Zastanawiałam się czy tu napisać.
Od 11 lat jestem mężatką, mamy dwoje dzieci syn 9 lat i córka 8 lat. Niestety nasz małżeństwo legło w gruzach, ja po prostu już go nie kocham, gorzej stał się dla mnie obcym człowiekiem, bardzo zmieniły się nam charaktery (ja wykańczam się psychicznie trwając przy nim). Zdecydowaliśmy, że nie ma sensu ciągnąć tego na siłę i męczyć siebie wzajemnie. Pozostaje tylko kwestia dzieci. Mąż jest wspaniałym ojcem, to on w większej części zajmował się wychowaniem dzieci i domem - ze względu na system pracy więcej jest w domu niż w pracy. Ja w tym czasie za naszą obopólną zgodą robiłam karierę zawodową aby była większa kasa w domu.
Mąż powiedział, że rozwiedziemy się jak ludzie pod warunkiem, że dzieci będą mieszkały z nim w domu rodzinnym a ja będę miała nieograniczone kontakty. W odwrotnej sytuacji zapowiada mi ostrą wojnę.
Niestety ma wsparcie mojej mamy, która rozwodów nie toleruje, i która zapowiedziała, że w razie W będzie zeznawała przeciw mnie.
Jestem w potrzasku. Wiem, że jest dobrym ojcem i jest bardzo związany z dziećmi, ale z drugiej boję się, że jeśli się zgodzę aby dzieci mieszkały z nim to dzieci odbiorą to jako że ja je porzuciłam.
Z drugiej strony wiem, że jeśli wytoczę mu wojnę to mnie nie oszczędzi, zmiażdży psychicznie. Boję się też, że jeśli będzie walka to dzieci jeszcze gorzej zniosą nasze rozstanie. Będzie pranie brudów, awantury, ciąganie po psychologach. A tego chce im oszczędzić.
Jeśli, któraś w Was była w podobnej sytuacji to proszę pomóżcie.
P.S. Nastolatkom za hejt z góry dziękuję.