Witam
Jestem A, mam 27 lat i witam wszystkich forumowiczów. Chciałbym się podzielić moją historią.
7 lat temu poznalem wspaniałą kobiete. Łączyło nas naprawdę coś wielkiego. Byliśmy zaręczeni, jej rodzina bardzo mnie akceptowała. Kochaliśmy się, wspieraliśmy zawsze przez 6,5 lat, mieliśmy dużo wspólnych wizji odnośnie świata i róznych poglądów. Czasami sam przekazywałem jej swoje myśli, myślę, że wiele dobrego przy mnie się nauczyła. Mieszkaliśmy razem. Jednak w ostatnim 7 roku zaczęło się między nami psuć. Ona straciła pracę, a raczej zrezygnowała (bo za mało czasu spędzaliśmy ze sobą) i załamała się. Znalazłem jej nową pracę w innym miejscu (jest barmanką). Niestety to była najgorsza decyzja w moim życiu. Odkąd zaczeła tam pracować nasze drogi totalnie się rozeszły, czasem mam wrażenie, że kolezanki z pracy ja zmienily na tamten moment. Samotne, zawiedzione na facetach, poszukujące przygód, ewentualnie stalego zwiazku. Ja przy niej nie bylem w tym czasie w pracy, bo nie mialem ochoty poznawac takich osob. U niej co raz wiecej imprez, troche sie chyba pogubila. Zdradzila mnie pocalunkiem. Zaczela mną pogardzać. My od siebie sie oddalilismy. W ramach naprawy i zblizenia, wzielismy sobie pieska z schroniska o ktorym zawsze marzyła. Trochę się poprawiło, jednak nie na tyle, żeby ten zwiazek dalej przetrwal. W miedzy czasie jakichs koles wyznal jej milosc i krazyl caly czas w poblizu. Ja pewny siebie olalem temat. Jednak tak naprawde moje zycie na tamten moment kulalo. W pierwszym momencie odrzuciła jego zaloty. My po jakims czasie sie rozstalismy, tamten gosc od razu przybiegl. Ona wyprowadziła się do dziadka, bo musiala przemyslec parę spraw. Nasze "przekonywanie się" wzajemne trwało miesiac. Czasem się spotkalismy, ja duzo pieskowalem. Prosiłem, błagałem jak ten facet bez jaj. Walczylem, chcialem wspierać nadal bo najwazniejsze były dla mnie jej obecne uczucia i zawachania. Moja byla to osoba wrazliwa i buduje swoje poczucie wartosci poprzez kogos. Przynajmniej zawsze mi sie tak wydawalo. Postanowila jednak wyjechac do pracy nad morze, odpoczac od naszego miasta i tej sytuacji. Ten gosc pojechal w jej okolice na urlop i wtedy zostali parą. Czasami mam z nią kontakt telefoniczny i nie mowi mi o tym, ze go kocha itp tylko, ze zaczelismy sie rozwijac i takie tam. Ja nie wspominam jej o tym, ze chcialbym ja odzyskac i mozemy tak do siebie czasem zadzwonic i rozmawiac nawet po 1h. Jest bardzo milo i w ogole, cieszymy sie swoim szczesciem. Ja w 3 miesiace zmienilem swoje zycie, ruszylem dupe z domu, uprawiam sport 3 x w tygodniu. Dodatkowo awansowalem, moge przeskoczyc z brygadzisty na szefa i kiedy to uslyszala, az troche sie zawiesila, ale mowila ze jest ze mnie dumna i cieszy sie, ze mi sie tak powodzi. Swoją drogą to pokazuje już, że zmieniłem niektóre cechy, których ona nie lubiła np. brak takiej stanowczosci, podejmowania decyzji. Nie chcialbym zostac jej przyjacielem, wiem, ze ruszylem dupe i wiem ze cos nas ku sobie jednak ciagnie, skoro tak dobrze nam sie rozmawia, smiejemy sie itp, jednak jej chlopak jest zazdrosny i na pewno to wplywa na duzo rzadszy nasz kontakt. A ona, chce być dla niego uczciwa, tak jak przez 7 lat była wierna mojej osobie mówiąc mi o każdej pierdółce. Mysle, czy powinienem byc w jej poblizu, czy sobie ja odpuscic, chociaz mimo zyciowych sukcesow, mysle o niej kazdego dnia. Nie wyobrazam sobie zycia z inna kobieta, mimo ze jestem pewny siebie i pewny swoich dobrych cech jak i zlych i tego, ze dla kobiety ktora kocham moglbym zrobic wszystko. Mija 3-4 miesiac jak nie jestesmy razem, a ja ciagle o niej mysle i nie chce porzucic mysli o niej. Chociaz z drugiej strony chcialbym byc wolny? W sumie to sam juz nie wiem, tutaj akurat nie jestem pewny. Przez 6 lat bylo naprawde miedzy nami pieknie. Odwiedziala mnie w szpitalu jak mialem problem, ja robilem jej sniadania i obiady. Dopiero niedawno zaczelo sie psuc, gdy pojawily sie te kolezanki i kolega. Stracilem w jej oczach widocznie atrakcyjnosc, bo tez mialem kryzys w zyciu itp. Nie wiem co mam robic w tej sytuacji. Dac jej budowac szczescie dalej? Przecież 6 lat dogadywaliśmy się na wielu płaszczyznach więdząc jak bardzo się kochamy i szanujemy. Nigdy się nie wyzwaliśmy, nigdy nie podnieśliśmy na siebie ręki. Ciesze sie, ze jest szczesliwa i mam dylemat. Chociaz z drugiej strony wiem, ze byle kto nie moze mnie zastapic i mam wrazenie, ze skoro ten gosciu pokazal sie w takim momencie, to ja nie odpuszcze mu ze wzgledu na swoja dume. To bardzo egoistyczne myslenie, jednak pragne rowniez na nim sie odegrac i w sumie tylko zyskac, bo nadal kocham swoją była. Kiedy jestem w parku linowym, nad morzem na jakichs pokazach, czy gdziekolwiek i robię cokolwiek myślę o tym jak bardzo chcialbym jej cos pokazac i wiem jak bardzo jej by sie to spodobało. Brakuje mi jej obecnosci, jej uśmiechu, który potrafilem w niej wywolac poranną kawą, którą zrobiłem ze sniadaniem. Była ze mnie dumna i bez tych sukcesów które mam obecnie. Brakuje mi tego, że jest dumna jakiego ma faceta itp i dzieki temu co teraz osiągnąłem możemy podnieść swoj standard zycia itp i zapomnieć o niektórych rzeczach, które wynikały również z kwestii finansowych. Bardzo mnie boli, to że ona wie iz jestem odpowiedzialny, szukam zawsze rozwiązania dobrego dla Wszystkich, to wybrała jednak kogoś innego.
Co poradzicie? Opisalem wczesniej temat troche szerzej, ale mi usuneło. W razie potrzeby mogę dopisac więcej szczegółów. Poznaję oczywiście inne kobiety, jednak nie mają według mnie tego czegoś. A ja nie chcę się ładować w byle co. Jakoś nie podoba mi się perspektywa poznawania kogoś nowego, skoro jestem pewny swoich uczuc do mojej bylej. Nie chcę nikogo krzywdzić i dawać mu nadziei. Nie wiem co mam zrobić, żeby na nowo pojawić się w jej życiu jako ktoś ważny, jako ktoś kim mogła by się zainteresować? Ona nie chce ze mną większego kontaktu póki co, bo chce być uczciwa wobec swojego chłopaka i mówiła mu, że jednak tak długoletnie związki, zostawiają pewien ślad i chciałaby mnie właśnie znać, bo mimo wszystko byłem ważny. A jej facet nie wierzy w relację przyjaźni damsko - męskiej (i pod tym względem ma rację). Problemem jest to, że jeśli powiem jej o swoich dalszych uczuciach, ona może szybko się wystraszyć, a ja chciałbym żeby to ona sobie sama uświadomiła kogo straciła? Jednak z drugiej strony, ona pewnie czuje podświadomie, że może wrócić w każdej chwili, bo zapewniam ją o mojej pomocy w jej życiu w każdym momencie. Czy według Was kobiet, jest mozliwy powrót do ex, który na przestrzeni paru miesięcy tak bardzo przepracował dany okres, a Ty mowiłaś mu, że go już nie kochasz? To jest dla mnie zastanawiające. Czy możliwe jest znów się komuś spodobać, skoro ewidentnie ona lubi kontakt ze mną, a przez telefony czy na zywo rozmawiamy ze sobą jak bardzo dobrzy przyjaciele, śmiejąc się, a czasami wspominając różne pierdoły. Co może siedzieć w jej głowie? Wiem, że to pytanie bardzo dziwne, jednak czy nie chciała by zerwać definitywnie kontaktu skoro, jest tak "zakochana" w swoim obecnym partnerze? Nie wiem co o tym myśleć i czy sprobować walczyć o jej serce za jakichś czas. Wiem, że chce się wyprowadzić z mojego miasta. Jej obecny partner chciałby zamieszkać jeszcze w innym mieście i mówi mi, że nie wie jak to będzie. Że dla niej jej zdanie jest najważniejsze itp itd. Wiem, że jeśli opuści nasze miasto to może być juz za późno. Zawsze ją ciągneło w świat. W końcu ma 24 lata. A jej częśc rodziny mieszka za granicą. Zastanawiam się czy to ja pojawiłem się w złym czasie w jej życiu i czy może zmienić jeszcze priorytety? Martwi mnie to, że nie poczuję już do kogoś tego czegoś, ponieważ ta osoba, mimo że jestem mega świadomy jej wad, to odpowiadała mi właśnie pod względami które cenię najbardziej. Myslę, że na inne związki już spojrzę inaczej bo złamała mi na prawdę serce. Ciężki to temat.