Hej, jestem 20 letnim facetem. Na swoim "koncie" mam 3 nieudane związki, od kilku dni jestem singlem.
Może najpierw przybliżę Wam moje związki, a następnie napiszę jaki odczuwam problem.
1. Z tą dziewczyną byłem od końca gimnazjum aż do końca szkoły średniej. Prawie 5 lat związku. Wiele wzlotów i upadków. Dosyć burzliwy był to związek patrząc z perspektywy czasu. Zdecydowałem się na zakończenie tej relacji, ponieważ nie czułem się odpowiednio wolnym i non stop odczuwałem ograniczanie z jej strony.
2. Miesięczny "związek". Związek w cudzysłowie ponieważ ciężko nazwać to związkiem. Z tą dziewczyną związałem się miesiąc po zakończeniu poprzedniego, patrząc na długość, poważnego związku. Dziewczyna zakończyła ten związek z powodu braku pewności miłości do mnie.
3. W tą relację wszedłem już po odczekaniu odpowiedniego czasu po poprzednich związkach. Byłem przez 2 miesiące singlem żeby poukładać sobie wszystko w głowie. I jak mi się wydawało, udało mi się. Dosyć niespodziewanie ją spotkałem, spodobała mi się, zainicjowałem kontakt i jakoś poszło. Po kilku spotkaniach zostaliśmy parą, wyznaliśmy sobie miłość itd. Nie byłem pewny tego związku i powiedziałem jej o tym, jednak postanowiliśmy spróbować dalej. Jednak moje słowa wywołały u niej taki efekt, że wciąż o tym myślała i postanowiła ze mną zerwać. Mieliśmy jeden gorszy okres w czasie związku i postanowiła, że bez sensu jest się kłócić w związkach bo są one "tylko do przyjemności".
Teraz o co mi chodzi. Po pierwszym zerwaniu czułem ogromny ból i cierpienie. Przez tygodnie nie byłem w stanie zebrać się do siebie, płakałem nocami i byłem cieniem własnego siebie. Później jednak coraz bardziej mnie to nie ruszało. Najgorsze jest to, że każdej z tych dziewczyn mówiłem, że je kocham. A tak naprawdę to nie jestem tego pewny. Nie jestem pewny tego, czy kiedykolwiek kogoś kochałem. Myślałem, że dziewczynę nr. 3 kocham. Jednak jest prawie tydzień po zerwaniu a ja nic, jedynie co czuję to pustkę, ale którą bez problemu jestem w stanie sobie zapełnić kimś innym, obojętnie jaką osobą. Nie tęsknie za daną osobą, tylko po prostu za tym, że kogoś miałem. Boję się bardzo, że nigdy nie będę umiał nikogo pokochać. Pierwszą dziewczynę chyba kochałem, ale no właśnie, chyba. Ktoś mi kiedyś powiedział, że jeśli masz wątpliwości to tak naprawdę nie kochasz. Nie wiem co robić, nie mam problemu z tym żeby "poderwać"(bardzo nie lubię tego określenia) dziewczynę. Jestem dobrym chłopakiem, szanuję kobiety i oddaje całego siebie w związku. Jednak to będzie zawsze na nic bo nie będę czuł miłości, a wiem jak bardzo zraniłem pierwszą dziewczynę i nie chciałbym ranić innej. Czy powinienem po prostu sobie odpuścić związki? Ja naprawdę chciałbym udany związek, zazdroszczę ludziom w mojej pracy, którzy mają swoją drugą połówkę, dzieci. Chciałbym tego też w przyszłości, ale jak przychodzi co do czego to nie czuję nic wielkiego do drugiej osoby.