OBOWIĄZEK budowania oraz dbania o relacje z dzieckiem partnera. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » OBOWIĄZEK budowania oraz dbania o relacje z dzieckiem partnera.

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 11 ]

Temat: OBOWIĄZEK budowania oraz dbania o relacje z dzieckiem partnera.

Witam drogie Panie oraz szanownych Panów.

Temat naszego tutaj spotkania jest następujący: otóż ja sam mam już 45 wiosen za sobą, moja obecna partnerka 40,
oboje posiadamy dzieci z poprzednich związków, ja syna lat 10, ona córkę lat 14 oraz syna lat 8. Jesteśmy razem od 2 lat.
Jesteśmy razem, to może za dużo powiedziane, bo mieszkamy ze sobą od paru miesięcy, a wcześniej spotykaliśmy się tylko w weekendy,
jednak nie ma to większego znaczenia dla sprawy w zasadzie, gdyż to o czym chciałem opowiedzieć, ma miejsce właściwie od samego początku.

Od samego początku naszej znajomości jej syn jest w stosunku do mnie na NIE i to niezależnie czego aktualnie sytuacja dotyczy.
No dosłownie o co tylko go nie poproszę, za każdym razem słyszę NIE. Czy to chodzi o zapięcie pasów w samochodzie,
czy złapanie za rękę przechodząc przez ulicę, czy obejrzenie jakiegoś filmu, wyjście wspólne gdziekolwiek, robienie czegokolwiek razem,
o takich czynnościach jak odrabianie lekcji czy wyjście do szkoły nie wspominając, nie ma sensu wymieniać wszystkiego po kolei,
bo zajmie to godzinę i szkoda na to czasu. Nie ma rzeczy o którą bym tego dzieciaka poprosił i nie usłyszał w odpowiedzi NIE.
Samo to może miałbym gdzieś, gdyż generalnie mi to kalafiorem wisi, po prostu nauczyłem się nie zwracać na to uwagi i tyle,
głównie dlatego, że mamusia, znaczy partnerka moja w sensie, udaje że nic nie widzi i niczego nie słyszy, zostawiając mnie samego
z niesfornym gówniarzem, który mnie w ogóle nie słucha, a co gorsza, kiedy sprawy stają na ostrzu noża i powinna jakoś zareagować,
to jeszcze się nie zdarzyło, żeby stanęła po mojej stronie i opieprzyła dzieciaka czy nakazała mu wykonać polecenie, które ja wydałem.
Zawsze, za każdym razem w krytycznym momencie, kiedy już nie ma pola do negocjacji i któryś z nas dwóch musi odpuścić, tym kimś muszę być ja.
Żeby zobrazować może podam najświeższy przykład z wczoraj. O godzinie 22 wieczorem otrzymałem od mojej partnerki następujące dyspozycje:

- Ja muszę pojechać na chwilę do Agnieszki (imię koleżanki, oczywiście zmyślone na potrzeby wątku) jak wrócę to pozmywam, a ty wyślij dzieci do spania.
- Spoko.

Ona wyszła do tej koleżanki, a ja poszedłem do pokoju dzieci (jest godzina 22:11) informując, że o 23:00 mają być w łóżkach.

- Cooooo??? Nieeee!!! Dlaczegooooo...
- Super że się rozumiemy.

I wróciłem do swoich zajęć. Umyłem cały zlew naczyń, żeby już ona nie musiała, przygotowałem nam łóżko, położyłem dzieciaki, koniec.
Jest godzina 23:30 ona czyta książkę, ja oglądam program w tv... nagle do pokoju wpada ten jej syn i oznajmia że on nie chce spać.
Więc tłumaczę najspokojniej jak potrafię, że jest środek nocy i ma iść do łóżka, a on oczywiście że NIE i patrzy na matkę.
Ta udaje że jest zaczytana lekturą, więc ponawiam prośbę o udanie się do swojego pokoju celem zajęcia miejsca w łóżku,
dodając jednocześnie kategorycznym tonem, że to nie są negocjacje, tylko polecenie, które należy bez zbędnych dyskusji wykonać.
Dzieciak staje okoniem i NIE a widząc brak wsparcia ze strony matki (która nadal zawzięcie czyta i nie słyszy co się dzieje wokół niej)
sięga po argument ostateczny czyli zaczyna wymuszać na siłę płacz (stary numer, odstawia go za każdym razem) i w końcu osiąga efekt,
mamusia spokojnie odkłada książkę i rozwrzeszczanemu synusiowi pozwala zostać w naszym pokoju, żeby sobie pooglądał telewizję.
W drugim pokoju, mój syn już dawno leży w łóżku i się przysłuchuje całej tej żenadzie. Koniec.
Nie chciałem robić obory przy dzieciach, więc przemilczałem to co właśnie się stało, odczekałem aż pójdą wreszcie spać,
po czym przedstawiłem moje stanowisko w sprawie, że postępując w ten sposób po raz kolejny podważa mój autorytet, nie pierwszy raz zresztą,
a potem ma do mnie pretensje, że to na mnie spoczywa obowiązek budowania relacji z dzieckiem i to do mnie należy znalezienie sposobu na to,
żeby dzieciak mnie słuchał, że według niej facet powinien kochać jej dzieci i zabiegać o to, żeby one pokochały jego, a ja nie robię nic i żyję obok.
No więc tłumaczę dorosłej kobiecie, że to co ona robi, to nie jest żadne kochanie, tylko przejaw skrajnego lenistwa, które kiedyś się zemści,
bo zamiast wstać i zaprowadzić niesfornego gówniarza do pokoju, gdzie od godziny powinien już spać (sama przecież wydała takie zalecenie)
to się z nim pieści, wdaje w jakieś niepotrzebne rozmowy, nie zważając w ogóle na to, że w ciągu pół godziny chyba cztery razy kazałem mu iść,
a teraz ona pozwala mu zostać robiąc ze mnie idiotę i jeszcze sapiąc w moją stronę, bo ja taki niedobry dla tego dziecka jestem i nie dbam o relacje.
Próbowałem z nią o tym porozmawiać, to odwróciła się do mnie dupą rzucając na odczepne, że nie chce jej się gadać i mam zastanowić się nad sobą.

Na koniec dodam, że mieszka z nami jeszcze jej córka, trochę starsza od chłopca i z nią jakoś mogłem nawiązać relację bez żadnego wysiłku,
chociaż z tego co wcześniej o niej słyszałem zanim tą małą poznałem, to miał być skrajnie trudny przypadek i nie mam u niej szans. Ciekawe.
Normalnie ze sobą rozmawiamy, czasem całymi godzinami nawet jak jesteśmy sami, dziewczyna mnie lubi, ja ją też i jest miło sympatycznie.
Nie muszę jej o wszystko prosić po czterdzieści razy, żeby za każdym razem usłyszeć NIE i w ogóle nie odczuwam żadnej presji, żebym coś musiał.

A ten mały ma ciągle jakieś ALE wiecznie coś mu nie pasuje, cały czas jest na NIE, nawet się nie odzywa do mnie normalnie, tylko warczy burczy i się rzuca.
Mówię do niego chodź odrobimy lekcje. NIE. No chodź. NIE. W końcu siada. A raczej kładzie się na stole, wali pięścią i rzuca ołówkiem. Ja nic. Matka nic.
Spokojnie mu tłumaczę jak należy robić zadania (2 klasa podstawówki, nic trudnego tam nie ma) i proszę żeby się uspokoił. Trwa to jakieś 45 minut.
Przez 45 minut pobazgrał mi na złość całe ćwiczenia i nie zrobił nic, więc mu zapowiedziałem, że jeśli w ciągu 15 minut nie zrobi tego o co go proszę,
nie dostanie do końca dnia swojego telefonu, pozostając dalej niewzruszonym na jego coraz większe histerie. Matka siedzi z tyłu i obserwuje.
Wreszcie dzieciak zrozumiał, że jest bez szans i zaczął ryczeć, na co mamusia się od razu zerwała, odrobiła lekcje za niego i wręczyła mu telefon.
Czyli wyszło na to, że zmarnowałem godzinę czasu na robienie z siebie debila i wszystko to krew w piach, bo szczeniak i tak postawił na swoim.

Jak mam budować relację z takim dzieckiem i dlaczego to na mnie spoczywa ten obowiązek, a ona czuje się zwolniona i jeszcze rzuca mi kłody pod nogi?
Szczerze powiedziawszy, to mi osobiście żadna relacje z jej synem nie jest do niczego potrzebna, więc dlaczego niby to ja miałbym o nią zabiegać?
Jeśli młody mnie nie toleruje, to trudno, ja tam mogę z tym żyć, a jeśli jej to przeszkadza, to niech może sama się wysili choć trochę i coś zrobi,
a nie tylko stoi z założonymi rękami i obserwuje rozwój sytuacji, czekając kiedy wkroczyć, bo wujek nie daje sobie wejść na łeb i nasrać. 
Tym bardziej, że ja mam syna, który do nasz przychodzi na weekendy i jej relacja z nim polega na tym, że w sobotę go zapyta jak tam w szkole,
a w niedzielę podgrzeje mu chrupki w mikrofali na śniadanie. I na tym koniec jej dbania o relacje z moim dzieckiem, bo ona ma swoje, ważniejsze.
Tyle tylko że ja nie mam do niej o to żadnych pretensji. Ja wiązałem się z nią. Nie z jej dziećmi. Nie uważam, żeby na mnie spoczywały jakieś obowiązki
z tytułu posiadania przez nią dzieci, tym bardziej że ona moje ma w nosie, zamieni z nim trzy słowa przez dwa dni jak u nas jest i w ma go w dupie.

No i stąd moje tytułowe pytanie, na kim i czy w ogóle spoczywa jakiś obowiązek budowania relacji z dzieckiem partnera, zwłaszcza w sytuacji gdy:
partner nie wykazuje najmniejszego nawet zainteresowania moim dzieckiem, a w stosunku do własnych przejawia nadmierne, chorobliwe wręcz obawy,
że dzieje im się straszna krzywda, kiedy muszą wykonać banalne polecenie jak na przykład położyć się do łóżka czy spakować sobie plecak do szkoły.
Moim zdaniem równie dobrze ja mógłbym oczekiwać od mojej partnerki, żeby budowała relacje z moim chorym dziadkiem na przykład,
który leży w łóżku i potrzebuje opieki, a oprócz tego jest wredny i złośliwy, no ale to mój dziadek i ma go pokochać jak własne dzieci.
Swoją drogą nigdy nie rozumiałem skąd się bierze jakieś dziwne przekonanie, że facet zainteresowany kobietą musi, nie może a MUSI obowiązkowo
zabiegać o względy potomstwa innego samca, który ją kiedyś zapłodnił i budowanie oraz dbanie o relacje powinno być jego życiowym priorytetem?
Może mi to ktoś objaśnić tak w skrócie? Nie chcę być niezręczny, ale moim skromnym zdaniem, dzieci partnera w związku są niejako przy okazji,
a nie kurde przede wszystkim, że wszystko jest postawione na głowie i podporządkowane tylko temu, żeby jej czy jego dzieciom było dobrze.
No bez jaj. Poza tym z jakiego to znów powodu, tylko jeden partner ma dbać o rozwijanie relacji z dziećmi drugiego, podczas gdy jego własne dzieci
są bo są i nikt się nimi nie przejmuje jakoś, a w zasadzie to odnoszę wrażenie jakby jej przeszkadzała obecność mojego syna w naszym domu
i coraz częściej obserwuję różne delikatnie to ujmując "zastanawiające" sytuacje, na które wcześniej nie zwracałem uwagi.

No więc? Jak to jest?

Zobacz podobne tematy :
Odp: OBOWIĄZEK budowania oraz dbania o relacje z dzieckiem partnera.

No cóż, zachowujesz się jak przysłowiowa c...ka ale może zastanów się jaki przykład dajesz swojemu synowi. W ogóle jakiej dyskusji oczekujesz? Przecież stosujesz inne zasady w stosunku do swojego syna a inne do syna partnerki. Z tego wynika problem.

Odp: OBOWIĄZEK budowania oraz dbania o relacje z dzieckiem partnera.

Zasady stosuję te same dla obu gnojków, tylko że mój się słucha, a tamten nie, bo wie że w momencie krytycznym wkroczy mama.
Jakiej dyskusji oczekuję? No nie wiem, może na początek chciałbym uzyskać wskazówki co robię źle, bo może ja czegoś nie wiem.

4 Ostatnio edytowany przez Gary (2018-11-12 13:31:35)

Odp: OBOWIĄZEK budowania oraz dbania o relacje z dzieckiem partnera.

Pewnie potrzebujesz jeszcze trochę czasu aby zrozumieć, że tutaj nie dzieci tylko matkę trzeba by wychowywać. NIE możesz wymagać więcej od JEJ dzieci niż ONA sama wymaga. Jeśli tak robisz, to jesteś jak na wojnie gościem do odstrzału -- takim który wybiegł z pozycji w okopach z karabinkiem na całą linię frontową wroga. Albo jak piłkarz na spalonym.

Co robić? Odpuść sobie wychowywanie jej dzieci. Bieganie za młodym aby odrobił lekcje. A najlepiej przygotuj się na rozstanie.

Napisz za rok jak u Was.

5

Odp: OBOWIĄZEK budowania oraz dbania o relacje z dzieckiem partnera.

Wg. mnie masz rację. Zostając partnerem  kobiety nie stajesz się automatycznie ojcem jej syna.
Chociaż mógłbyś się stać- gdyby Ona zechciała z Tobą współpracować. Byłoby to z korzyścią dla wszystkich.
Doradziłabym Ci  szczerą rozmowę z Nią na ten temat. Jeśli Ona nie chce widzieć Cię w roli ojca, niech to powie i wtedy odsyłaj syna z wszystkimi sprawami do niej. Z położeniem spać też.
Jeśli sytuacja z małym w waszym łóżku będzie się powtarzać, mimo że zna Twoje zdanie, poszukałabym sobie innego łóżka .

Odp: OBOWIĄZEK budowania oraz dbania o relacje z dzieckiem partnera.

Ależ oczywiście, że ona by mnie bardzo chętnie widziała w roli ojca jej dzieci, o ile ta rola będzie polegać na tym,
że ja mam się starać biegać latać podskakiwać, ale absolutnie nie wolno mi niczego wymagać, a najlepiej jakbym się w ogóle nie odzywał,
bo zwrócenie dziecku uwagi na to, że nie pierdzi się przy jedzeniu, obraża jego uczucia i wprawia go w zakłopotanie.
Lekcje mam z nim robić najlepiej codziennie, ale do mnie należy znalezienie sposobu na to jak go do tego zmusić.
Odsyłanie go do łóżka również powinienem załatwiać inaczej, choć ona sama nie powie mi jak, bo nie wie, mam coś wymyślić.
Na pytanie co jeszcze można nowego wymyślić w prostym poleceniu, którego krnąbrny dzieciak złośliwie nie chce wykonać
uzyskałem odpowiedź, żebym pomyślał i zastanowił się nad sobą, jestem przecież inteligentny, coś wymyślę.
Innym razem jechaliśmy w góry na ferie, ale w ostatniej chwili coś tam jeszcze trzeba było szybko kupić przed wyjazdem.
Pojechaliśmy do galerii handlowej, ona poleciała do jednego sklepu, a ja z tym młodym mieliśmy pójść do innego.
Oczywiście położył mi się na samym środku robiąc przedstawienie na cały sklep i on nie pójdzie bo NIE.
Normalnie to bym go podniósł za szmaty do góry (15 kilo podnoszę na małym palcu) strzelił dwa razy w dupsko i by było po temacie,
ale przecież nie mój, to lał go nie będę. Wziąłem pod pachę i wierzgającego nogami zaniosłem do niej pytając co ja mam z tym zrobić.

- Nie wiem, przecież to ty jesteś facetem, zrób coś.

7 Ostatnio edytowany przez DoswiadczonyDaro (2018-11-12 14:31:06)

Odp: OBOWIĄZEK budowania oraz dbania o relacje z dzieckiem partnera.

Oczywiście radzą Ci tutaj odpuszczenie Ci co sami nie są w stanie nikomu a przede wszytkim sobie czegokolwiek narzucić albo wymagać dając tzw. "zły przykład". Ja tu nie widzę, żeby twoja obecna partnerka stawała przeciwko tobie. Raczej widzę, że daje Ci ona pole do wychowywania jej syna ale to ty autorze sam to odpuszczasz i dopiero wtedy ona "wkracza". Mądra kobita. I na to wszystko patrzy twoj syn to jak Ci się wydaje jak widzi taką dwulicowość w twoim postępowaniu to jak się bedzie zachowywał w przyszłości? Niestety ale  takie "rozdwojenie jaźni"  ogromnie obniża autorytet. Niestety ale tu widzę raczej ogromną chęć do niedziałania i że jakimś cudem (ktoś poda tutaj przepis na ten cud) uda się i ustawić syna partnerki i nie "zadzierać z nią". Niestety nie da się bo takich cudów nie ma. Naczelną bowiem zasadą wychowania dzieci są własny przykład, wyznaczenie zasad i konsekwencja w ocenie ich przestrzegania. Sam mogę Ci powiedzieć, z perspektywy czasu, że nie ma lepszych narzędzi wychowania. Nie wyobrażam sobie bowiem jak można traktować w zupełnie inny sposób dzieci zależnie od tego, "skąd one pochodzą". Odpuścić, olać możesz tylko w jednej sytuacji. Kiedy Twój syn nie byłby świadkiem takich sytuacji ale nie kiedy mieszkacie razem. Ty przejmujesz rolę wychowawczą zwłaszcza, że syn partnerki jest jeszcze stosunkowo "mały". To zaledwie 8latek, który wymaga ojca. Twoim postępowaniem tylko go psujesz.

8 Ostatnio edytowany przez UżytkownikForum (2018-11-12 14:14:03)

Odp: OBOWIĄZEK budowania oraz dbania o relacje z dzieckiem partnera.
marcopolozelmer napisał/a:

Nie ma rzeczy o którą bym tego dzieciaka poprosił i nie usłyszał w odpowiedzi NIE.
Samo to może miałbym gdzieś, gdyż generalnie mi to kalafiorem wisi, po prostu nauczyłem się nie zwracać na to uwagi i tyle,
głównie dlatego, że mamusia, znaczy partnerka moja w sensie, udaje że nic nie widzi i niczego nie słyszy, zostawiając mnie samego
z niesfornym gówniarzem, który mnie w ogóle nie słucha, a co gorsza, kiedy sprawy stają na ostrzu noża i powinna jakoś zareagować,
to jeszcze się nie zdarzyło, żeby stanęła po mojej stronie i opieprzyła dzieciaka czy nakazała mu wykonać polecenie, które ja wydałem.

marcopolozelmer napisał/a:

Szczerze powiedziawszy, to mi osobiście żadna relacje z jej synem nie jest do niczego potrzebna, więc dlaczego niby to ja miałbym o nią zabiegać?
Jeśli młody mnie nie toleruje, to trudno, ja tam mogę z tym żyć, a jeśli jej to przeszkadza, to niech może sama się wysili choć trochę i coś zrobi,
a nie tylko stoi z założonymi rękami i obserwuje rozwój sytuacji, czekając kiedy wkroczyć, bo wujek nie daje sobie wejść na łeb i nasrać.

Może dzieciak nie jest głupi i widzi, że masz go w dupie, a ta sztuczna chęć kontaktu to tylko by przypodobać się matce. Wydajesz mu polecenia jakbyś był wielkim autorytetem tongue

marcopolozelmer napisał/a:

Swoją drogą nigdy nie rozumiałem skąd się bierze jakieś dziwne przekonanie, że facet zainteresowany kobietą musi, nie może a MUSI obowiązkowo
zabiegać o względy potomstwa innego samca, który ją kiedyś zapłodnił i budowanie oraz dbanie o relacje powinno być jego życiowym priorytetem?
Może mi to ktoś objaśnić tak w skrócie? Nie chcę być niezręczny, ale moim skromnym zdaniem, dzieci partnera w związku są niejako przy okazji,
a nie kurde przede wszystkim, że wszystko jest postawione na głowie i podporządkowane tylko temu, żeby jej czy jego dzieciom było dobrze.

To po co się wiążesz z dzieciatą ? Dziecko zawsze będzie na pierwszym miejscu, to ty jesteś przy okazji.
Czytając twoje posty i jak się wypowiadasz o dzieciach wychodzi obraz egocentryka i źle to świadczy o tobie tongue

9 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-11-12 14:33:47)

Odp: OBOWIĄZEK budowania oraz dbania o relacje z dzieckiem partnera.

Daro radzi Ci tu pacyfikację małego. Możesz spróbować, czemu nie? Nie znamy Twojej partnerki- może jest i jakiś procent szans że jej się to spodoba..
Oceniam ten procent jako mały- sądząc po waszych rozmowach wcześniejszych.
Reakcją dziecka może być nienawiść do Ciebie, a nie podziw jako dla wzorca męskości, jeśli Ona stanie po innej stronie.
A w CH to szkoda że nie wykorzystałeś okazji podniesienia go za bety- bo to było miejsce publiczne i inni mogli od Ciebie wtedy tego oczekiwać.
Daro z Twoich postów przebija przekonanie ze kobieta jest głupsza od mężczyzny i trzeba za nią decydować. Ciekawe jakie kobiety w życiu spotykasz.

10 Ostatnio edytowany przez DoswiadczonyDaro (2018-11-12 14:56:30)

Odp: OBOWIĄZEK budowania oraz dbania o relacje z dzieckiem partnera.
Ela210 napisał/a:

Daro radzi Ci tu pacyfikację małego. Możesz spróbować, czemu nie? Nie znamy Twojej partnerki- może jest i jakiś procent szans że jej się to spodoba..
Oceniam ten procent jako mały- sądząc po waszych rozmowach wcześniejszych.
Reakcją dziecka może być nienawiść do Ciebie, a nie podziw jako dla wzorca męskości, jeśli Ona stanie po innej stronie.
A w CH to szkoda że nie wykorzystałeś okazji podniesienia go za bety- bo to było miejsce publiczne i inni mogli od Ciebie wtedy tego oczekiwać.
Daro z Twoich postów przebija przekonanie ze kobieta jest głupsza od mężczyzny i trzeba za nią decydować. Ciekawe jakie kobiety w życiu spotykasz.

I znowu się czepiasz ale może po prostu nie rozumiesz, że w małżeństwie rola kobiety i mężczyzny jest odmienna. To poczytaj sobie jakie spustoszenia w świadomości
młodych chłopców rodzi zaburzenie tych ról bo np. psychologowie amerykańscy określają to jako ogromny problem społeczny, który dotyczy aż 50%! chłopców.

"własny przykład, wyznaczenie zasad i konsekwencja w ocenie ich przestrzegania" nie jest pacyfikacją. Bo tu chodzi o zasady i konsekwencje. Znowu piszesz jakieś głupoty.
Np. autor podaje przykład jak spędzają czas późno wieczorem a tu pojawia się w pokoju dziecko. Rozumiem, że nie jest to godz. 9 ale np. 11, kiedy inne dzieci już spią?
Wyobraź sobie sytuację, że oni np. uprawiają wtedy seks i wchodzi syn. Albo zachowani w sklepie charakterystyczne dla 2 latka a nie 8 latka. Jeśli dziecko nie może spać to rodzić może wyjść, porozmawiać,
pobyć z nim ale nie pozwalać oglądać telewizję o północy.

Dlaczego napisalaś "z Twoich postów przebija przekonanie ze kobieta jest głupsza od mężczyzny i trzeba za nią decydować". Skąd takie głupoty i czemu przebijają z tego co piszesz? Masz ciągle z czymś problem, to się lecz i tyle.

Oczywistą oczywistością jest, że odmienna rola kobiety i mężczyzny to inny nieco sposób wychowania ale żeby było skuteczne to oboje rodzice powinni być w tym zgodni.

Może autor powinien porozmawiać z partnerką i ustalić pewne zasady postępowania?

To może podam przykład z mojego własnego podwórka i klasyczny problem korzystania z tel. komórkowych przez dzieci. Tutaj długo nie mogliśmy z żoną ustalić jednego frontu bo jak ja zabierałem z jakiegoś powodu to one przychodziły do żony, która potem na mnie naciskała. Ale oboje widzieliśmy negatywny wpływ czy to na oceny czy na kwestię spoźnienia do szkoły w przypadku nadmiernego z nich korzystania. To była trochę taka walka bo rożnilismy się tutaj w podejsciu do tego i dzieci to wykorzystywały ale kiedy to juz mialo konkretny wpływ na oceny musielismy cos ustalic. Teraz dzieci po przyjsciu ze szkoly musza tel. odkladac, musza tez odkladac na noc a w miedzyczasie musza sie pytac o mozliwosc skorzystania pod warunkiem z rozliczenia się z obowiazków szkolnych (nauka, lekcje). Oceny sa lepsze, spozniej mniej ale ustalony system wynika ze wspolnego porozmawiania wczesniej, takze wzięcia pod uwagę zdania dzieci. Niesamowite że można?

Chodzi o to, ze do momentu kiedy nie bedziecie prezentowac wspolnego frontu a autor konsekwencji, dziecko bedzie to wykorzystywac. A to ze ludzie roznia sie w podejsciu do jakiegos tematu to co w tym zlego? To nie oznacza ze ktos jest głupszy a ktos madrzejszy jak w bezsensowny sposob twierdzi Ela, chyba na jakimś własnym przeykładzie. Raczej ktos cos widzi a ktos czegos nie widzi. Tutaj matka rozpieszcza syna i nie jest wobec niego konsekwentna. Moze po prostu jeszcze nie widzi jakie negatywny wpływ na charakter dziecka ma uleganie mu pod wpływem histerii?

11

Odp: OBOWIĄZEK budowania oraz dbania o relacje z dzieckiem partnera.

Autorze, mamy już dość mocno rozbudowany wątek dotyczący Twoich związkowych problemów: https://www.netkobiety.pl/t105215.html
Na forum obowiązuje zasada, że kłopoty jednego związku opisujemy w jednym temacie. Dlatego też ten watek zamykam, a Ciebie proszę o ponowne zapoznanie się z regulaminem, a szczególnej uwadze polecam Ci punkt nr 4.
Proszę, stosuj się do naszych zasad i nie dubluj istniejących wątków.
Dziękuję/ Moderator IsaBella77

Posty [ 11 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » OBOWIĄZEK budowania oraz dbania o relacje z dzieckiem partnera.

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024