Żeby nie przedłużać przejdę do sedna:
Jesteśmy małżeństwem od 3 lat, razem jako para od 10. Mamy dwóch synów: 6 miesięcy i 3 lata. Ostatnio bardzo się z mężem od siebie oddaliliśmy, dzieci, budowa domu, praca więc na związek nie było już czasu. Mąż zawsze powtarzał że jak wprowadzimy się do nowego domu to sprawy się ułożą, będzie więcej czasu dla siebie, no ale niestety tak się nie stało. Zostało jeszcze sporo rzeczy do zrobienia więc teraz z kolei mówi że jak to się zrobi to będzie inaczej... Yhy jasne. Nie chce dłużej odkładać związku na później. Ja mam do niego pretensje że mało czasu spędzamy razem, że nie mówi mi komplementów, nie przytula, nie jest czuly. Nie jest to typ romantyka, raczej mało okazuje emocje, jednak kiedyś potrafił okazać mi więcej miłości. On z kolei ma do mnie pretensje że ciągle się czepiam, narzekam, że nic mi nie pasuje. Twierdzi że sami zdecydowaliśmy że tego chcemy( czyli dom, dzieci) więc liczyliśmy się z tym że nie będziemy mieli dla siebie czasu i że może być ciężko. I że musimy to przeczekać. Tylko ja nie chce czekać, nie jestem szczęśliwa. Mąż lubi spędzać czas ze mną i dziećmi, mówi że bardzo brakuje mu tych chwil. Ja też to kocham, ale chciałabym też spędzić czas sam na sam z mężem. On tego nie rozumie. Nie możemy nigdzie wyjść razem bo karmię młodszego syna piersią, nie zostaje jeszcze z nikim innym. Na trzecią rocznicę ślubu, o kwiatach przypomniał sobie dopiero w domu, twierdzi że nie zapomniał o rocznicy ale zapomniał kupić kwiaty... Ogólnie to dba o dom, rodzinę, pomaga bardzo przy dzieciach. Jest super partnerem ale niestety czuję się tak jakbym mieszkała ze współlokatorem. Seks uprawiamy raz w tygodniu, jeśli ja chcę częściej to zwykle jest zmęczony i odmawia. Sama już nie wiem czy za dużo od niego wymagam? Choć odrobiny czułości i miłości. Ale wiecie co mówią jak nie bije i szanuje to bardzo dobry mąż i nie wolno narzekać...
Jeśli ktoś przeczytał całość to bardzo dziękuję, a jeśli ktoś odpisze to będę bardzo wdzięczna. Pozdrawiam wszystkich