Hej, jestem tu nowa, ponieważ szukam porady.
4 miesiące temu zerwał ze mną chłopak. Na początku nie mogłam się pozbierać, ale teraz jest już lepiej, potrafię wyjść ze znajomymi i dobrze się bawić, choć czasem i tak wieczorami płaczę w poduszkę i zanim tęsknię. Nie ma dnia żebym o nim nie myślała.
Znamy się ponad rok czasu, a razem byliśmy prawie pół - niby mało, ale dla mnie wystarczająco, by wiedzieć czego chcę.
Dojście do etapu związku było pełne wzlotów i upadków, ale koniec końców zeszliśmy się, bo od początku coś nas do siebie pchało. Układało nam się dobrze, byliśmy ze sobą szczęśliwi, mieliśmy wiele wspólnych przeżyć. Mój TŻ bardzo się o mnie starał, zapewniał że kocha, że jestem najważniejsza i robił wszystko by było najpiękniej w naszym związku, bym czuła się wyjątkowo. Mieliśmy też wspólne plany na przyszłość, myślał o mnie poważnie. Ja byłam tą gorszą stroną. Często powodowałam kłótnie o największe pierdoły, czepiałam się ciągle rzeczy które nie miały prawie żadnego znaczenia. Zwracałam mu uwagi co źle robi lub jak ma się zachowywać. Próbowałam go ustawiać i trochę nim rządzić. Myślałam, że mogę sobie na to pozwolić, bo on mnie przecież tak bardzo kocha i nigdy nie zostawi. (Ah jaka głupia byłam). Pomijając te fakty, też byłam dla niego bardzo kochana, doceniałam jego starania, szanowałam, żadne brzydkie słowa nigdy nie miały miejsca bytu. No ale jednak. Przy jednej z większych kłótni w końcu coś w nim pękło. Powiedział że już nie ma siły do mnie, że go to przerasta, że nawet mnie chyba już nie kocha!! Że czuje się coraz gorzej przez to jak go traktuję. Najgorsze, że dopiero wtedy dowiedziałam się o wszystkim co go męczy i co mu przeszkadza. Wcześniej dusił to w sobie, bo nie chciał się kłócić, a ja nie wiedziałam, że dzieje się źle. Gdy się opamiętałam, zaczęłam go przepraszać, żałować, ale bez skutku. Po tygodniu spotkaliśmy się bo ostatecznie to zakończyć, a wtedy ja wręczyłam mu własnoręcznie napisany list w którym ujęłam jak bardzo jest mi przykro, że do tego doprowadziłam, że mimo tego co będzie i tak go kocham i chcę dla niego jak najlepiej itd. Wzruszył się i mnie przytulił, powiedział też, że nie chce mi nic obiecywać, ale że zobaczymy co będzie dalej gdy wróci. Wyjeżdżał do pracy za granicę.
I tak mijał czas. Po ponad miesiącu odezwałam się do niego co słychać, to chwilę popisaliśmy. Po kolejnym miesiącu zaprosiłam go niezobowiązująco na wesele, wykazał chęć pójścia, jednak nie udało się, ponieważ nie dał rady zjechać na czas zza granicy. Następnie on się do mnie odezwał po jakimś czasie pytając co tam i jak wesele, to wymieniliśmy kilka zdań. Dwa tygodnie później były jego urodziny, więc złożyłam mu życzenia, zapytałam kiedy wraca i zasugerowałam jakieś urodzinowe wyjście. Napisał, że będzie za kilka dni i mimo że ma dużo załatwień to zgodził się na któryś dzień. W związku z tym kilka dni później znów się odezwałam by dowiedzieć się co i jak, odpowiedział że właśnie wylądował, że jutro nie da rady, a gdy zapytałam kiedy by w takim razie miał czas, już mi nie odpisał, aż do teraz. Było to ok. 3 tygodnie temu. W między czasie zadzwonił do mnie tylko pytając czy mam numer do jakiegoś kumpla... Aktualnie wiem, że wciąż jest w Polsce.
Nie wiem co już robić. Jak mi na nim bardzo zależało, tak wciąż zależy. Nie wyobrażam sobie byśmy mieli żyć osobno.
Pracuję z jego dobrą ciocią i nawet ostatnio mi mówiła jak to on nie był we mnie zakochany i czy nie myślimy o powrocie.
Wiem też, że byłam okropna i często zachowywałam się jak idiotka, ale ta sytuacja zmieniła mnie o 180 stopni i gdyby było nam dane spróbować na nowo to już nigdy nie popełniłabym tych błędów, ponieważ dzięki nim zrozumiałam jak dużo znaczy dla mnie ten chłopak.
Doradźcie mi coś, jak postąpić, może miałyście podobne sytuacje? Cholernie mi na nim zależy i jestem w stanie jeszcze ten raz ostatni wyjść z inicjatywą, mimo że strasznie mnie to przeraża..
Wg mnie nic się u Ciebie nie zmieniło. Jesteś kobietą kochającą za bardzo. Niewielu wytrzyma na dłuższą metę, związek z tak ogromnie zaangażowaną kobietą.
Wg mnie nic się u Ciebie nie zmieniło. Jesteś kobietą kochającą za bardzo. Niewielu wytrzyma na dłuższą metę, związek z tak ogromnie zaangażowaną kobietą.
Nie wiem skąd wniosek że ona kocha za bardzo?
To w ogóle nie jest ten typ historii. W ogóle. Gdyby tak było, nie dawałaby mu spokoju w tej chwili, a ich związek wyglądałby zupełnie inaczej.
Ona - jak napisała - próbowała go zdominować i rządzić.
Co faktycznie nie zmienia faktu że nie wiesz autorko czy na pewno się zmieniłaś, może tylko tak Ci się wydaje, bo tego faceta nie ma. Z drugiej strony - może rzeczywiście czas bez niego poukładał Ci w głowie, ale jedynym sposobem by to sprawdzić jest związek. Podoba mi się Twoje nienarzucające podejście i to, że nie męczysz faceta. Podoba mi się też to, że potrafisz zobaczyć co robiłaś źle. To dobrze rokuje! Wiele kobiet nawet po fakcie tego nie widzi i nadal uważa, że winę ponosiła tylko druga strona.
Niestety wychodzi na to, że temu chłopakowi już niespecjalnie zależy. Mimo że coś obiecuje, odwołuje spotkania, kontaktuje się rzadko, rozmawia tyle-o-ile, teraz jest w Polsce i nie daje znaku życia. Na moje to on już nie chce być z Tobą. Zwłaszcza że wtedy nie dał Ci szansy, gdy wszystko Ci wygarnął PO RAZ PIERWSZY i od razu z Tobą zerwał. To było nie fair. Sama nie znoszę dziewczyn dominujących, kłótliwych, histeryczek i jestem za tym by faceci od takich odchodzili. Ale jestem tez za tym, by najpierw faceci o tym mówili! Dali znać że im się to nie podoba! A nie że nagle JEB i odchodzą.
Na Twoim miejscu chyba ostatecznie postawiłabym na szczerość. Tak po prostu, by być uczciwą wobec siebie i mieć taki spokój ducha, że zrobiłam wszystko co mogłam, a to on nie chciał. Albo bym wprost zaproponowała spotkanie, albo bym napisała co o tym myślę - czyli że czas bez niego dał mi wiele do myślenia, że nadal jest mi bliski i chciałabym znów spróbować.
Nie wiem skąd wniosek że ona kocha za bardzo?
To w ogóle nie jest ten typ historii. W ogóle. Gdyby tak było, nie dawałaby mu spokoju w tej chwili, a ich związek wyglądałby zupełnie inaczej.
Ona - jak napisała - próbowała go zdominować i rządzić.Co faktycznie nie zmienia faktu że nie wiesz autorko czy na pewno się zmieniłaś, może tylko tak Ci się wydaje, bo tego faceta nie ma. Z drugiej strony - może rzeczywiście czas bez niego poukładał Ci w głowie, ale jedynym sposobem by to sprawdzić jest związek.
Podoba mi się Twoje nienarzucające podejście i to, że nie męczysz faceta. Podoba mi się też to, że potrafisz zobaczyć co robiłaś źle. To dobrze rokuje! Wiele kobiet nawet po fakcie tego nie widzi i nadal uważa, że winę ponosiła tylko druga strona.
Niestety wychodzi na to, że temu chłopakowi już niespecjalnie zależy.
Mimo że coś obiecuje, odwołuje spotkania, kontaktuje się rzadko, rozmawia tyle-o-ile, teraz jest w Polsce i nie daje znaku życia. Na moje to on już nie chce być z Tobą. Zwłaszcza że wtedy nie dał Ci szansy, gdy wszystko Ci wygarnął PO RAZ PIERWSZY i od razu z Tobą zerwał. To było nie fair. Sama nie znoszę dziewczyn dominujących, kłótliwych, histeryczek i jestem za tym by faceci od takich odchodzili. Ale jestem tez za tym, by najpierw faceci o tym mówili! Dali znać że im się to nie podoba! A nie że nagle JEB i odchodzą.
Na Twoim miejscu chyba ostatecznie postawiłabym na szczerość. Tak po prostu, by być uczciwą wobec siebie i mieć taki spokój ducha, że zrobiłam wszystko co mogłam, a to on nie chciał. Albo bym wprost zaproponowała spotkanie, albo bym napisała co o tym myślę - czyli że czas bez niego dał mi wiele do myślenia, że nadal jest mi bliski i chciałabym znów spróbować.
Dziękuję za Twoją wypowiedź. Zależało mi na tym żeby ktoś z boku mógł obiektywnie stwierdzić jak choć trochę, widzi mu się dana sytuacja.
Bałam się usłyszeć tego, że widać, że mu nie zależy, ale chyba faktycznie tak jest. Starałam się go tłumaczyć, broniłam się przed tym faktem rękami i nogami, ale chyba bezsensu, bo sama siebie okłamuję w ten sposób.
Co do Twojej rady - z chęcią bym tak postąpiła i może w końcu postąpię, ale aktualnie odczuwam ogromny strach przed tym. Nie potrafię w tym momencie się do niego odezwać, boję się, że się ośmieszę czy poniżę. Nie wiem czy słusznie, ale coś mnie przed tym ruchem powstrzymuje. Może za kilka dni spróbuję, zobaczymy... Mimo to wciąż żyję nadzieją, że wszystko się między nami ułoży.
Ale przecież minęły już tygodnie czy nawet miesiące.
On tam może ma kogoś, co jest wcale niewykluczone, zważając na to że wcale mu nie zależy na kontakcie z Tobą. Faceci są tacy, że gdzieś tam po cichutku, bokami, jakoś się kontaktują, podtrzymują znajomość, nalegają na spotkania, chociażby w formie przyjaźni (gdy wciąż kochają kobietę) - ponieważ boją się, że gdy przestaną to robić, ona zapomni i znajdzie innego.
Myślę, że dla niego jest w pełni jasne i klarowne, że Wasz związek to przeszłość. Chyba tylko Ty się łudzisz że to jakaś przerwa.
A teraz zastanów się czy naprawdę to co robiłaś podczas związku było takie straszne.
Dziewczyny w związkach czasami odpieprzają naprawdę ostre cyrki, a faceci - owszem, mają swoje limity - ale najpierw dają im parę szans. Czy nie rzucił Cię za szybko? Czy to nie było tylko pretekstem? Czy normalny człowiek, który kocha druga osobę, nie robi tak, że po prostu siada i mówi "nie podoba mi się ze traktujesz mnie tak i tak", zamiast od razu odchodzić?
Czy na pewno kochał Cię tak, jak Tobie się wydaje?
Bo ja sadzę że nie.
Nie znam przebiegu Waszego związku, może wiele ukrywasz, może robiłaś mu tak chore jazdy że naprawdę nie mógł wytrzymać, ale jeśli to co piszesz jest prawda, to moim zdaniem się samobiczujesz, podczas gdy ten facet wcale nie chciał ratować Waszego związku.
Moim zdaniem powinnaś odpuścić. Miałaś swoje pięć minut, nie wyszło, on kontynuować nie chce (jego zachowanie na to wskazuje).
Przestań się z nim kontaktować i zacznij żyć.