Cześć,
dziękuję za tak dużo komentarzy w sprawie mojego poprzedniego postu. Tutaj chciałabym poruszyć inną kwestię.
Wg mnie w życiu jest tak, że należy z tego gniazda domowego kiedyś wyjść.
MOja rodzina nie jest jakoś bardzo zamożna, ale ja i rodzeństwo dostaliśmy to czego chcieliśmy.
Jednak im bardziej jestem samodzielna, im jestem starsza tym badziej widzę, że rodzice wiążą plany ze mną i z rodzeństwem nie zostawiają sobie wolnej ręki.
O co mi chodzi. Hmmm , mam wrażenie, ze całe życie zostałam wychowana w wielkiej strefie komfortu. Komfortu bycia miłym i bycia w domu. Pamiętam, że od gimnazjum bałam się bardziej przebojowych ludzi, nigdy nie byłam w 'elitce' nigdy nie imprezowałam z fajną ekipą ale zawsze z tymi ludzmi drugiej kategorii.
Przepraszam, jesli kogos obraziłam. wiem,że są takie kategorie w szkołach. Wiem,że komuś z Was może się to nie spodobać ale takie jest zycie.
Zawsze byłam tą grzeczną, miłą. Tą introwertyczną, która wolała odejść w ciszy niż wykłócic się o swoje. Później Ci 'żli' do mnie wracali bo nie wiedzieli o co mi wczesniej chodziło, ponieważ nie powiedziałam swojego zdania, nie zareagowałam JAKOŚ nie odpowiedzialam asertywnie.
Byłam wychowana tak a nie inaczej i widzę, że dopiero po 25 roku życia to się umnie zmieniło/zmienia.
Dlaczego pisze o rodzicach? Bo rodzice mnie i moje rodzeństwo kochają miłością nieziemską, zawsze wszystko nam dawali, opiekowali się. Wlasnie, chyba nawet czasem trochę zbytnio się opiekowali Dochodzilo do tego, ze ja pod koniec liceum i na studiach byłam tak pod wpływem matki, ze sama wybierałam sobie kolezanki 'pewniejsze siebie' i kolezanki ktore moglby mną dyrygowac. Nabrałam takiego schematu, ktorego wyzbyłam się dopiero tak jak mowie po25 roku zycia.
Zawalilo mi to pewnosc siebie, asertywnosc, mozliwosc postrzegania swiata, bylam mentalnie zalezna od matki i mentalnie zalezna od kolezanek. Na kazdym etapie zycia musiala zanalezc sie taka kolezanka, ktora byla tą główną, grającą rolę matki. Zawsze.
Moi rodzice nigdy nie troszczyli się o siebie, zawsze o nas, zawsze dawali. Doceniam to w 100% ale np do tej pory układają plany wakacyjne czy wyjazdowe z nami, ze mną. Ja nie chcę. Wole siedziec w domu czytac ksiazki, robic projekty SAMA niż z nimi jezdzic. Odmowa uwazana jest za bycie niemilym, nierodzinnym. A ja nie chcę.
MOi rodzice uwazają, ze nie lapie okazji, wiedza, ze jestem dorosla i mam swoje sprawy, ale wg nich jesli nadazy sie okazaja do wyjazdu z obojetnie kim powinnam wyjechac- tu z nimi.
ZAwsze tak jest. Nigdy nie pozwalali mi w liceum czy w gimnazjum jezdzic na wieksze spedy z grupami znajomych, zawsze wyjezdzalismy w Polske rodzinnie. Ja nie wiedzialam jak zachowują sie moi znajomi w moim wieku po alkoholu, bo bylam wychowywana tylko z rodzicami. Dopiero na studiach sie otworzyłam.
I tak nadal uwazam, ze jestem 'nieprzetrawioną lilijką' ktora ma jakąś dziewiczą powłokę i mentalnie jest starsza poniewaz obracam się w srodowisku starszych osob- tutaj mówie o rodzinie.
Mam innych znajomych, ale oni zwykle są sparowani, spotykamy sie na miescie czesto ale jesli chodzi o wyjazdy, zwykle wyjezdzaja sami w parach. Pogodzilam sie z tym i tez wyjezdzam czasem z pojedynczymi osobami, ale nie wiem czy w tym wieku, w ktorym jestem jest sens wyjezdzania ciagle z rodzicami?
Pamietam,ze 2 tyg temu znajoma z chlopakiem zaproponowali mi pobyt naich dzialce na tydzien. Po propozycji rodziców uslyszalam , ze jest to smieszne co ja bede robila u nich na dzialce, na pewno nikogo nie spotkam, woleliby abym z nimi pojechala w góry.
Nie wiedzą i nie rozumieją tego, ze nadal przy nich nie jestem w 100% sobą i te granice pokoleniowe się nigdy nie zatrą. A nie jestem taka do facetów jak do rodziców czy do rodzenstwa. Chyba kazdy to rozumie. Zachowanie się rozni. Im dluzej sie przebywa z jakas dana grupa tym wiecej ich nawyków sie podbiera. Czasem mam wrazenie ze jestem zbyt oschła i stara.
Od roku znowu mieszkam z rodzicami poneiwaz tak teraz wyglada moja sytacja. Odmowa wyjazdu jest odbierana jako bycie niemiłym. Nie wiem, moze ja przesadzam jednak? Nie mam z kim wyjechac, wyjsc, moze warto wyjechac z rodzicami? Jednak wiem, ze znowu będziemy w rodzinnym kokonie, a tak to moglabym nawet sama ze sobą pobyc w domu, poczytac, pomedytowac, nawet pobyc w ciszy. Potrzebuje wyciszenia od bardzo dawna. Moi rodzice nie rozumieją tego.
Moja siostra jest przyjaciolka mojej mamy. Obie upodabniaja sie do siebie. Siostra jest juz tak dziwna i tak lekceważąco podchodzi do relacji męskich ze uwaza ze wszędzie są straszni faceci, ze woallabt wyjechac za granice itp, ze ona nie znizy sie do poziomu bycia Polakiem. Nie rozumiem tego.
Jets to zle wychowanie, zly konflikt nie rozumiem, albo ja mam jakis problem.
Co byscie na moim miejscu zrobili?
Mam do oddania prace pisemną i egzaminy we wrzesniu, wyjazd jest pod koniec sierpnia. Nie moge sobie pozwolic na wypoczynek bo od lipca jestem w stanie 'pracy' i pracuje codziennie po 13-15 godzin sama przy komputerze. Wg rodziny przemeczam sie, wg mnie jesli teraz wyjade znowu zawalę i nie bede mogla ogarnac pozniej projektu i nie oddam w terminie.
Co sądzicie?
Czekam naopinie.