Czy ja jestem przewrażliwiony? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Czy ja jestem przewrażliwiony?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 14 ]

Temat: Czy ja jestem przewrażliwiony?

Chciałbym krótko, ale to chyba się tak nie da. Kolejna historia jakich wiele. Szukam chyba pocieszenia, powiedzenia "Daj sobie spokój, nie Ty pierwszy i nie ostatni - to się zdarza"

Czuję się trochę jak w tzw czeskim filmie. Z jednej strony obwiniam siebie, bo nie jestem bez skazy, wiele razy dałem dupy, a z drugiej strony czuję podskórnie, że coś jest nie tak.

Jestem z dziewczyną jakiś rok czasu. Pal sześć, że znam ją od pięciu i dopiero po tym czasie udało nam się zejść ze sobą pomimo, że próby podejmowane były przez cały ten czas i zawsze było to samo - brak czasu, czepianie się o pierdoły, kłótnie o takie podręcznikowe "nic". Gdzie nagle ze zwykłej neutralnej rozmowy czułem się jak żołnierz zrzucony na spadochronie w sam środek walki.
Ale nie wiem, może to normalne, a ja jestem przewrażliwiony, może zwariowałem. Mój poprzedni związek nie był najlepszy, sporo w nim kulało, więc staram się podchodzić do siebie samego z dystansem, ale czuję, że przeginam w drugą stronę i wpadam w poczucie winy, która winą moją absolutnie nie jest.

Tak więc jestem z dziewczyną rok czasu i jakkolwiek to absurdalnie zabrzmi - dopiero przed dwoma tygodniami pocałowałem ją po raz pierwszy, a przeszło pół roku zajęło zanim zaczęliśmy się dosyć swobodnie przy sobie czuć i przytulać. Brzmi to absurdalnie, szczególnie gdy mówi to człowiek który za moment kończy 26 lat (ona 25).
Trochę jak pies do jeża. Dziewczyna przede mną miała dwa poważniejsze związki, w których że tak to ujmę - przerobiła to co przerabia każdy. Toteż zakładałem, że z przełamywaniem fizycznych barier nie powinno być problemu - wszak oboje już coś za sobą mamy. Myliłem się, bo dziewczyna mimo roku czasu po dziś dzień jest przy mnie spięta do tego stopnia, że ja to czuję gdy ją obejmę, że ma po prostu mięśnie napięte, że po prostu jest jakiś problem. Wprost nie spytam choć myśli milion na minutę.
Z początku pomyślałem, że może jakaś trauma, no życie różne figle płata, każdy nosi w serduchu jakąś historię z przeszłości. Starałem się nie naciskać, sam fakt, że jestem z kobietą, która dopiero po niemal roku czasu pozwoliła się pocałować świadczy, że cierpliwość mam anielską i sam zadaję sobie pytanie co ja tu robię - czeski film.

Z czasem jednak zacząłem łączyć pewne informacje, które gdzieś tam podczas rozmów z nią mimowolnie do mnie docierały. Wiecie... tu jeden szczegół, tam inny szczegół i po roku czasu łączy się w jakąś mniej lub bardziej spójną całość.

Chciałbym wiedzieć jak Wy zapatrujecie się na sytuację, w której wasza połówka wyraźnie nie zamierza zrywać kontaktu ze swoimi ex-partnerami? Czy stanowi to dla was problem? Nie mówię tu o zrywaniu ostentacyjnym, bo czasem mieszka się niedaleko siebie, ma się wspólnych znajomych - to ciężko się odciąć. Ale co jeśli wasza połówka wyraźnie ten kontakt podtrzymuje? Co wtedy myślicie?
Dziewczyna do wylewnych nie należy, więc zbieranie szczątkowych informacji i łączenie je w większą całość trochę mi zajęło, ale nagle mnie olśniło - ona wciąż kocha swojego byłego - pomyślałem. Nie wiem, nie pytałem, ale taka myśl zaczęła mi koło głowy krążyć.
Dziewczyna wyraźnie podtrzymuje kontakt i nie ma zamiaru go urywać. Parę dni temu gdy miałem przedstawić ją rodzicom na kilka godzin przed wizytą ona bawi się w najlepsze na urodzinach jakiegoś kilkulatka znajomych, który zupełnie "przypadkiem" jest chrześniakiem jej byłego. Oczywiście niczym nadzwyczajnym nie jest, że on również tam jest i na dodatek dosyć żywo zainteresowany jej osobą - co udało mi się po pewnych naciskach wyciągnąć w rozmowie. Z dosyć poważnej rozmowy wynikło, że nie rozstali się nigdy z powodu wygasającego uczucia, a jedynie z braku czasu - jak to ujęła.
Obraz jaki mi się maluje jest następujący. Oboje do siebie coś czują, zerwali, bo w danym momencie nie mieli dla siebie czasu - chemia jednak pozostała i wciąż unosi się w powietrzu jak tylko są obok siebie. On doskonale wie jak "uderzyć" by ona zrobiła maślane oczy i co najgorsze - pociągnięta za język - jawnie się do tego przyznaje.
W połączeniu z tym jaka jest wobec mnie - chłodna, spięta i kompletnie nieprzejawiająca symptomów osoby zakochanej - wniosek nasuwa się jeden - ona kocha swojego byłego. Wpadłem jak śliwka w kompot, dosłownie, bo zbyt późno zdałem sobie z tego sprawę i zdążyłem się zakochać, po wielu trudach, bo mój poprzedni związek rozpadł się niespodziewanie i kilka dobrych lat zajęło mi "odkochanie" się w swojej byłej toteż ten związek traktowałem jako zwieńczenie sukcesu, po wielu latach udało mi się wyleczyć z poprzedniego związku, skrupulatnie, bez ciśnienia i desperacji budowałem nową relację, bez pośpiechu, a tu... rozczarowanie, świadomość, że jestem wykorzystywany jako jakieś koło ratunkowe, opcja z drugiego rzutu, a w tle... niespełniona miłość mojej partnerki. To ja tyle lat leczyłem się ze swojego poprzedniego związku nie chcąc nikogo ranić, a tu wpadam w tą samą pułapkę, której nie chciałem zgotować komuś...

Powiedzcie, że ja zwariowałem, że jestem przewrażliwiony...
Albo po prostu utwierdźcie mnie w przekonaniu, że dobrze kombinuję i tak właśnie może być...

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Czy ja jestem przewrażliwiony?

Nic złego nie zrobiłeś, więc nie jesteś winny. Ona po prostu nie traktuje Ciebie poważnie. Tak bywa, ale to nie koniec świata. Tak na przyszłość, nie wchodź w związek z kobietą, która ma kontakt z byłym partnerem. Niepotrzebnie nerwy zszarpane przez złe emocje.

3 Ostatnio edytowany przez Astronauta92 (2018-08-12 22:46:37)

Odp: Czy ja jestem przewrażliwiony?
shqiptare napisał/a:

Nic złego nie zrobiłeś, więc nie jesteś winny. Ona po prostu nie traktuje Ciebie poważnie. Tak bywa, ale to nie koniec świata. Tak na przyszłość, nie wchodź w związek z kobietą, która ma kontakt z byłym partnerem. Niepotrzebnie nerwy zszarpane przez złe emocje.

Zacząłem to podejrzewać w momencie, gdy po prostu absurdalnie ciężko było się z nią umówić na spotkanie. Po prostu chroniczny brak czasu tłumaczony wszystkim, najczęściej uczelnią, pisaniem magisterki. Wyłączanie telefonu - rzekomo na czas nauki, dosłownie odcinała się od świata. Jaki był faktyczny powód - cholera wie.
Chroniczny brak czasu to jej wizytówka, bo znam ją 5 lat i po prostu to był jej znak rozpoznawczy. Czuję się jak chłopak na godziny. Jak ma ochotę to zadzwoni, odbierze telefon, umówi się ze mną. Spotkanie się kończy i każdy wraca do swojego świata. Gdy jesteśmy obok siebie to jesteśmy razem, jak jesteśmy osobno to nie jesteśmy razem. Tak to wygląda.

Z czasem jednak dziewczyna jakby się trochę zaczęła ogarniać. Było kilka srogich awantur, po których dziewczyna trochę jakby oblana kubłem zimnej wody zaczynała poprawiać swoje postępowanie. I tak to trwa rok czasu. Ostatnio broniła magistra, wałkowałem temat na dwa miesiące przed, czy mogę być w tym dniu obecny... w ogóle głupia rzecz prawda? Jestem z dziewczyną pół roku i pytam się, czy w ogóle życzy sobie mojej obecności na obronie. Może jestem dziwny, ale wydawało mi się to oczywiste. Z pewnymi oporami powiedziała, że mogę przyjść. Wziąłem urlop, czekam przed uniwerkiem, wychodzi, fajnie, zdjęcie na pamiątkę, chwila rozmowy i obwieszcza mi, że ma dla mnie góra pół godziny, bo się z koleżankami ustawiła. Dobra... wracam do domu, staram się nie dać po sobie poznać, choć matka od razu czuje co jest grane, bo niewątpliwie minę miałem nietęgą.
Mijają może dwie godziny i już ją widzę na fejsie elegancko, siedzi w domu... i nawet się nie odezwie. Mieszkamy od siebie 15 minut drogi autem. Nie wiem skąd we mnie taka naiwność, ale przebolałem to, choć komu by się przykro nie zrobiło. Człowiek bierze wolne, nastawia się, że chociaż spędzi te godzinkę, czy dwie, pójdziemy coś zjeść, spić przysłowiową kawę i herbatę, a tu taki ch.. jak Batorego komin.
I tak cały czas. Dzień w dzień czuję jakbym był walony na boku. Gdy ja chcę się do niej dodzwonić to graniczy to z cudem, ale gdy spotykamy się to co chwilę ma telefon w ręku - to był pierwszy taki sygnał, który dał mi do myślenia.

Fizyczna bliskość też jakaś taka upośledzona - że użyję takiego sformułowania. Tu niby kizi mizi, a jednak sztywna atmosfera unosi się wokół. Pocałunki jakieś takie drętwe, zero polotu, finezji... całujemy się, ale jakoś tak nie czuć chemii w tych pocałunkach, nie czuć tej specyficznej chęci "by ta chwila trwała wiecznie".
Po prostu cmok i tyle. Próba zainicjowania głębszego pocałunku wygląda tak jakbym całował dmuchaną lalkę na siłę.

4

Odp: Czy ja jestem przewrażliwiony?

Właśnie w ten sposób pokazujesz, jak Tobie zależy na niej. Ja to rozumiem. Dlatego dobrze byłoby, gdybyś jednak odciął się od niej na dobre lata, bo widzę, że cierpisz, a to niepotrzebnie robisz. Zakochana dziewczyna raczej nigdy nie dawałaby powodu do smutku.
Im szybciej, tym lepiej, dlatego że dzięki temu nie będziesz widział w każdej innej dziewczynie jej.
Najwidoczniej jej jest wygodniej bez Ciebie. Naprawdę, trwając w tym związku, nigdy nie będziesz szczęśliwy. Wątpię, że ona zmieni się tak z własnej woli.

5 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2018-08-12 23:11:38)

Odp: Czy ja jestem przewrażliwiony?

Ja mam takie jedno krótkie pytanie - czy ta dziewczyna w ogóle wie, że jest z Tobą w związku? Czy to tylko Ty tak myślisz? Bo jak dla mnie, to koło związku nawet nie leżało.

6

Odp: Czy ja jestem przewrażliwiony?
santapietruszka napisał/a:

Ja mam takie jedno krótkie pytanie - czy ta dziewczyna w ogóle wie, że jest z Tobą w związku? Czy to tylko Ty tak myślisz? Bo jak dla mnie, to koło związku nawet nie leżało.

Słuszna uwaga, którą i ja zadaję sobie od dłuższego czasu. Tak naprawdę znamiona związku zaczęło to nosić przed niespełna paroma tygodniami, kiedy to po kolejnej srogiej awanturze zażądałem wręcz, by się określiła. Nie da się ukryć, że nie mogę się wyzbyć wrażenia, że określiła się na siłę.

7 Ostatnio edytowany przez Astronauta92 (2018-08-13 01:43:54)

Odp: Czy ja jestem przewrażliwiony?
shqiptare napisał/a:

Dlatego dobrze byłoby, gdybyś jednak odciął się od niej na dobre lata, bo widzę, że cierpisz, a to niepotrzebnie robisz.

Tu w ogóle sytuacja nabiera jeszcze bardziej kuriozalnego kształtu. Znamy się około 5 lat i przez te lata były aż 4 próby zejścia się ze sobą. Pierwsze oczywiście podczas samego poznania się.
Poznaliśmy się 5 lat temu, ona wtedy była po rozstaniu z pierwszym chłopakiem, a ja około pół roku po rozstaniu ze swoją dziewczyną. To były wakacje, poznaliśmy się na wyjeździe, ale się okazało, że mieszkamy niedaleko siebie. Ogólnie przez bite dwa tygodnie spędzaliśmy czas wspólnie, znajomość rozpoczęła ona. To ona wypatrzyła mnie gdzieś w tłumie i zwyczajnie zagadała. Tak zaczęła się znajomość. Fajnie to kwitło, ale wakacje się skończyły, każdy wrócił do siebie, kontakt się urwał. Klasyka gatunku. Wakacyjne zauroczenie.

Mija rok czasu, Facebook sugeruje mi ją do znajomych, bo się okazało, że tam miałem w znajomych kogoś, kto zna ją etc - świat jest mały. Tak więc po roku znajomość odżywa na łamach Facebooka, od słowa do słowa podejmujemy decyzję, że się spotkamy, zobaczymy co będzie. Akurat terminy sylwestrowe to poszliśmy razem na sylwestra. Ale ile nerwów kosztowało ugadać się na tego sylwestra to głowa mała. Już wtedy dał mi w kość jej chroniczny brak czasu. To akurat sądzę ma we krwi, nie wynika to z żadnego walenia na boku - ten typ tak ma. Na trzy dni przed sylwestrem obwieszcza mi, że może pójdziemy wspólnie. No spoko, i tak jestem z tych co nie piją, siedzą w domu i oglądają filmy, więc nic mnie nie trzyma. Sylwester fajnie, śmiechy, przytulanki, wspólny spacer za rączkę po plaży w otoczeniu fajerwerków. No tak przez chwilę myślałem, że może to odżyje, szczególnie, że no kleiła się do mnie. Ale nastał nowy rok i znowu kontakt się urwał. Na SMSy nie odpisywała, telefonów nie odbierała, na FB złapanie jej graniczyło z cudem. Znowu ta sama śpiewka... bo koniec semestru, bo kolokwia, cuda na kiju. Żeby tak wszyscy studenci byli zarobieni to bym zrozumiał, ale nikt z moich znajomych nie odznacza się takim brakiem organizacji, żeby permanentnie nie mieć czasu - no jest w tym dziewczyna iście wybitna.
Mijają tygodnie, kontakt szczątkowy, żeby nie powiedzieć prawie zerowy. Ale cierpliwie ze mnie stworzenie i deko naiwne... zastał nas luty i walentynki, myślę sobie ostatni podjazd, jak nie to wypad. Chcę ją zaprosić na walentynki - gdziekolwiek. Przypominam, że od sylwestra się nie widzieliśmy (1,5 miesiąca!). Dostaje odpowiedź, że dziś nie ma nastroju i na tym się kończy. Potem miesiąc ciszy i dostaję wiadomość "co robię nie tak, że się przestałeś odzywać". Szczęka w dół, rozmontowała mnie dokumentnie. Wykładam kawę na ławę, mówię - sorry mała to nie ma sensu. Przyjęła do wiadomości.

Mija pół roku i znowu kontakt się odnowił, jakoś tak zaczęliśmy rozmawiać. Mówię jej co mi leży na wątrobie i dlaczego tak a nie inaczej postąpiłem. Trochę dumania i postanawiamy - raz się żyje. Zaczynamy się znowu spotykać. W sumie jest nie najgorzej, ale wyszedł inny problem - dziewczyna nie zachowuje się normalnie. Relacja w powijakach, ten specyficzny okres lukrowania i zakochania, gdzie partnerzy raczej nie widzą świata poza sobą, a ona? Nie... ona traktowała mnie jak wieloletniego partnera, niczym "stare dobre małżeństwo". Krzyki, awantury... czeski film. Zacząłem zadawać sobie pytanie, na cholerę dziewczyno trujesz mi gitarę, skoro nie spełniam Twoich oczekiwań?! Jeszcze kilka spotkań i zakończyłem to. Brutalnie, poprzez SMSa, ale zwyczajnie nie miałem wtedy najmniejszej ochoty z nią wchodzić w dyskusję.

Znowu mija rok, prawie o niej zapomniałem, niechętnie z jej strony, ale urwałem całkowicie kontakt. W między czasie dziewczyna znalazła sobie kogoś innego (tego, który obecnie miesza w tej relacji). Po roku czasu jakoś tak jadąc w nocy autem pomyślałem o niej. Nie wiem czemu, bo juz dawno o niej zapomniałem, wymazałem z głowy - a przynajmniej tak mi się wydawało. Ale jadę sobie którejś nocy, trasa się dłuży i tak jakoś wpadłą mi do głowy. Zacząłem sobie dumać, rozważać, wiecie jak to jest... durny ja, bo sentymentalny ze mnie ludź toteż pomyślałem sobie, że to nie może być przypadek. Myślę sobie, rano do niej napiszę, spytam co słychać.
I ku mojemu zdziwieniu po roku czasu ona w tym samym dniu co ja postanawia do mnie napisać i wyprzedza mnie dosłownie o minuty. Ciekawy przypadek myślę sobie. No, ale że przesądny ze mnie człowiek uznałem to za "znak".
Last chance jak to mówią. Mając w pamięci jej wściekłość na mnie za to, że dałem jej kosza na wstępie zaznaczam, czy w ogóle chce się spotkać i porozmawiać. Wszystko fajnie, obecnie jest sama, więc spoko, spotkajmy się - mówi.
Spotykamy się, chwilę rozmawiamy, wywalamy sobie kawę na ławę co nas boli i co na wątrobie leży - podejmujemy decyzję - spróbujemy. No i ta próba trwa do dnia dzisiejszego.

Także jak widać historia nieusłana różami, cuda na kiju.

shqiptare napisał/a:

Im szybciej, tym lepiej, dlatego że dzięki temu nie będziesz widział w każdej innej dziewczynie jej.

Powiem inaczej. Tego się nie obawiam, bo i ja w pewnym okresie zmuszałem się do uczuć do niej przez wzgląd na ekscesy, których doświadczałem (patrz wyżej).
Ja się bardziej boję, że to ja myślami powrócę do swojej byłej, z której to leczyłem się bardzo, bardzo długo.
Mnie wiele kosztuje, by jej nie porównywać do swojej byłej, więc raczej nie grozi mi porównywanie następnych do niej, a właśnie do mojej pierwszej ex.
Też zawiła historia. Naprawdę sporo kosztowało mnie wysiłku, by podnieść się po rozstaniu, którego doświadczyłem. Rozstaniu, które było głównie spowodowane moją winą i dlatego tak łatwo mną teraz manipulować.
Dużo mnie kosztowało by wyzbyć się poczucia winy za rozpad mojego pierwszego związku, który skończył się niespodziewanie zerwanymi już zaręczynami.
Także po prostu mam cholernego pecha, bo tak bardzo nie chciałem zgotować takiego losu innej osobie, a sam padam tego ofiarą.

Odp: Czy ja jestem przewrażliwiony?
Astronauta92 napisał/a:
shqiptare napisał/a:

Dlatego dobrze byłoby, gdybyś jednak odciął się od niej na dobre lata, bo widzę, że cierpisz, a to niepotrzebnie robisz.

Tu w ogóle sytuacja nabiera jeszcze bardziej kuriozalnego kształtu. Znamy się około 5 lat i przez te lata były aż 4 próby zejścia się ze sobą. Pierwsze oczywiście podczas samego poznania się.
Poznaliśmy się 5 lat temu, ona wtedy była po rozstaniu z pierwszym chłopakiem, a ja około pół roku po rozstaniu ze swoją dziewczyną. To były wakacje, poznaliśmy się na wyjeździe, ale się okazało, że mieszkamy niedaleko siebie. Ogólnie przez bite dwa tygodnie spędzaliśmy czas wspólnie, znajomość rozpoczęła ona. To ona wypatrzyła mnie gdzieś w tłumie i zwyczajnie zagadała. Tak zaczęła się znajomość. Fajnie to kwitło, ale wakacje się skończyły, każdy wrócił do siebie, kontakt się urwał. Klasyka gatunku. Wakacyjne zauroczenie.

Mija rok czasu, Facebook sugeruje mi ją do znajomych, bo się okazało, że tam miałem w znajomych kogoś, kto zna ją etc - świat jest mały. Tak więc po roku znajomość odżywa na łamach Facebooka, od słowa do słowa podejmujemy decyzję, że się spotkamy, zobaczymy co będzie. Akurat terminy sylwestrowe to poszliśmy razem na sylwestra. Ale ile nerwów kosztowało ugadać się na tego sylwestra to głowa mała. Już wtedy dał mi w kość jej chroniczny brak czasu. To akurat sądzę ma we krwi, nie wynika to z żadnego walenia na boku - ten typ tak ma. Na trzy dni przed sylwestrem obwieszcza mi, że może pójdziemy wspólnie. No spoko, i tak jestem z tych co nie piją, siedzą w domu i oglądają filmy, więc nic mnie nie trzyma. Sylwester fajnie, śmiechy, przytulanki, wspólny spacer za rączkę po plaży w otoczeniu fajerwerków. No tak przez chwilę myślałem, że może to odżyje, szczególnie, że no kleiła się do mnie. Ale nastał nowy rok i znowu kontakt się urwał. Na SMSy nie odpisywała, telefonów nie odbierała, na FB złapanie jej graniczyło z cudem. Znowu ta sama śpiewka... bo koniec semestru, bo kolokwia, cuda na kiju. Żeby tak wszyscy studenci byli zarobieni to bym zrozumiał, ale nikt z moich znajomych nie odznacza się takim brakiem organizacji, żeby permanentnie nie mieć czasu - no jest w tym dziewczyna iście wybitna.
Mijają tygodnie, kontakt szczątkowy, żeby nie powiedzieć prawie zerowy. Ale cierpliwie ze mnie stworzenie i deko naiwne... zastał nas luty i walentynki, myślę sobie ostatni podjazd, jak nie to wypad. Chcę ją zaprosić na walentynki - gdziekolwiek. Przypominam, że od sylwestra się nie widzieliśmy (1,5 miesiąca!). Dostaje odpowiedź, że dziś nie ma nastroju i na tym się kończy. Potem miesiąc ciszy i dostaję wiadomość "co robię nie tak, że się przestałeś odzywać". Szczęka w dół, rozmontowała mnie dokumentnie. Wykładam kawę na ławę, mówię - sorry mała to nie ma sensu. Przyjęła do wiadomości.

Mija pół roku i znowu kontakt się odnowił, jakoś tak zaczęliśmy rozmawiać. Mówię jej co mi leży na wątrobie i dlaczego tak a nie inaczej postąpiłem. Trochę dumania i postanawiamy - raz się żyje. Zaczynamy się znowu spotykać. W sumie jest nie najgorzej, ale wyszedł inny problem - dziewczyna nie zachowuje się normalnie. Relacja w powijakach, ten specyficzny okres lukrowania i zakochania, gdzie partnerzy raczej nie widzą świata poza sobą, a ona? Nie... ona traktowała mnie jak wieloletniego partnera, niczym "stare dobre małżeństwo". Krzyki, awantury... czeski film. Zacząłem zadawać sobie pytanie, na cholerę dziewczyno trujesz mi gitarę, skoro nie spełniam Twoich oczekiwań?! Jeszcze kilka spotkań i zakończyłem to. Brutalnie, poprzez SMSa, ale zwyczajnie nie miałem wtedy najmniejszej ochoty z nią wchodzić w dyskusję.

Znowu mija rok, prawie o niej zapomniałem, niechętnie z jej strony, ale urwałem całkowicie kontakt. W między czasie dziewczyna znalazła sobie kogoś innego (tego, który obecnie miesza w tej relacji). Po roku czasu jakoś tak jadąc w nocy autem pomyślałem o niej. Nie wiem czemu, bo juz dawno o niej zapomniałem, wymazałem z głowy - a przynajmniej tak mi się wydawało. Ale jadę sobie którejś nocy, trasa się dłuży i tak jakoś wpadłą mi do głowy. Zacząłem sobie dumać, rozważać, wiecie jak to jest... durny ja, bo sentymentalny ze mnie ludź toteż pomyślałem sobie, że to nie może być przypadek. Myślę sobie, rano do niej napiszę, spytam co słychać.
I ku mojemu zdziwieniu po roku czasu ona w tym samym dniu co ja postanawia do mnie napisać i wyprzedza mnie dosłownie o minuty. Ciekawy przypadek myślę sobie. No, ale że przesądny ze mnie człowiek uznałem to za "znak".
Last chance jak to mówią. Mając w pamięci jej wściekłość na mnie za to, że dałem jej kosza na wstępie zaznaczam, czy w ogóle chce się spotkać i porozmawiać. Wszystko fajnie, obecnie jest sama, więc spoko, spotkajmy się - mówi.
Spotykamy się, chwilę rozmawiamy, wywalamy sobie kawę na ławę co nas boli i co na wątrobie leży - podejmujemy decyzję - spróbujemy. No i ta próba trwa do dnia dzisiejszego.

Także jak widać historia nieusłana różami, cuda na kiju.

shqiptare napisał/a:

Im szybciej, tym lepiej, dlatego że dzięki temu nie będziesz widział w każdej innej dziewczynie jej.

Powiem inaczej. Tego się nie obawiam, bo i ja w pewnym okresie zmuszałem się do uczuć do niej przez wzgląd na ekscesy, których doświadczałem (patrz wyżej).
Ja się bardziej boję, że to ja myślami powrócę do swojej byłej, z której to leczyłem się bardzo, bardzo długo.
Mnie wiele kosztuje, by jej nie porównywać do swojej byłej, więc raczej nie grozi mi porównywanie następnych do niej, a właśnie do mojej pierwszej ex.
Też zawiła historia. Naprawdę sporo kosztowało mnie wysiłku, by podnieść się po rozstaniu, którego doświadczyłem. Rozstaniu, które było głównie spowodowane moją winą i dlatego tak łatwo mną teraz manipulować.
Dużo mnie kosztowało by wyzbyć się poczucia winy za rozpad mojego pierwszego związku, który skończył się niespodziewanie zerwanymi już zaręczynami.
Także po prostu mam cholernego pecha, bo tak bardzo nie chciałem zgotować takiego losu innej osobie, a sam padam tego ofiarą.


i tak mi się nasuwa pytanie
Po co Ci takie coś Panie ??????

nie obawiaj się rozstania, zerwania.... bo nic nie ma .
Tak z boku - Ty się narzucasz, choć laska wielokrotnie Ci mówi że nie ma dla ciebie czasu !<lol>
ja tu związku nie widzę żadnego ... a Twój opis  jej reakcji na dotyk ...
"to czuję gdy ją obejmę, że ma po prostu mięśnie napięte, że po prostu jest jakiś problem"
jak dla mnie - ja tak reaguję jak np. obejmuje mnie obleśny wujek,  na spotkaniu rodzinnym...bryyyy ....
Ale Ty to wiesz prawda .... ale boisz się usłyszeć prawdę.

Fajnie piszesz , pewnie fajny z Ciebie facet,  idź do żywych korzystających z życia .
smile

9

Odp: Czy ja jestem przewrażliwiony?

Czy w Waszej, hmm... relacji istnieje w ogóle coś takiego jak komunikacja?
Masz problem, wielki znak zapytania, domyślasz się, robisz sobie w głowie filmy... Dlaczego po prostu nie ZAPYTASZ?

10

Odp: Czy ja jestem przewrażliwiony?
chceuciekacstad napisał/a:

Tak z boku - Ty się narzucasz, choć laska wielokrotnie Ci mówi że nie ma dla ciebie czasu !<lol>
ja tu związku nie widzę żadnego ... a Twój opis  jej reakcji na dotyk ...
"to czuję gdy ją obejmę, że ma po prostu mięśnie napięte, że po prostu jest jakiś problem"
jak dla mnie - ja tak reaguję jak np. obejmuje mnie obleśny wujek,  na spotkaniu rodzinnym...bryyyy ....
Ale Ty to wiesz prawda .... ale boisz się usłyszeć prawdę.

I tak i nie.
Sęk w tym, że kiedy się odetnę to ona szuka kontaktu - czyli to moje narzucanie się jest hmm nie do końca wygląda to tak jak by się wydawało.
Dwukrotnie kontakt urywałem ja i za każdym razem to ona szukała mnie, a nie odwrotnie.
Jeśli np przestanę teraz się do niej odzywać to po 2-3 dniach ona sama się do mnie odezwie z pretensją dlaczego się przestałem odzywać - klasyka, przerabiam to co jakiś czas.
Także jej stosunek do mnie jest co najmniej dziwny i podejrzany. Dziewczyna specjalnie nie naciska na kontakt, wręcz jest chłodna w relacji, ale jak spróbuje urwać kontakt to są łzy, krzyki, pretensje.
Myślę, że problem ma bardziej prozaiczną przyczynę - ja się jej nie narzucam, ona zwyczajnie czuje instynktownie, że ja się zakochałem i owinęła sobie mnie wokół palca. Gdy ma ochotę to się odzywa, gdy jej nie ma to się nie odzywa, ale gdy ja zastosuje dokładnie tą samą taktykę co ona tylko wobec niej to wynika sroga awantura.

Cyngli napisał/a:

Czy w Waszej, hmm... relacji istnieje w ogóle coś takiego jak komunikacja?
Masz problem, wielki znak zapytania, domyślasz się, robisz sobie w głowie filmy... Dlaczego po prostu nie ZAPYTASZ?

Słuszna uwaga. Komunikacja leży i kwiczy, choć często próbuje podjąć dialog. Generalnie dziewczyna stosuje typowy kobiecy zabieg polegający na odwijaniu kota ogonem. Gdy zacznę spokojnie, kulturalnie dyskusję co mi leży na wątrobie to zaczyna się awantura, że znowu mam do niej jakąś pretensję, że ona nie jest dzieckiem do bicia, że ona tak nie pozwoli sobie wrzucać etc etc. Po prostu próba podjęcia dialogu kończy się srogimi awanturami.
Z czasem awantury ustały, ale za to pojawiło się coś innego - na moje uwagi dziewczyna reaguje kompletną zlewką. Tak jakby wpisała w folklor bycia ze mną to, że co jakiś czas zwracam jej uwagę i jej to już nawet nie wkurza, ona to po prostu olewa.

I ja szczerze nie mam pojęcia co mam robić, bo próba zerwania kontaktu powoduje, że jest płacz, krzyk i pretensje. W ogóle dziewczyna nie rozumie co to znaczy - koniec kontaktu. Ona i tak będzie próbowała ten kontakt podtrzymywać.

11

Odp: Czy ja jestem przewrażliwiony?
Astronauta92 napisał/a:

W ogóle dziewczyna nie rozumie co to znaczy - koniec kontaktu. Ona i tak będzie próbowała ten kontakt podtrzymywać.

Ty też nie rozumiesz, co to znaczy koniec kontaktu. Blokujesz jej numer w telefonie, blokujesz na FB czy tam w messengerze, czy kij wie, gdzie jeszcze - i ot, tyle.

No, ale przecież Ty wcale końca tego kontaktu nie chcesz...

12

Odp: Czy ja jestem przewrażliwiony?
santapietruszka napisał/a:

No, ale przecież Ty wcale końca tego kontaktu nie chcesz...

No czytasz ze mnie jak z otwartej księgi.
Nie będę czarował - zakochałem się. Wiesz jak to jest, gdy człowiek się zakocha. Daje szansę, czeka - a nóż widelec się polepszy...
Niby wiesz, że czas leci, lata mijają, a lepiej wcale nie będzie, ale wiadomo jak to jest...
W ostatnich tygodniach zaczęła się jakby nieco ogarniać, mamy w planach pierwszy wspólny wyjazd na parę dni, dałem sobie czas do października, bo 1 idzie na podyplomowe i zaś zacznie się znowu chroniczny brak czasu. Dałem jej wyraźnie do zrozumienia, że jeśli wraz z 1 października kontakt znowu ucierpni przez jej brak organizacji to kończymy to przedstawienie.
Dałem sobie czas do końca września... zaliczymy wspólny kilkudniowy wyjazd i ocenię czy to dalej ma sens. Zerwałem dwukrotnie wcześniej to i trzeci raz się zbiorę... chyba.

Nie zrozum mnie źle, masz rację, a ja nie będę czarował, że jest inaczej.

13

Odp: Czy ja jestem przewrażliwiony?

Nie odeszła od ciebie bo najwyrażniej jej były jeszcze o nią nie walczy a jak to mówią, lepszy wróbel..... tak czy siak nie jesteś jej wielką miłością a raczej zapełniaczem wolnego czasu i ten status się nie zmieni. Ale tak serio, sam do tego doprowadziłeś bo walczyłeś o dziewczynę która wcale nie była tobą zainteresowana... dalej nie jest.

14

Odp: Czy ja jestem przewrażliwiony?
dzimejl napisał/a:

Nie odeszła od ciebie bo najwyrażniej jej były jeszcze o nią nie walczy a jak to mówią, lepszy wróbel..... tak czy siak nie jesteś jej wielką miłością a raczej zapełniaczem wolnego czasu i ten status się nie zmieni. Ale tak serio, sam do tego doprowadziłeś bo walczyłeś o dziewczynę która wcale nie była tobą zainteresowana... dalej nie jest.

Wiesz dziewczyna zapiera się rękoma i nogami, że jest inaczej, ale pewnie jest tak jak mówisz.

sad

Posty [ 14 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Czy ja jestem przewrażliwiony?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024