Cześć, wiem że to forum dla kobiet, dlatego potrzebuje waszej pomocy. Pisze tutaj bo mam problem i nie wiem jak się z tym uporać, potrzebuje się wygadać a wiem że tutaj mogę liczyć na pomoc.
A więc tak : mamy po 27 lat, zaczęliśmy ze sobą "chodzic" w wieku 17. Wiem, byliśmy dziećmi, ale to uczucie to było coś niesamowitego. Nie będę rozpisywać się o 10 latach związku, wiadomo były wzloty i upadki, ale ogólnie podsumowując byliśmy ze sobą szczęśliwi, dobrze się dogadywaliśmy, nie kłóciliśmy się za często, każdy u każdego miał wsparcie. Byliśmy za granicą przez dłuższy czas i tam byliśmy szczęśliwi, nikt na nikogo nie narzekał. Musieliśmy wrócić do Polski, przez jakiś czas nie mieszkaliśmy razem, lecz każdą możliwą wolna chwilę spędzaliśmy razem, nie było żadnych problemów i zgrzytów. Problem pojawił się gdy zamieszkaliśmy w większym mieście. Znaleźliśmy pracę która nas niesatysfakcjonuje zarabiamy tyle by tylko wyżyć i wyskoczyć gdzieś raz lub dwa razy w miesiącu. Całe dnie spędzaliśmy w mieszkaniu. Po pewnym czasie wkradła się rutyna, zapomnieliśmy jak to jest dbać o siebie, przestaliśmy się sobą interesować. Zaczęło brakować wszystkiego, od przytulanek zaczynając. Każdy zajmował się sobą i tak pozostało. Wpadliśmy w dołek.. zaczęły się kłótnie, wyrzuty o wszystko. Postanowiliśmy jechać do swoich domów i dać sobie na to wszystko czasu. Przyznam się że było mi cholernie trudno od tak przestać się do niej odzywać, ona zato spędzała czas u rodziny, z koleżankami. Byłem nachalny. Po powrocie okazało się że moja dziewczyna nie wie co do mnie czuje, nie wie czy chce ze mną być. Dowiedziałem się takich rzeczy o których bym się nie spodziewał, że sprawiało jej to jakiekolwiek problem. Wiem że przestałem o nią dbać, wiem o swoich błędach i jestem gotów to naprawić (np. głupie zwlekanie z zaręczynami. Nie wiem, chyba poprodtu byłem niedojrzaly i nie myślałem o tym - mój błąd za co jest mi cholernie glupio). Wszystko posunęło się za daleko i straciliśmy kontrolę nad sobą.. Teraz ona chce być sama, mówi że potrzebuje czasu, ale nie daje mi żadnej gwarancji tego że do siebie wrócimy, proponuję żebym zajął się sobą i nie przejmował tym bo to nie moja wina, bo sama nie wie czego chce i nie jestem pewna czy coś w ogóle do mnie czuje, czy to nie jest przyzwyczajenie.
Problem jest taki że ja nadal ja kocham, nie wyobrażam sobie życia bez niej.. Była ze mną przez całe moje życie i nie wiem jak mam sobie z tym wszystkim poradzić. Odpuścić całkowicie, czy małymi kroczkami zacząć budować wszystko od początku? Miał ktoś z was taki problem