzinnych/domowych skoro z Twoich wypowiedzi (przynajmniej w temacie dziecka) bije podobny egoizm?
A może 'on' mysli tak - skoro 'ona' nie chce dziecka i obowiazkow z tym związanych to 'ja' nie bede wykonywac innych obowiazkow.
Obecne mainstreamowe media dewalowują rodzine i dzieci - im wiecej tych dzieci tym wieksza krytyka - jednak statystyka jest nieublagalna: im wiecej dzieci tym trwalsze małżeństwa i nmiejszy % rozwodów.Dziecko z kimś, gdy nie ma porozumienia, miłości, czułości to egoizm. Nie ma porozumienia dusz, nie ma namiętności- co macie?
Obecnie czuję, że mamy kredyt hipoteczny i 13 wspólnych lat, ale niewiele trzyma nas razem poza strachem przed nieznanyn
Ela210 napisał/a:Dziecko z kimś, gdy nie ma porozumienia, miłości, czułości to egoizm. Nie ma porozumienia dusz, nie ma namiętności- co macie?
Relacje znamy z 1 strony i nie wiemy co jest przyczyną a co skutkiem.
Więc chyba lepiej je znależć, zanim pomyślą o dziecku.
Oczywiście, że odsetek rozwodów jest mniejszy u rodzin posiadających dzieci, pytanie tylko, ilu z tych ludzi jest szczęśliwych. Ilu rozstaloby się gdyby nie "dobro dziecka"? Czy naprawdę uważasz, że niechciane dzieci zasługują na to by być obwiniane o niepowodzenia rodziców? Czy dziecko dla ratowania związku nie jest egoizmem?
Posiadanie dzieci zmienia wszystko. Dlaczego myślisz że skoro teraz Wam sie nie układa to gdybyście sie zdecydowali na dzieci to też by Wam sie nie układała a doszedł do tego problem z "dobrem dzieci".
Na czym zbudowaliście Wasz związek oprócz młodzieńczej fascynacji?
Jakie mieliście plany na kolejne lata? Jakie cele? Do czego dążyliście?
Czy może nigdy takiej rozmowy nie było i przyszłość nie była planowana.
"Skoro tak jak jest - jest dobrze, to nic nie zmieniajmy"
Ale co dalej. Rozmawialiście 12 lat temu jak chcecie by Wasz życie wyglądało za 5-10-15 lat?
Co Was skłoniło do tego by byc parą?
Uważaj, na razie to strach i poczucie, że nie masz dobrego kierunku w życiu a czas płynie, płynie i... nic się nie zmieni jeśli tego nie zmienisz. Już czujesz, że ku lepszemu nie pójdzie, prawda ? Cokolwiek by sie nie działo - zwalczaj ten strach, najtrudniejsze chyba dla Ciebie ale bez tego zmiany nie bedzie, jakakolwiek miałaby być...
RaspberrySherbet napisał/a:Oczywiście, że odsetek rozwodów jest mniejszy u rodzin posiadających dzieci, pytanie tylko, ilu z tych ludzi jest szczęśliwych. Ilu rozstaloby się gdyby nie "dobro dziecka"? Czy naprawdę uważasz, że niechciane dzieci zasługują na to by być obwiniane o niepowodzenia rodziców? Czy dziecko dla ratowania związku nie jest egoizmem?
Posiadanie dzieci zmienia wszystko. Dlaczego myślisz że skoro teraz Wam sie nie układa to gdybyście sie zdecydowali na dzieci to też by Wam sie nie układała a doszedł do tego problem z "dobrem dzieci".
Na czym zbudowaliście Wasz związek oprócz młodzieńczej fascynacji?
Jakie mieliście plany na kolejne lata? Jakie cele? Do czego dążyliście?
Czy może nigdy takiej rozmowy nie było i przyszłość nie była planowana.
"Skoro tak jak jest - jest dobrze, to nic nie zmieniajmy"
Ale co dalej. Rozmawialiście 12 lat temu jak chcecie by Wasz życie wyglądało za 5-10-15 lat?
Co Was skłoniło do tego by byc parą?
Na tym właśnie polega problem. Nie wiem. Mam wrażenie, że zwyczajnie prześlizgalismy się do tego momentu, bo żadne z nas nie dokończyło procesu rozstania, który zaczynany był wiele razy. To nie dziecko czy jego brak jest problemem. Oczywiście, że rozmawialiśmy o przyszłości, ale tak jak mówiłam, to małżeństwo jest takim trochę wypadkiem, niedokończoną sprawą. Nagle, po latach kłótni wszystko trochę przycichło i wzięliśmy ślub.
Uważaj, na razie to strach i poczucie, że nie masz dobrego kierunku w życiu a czas płynie, płynie i... nic się nie zmieni jeśli tego nie zmienisz. Już czujesz, że ku lepszemu nie pójdzie, prawda ? Cokolwiek by sie nie działo - zwalczaj ten strach, najtrudniejsze chyba dla Ciebie ale bez tego zmiany nie bedzie, jakakolwiek miałaby być...
Właśnie tak, z jednej strony z każdym rokiem, miesiącem, tygodniem trudniej jest podjąć jakiekolwiek kroki, z drugiej coraz częściej czuję, że tylko strach i brak działania trzyma mnie tutaj. Rozumiem, że każdy związek ma czasy kryzysu, ale dla mnie są to wciąż te same obawy i spostrzeżenia, ciągle myślę "co by było". Nie chcę tak stawić kolejnych lat, wiem, że te myśli będą do mnie wracać.
A może wynik tego że tak naprawdę od zawsze byliście razem i nie żyłaś w dorosłym życiu dla siebie
A może wynik tego że tak naprawdę od zawsze byliście razem i nie żyłaś w dorosłym życiu dla siebie
Na pewno jest to spory kawałek moich rozważań. Jestem jeszcze dość młoda, a nie pamiętam jak to jest być zakochaną, pójść na randkę, szaleć z przyjaciółkami do rana. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że są to czysto egoistyczne pobudki i nieistotne głupoty. Tak naprawdę, żyje w starym, nie-tak-dobrym małżeństwie, w którym czuję się uwięziona i z miesiąca na miesiąc trudniej mi przekonać sama siebie, że wszystko jest w porządku
Hm..., więc może ta obawa, ten strach, to Twój stały przyjaciel, i wyznaczył Ci złudne poczucie konieczności postępowania wg przyjętych schematów : rób coś, znajdź kogoś, wyjdź za mąż, dorabiaj się... A Ty ? JAK powinnaś realizowac taką drogę ? Czy kiedykolwiek spontanicznie coś odrzuciłaś, czy impulsywnie poddałaś się kiedykolwiek jakiejś emocji ? Jakoś tak mi się wydaje, że strach przed życiem mógł kierować Twoimi wyborami a teraz uświadamiasz sobie, że prowadzi Cię do nieznanej jeszcze większej odpowiedzialności (dziecko) a na to prawdopodobnie nie jesteś gotowa. I nie będziesz jeśli się strachu nie pozbędziesz, przydusi Cię i albo sparaliżuje albo zamęczy niechcianym działaniem z konieczności - mniej więcej tak jak teraz gdy już się męczysz z mężem w codzienności.
Hm..., więc może ta obawa, ten strach, to Twój stały przyjaciel, i wyznaczył Ci złudne poczucie konieczności postępowania wg przyjętych schematów : rób coś, znajdź kogoś, wyjdź za mąż, dorabiaj się... A Ty ? JAK powinnaś realizowac taką drogę ? Czy kiedykolwiek spontanicznie coś odrzuciłaś, czy impulsywnie poddałaś się kiedykolwiek jakiejś emocji ? Jakoś tak mi się wydaje, że strach przed życiem mógł kierować Twoimi wyborami a teraz uświadamiasz sobie, że prowadzi Cię do nieznanej jeszcze większej odpowiedzialności (dziecko) a na to prawdopodobnie nie jesteś gotowa. I nie będziesz jeśli się strachu nie pozbędziesz, przydusi Cię i albo sparaliżuje albo zamęczy niechcianym działaniem z konieczności - mniej więcej tak jak teraz gdy już się męczysz z mężem w codzienności.
Muszę się przyznać, że czytając Twoją wypowiedź poleciały mi łzy. Pamiętam taki czas, kiedy kilka lat temu szukałam pokoju do wynajęcia, zdecydowana odejść. Powiedziałam mu o tym, że chcę się wyprowadzić. Jego odpowiedzią było "ciekawe jak sobie poradzisz z marną pracą, sama". Teraz jest inaczej, wiem, że jestem w stanie o siebie zadbać. Ale minęło już tyle czasu, że na przemian z uczuciem beznadziei i bezsilności pojawia się "nie szkoda ci 13 lat życia?". Szkoda. Ale duszę się coraz bardziej. On też nie zasługuje na to, żeby trwać w związku z kimś, kto nie jest z nim całym sercem, to dobry facet. A moje serce podpowiada mi, że może oboje zasługujemy na coś więcej.
Pewnie bedziecie sie dusic razem jeszcze kilka lat a on mając 38 lat zostawi Cie dla 7 lat mlodszej z ktorą szybko zmajstrują dziecko i jego zycie sie ułoży. Ty w wieku 38 lat bedziesz bezdzietną rozwódką która zaadoptuje kilka kotow i bedzie frustracje do życia wylewać za pomocą komentarzy na fb.
Nie chciałam Cię zasmucać, przykro mi - chyba zbyt bezposrednio napisałam to co napisałam.
Nie tego Ci może potrzeba, a może właśnie tego jednak ? Bo stagnacja długa już jest, podrywasz się momentami i opadasz z powrotem.
Może..., może... nie znam Cię przecież i ciut mam obawy czy to Ci pomoże ale może realizuj SIEBIE niezależnie od męża, może nie odchodź od Niego ale spróbuj żyć tak jak chciałabyś - bo czego chciałabyś ? nowe osoby ? nowe zajęcia ? Może to odciągnie Cię od tego co masz teraz i da podstawę do zmiany, a może mąż zauważy, że NAPRAWDĘ masz dość tkwienia w jałowym związku i RAZEM spróbujecie zawalczyć. Bo sama to możesz działać jedynie na własną korzyść, dobry związek to praca DWOJGA dla DWOJGA.
Nie płacz, proszę, myśl i działaj, nie : JEDYNIE myśl. Czy masz w swoim otoczeniu kogoś z kim szczerze mogłabyś o tym porozmawiać ?
Pewnie bedziecie sie dusic razem jeszcze kilka lat a on mając 38 lat zostawi Cie dla 7 lat mlodszej z ktorą szybko zmajstrują dziecko i jego zycie sie ułoży. Ty w wieku 38 lat bedziesz bezdzietną rozwódką która zaadoptuje kilka kotow i bedzie frustracje do życia wylewać za pomocą komentarzy na fb.
Najlepiej zatem mordę w kubeł i jakoś dociągnąć w maraźmie i beznadziei do śmierci jednego z nas.
Nie chciałam Cię zasmucać, przykro mi - chyba zbyt bezposrednio napisałam to co napisałam.
Nie tego Ci może potrzeba, a może właśnie tego jednak ? Bo stagnacja długa już jest, podrywasz się momentami i opadasz z powrotem.
Może..., może... nie znam Cię przecież i ciut mam obawyczy to Ci pomoże ale może realizuj SIEBIE niezależnie od męża, może nie odchodź od Niego ale spróbuj żyć tak jak chciałabyś - bo czego chciałabyś ? nowe osoby ? nowe zajęcia ? Może to odciągnie Cię od tego co masz teraz i da podstawę do zmiany, a może mąż zauważy, że NAPRAWDĘ masz dość tkwienia w jałowym związku i RAZEM spróbujecie zawalczyć. Bo sama to możesz działać jedynie na własną korzyść, dobry związek to praca DWOJGA dla DWOJGA.
Nie płacz, proszę, myśl i działaj, nie : JEDYNIE myśl. Czy masz w swoim otoczeniu kogoś z kim szczerze mogłabyś o tym porozmawiać ?
Nie napisałaś nic, czego sama bym nie wiedziała, ale zawsze jest trochę inaczej usłyszeć to od kogoś. Staram się żyć trochę bardziej dla siebie, samodzielnie, mam własnych znajomych, zainteresowania, całkiem niezłą pracę. Ale cały czas czuję, że w związku jestem już tylko jedną nogą, i gdyby ktoś obiecał mi, że rozstanie będzie łatwe i bezbolesne nie zastanawiałabym się długo. Oczywiście wiem, że to niemożliwe i że bylaby to prawdopodobnie najtrudniejsza rzecz, jaką zrobiłabym w życiu. Jak już wspomniałam, to dobry człowiek, i zasługuje na kogoś, kto da mu 100%, ja już tego nie potrafię.
foggy napisał/a:Pewnie bedziecie sie dusic razem jeszcze kilka lat a on mając 38 lat zostawi Cie dla 7 lat mlodszej z ktorą szybko zmajstrują dziecko i jego zycie sie ułoży. Ty w wieku 38 lat bedziesz bezdzietną rozwódką która zaadoptuje kilka kotow i bedzie frustracje do życia wylewać za pomocą komentarzy na fb.
Najlepiej zatem mordę w kubeł i jakoś dociągnąć w maraźmie i beznadziei do śmierci jednego z nas.
Najlepiej, żebyś wreszcie wzięła odpowiedzialność za swoje życie. Do ślubu nikt cię nie zmuszał, przed ślubem byłaś wystarczająco długo w związku aby świadomie podjąć decyzję. Wybrałaś kalkulację i teraz masz pretensję, że to nie jest ten kierunek.
Jesteś niedojrzała i próbujesz zrzucić całą odpowiedzialność na męża. On jest leniem i w ogóle jest inny niż "myślałaś". Jako żona czujesz się bezpiecznie dlatego twoje myśli krążą wokół lepszego królewicza, tylko czasami nachodzą wątpliwość czy aby nie zamienisz się na gorsze.
Ludzie są dla siebie jak lustra.
Oczywiście, że również ponoszę winę za to, jak wygląda obecna sytuacja. Bierność, brak konsekwencji, brak chęci do dalszej walki i rozmów, kiedy były one potrzebne. Ale jeśli potrzeba, pragnienie posiadania PARTNERA, oczekiwanie od życia czegoś więcej jest oznaką egoizmu i braku dojrzałości, to najwyraźniej jestem niedojrzałą egoistką.
32 2018-12-09 12:33:55 Ostatnio edytowany przez foggy (2018-12-09 12:34:28)
Oczywiście, że również ponoszę winę za to, jak wygląda obecna sytuacja. Bierność, brak konsekwencji, brak chęci do dalszej walki i rozmów, kiedy były one potrzebne. Ale jeśli potrzeba, pragnienie posiadania PARTNERA, oczekiwanie od życia czegoś więcej jest oznaką egoizmu i braku dojrzałości, to najwyraźniej jestem niedojrzałą egoistką.
To skoro znasz przyczyny tej sytuacji, to zrób z tym cos.
Głupio byłoby po paru latach pisac ponownie to samo.
Jeśli uparłaś sie na TEGO PARTNERA to porozmawiaj z nim i zmieńcie Waszą sytuacja raz z zdecydowanie.
Jesli TEN PARTNER nie bedzie chciał współpracować to czas poszukać innego, faktycznego PARTNERA.