Cześć,
to mój pierwszy post na forum, więc od razu chciałem się przywitać :)
Szczerze, nie wiem co się teraz kompletnie ze mną dzieje, ale postaram się opowiedzieć jak to wyglądało.
Rozstałem się z kobietą po 4 latach, oboje mamy po 22 lata i nie rozumiem tego co się dzieje. Układało nam się świetnie, wydawało mi się że to prawdziwe uczucie i jest obustronne, ona często mówiła mi jak bardzo mnie kocha, nie widziała świata poza mną, byliśmy świetnie zgrani, pod każdym względem. Rozumieliśmy się bez słów, przeżyliśmy wiele pięknych i trudnych chwil, zawsze byliśmy bardzo blisko i ludzie często mówili że nei wyobrażają nas siebie osobno. Byliśmy idealni, choć zawsze jest jakieś ale. Raz na jakiś czas się kłóciliśmy, różne były tego powody, było w tych kłótniach sporo krzyku, obrażania się, niecenzuralnych słów - ale nigdy obelg. Najczęściej krzyk był z mojej strony, ona była bardziej spokojna, ale to były sporadyczne sytuacje i za chwilę się przepraszaliśmy i znów przytulaliśmy. Wiadomo, w każdym związku zdarzają się kłótnie, a te nie były w żaden sposób inne od tych typowych, lecz wspominam o nich dla pełnego obrazu sytuacji. Poza tymi kłótniami nasz związek był przepełniony miłością, tak mi się wydawało przynajmniej, po jej słowach, zachowaniach itd. Pewnego dnia coś się zaczęło między nami psuć, najpierw powiedziała mi, że nie czuje pociągu w żaden sposób, nie tylko do mnie ale ogólnie, początkowo starałem się jakoś jej doradzić, żeby może porozmawiała z ginekologiem o tym i tak faktycznie było, lecz chwile później ze względu na swoją depresję powiedziałem jej, że powinniśmy się rozstać bo może to problem jest we mnie, w mojej głowie miałem milion myśli że jestem gruby, mam problemy ze zdrowiem itd. Ona się popłakała i powiedziała, że kocha mnie najbardziej na świecie i nie wyobraża sobie życia beze mnie i nie chce mnie stracić więc stwierdziłem że będziemy o to walczyć. Wszystko zaczęło się znów układać, w sferze intymnej również lecz miesiąc później, przyszedł moment w którym oboje byliśmy bardzo zapracowani, mieliśmy mało czasu i było bardzo ciężko, ale i tak poświęcaliśmy sobie tyle czasu ile mogliśmy. Nie było między nami żadnej kłótni od tamtego momentu, a kiedy już mieliśmy dla siebie czas, spotkaliśmy się i powiedziała, że nie wie czy potrafi ze mną dalej być, że jest nieszczęśliwa, że czasem boi się że będziemy się kłócić. Postanowiliśmy porozmawiać i powiedzieć sobie co byśmy zmienili w związku i chcieliśmy o to walczyć, przynajmniej ona tak mówiła. Tego dnia jak rozmawialiśmy powiedziała że strasznie mnie kocha i ma teraz nadzieje że znów będzie jak dawniej, zaczęliśmy się całować, przytulać, być blisko. Około 3 dni później znów się spotkaliśmy i wszystko wydawało się super, lecz gdy wychodziłem, widziałem w jej oczach łze i spytała co się z nami stało, przytuliłem ją mocno i powiedziałem że uda nam się z tego wyjść, a ona się ucieszyła. Kolejne 2 dni później jednak się spotkaliśmy i kiedy chciałem ją pocałować, powiedziała, że nie chce. Przytuliła się do mnie, a ja spytałem czy to koniec, ona powiedziała że chyba tak. Powiedziałem jej że mam nadzieję że znajdzie kogoś dobrego, bo chciałbym jej szczęścia, a ona wtedy się rozpłakała i powiedziała że znalazła już najlepszego i żę jestem nim ja, znów zaczęliśmy się przytulać i całować, powiedziała że nie chce mnie nigdy puścić, jednak chwilę później powiedziała że nie wie co do mnie czuje i powiedziała, że musimy to skończyć, bo ona już dłużej nie potrafi ze mną być. Rozstaliśmy się, przez najbliższe 2-3 tygodnie było po niej widać że tęskni, wstawiała zdjęcia z miejsc w których spędzaliśmy razem czas, szukała kontaktu ze mną dając mi jednoznaczne sygnały do skontaktowania się z nią lecz tego nie zrobiłem, bo wiedziałem, że powiedziała przyjaciółce i mojemu przyjacielowi że kocha mnie jak przyjaciela i chciałaby żebyśmy byli przyjaciółmi. Opowiadała też że jestem świetnym chłopakiem i człowiekiem i zasługuje na kogoś dobrego i chciałaby żebym sobie kogoś znalazł. W końcu nie wytrzymałem, napisalem do niej i znó rozmawiało nam się jak zawsze, dogadywaliśmy się w 100%, śmialiśmy się, było widać że cieszy się że rozmawiamy. Pojechałem do niej następnego dnia z kwiatami, a ona powiedziała że mnie nie kocha i żebym nie utrudniał tego rozstania. Zablokowała mnie wszędzie gdzie mógłbym się z nią kontaktować i już nie było widać po niej że tęskni, zupełnie nie to co przed daniem kwiatów. Tylko teraz druga część historii, równoległa, bo to kompletnie zmienia obraz tego jak to widziałem wtedy. Ona przez cały nasz związek miała przyjaciela, rozmawiali, nie traktowałem go jako zagrożenie bo jest znacznie gorszy ode mnie pod każdym aspektem, wyglądu, charakteru, ogólnie typ takiego grubego mola książkowego. Śmiałem się czasem że mnie z nim zdradza bo z nim tak dużo rozmawia, często pisała z nim przy mnie i mi to nie przeszkadzało. W końcu zauważyłem że się denerwuje jak mówię o tym że często piszą. Chwile po tym jak dałem jej kwiaty zaczęli się spotykać i teraz są razem. Ich zwiążek szybko się rozkręcił, tak naprawdę od razu wskoczyli do bycia razem, jezdzenia na wycieczki itd. Z tego co się dowiedziałem była wobec mnie na tyle fair że mnie nie zdradziła, lecz myślała o byciu z nim już wcześniej. Była w nim zakochana przed tym jak byliśmy razem, lecz ze względu na to że jest taką ciepłą kluchą, to nie miało szansy przetrwać, a później była już ze mną. On jest totalnym przeciwieństwem mnie, praktycznie w niczym nie jesteśmy podobni, może to przez to że jestem mniej romantyczny, a on prawdopodobnie z racji że nigdy kobieta nie zbliżyła się do niego bliżej niż na metr prawdopodobnie będzie za nią ganiał z kwiatami i spełniał każdą najmniejsżą zachciankę? Kiedy byliśmy razem niejednokrotnie śmiałą się z niego jaki jest nijaki i kompletnie niepociągający, bo faktycznie taki jest. Jednak ona zbliżyła się do niego emocjonalnie pod koniec naszego związku, włąśnie wtedy kiedy zaczęło się między nami psuć. Najgorsze jest to, że teraz opowiada wszystkim przyjaciółkom, że ona mnie nigdy nie kochała, że ona chciała być z tamtym ale wiedziała że to nierealne, opowiada pełno kłamstw na mój temat że bała się że ją pobije(chociaż nigdy na kobiete nie podniosłem ręki) że jestem psychopatą, że ubliżałem jej, znęcałem się nad nią. Jedna wielka seria kłamstw. Najbardziej jednak z tego wszystkiego boli mnie to że powiedziała, że mnie nigdy nie kochała. Nie wiem już czemu wierzyć, temu co między nami było, czy jej słowom? Było po niej widać jak bardzo byłą za mną, jak bardzo mnie kochała, a jednak mówi takie rzeczy. Potrafiłąby mnie tak oszukiwać? I jeśli faktycznie mnie nie kochała i chciała być z tamtym to dlaczego nie wykorzystałą okazji kiedy ja się chciałem rozstać a wręcz błagała żebym został. Dlaczego tak bardzo było widać że tęskniła, dlaczego szukała kontaktu, dlaczego to rozstanie było takie emocjonalne jeśli mówi że mnie nie kochała? Najpierw mówi, że jestem dobrym człowiekiem, a potem psychopatą. Nie wiem w co wierzyć, nie potrafię zrozumieć że uczucie które było dla mnie bardzo prawdziwe i obustronne mogło być fałszywe. Czy ona tak teraz tylko mówi, żeby wytłumaczyć ludziom swoje zachowanie, albo żeby było jej łatwiej zapomnieć? Oddała mi niedawno rzeczy, oczywiście przez pośrednika. Odkąd dowiedziałem się że jest z nim miłość przerodziła się w nienawiść i smutek, nie chciałem do niej wracać, a jednak ten zwrot rzeczy był dla mnie smutny że skończył się piękny okres między nami. Nie wiem, czy ona już serio tak łątwo zapomniała, skreśliła to co było i powiedziała że nigdy nie kochała? Naszła mnie refleksja czy ona przy pakowaniu tych rzeczy też była tak smutna jak ja. Da się z kimś być tyle czasu z kimś i go nie kochać, nie mając ze związku żadnych pobocznych korzyści? Od razu o kimś tak łatwo zapomnieć? Co o tym myślicie, bo ja kompletnie tego nie rozumiem
Pozdrawiam,
Mateusz