Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Strony 1 2 3 9 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 531 ]

1 Ostatnio edytowany przez ACoMiTam91 (2018-07-10 02:38:32)

Temat: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Cześć!
Jestem tu nowy. Mam - jak wynika z lektury innych wątków w tym dziale - typowy problem, z którym nie umiem sobie jednak poradzić. Liczę na Waszą pomoc i doświadczenia. Niestety mi samemu trochę ich brakuje.
Mam niespełna 28 lat, tyle samo ma moja żona. Jesteśmy małżeństwem od 3 miesięcy. (przechodzony związek?)
Nasza relacja to "licealna" miłość. Jesteśmy ze sobą ponad 10 lat i w zasadzie nie mieliśmy nikogo przed sobą.

Wersja krótka: przez kilka miesięcy przed ślubem (i także po nim), byłem oszukiwany. Moja żona utrzymywała relację więcej niż koleżeńską ze swoim żonatym kolegą z pracy. Facet jest kilka lat starszy. Sam jest niedługo po ślubie i ma niespełna roczne dziecko. Wypisywali do siebie różne wiadomości, w których wyrażali do siebie miłość i przywiązanie. Podobno nigdy to wszystko nie wyszło poza "przytulanie się", ale mam dostęp jedynie do strzępek informacji (parę maili, kilka smsów etc.), więc nie mogę tego zweryfikować. Żona oszukała mnie przynajmniej trzy razy w tej sprawie (pierwsze tłumaczenie: to tylko kolega z pracy; drugie: bywało mi źle i potrzebowałam wsparcia emocjonalnego; trzecie już po ślubie: zakochałam się w nim). Na chwilę obecną twierdzi, że jest zagubiona, niepewna swoich uczuć. Wykonuje pewne gesty "pojednania": wreszcie zgodziła się na zmianę pracy (żeby nie spędzać z nim czasu) czy wyraziła gotowość pójścia na terapię dla par. Za tydzień wyjeżdżamy na 2 tygodnie do Grecji i nie wiem, co dalej z tym zrobić?

Wersja pełna:
Prolog:
Przez wiele lat nasz związek wyglądał tak, że moja partnerka mocno się poświęcała, znosiła moje humory czy niekiedy wybuchowe reakcje nawet w sprawach błahych. Niestety nie miałem łatwego dzieciństwa, nie miałem też dużego doświadczenia w budowaniu relacji w związku. Zaczęliśmy swoją znajomość w okresie nastoletnim, kiedy - jak wiadomo - różne głupoty przychodzą człowiekowi do głowy. Wtedy szybko przechodzi się do seksu, a mniej myśli o rozmowie czy wspólnych pasjach. Niestety byłem z moją partnerką zawsze szczery i o wszystkim jej mówiłem - także o własnych wybrykach. Co to były za sytuacje? Od razu napiszę, że nigdy nie zdradziłem jej fizycznie. Wiele lat temu (z 8) miałem kilkutygodniowe zauroczenie niespełnioną miłością z liceum. Zupełnie jak ona teraz, nie byłem pewny swoich uczuć, czułem wewnętrzną pustkę, chciałem zakończyć nasz związek. Ona wtedy błagała ze łzami w oczach, żebym jej nie zostawił. Nie zostawiłem. Z tamtą znajomą pogadałem zaledwie ze 2 razy na Messengerze i raz się spotkałem w kawiarni. Nic więcej. Nie żałuję. Druga sytuacja: przez kilka miesięcy pozwalałem sobie na cyberseks z koleżanką. Chodziło tylko o świntuszenie przez gadu-gadu. Nie było zaangażowania emocjonalnego z mojej strony i realnej chęci wejścia w relację fizyczną. O tym też się dowiedziała i ciężko to zniosła. Jednak mnie nie zostawiła. Po paru latach (dokładnie w ubiegłym roku, na paręnaście miesięcy przed naszym ślubem): pozwoliłem sobie na seks-czat z koleżanką ze studiów. Ja się jej nie pokazywałem, ale dziewczyna tak - dwa razy. Było mi z tym tak źle i czułem do siebie takie obrzydzenie, że i tym razem się przyznałem mojej narzeczonej. Oczywiście był płacz, kłótnie (zaznaczę, że NIGDY jej nie uderzyłem, nigdy jej nie przekląłem), pretensje, ale i tym razem nie odeszła. Ja natomiast dość szybko urwałem znajomość z tamtą koleżanką. Moja obecna żona miała więc przynajmniej trzy okazje do tego, żeby ode mnie odejść. Niestety (?) nie skorzystała z żadnej i jestem jej za to wdzięczny i mogę jej więcej wybaczyć - także to, co opisuję dalej.

Sam mam od wielu lat problem z pornografią i masturbacją (psycholodzy nie pomogli, bardziej pomógł czas i powolne dojrzewanie). Być może dlatego, że moja partnerka od zawsze miała niższe libido ode mnie i z czasem (wraz z kolejnymi moimi wybrykami) było coraz gorzej. To zrozumiałe. Przy czym ja nigdy, poza tą pierwszą historią, nie angażowałem się z innymi kobietami w relacje emocjonalne. Chodziło tylko o sferę fizyczną (co zrozumiałe, w końcu w porno uczucia nie są istotne). Z czasem dojrzewałem i nabierałem przekonania, że moja partnerka to jest tą jedyną, którą faktycznie kocham i z którą chcę założyć rodzinę. Być może za późno to zrozumiałem.
Ona przez te wszystkie lata mocno się starała: robiła zakupy, poświęcała się finansowo, utrzymywała czystość w mieszkaniu etc (przy czym ja starałem się "nadrabiać" drogimi prezentami: kolejne smartfony, ultrabook, wyjazdy wakacyjne, samochód; mniej wydawałem, ale pieniądze odkładałem na nasze wspólne mieszkanie, co jej wiele razy bezskutecznie powtarzałem). Robi to do dzisiaj, ale zmieniło się coś innego. Okazało się, że może mnie perfidnie i prosto w oczy okłamywać. To był dla mnie potężny cios, tym bardziej, że ja do tej pory byłem z nią zupełnie szczery. Ufałem jej bardziej, niż własnej rodzinie...

Niestety to moje zaufanie zostało brutalnie podeptane. Moja narzeczona od dawna wiedziała, co sam przeskrobałem. Na rok przed ślubem wiedziała, że oglądałem inne nago czy z nimi pisałem. Mimo tego nie odeszła. Okazało się jednak, że jej cierpliwość skończyła się na "ostatniej prostej" przed naszym ślubem.

Akt 1: na początku tego roku przypadkowo wpadam na smsa w jej telefonie. Pisze w nim, że jest jej strasznie ciężko, nie może wytrzymać w naszym mieszkaniu i potrzebuje spotkać się na weekendzie z pewnym kolegą z pracy (fizycznie bardzo przeciętnym, powiedziałbym, że pod tym względem ma mniej autów niż ja). Ja sam nie wytrzymuję do weekendu i zaczynam dyskusję o tym. Wyjaśnienia partnerki: jest mi źle, a z nim dobrze mi się gada i chciałam spotkać się na kawie. Przyjmuję, ale wrodzona nieufność stawia mnie w trybie alarmowym.
Kilka dni później okazuje się, że akurat z tym kolegą ma jechać na delegację z pracy. Oczywiście pojawia się konflikt na tym punkcie. Ostatecznie zgadzam się na ten wyjazd. Kilka miesięcy później - już po naszym ślubie - dowiem się, że to była fejkowa delegacja. Pojechali na dwa dni do jednego z kurortów. Podobno tylko po to, żeby sobie na spokojnie porozmawiać (dla niej nie było ważne u tego faceta to, co fizyczne, ale emocjonalne wsparcie i rozmowy - ze mną niestety nie chciała/nie umiała tak rozmawiać, chociaż sam chciałem i wielokrotnie podkreślałem znaczenie rozmowy w związku). Nie spędzili tam dwóch dni, bo żona tamtego zaczęła coś podejrzewać i musieli szybciej wrócić, aczkolwiek przez noc tam byli i ponoć facet wynajął dwa osobne pokoje (trochę nie chce mi się wierzyć, bo ze zdjęć wynika, że moja narzeczona miała w pokoju dwa pojedyncze łóżka). Moja kobieta twierdzi, że to wcale nie był udany wypad, bo cały czas miała "ściśnięty żołądek" i nie mogła się tym cieszyć. Ostatecznie okazało się, że w kłamstwa została wciągnięta też jej koleżanka z pracy, która rzekomo miała z nimi tam być. Pytałem ją o to, ale moja partnerka uprzedziła ją i poprosiła o przekazanie ustalonej wersji wydarzeń. Nigdy bym się nie spodziewał, że jest do czegoś takiego zdolna. sad

Akt 2: mija jakieś dwa miesiące. Jesteśmy na 1,5-tygodnia przed naszym ślubem. Pochłonęły nas przygotowania etc. Mimo wszystko gdzieś z tyłu głowy męczy mnie to, co opisałem w "akcie pierwszym". Przypominam sobie o starym mailu narzeczonej. Ona oczywiście nie dba o zasady bezpieczeństwa, więc loguję się tam z hasłem, które pamiętałem z czasów "licealnych". Po wpisaniu nazwiska faceta, znajduję w koszu wiadomość sprzed kilku miesięcy, w której pojawiają się bardzo czułe słówka, takie typowe dla intymnej relacji dwojga ludzi. Wpadam w rozpacz i mocne zdenerwowanie. Przypominam sobie zapewnienia, że to tylko relacja koleżeńska. Domagam się kontaktu z tym gościem. Najpierw rozmowa telefoniczna narzeczonej z nim. To miało być "ustawione" przez nas. Tak z "zaskoczenia". Miała przy mnie z nim pogadać o tym wszystkim. Siedziałem i się przysłuchiwałem. Powiedzieli sobie wtedy przez telefon mw. coś takiego: "noo zauroczyłem się w Tobie, ale to było chwilowe i przecież do niczego nie doszło". Po jakimś czasie okazało się, że narzeczona zagrała wtedy razem z tym gościem. Ja stwierdziłem, że jeśli nasz ślub ma się odbyć za tydzień, to muszę pogadać z tym kolegą i jego żoną. Tamta kobieta nie zgodziła się spotkać. Udało nam się tylko przeprowadzić kilkuminutową wideokonferencję. On mnie zapewniał, że moja przyszła żona była w stosunku do mnie "fair", a to wszystko stanowi tylko jego głupi i szczeniacki wybryk, który ma już z sobą. Jednocześnie pytałem żony tamtego (stojącej obok z niemal noworodkiem na rękach): "wierzysz mu?", odpowiedziała, że tak.
Dzień później moja narzeczona leżała na podłodze zapłakana i błagała mnie, żebym się z nią ożenił. Przedstawiłem swoje oczekiwania i ostatecznie zgodziłem się na ten ślub. Po pierwsze dlatego, że ją kocham i chciałem z nią założyć rodzinę. Po drugie z powodu presji społecznej. Gdybyśmy odwołali ślub i wesele (na około 100 osób) na tydzień przed, to koszta tego byłyby dość duże (imprezę organizowali rodzice). Przy czym zwracałem uwagę na rolę presji otoczenia i "skandalu". Sugerowałem jej, że jeśli mnie nie kocha i wychodzi za mnie tylko z obawy przed konsekwencjami odwołania imprezy, to ja to wezmę na siebie i zapłacę ze swojej kasy (wniosłem do małżeństwa kilkadziesiąt tysięcy złotych, ona kilkaset...). Ona twierdziła jednak, że to nie jest dla niej istotne. Prosiłem ją jednak o zupełną szczerość. Obiecywałem, że to jest moment, kiedy może mi powiedzieć wszystko i ja jej to wybaczę. Stwierdziła patrząc mi w oczy, że wiem już o wszystkim i że kolejnych błędów już nie popełni. Niestety, zupełnie nie była wtedy szczera...

Akt 3: mija drugi miesiąc od naszego ślubu. Pierwszy tydzień był cudowny. Spędziliśmy go w rodzinnych stronach. W międzyczasie zrobiliśmy fajną sesję zdjęciową. Po tygodniu wracamy do dużego miasta, gdzie mieszkamy od studiów (żona poszła rok wcześniej, więc przez ten czas nasz związek funkcjonował "na odległość"). Mija kilka dni i zauważam, że nasze relacje znów się ochłodziły. Ona wraca do mieszkania i do mnie (miała pracę od 8 do 16, ja natomiast rozwijam karierę naukową i bardzo często nie wychodzę przez kilka dni z mieszkania, pracując przy komputerze) jakby "za karę". Znika uśmiech z jej twarzy. Skupia się na "obowiązkach": obiad dla nas, zakupy czy sprzątanie mieszkania. Mało ze sobą rozmawiamy. Przestajemy się zbliżać fizycznie. Widzę to i zaczynam domagać się wyjaśnień. Przyznaję, że może moja postawa nie jest najlepsza (tak, mam trochę złych nawyków), ale próbuję jej uświadomić, że "nie jestem duchem świętym" i potrzebuję "rozmowy". Nie ma na to specjalnej ochoty. Wkurzam się i wracam do najgorszych nawyków sprzed lat. Zaczyna się kłótnia. Bez rękoczynów czy obrażania drugiej strony. Bardzo intensywna i pełna emocji (z mojej strony) dyskusja. Pełna emocji, bo ją kocham i mi na tym małżeństwie zależy. Wziąłem je na poważnie i liczę na nowy etap w życiu i szansę na poprawę własnej postawy. Wreszcie rzucam obrączką. Mówię, że żałuję tego ślubu. Od tej pory prawie przestajemy rozmawiać, chociaż tej samej nocy z żalem wkładam pierścionek na palec.
Po kilku dniach takiego życia obok siebie nie wytrzymuję. Zaczynam kłótnię z byle powodu. Pierwszy raz po tych wszystkich latach robię coś fizycznego: popchnąłem żonę na łóżko. Parę tygodni później dowiem się z smsa do ów kolegi z pracy, że liczyła wtedy, że ją uderzę. Nie wiem do dziś, dlaczego miała takie pragnienie.

Akt 4: mija kilka dni. My dalej żyjemy obok siebie. Ona do 16-17 w pracy. Później trening czy wypad ze znajomymi na siatkówkę (sport i aktywność fizyczna były od zawsze dla niej bardzo ważne; teraz myślę, że pomagają jej poradzić sobie z trudnościami, bo nie umie ona otworzyć się przede innymi i rozmawiać o swoich rozterkach). Wieczorem powrót. Przygotowanie dla nas obiadu. Po całym dniu jest wyczerpana i po 2-3 minutach zasypia. Ja natomiast kończę przygotowywanie ważnego grantu i tylko gapię się w ekran. Pewnego dnia pisze do mnie na FB żona ów kolegi. Dostaję od niej kilka zdjęć smsów z telefonu jej męża. Te smsy mnie szokują. To są oczywiście urywki dłuższego i skasowanego już wątku. Wynika z nich, że moja żona odwiedzała kolegę na hali sportowej, kiedy tamten oddawał się grze w koszykówkę. Pojawia się też zagadnienie "3 lat". Z wiadomości wynikało, że na ten moment oni nie mogą być razem, bo dziecko kolegi jest za małe, ale za 3 lata będą mogli być wreszcie razem. Moja partnerka twierdzi, że to było powiedziane "w żartach" i jest "wyrwane z kontekstu". Żona kolegi stwierdza, że ma zamiar się rozwieść. Uświadamia mi też, że moja żona wyjechała z jej mężem na fejkową delegację, o której wspomniałem. Wyjawia także, że kilkukrotnie spotkali się oni pod galerią handlową (naciskana partnerka przyzna mi, że raz poszli na kawę w tejże galerii). Na pytanie, czy rzeczywiście między nimi doszło jedynie do "przytulania", żona kolegi odpowiada "nie wiem". Okazało się w trakcie tej rozmowy, że byłem manipulowany nie tylko przez własną partnerkę i jej "przyjaciela". Żona tego faceta nie powiedziała mi w trakcie tej wideokonferencji sprzed mojego ślubu o wszystkim, ponieważ "było jej to na rękę". Liczyła, że nasz ślub sprawi, że nie zostanie ona samotną matką z kilkumiesięcznym dzieckiem. Dla mnie jest to podstawa do unieważnienia małżeństwa, bo nie byłem świadom romansu mojej przyszłej żony w momencie ślubu.
Tego samego dnia wycisnąłem z żony, że ma ona drugi telefon z nieznaną mi kartą SIM. Zaczęła z niego korzystać na kilka dni przed naszym ślubem i przez około 3 miesiące wykorzystywała go do kontaktu z tamtym facetem. Wiedziała -  bo to był jeden z moich przedślubnych warunków - że będę ją inwigilował. Oczywiście kazałem jej oddać ten smartfon. Niestety smsy były już w większości usunięte, ale z historii połączeń wynika, że intensywnie rozmawiali oni zaraz przed naszym ślubem, a także od czasu do czasu po ślubie. Przed końcem dnia, trochę za moją namową, napisała mu smsa z tego telefonu, że ich znajomość się kończy i się zwalnia z pracy, bo tak będzie lepiej.
To wszytko działo się w weekend. W poniedziałek budzę się i zauważam, że z telefonu została wyjęta karta SIM. Dziwię się i denerwuję. Po powrocie z pracy moja żona przyznaje, że ją wzięła. Daje mi do odsłuchania plik nagrany na dyktafon w jej codziennym telefonie. Jest to krótka rozmowa z jej kochankiem (???), z której wynika, że dała ona mu tę SIMkę. Stwierdza też, że już więcej się nie spotkają. Mówi mi ona, że w pracy przecięła kartę w pół i poszła mu ją dać na znak końca ich znajomości.  On zdziwiony (pyta: "czyli co, już nigdy się nie spotkamy?") kończy palić papierosa przed wejściem do firmy i wrzuca resztki karty do kosza. W międzyczasie żona wreszcie spełnia obietnicę sprzed ślubu i składa wypowiedzenie. Od sierpnia będzie bezrobotna i mocno ją to obciąża psychicznie. Mam wyrzuty sumienia, że to na niej wymusiłem, ale po takiej spirali kłamstw nie wyobrażam sobie, że dalej miałaby siedzieć w jednym pokoju z tym facetem. Jednocześnie zaczęła dostrzegać, że on też manipuluje, okłamuje własną żonę. Przyznała, że rzeczywiście powinien skupić się na własnej rodzinie (jest to nawet napisane w jednej z tych wiadomości, których zdjęcia przesłała mi żona tamtego). Nie wiem jednak, czy to promyk opamiętania, czy kolejna (jeszcze bardziej wymyślna) manipulacja?

Akt 5: kilka dni temu poświęciłem noc na odzyskanie skasowanych smsów z lewego telefonu mojej żony. Mam tylko kilka wiadomości z kwietnia, maja lub czerwca, ale w jednej wprost pisze ona, że "kocha" tamtego i że jest jej z nim cudownie. Postawiona przed tym faktem przyznała, że się w tamtym zakochała, że " nie wie" czy mnie jeszcze kocha, ale te 3 miesiące temu myślała tak i chciała za mnie wyjść (czyli co, kobieta rzeczywiście z miesiąca na miesiąc może kochać innego? kłamie, czy faktycznie jest strasznie pogubiona?). Mówi mi, że jest zagubiona. Że czuje wewnętrzną pustkę i nawet nie wie, czy kocha własnych rodziców. W to jej akurat wierzę i wrócę tu na moment do własnego "wyskoku", o którym piszę na początku postu. Pamiętam, że gdy zauroczyłem się w mojej licealnej miłości, to czułem coś bardzo podobnego. Przy czym na Boga! To było parę lat temu, gdy byłem jeszcze nastolatkiem, a nie świeżo upieczoną żoną na 3 lata przed trzydziestką!
Zgodziła się też pójść na terapię dla par. Z tego co wiem od żony tamtego, on łkał pod drzwiami i błagał o wybaczenie. Miał stwierdzić, że dziecko jest dla niego najważniejsze. U nich na razie rozwodu nie będzie. U nas chyba też nie, ale ja staram się być zawsze przezorny i zgromadziłem około 50 plików poświadczających opisaną tu historię (na wypadek konieczności unieważnienia małżeństwa). Moja żona nie ma nic na mnie, poza własnym słowem.

Epilog:
Nasza terapia miałaby się zacząć w sierpniu, bo za tydzień wylatujemy na 2 tygodnie do Grecji. To ma być nasza spóźniona podróż poślubna. Czas "dla nas". Teraz jestem w kropce. Nie wiem jak do tego podejść? Czy ten wyjazd może być początkiem procesu naprawy, a może ostatnim "podrygiem" konającego związku? Ja ją kocham.  Wybaczyłem jej i jestem gotów znów jej zaufać, bo ona przez lata znosiła opisane przeze mnie wybryki, a także poświęcała się dla mnie. Dwa dni temu zwierzyła się mi (dawno tego nie robiła!), że ma... myśli samobójcze od dłuższego czasu. sad Dziś napisała, że zależy jej na mnie i naszych rodzinach, że nie poczuła niczego szczególnego, gdy zobaczyła tego faceta w poniedziałek w pracy. Przy czym nie chce mi mówić na razie, że mnie "kocha", bo mogłaby mnie narazić na kolejne cierpienie. Po prostu nie jest pewna swoich uczuć. Widać też, że cierpi fizycznie i psychicznie. Ogarnął ją stan apatii, często nagle i bez wyraźnego powodu płacze. Jest bardzo przemęczona i marzy głównie o tym, żeby pójść spać. Okropnie się o nią martwię.

Drodzy, co mam robić? Spędzić możliwie blisko siebie te 2 tygodnie w Grecji? Wrócić i udać się na tę terapię? Stosować metodę 34 kroków? A może wnieść od razu o unieważnienie małżeństwa. W końcu jesteśmy młodzi i mamy jeszcze całe życie przed sobą. Kocham ją, chcę z nią mieć rodzinę i dzieci. Chcę naprawiać błędy z przeszłości i stawać się lepszym człowiekiem. Nie mam jednak zamiaru trzymać jej przy sobie na siłę. To nie ma sensu, tym bardziej, że nie mamy jeszcze dzieci czy kredytów.

Jak Wy to widzicie?

Uff... ale długo wyszło. Ciekawe, czy ktoś to przeczyta do końca? Za rady serdecznie dziękuję!

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Wyjazd odwołaj, powiedz że nie będziesz żyć z kimś kto cię zdradza i najlepiej wyprowadź się na czas nieokreślony.

A najlepiej to daj mi jakiś kontakt prywatny do ciebie to rozwiążemy problem. Meila czy coś.

3

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Sławomir, drugie zdanie w Twojej wypowiedzi brzmi tak, jakbyś miał wpaść z ekipą gości uzbrojonych w kastety i kije baseballowe. wink
Chyba jednak nie takiej pomocy potrzebuję.

4

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Mówię żebyś się wyprowadził bo czasem jak się wbija w nocy do mieszkania to zastrzeli się więcej osób niż by się chciało.

5

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Trudno mi będzie odwołać teraz ten wyjazd, bo częściowo będę tam służbowo. Ona twierdzi, że chce jechać. Nie wiem, może liczy na tanią wycieczkę? Nawet jeśli, to zasługuję na nią.
Przy czym musicie zrozumieć, że co innego, gdy małżeństwo sypie się po 3 latach, a co innego, gdy kończy się po paru miesiącach. Ja też jestem poddawany presji społecznej.
Jak odbiorą to ludzie z mojego otoczenia?

6

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
ACoMiTam91 napisał/a:

Jak odbiorą to ludzie z mojego otoczenia?

Normalnie, w Polsce ponad 1/3 małżeństw rozwodzi się w ciągu kilku lat.

7

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
slawomirj0 napisał/a:
ACoMiTam91 napisał/a:

Jak odbiorą to ludzie z mojego otoczenia?

Normalnie, w Polsce ponad 1/3 małżeństw rozwodzi się w ciągu kilku lat.

Znam te statystyki. Sam piszesz, że w ciągu "kilku lat". Ile rozwodzi się w ciągu 6 miesięcy?
Poza tym ja nie wnosiłbym o rozwód, ale o unieważnienie małżeństwa.
Nie chcę zostać rozwodnikiem przed trzydziestką.

8

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Zawsze możesz poczekać te dwa lata żeby ładnie w statystykach wyglądało.

Nikt z was nie miał nikogo wcześniej, dlatego jest duża ochota na skoki w bok.

Najlepsze lata znajomości macie już za sobą, teraz będzie tylko gorzej.

9

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Co do statystyk... nie dbam o nie. Jeśli nie ma dla nas nadziei, to chcę skończyć to jak najszybciej.
Nie mieliśmy nikogo wcześniej... ona nie miała, ja kogoś miałem. Może to jest okoliczność łagodząca dla niej?
Najlepsze lata znajomości? Dziś 30-stka jest nową 20-stką. Wiele jeszcze przed nami i i nie uważam, że musi być gorzej. Jeśli już, to dla niej, bo jak wiadomo, "kobiety starzeją się szybciej".

10

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Ja proponuje unieważnienie małżeństwa i tu nie chodzi nawet o zdradę. Żona już wypaliła się tym związkiem po 10 latach, dodatkowo nikogo nie miała innego więc szuka teraz na ostatni dzwonek puki jest młoda. Ona już cię nie kocha bo w przeciwnym razie by nie pisała z innym.

Możesz ciągnąć dalej to małżeństwo tylko nie wiem czy warto. Prawdopodobnie jedyne co tym osiągniesz to utrzymanie kobiety, która jest z tobą bo tak, ale nic już specjalnego do ciebie nie czuje.

Jakbyś się rozwiódł i ożenił ponownie to też nie ma co się oszukiwać, pewnie kilka lat w nowym związku i też się wszystko wypali. Taka prawda.

11

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
slawomirj0 napisał/a:

Jakbyś się rozwiódł i ożenił ponownie to też nie ma co się oszukiwać, pewnie kilka lat w nowym związku i też się wszystko wypali. Taka prawda.

Masz bardzo radykalny pogląd. Dziękuję za to stanowisko i czekam na kolejne. Pomóżcie mi przed wylotem!

12 Ostatnio edytowany przez Lady Siggy (2018-07-10 07:03:31)

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
slawomirj0 napisał/a:

Jakbyś się rozwiódł i ożenił ponownie to też nie ma co się oszukiwać, pewnie kilka lat w nowym związku i też się wszystko wypali. Taka prawda.

Musiało Cię spotkać coś przykrego w życiu,  tylko nie mierz wszystkich swoją miarą. Nie pierwsza rada od Ciebie, że jedyne i najlepsze wyjście to rozstanie.


Jeżeli chodzi o główny wątek to sprawa ciężka, bo sam sobie przeczysz i nie wiesz czego pragniesz. Z jednej strony chcesz ratować związek, z drugiej zbierasz materiały do unieważnienia małżeństwa. Tak jakbyś chciał być krok na przód od żony.
Tylko nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka. Albo czujesz sie oszukany i unieważniasz małżeństwo, albo ratujesz zgodnie z tym co przysięgales przed ołtarzem. Unieważnienie małżeństwa nie może być planem B, jak się wyjazd nie uda, to szukam prawnika.
Najtrafjniejsze określenie padło na początku "przechodzony związek". Związek, w którym nic się nie działo przez dłuższy czas, więc oboje szukaliscoe i znaleźliście rozrywki poza nim.

Aha i co oznacza, że kobiety starzeją sie szybciej? :>

13

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
ACoMiTam91 napisał/a:

(...) Drodzy, co mam robić? Spędzić możliwie blisko siebie te 2 tygodnie w Grecji? Wrócić i udać się na tę terapię? Stosować metodę 34 kroków? A może wnieść od razu o unieważnienie małżeństwa. W końcu jesteśmy młodzi i mamy jeszcze całe życie przed sobą. Kocham ją, chcę z nią mieć rodzinę i dzieci. Chcę naprawiać błędy z przeszłości i stawać się lepszym człowiekiem. Nie mam jednak zamiaru trzymać jej przy sobie na siłę. To nie ma sensu, tym bardziej, że nie mamy jeszcze dzieci czy kredytów.

Jak Wy to widzicie?

Uff... ale długo wyszło. Ciekawe, czy ktoś to przeczyta do końca? Za rady serdecznie dziękuję!

Wart Pac pałaca, a pałac Paca.
Oboje przez cały czas związku (nie rozdzielam na czas przed i po ślubie, bo w relacji z drugim człowiekiem kwity niewiele zmieniają) traktujecie siebie nawzajem lekko. Oboje zdradzaliście, to że Ty informowałeś ją o zdradach, ona zaś kłamała, niewiele - moim zdaniem - zmienia.


Podjęliście decyzję o reaktywacji związku, wyjeżdżacie na wspólny urlop, idziecie na terapię - zrealizujcie to. Rozejść się, gdy nie osiągniecie porozumienia, zdążycie.

Poza tym zdanie Chcę naprawiać błędy z przeszłości jest piękne, tyle tylko że niemożliwe do wykonania. Mleko się wylało i nie ma sposobu, by znalazło się w szklance. Nie stawiaj sobie/jej/wam nierealistycznych celów, bo to prosta droga do frustracji i... agresji.

14

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Jeśli chcesz rozstania to nie powinieneś z nią jechać, ponieważ będzie to zaprzeczeniem ustania pożycia małżeńskiego(unieważnienia).

15

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Wiesz, wszystko wygląda tak, jakby kochankowie postanowili ,,przezimować" w swoich aktualnych związkach (oczywiście to moje absolutnie subiektywne wrażenie i obym się myliła), a numer ze zniszczeniem kary SIM... Totalnie mnie nie przekonuje. Przypomnina mi to scenariusz ,,dlaczego ty" czy innych ,,brudnych spraw".
Ale to tylko moje zdanie.
Jeśli miałabym Ci coś rodzić, to poświęciłbym więcej uwagi wypowiedzi Wielokropka. Rozejść zawsze się zdążycie, byleby nie zwlekać z poważnymi decyzjami zbyt długo.

16 Ostatnio edytowany przez ACoMiTam91 (2018-07-10 09:21:28)

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
Lady Siggy napisał/a:
slawomirj0 napisał/a:

Jakbyś się rozwiódł i ożenił ponownie to też nie ma co się oszukiwać, pewnie kilka lat w nowym związku i też się wszystko wypali. Taka prawda.

Musiało Cię spotkać coś przykrego w życiu,  tylko nie mierz wszystkich swoją miarą. Nie pierwsza rada od Ciebie, że jedyne i najlepsze wyjście to rozstanie.


Jeżeli chodzi o główny wątek to sprawa ciężka, bo sam sobie przeczysz i nie wiesz czego pragniesz. Z jednej strony chcesz ratować związek, z drugiej zbierasz materiały do unieważnienia małżeństwa. Tak jakbyś chciał być krok na przód od żony.
Tylko nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka. Albo czujesz sie oszukany i unieważniasz małżeństwo, albo ratujesz zgodnie z tym co przysięgales przed ołtarzem. Unieważnienie małżeństwa nie może być planem B, jak się wyjazd nie uda, to szukam prawnika.

Unieważnienie małżeństwa jest planem B na sytuację, w której żona dalej będzie mnie oszukiwać lub nie będzie w stanie zapomnieć o tamtym i mnie znów pokochać. Nie wierzę, że te 2 tygodnie to będzie jakiś "magiczny" czas, który wszystko zmieni na lepsze. To dopiero początek drogi. Jeśli ona dalej będzie pasywna i nie zobaczę u niej chęci walki o nasze małżeństwo, to przecież nie będę tego ciągnął na siłę.
Oczywiście, że czuję się oszukany, bo wiele razy kłamała w tej sprawie i to z premedytacją. Musiałbym być chory psychicznie, żeby mi takie poczucie nie towarzyszyło po tym wszystkim. Przy czym jestem w stanie poradzić sobie z tym poczuciem i żalem, jaki do niej mam, ale tylko jeśli zacznie ona pracować na rzecz naprawy naszej relacji.
Na ten moment jest jakby w stanie apatii. Niewiele mówi czy robi.

Lady Siggy napisał/a:

Aha i co oznacza, że kobiety starzeją sie szybciej? :>

Wiesz, takie tam gadanie o szybciej tykającym zegarze biologicznym itp. wink

Wielokropek napisał/a:

Wart Pac pałaca, a pałac Paca.

Z tym się trochę zgodzę.

Wielokropek napisał/a:

Oboje przez cały czas związku (nie rozdzielam na czas przed i po ślubie, bo w relacji z drugim człowiekiem kwity niewiele zmieniają) traktujecie siebie nawzajem lekko. Oboje zdradzaliście, to że Ty informowałeś ją o zdradach, ona zaś kłamała, niewiele - moim zdaniem - zmienia.

A z tym absolutnie nie. Nie jest ważną przysięga małżeńska, jeśli podejmowało się ją pod presją (przypominam, na 1,5-tygodnia przed ślubem zaczęły wychodzić kolejne trudne dla mnie fakty) i w nieświadomości o trwającym romansie partnera (to wtedy trwało, zaraz przed i zaraz po naszym ślubie), który dodatkowo z premedytacją oszukuje w takiej sprawie.
Dla mnie szczerość (czasem bardzo bolesna) to podstawa każdej relacji międzyludzkiej. Ona o wszystkim wiedziała wypowiadając przysięgę małżeńską. Mi się tylko wydawało, że coś wiem, bo zostałem zmanipulowany przez przyszłą żonę, jej "przyjaciela" i jeszcze żonę tamtego.

Wielokropek napisał/a:

Podjęliście decyzję o reaktywacji związku, wyjeżdżacie na wspólny urlop, idziecie na terapię - zrealizujcie to. Rozejść się, gdy nie osiągniecie porozumienia, zdążycie.

No i pewnie tak zrobimy.

Wielokropek napisał/a:

Poza tym zdanie Chcę naprawiać błędy z przeszłości jest piękne, tyle tylko że niemożliwe do wykonania. Mleko się wylało i nie ma sposobu, by znalazło się w szklance. Nie stawiaj sobie/jej/wam nierealistycznych celów, bo to prosta droga do frustracji i... agresji.

Z tym naprawianiem błędów to chodziło mi o to, aby to sobie przepracować, a nie zapomnieć. Teraz te błędy wpływają na teraźniejszość i przyszłość, a wcale nie muszą. Wymaga to jednak wypracowania odpowiedniego nastawienia psychicznego. Ja byłbym w stanie żonie dość szybko wybaczyć i pójść dalej. Niestety ona chowa w sobie urazy sprzed wielu lat...

kto-zacz napisał/a:

Jeśli chcesz rozstania to nie powinieneś z nią jechać, ponieważ będzie to zaprzeczeniem ustania pożycia małżeńskiego(unieważnienia).

Wystarczający powód unieważnienia opisałem trochę wyżej. Ten wyjazd traktowałbym raczej jako próbę reanimacji tego pożycia. Jak się nam uda - czego mimo wszystko bym chciał - to będziemy to kontynuować. Jeśli się nie uda, to będę wnosił o ustalenie stanu faktycznego i nie wydaje mi się, że 2 czy 3 miesiące prób uratowania małżeństwa cokolwiek tu zmienią.

17

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
evalougo napisał/a:

Wiesz, wszystko wygląda tak, jakby kochankowie postanowili ,,przezimować" w swoich aktualnych związkach (oczywiście to moje absolutnie subiektywne wrażenie i obym się myliła), a numer ze zniszczeniem kary SIM... Totalnie mnie nie przekonuje. Przypomnina mi to scenariusz ,,dlaczego ty" czy innych ,,brudnych spraw".
Ale to tylko moje zdanie.

Też się tego obawiam, bo oni już tyle razy kłamali w swojej sprawie. Numer z kartą oczywiście skrytykowałem i nawet stwierdziłem, że to mogła być ich kolejna ustawka. Oczywiście ona zareagowała na to śmiechem i agresją.

evalougo napisał/a:

Jeśli miałabym Ci coś rodzić, to poświęciłbym więcej uwagi wypowiedzi Wielokropka. Rozejść zawsze się zdążycie, byleby nie zwlekać z poważnymi decyzjami zbyt długo.

Nie wiem, co to znaczy "długo". Ile czasu sobie powinniśmy dać?
Poza tym ja nie chcę się rozejść w jakikolwiek sposób.
Jeśli nam się nie uda, to chciałbym móc na nowo ułożyć sobie życie. Nie chcę być rozwodnikiem przed 30-stką.
Zastanawiam się też, na ile poważnie traktować jej słowa o myślach i pragnieniu samobójstwa? Funkcjonuje bardzo źle (apatia, senność, smutek etc.), ale pytanie, czy to nie kolejna manipulacja?

18

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
ACoMiTam91 napisał/a:

Zastanawiam się też, na ile poważnie traktować jej słowa o myślach i pragnieniu samobójstwa? Funkcjonuje bardzo źle (apatia, senność, smutek etc.), ale pytanie, czy to nie kolejna manipulacja?

Może to być zwyczajnie tęsknota za tamtym mężczyzną. Twoja żona przechodzi żałobę po ich rozstaniu, po zerwaniu.
Być może dociera do niej fakt, że nie będą mogli kontynuować swojej znajomości w takim stopniu bliskości i zażyłości jak dotychczas.
Rozumiem, że jest jej smutno, i stąd wynika jej nastrój.

19 Ostatnio edytowany przez Secondo1 (2018-07-10 10:00:48)

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Acomitam,
Jesteś rozsądnym facetem, stąpającym twardo po ziemi, fajnie piszesz , jesteś młody, wykształcony , potrafisz zarobić pieniądze .

Ale z życiem związkowym / małżeńskim masz problemy.
Nie jest to zarzut, ale stwierdzenie faktu.

Nigdzie nas tego nie uczą , nie każą zdawać egzaminów dopiero życie nam stawia przed nami egzaminy.

Popatrz na Wasze rodziny z których pochodzicie .
Co w nich daje Wam sile i przykład do pozytywnego , wspólnego życia a co docnegatywnego.

Nadmierne oczekiwania, krytyka, alkohol , zdrady , rozwód emocjonalny rodziców itd.
Na ile Wasze zbiorniki miłości zostały napełnione w rodzinie a na ile sami poszukujecie , nieraz na sile uzupełnić je ochłapami zainteresowania z czyjejś strony,  wyolbrzymiając znaczenie takiego zainteresowania .

W prostym podsumowaniu Waszych zdrad, to Ty jesteś liderem.

Ówczesna dziewczyna przebaczyła Ci trzy razy, teraz pewnie oczekuje tego samego od Ciebie.
Można mieć tylko nadzieje , ze nie zechce skorzystać z "przysługujących " jej , jeszcze dwóch prób .

Nie jestem zwolenniczką uzurpowaniu sobie prawa do odwetu , również za zdradę .
Skoro przebaczyła , a nawet pojednała się z Tobą , to nastąpił reset wzajemnych roszczeń .
Być może ten "reset" nastąpił zbył łatwo , zbyt powierzchownie .
W głębi czuje żal , gorycz , niesprawiedliwość itd.

Z drugiej strony , w trakcie przełomowego momentu Waszego związku - ślubu , nawiązała romans z kolega .
Jak już się zorientowałeś, każda z osób wciągnięta w ten, romans opowiada to, co jej jest doraźnie przydatne, ale nie jest to prawda, nawet nie cała prawda, bywa ze i  kłamstwo jeżeli akurat służy osiągnięciu celu.

Jeżeli rozpatrujesz "unieważnienie " małżeństwa , to zakładam że nie myślisz o rozwodzie z winy, ale o stwierdzeniu nieważności zawarcia małżeństwa .
Na to zawsze masz czas, to nie ulega przedawnieniu ani tracisz tej możliwości poprzez przebaczenie , podjęcie próby ratowania małżeństwa .

Co innego z rozwodem z orzeczeniem winy.
Ale... myśle że to jest Ci zupełnie niepotrzebne .

Nie wiem na ile to co szwankuje w Waszym związku jest do naprawienia a na ile wypaliło się miedzy Wami uczucie.

Po zdradzie, nie można "odbudować " związku , można go tylko "zbudować  " od nowa , na nowych fundamentach . Poprzednie się rozsypały .
Próbowaliście budować związek po Twoich zdradach , ale fundamenty gdzies  zniknęły .

Chce Wam się budować od nowa ?
Jeżeli Ty chcesz budować , musisz założyć , ze jej zdrada nie była tylko emocjonalna .

Jedna uwaga , a właściwie prośba - nie starajcie się w tej chwili o dziecko.
Wystarczy nieszczęśliwych dzieci na świecie .

20 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-07-10 10:17:54)

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Nie możesz traktować prawie 30 letniej kobiety jak  dziecka.
Wasze małżeństwo ma 3 miesiące, ale to już długi związek, jak widać z poblemami zamiatanymi pod dywan, a ślub nieprzemyślany..
Ja bym doradzała separację chwilową od siebie, by pozbierać myśli. Grecja to służbowy wyjazd- więc jedź sam i ona też nich sobie wszystko przemyśli. I Ty.
że Ty nie jesteś aniołem i masz swoje za uszami może mieć znaczenie o tyle, że na wspólnej terapii, o ile do niej dojdzie, będzie może więcej zrozumienia, nikt nie będzie się stawiał moralnie wyżej nad upadłym..
Ale to potem, bo najpierw musi być wola po OBU stronach.
Izabela ma rację. Ona opłakuje tamtą relację.

I szczerze-po co dociekać, czy była zdrada fizyczna? to ma dla Ciebie aż takie znaczenie? Seks ma taki wpływ na ogląd sytuacji?
Chyba wolałbyś, by poszła z przypadkowym, raz widzianym gościem niż tą akcję. więc daruj sobie już te videokonferencje z matką z noworodkiem..
I popieram- nie starajcie się teraz o dziecko..

21

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Jedno jest pewne Twoja żona popłynęła po całości, może miał być to "tylko" romans (zdaje się że jesteś jej pierwszym i chciała zobaczyć jak to jest z innym) ale popłynęła również uczuciowo. Piszę również gdyż to że zdradziła Ciebie fizycznie jest dla mnie pewne, Ty chyba też to wiesz?
Zagranie z kartą sim według mnie miało Ciebie uśpić, takie teatralne zniszczenie karty i nagranie ich rozmowy, myślę że to była ustawka - może bali się iż odzyskasz z niej jakieś dane?
Jesteś oszukiwany od miesięcy, przypomnij sobie kiedy zaczęła się dziwnie zachowywać( częstsze wyjścia sportowe, spotkania z koleżankami, dłuższe pobyty w pracy, nie oczekiwane wyjazdy)  to będziesz miał przybliżony czaso okres początku romansu żony.
Fakt nie byłeś w porządku w czasie związku, chociaż byłeś szczery, niby wybaczyła ale czy zapomniała? na pewno nie może ten flirt miał być rewanżem ale nie wzięła pod uwagę uczuć? osoba z którą się zdradza wcale nie musi być z wyglądu lepsza od partnera.
Co do jej obecnego zachowania, ktoś tutaj napisał że przechodzi ona żałobę po kochanku czy też ich romansie i to może być prawda a to jest smutna wiadomość dla Ciebie gdyż to oznacza że faktycznie go pokochała. I pytanie czy może też kochać Ciebie?

22

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Ja powiem tak:

nie podejmuj naglych decyzji!!!! Co nagle to po diable.


Nie odwoluj urlopu. Moze macie tam szanse porozmawiac. ONA MA SIE OKRESLIC.Nie rob jej tam wyznan, nie rycz, nie blagaj, zachowaj twarz.
Postaw jej warunek:
Ona musi zerwac z tym facetem CALKOWICIE kontakt.

To ma byc twoje ultimatum.

Jesli tego nie zrobi, to wtedy musisz wasz zwiazek zakonczyc.

23

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
Gosia1962 napisał/a:

Ja powiem tak:

nie podejmuj naglych decyzji!!!! Co nagle to po diable.


Nie odwoluj urlopu. Moze macie tam szanse porozmawiac. ONA MA SIE OKRESLIC.Nie rob jej tam wyznan, nie rycz, nie blagaj, zachowaj twarz.
Postaw jej warunek:
Ona musi zerwac z tym facetem CALKOWICIE kontakt.

To ma byc twoje ultimatum.

Jeśli tego nie zrobi, to wtedy musisz wasz zwiazek zakonczyc.

Tu nie chodzi o to czy pojechać na urlop czy nie, tu nie o miejsce chodzi bo odbudować można związek również w domu, tu chodzi o to co mają w głowie.
Związek musi być oparty na szczerości i zaufaniu a ono teraz leży i kwiczy. Muszą się zdobyć na szczerą bolesna rozmowę bez prawdy do niczego nie dojdą, ona musi mu teraz powiedzieć wszystko żeby z czasem autor nie dowiadywał się o dalszych szczegółach jakie mogą wyjść przy okazji np. rozwodu kochanka. 
Jak wiesz żona autora sprowadziła romans do podziemia i gdyby nie żona faceta taka sytuacja mogłaby trwać miesiące lub lata, stąd wahanie autora czy nie jest dalej okłamywany, on właściwie pyta nas czy ma jej zaufać? czy to ma sens?

24 Ostatnio edytowany przez ACoMiTam91 (2018-07-10 10:50:17)

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Drogie i Drodzy,
z tego wyjazdu już nie zrezygnuję. Gdyby się teraz okazało, że jadę sam w "podróż poślubną", to wszyscy się dowiedzą o naszym kryzysie, a tego bym - jeszcze - nie chciał.
Poza tym uważam, że zwyczajnie należy się jej ten wypad, nawet jeśli wrócilibyśmy jako obcy sobie ludzie.
Nie wiem jednak, jak się tam zachowywać. Ktoś radzi, żeby zachować godność i chyba powinienem o to zacząć dbać i tak robić. Pokazać jej, że widzę się po tym małżeństwie i będę umiał bez niej żyć szczęśliwie. Czy tak mam robić?

Druga sprawa to kwestia "pójścia na całość". Uważacie, że doszło między nimi do seksu? Cały czas utrzymują, że nie. Moja żona zarzuca mi, że patrzę na sprawę ze swojej męskiej perspektywy. Dla niej ważniejsza była relacja uczuciowa, niż seks. W sumie nigdy nie należała do najbardziej namiętnych kobiet z wysokim libido, więc w to byłbym w stanie uwierzyć.
Czy to ma znaczenie dla mnie? Tylko takie, że przez te wszystkie lata ja musiałem wkładać ogromny wysiłek w to, żeby zapanować nad swoimi żądzami (w czym partnerka mi nie pomagała za bardzo) i ostatecznie nigdy nawet się nie przytulałem z inną. Jakbym się dowiedział, że spali ze sobą, to pewnie poczułbym, że mi także należy się doświadczenie tego rodzaju bliskości z kimś innym.

Co myślcie o zasadzie 34 kroków? Warto zacząć stosować?

No i określanie się. Ona mi już przed ślubem obiecywała, że to koniec tamtej relacji, a w rzeczywistości miała lewy telefon specjalnie do kontaktów z kolegą.
Dopiero ostatnio wykonała jakieś realne gesty poza pustymi słowami: zniszczyła tę kartę, nagrała ich rozmowę, zwolniła się z pracy czy obiecała pójść na terapię dla par. Jak to traktować? Wyższy (z konieczności, bo więcej się wydało) poziom manipulacji czy faktyczna próba powrotu do mnie?

maku2 napisał/a:

Co do jej obecnego zachowania, ktoś tutaj napisał że przechodzi ona żałobę po kochanku czy też ich romansie i to może być prawda a to jest smutna wiadomość dla Ciebie gdyż to oznacza że faktycznie go pokochała. I pytanie czy może też kochać Ciebie?

Dobre pytanie. Jak pytam, to potrafi każdego dnia zmienić odpowiedź. Na ten moment czuje się zupełnie pogubiona i nie potrafi rozeznać swoich uczuć. Pewne jest natomiast to, że mi od dawna nie mówiła "kocham cię", a tamtemu jeszcze 3-4 tygodnie temu pisała te słowa w smsie.
Dla mnie to jest kluczowe: czy ona jest w stanie zapomnieć o tamtym (pewnie tak) i jednocześnie pokochać mnie na nowo (tego zupełnie nie wiem i ona sama chyba tego nie wie).

25 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-07-10 10:51:31)

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

naprawdę Gosia? ultimatum? a potem ma jej pilnować przez cały czas, kontrolować?
toż to bez sensu akcja.. chyba uspokaja tylko pozornie kontrolującego a później powtórka z rozrywki..
Na wspólnym wyjeździe tylko się wymęczą. A On też potrzebuje wsłuchać się w siebie, bez tego zgiełku ..
Nic Im nie ucieknie, spoko smile smile
mają być razem, to będą.

Autorze- Ona Ci TERAZ nie jest w stanie udzielić odpowiedzi..
I nie przejmuj się tak otoczeniem. To TWOJE życie.

26 Ostatnio edytowany przez Gosia1962 (2018-07-10 10:53:52)

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

maku, ja nienawidze zdrady i kretactwa.
Ale jestem tez przeciwniczka radykalnych ciec.

Taki dystans urlopowy jest czasem niezly. Tym bardziej, ze Autor i tak tam musi jechac.

Ale jedno jest dla mnie pewne:


Ona MUSI przerwac WSZELKI kontakt z tym fagasem. Jesli nie jest na to gotowa i bedzie sie w rozmowie wahac, krecic i obiecywac, ze ona bedzie miala z nim tylko ''kolezenski'' kontakt- trzeba sie pozegnac.

Takie jest moje zdanie, ale moge sie mylic.

Jak masz tam sie zachowywac? W kazdym razie zachowaj dume i twarz. Nie rycz, nie pros, nie blagaj. Nie pytaj, czy kocha, sam tego nie mow. Daj jej mowic. Wysluchaj, co ma do powiedzenia.Jak bedzie platac i nie bedzie umiala dac przysiegi, ze JUZ GO NIGDY NIE ZOBACZY, to pakuj walizke.

27

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
ACoMiTam91 napisał/a:

(...) Co myślcie o zasadzie 34 kroków? Warto zacząć stosować? (...)

To nie jest metoda prowadząca do reaktywacji związku. To sposób na rozstanie się.

(...) Dla mnie to jest kluczowe: czy ona jest w stanie zapomnieć o tamtym (pewnie tak) (...)

Jeśli nie dostanie urazu głowy, którego efektem będzie amnezja, to nie zapomni o ważnym dla siebie człowieku. Może jednak zdecydować o zerwaniu bądź zmianie relacji z nim.

(...) i jednocześnie pokochać mnie na nowo (tego zupełnie nie wiem i ona sama chyba tego nie wie).

To nie tylko od niej zależy, od Ciebie także.

28

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Ona przed ślubem przysięgała na zdrowie własnej matki, że tamta relacja jest już zakończona.
Jak więc mógłbym uwierzyć kolejny raz w słowa wypowiedziane w tej właśnie sprawie?
Moim zdaniem teraz już tylko czyny, codzienna postawa, zmiana nastawienia mogą mi cokolwiek udowodnić.
Może ta terapia nam pomoże to uzyskać?

29

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
Wielokropek napisał/a:
ACoMiTam91 napisał/a:

(...) Co myślcie o zasadzie 34 kroków? Warto zacząć stosować? (...)

To nie jest metoda prowadząca do reaktywacji związku. To sposób na rozstanie się.

Tak, czytałem o tym, ale jednocześnie wydaje mi się, że są w niej punkty pokazujące, jak zachować twarz i godność w tym wszystkim. Czy Ty uważasz, że powinienem się skupić na tym, aby zostać lepszą wersją samego siebie i pokazać jej, że będę umiał żyć szczęśliwie bez niej?
Jak to rozegrać, aby naprowadzić naszą relację na właściwe tory?

30 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2018-07-10 11:01:33)

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
ACoMiTam91 napisał/a:

(...) Może ta terapia nam pomoże to uzyskać?

Warunkiem uzyskania efektów terapii (choć nie zawsze jest nim odbudowa związku) jest determinacja i szczerość... wobec siebie, czyli decyzja na przyjrzeniu się własnej ciemnej stronie, bez prób usprawiedliwiania i zasłaniania się działaniami innych.


Napisałeś ponowie. smile
Godność i twarz można zachować nie stosując kroków służących rozstaniu się.
Jeśli chcesz cokolwiek rozgrywać czy cokolwiek jej pokazywać, to daj sobie spokój i ze wspólnym wyjazdem, i z wspólną terapią.

31

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Trochę tego nie rozumiem. Jeśli do tej pory było między nami na tyle źle, że potrzebowała innego faceta, to chyba bez pracy nad sobą nie uda mi się jej przy sobie zatrzymać?

32

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Problem w tym że jeśli ona obieca że zrywa kontakt z kochankiem to może kłamać, oszukuje od kilku miesięcy( chyba miesięcy) i autor nie wie czy może dać jej wiarę.
Każda decyzja musi być przemyślana i należy mieć pewność że tego właśnie chcemy.
Ale ja tu widzę również inny problem, czy żona autora nie będzie go obwiniać za zniszczenie jej relacji z kochankiem? Czy będą w stanie zbudować jakąś nowa wieź miedzy sobą? ( to co było znikło i nie wróci) czy autor jest gotowy na wielomiesięczną walkę o ich związek? ( a nie ma gwarancji czy się uda).
Autorze zabierz na urlop żonę i obserwuj jej zachowanie, jeśli nie ulegnie zmianie na lepsze, jeśli nie poczujesz błysku uczucia do Ciebie - no cóż to masz 2 wyjścia:
-co już napisałem wielomiesięczna walka o związek - może się uda, może nie
-szykowanie się do rozwodu
W tej chwili Twoja wiara walczy z nie wiarą w czyny i słowa żony jeśli potrzebujesz potwierdzenia (a zdaje się pisałeś o jej inwigilacji) to możesz wynająć detektywa, sprawdzi hotel w którym byli -teraz przeważnie są monitorowane a nagrania przechowują przez kilka miesięcy. Możesz podłożyć dyktafon w jej aucie, mieszkaniu - może mieć 3 telefon o którym nie wiesz i w ten sposób przekonasz się czy utrzymuje kontakt czy nie, to tak dla spokojności.
I najważniejsze nie możesz miękko przejść nad jej zdrada, gdybyś zareagował ostro na samym początku gdy rozwijała się ich relacja( a pewnie były jakieś sygnały) to pewnie nie byłbyś teraz w tym miejscu.

33

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Jak powiedział mądry człowiek, Antoine de Saint-Exupéry, Mowa jest źródłem nieporozumień..

Tak, praca nad sobą przyda się wam obojgu. Świetnie, że chcecie podjąć wspólną terapię. Trzymam kciuki, bo wiem, że warto walczyć z sobą samym o siebie; wiem, że jest to szansa (ale nie gwarancja) na udane życie w tym związku.

34

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
maku2 napisał/a:

Problem w tym że jeśli ona obieca że zrywa kontakt z kochankiem to może kłamać, oszukuje od kilku miesięcy( chyba miesięcy) i autor nie wie czy może dać jej wiarę.

Dokładnie. Z tym mam duży problem, a ona tylko mnie irytuje swoimi tekstami w rodzaju "teraz już mi nigdy nie zaufasz" etc.

maku2 napisał/a:

Każda decyzja musi być przemyślana i należy mieć pewność że tego właśnie chcemy.

Kurczę! To taki banał, prawda? Ktoś w tym wątku napisał, że decyzja o naszym ślubie była nieprzemyślana. Mi się wydawało, że "dojrzewanie" do niej przez 10 lat to wystarczająco dobre przygotowanie.
Banalne stwierdzenie? Taa. Okazuje się, że przez lata żona żywiła do mnie urazy, które w kluczowym momencie doprowadziły ją do romansu.
Tyle tylko, że ona nigdy nie miała zdolności uzewnętrzniania się. Zawsze w sobie wszystko kisiła i zazwyczaj płakała gdzieś w samotności (np. w łazience).
Obwinia za to swoich rodziców, trochę mnie, ale też samą siebie...
Może ta terapia pozwoli jej się otworzyć?

maku2 napisał/a:

W tej chwili Twoja wiara walczy z nie wiarą w czyny i słowa żony jeśli potrzebujesz potwierdzenia (a zdaje się pisałeś o jej inwigilacji) to możesz wynająć detektywa, sprawdzi hotel w którym byli -teraz przeważnie są monitorowane a nagrania przechowują przez kilka miesięcy. Możesz podłożyć dyktafon w jej aucie, mieszkaniu - może mieć 3 telefon o którym nie wiesz i w ten sposób przekonasz się czy utrzymuje kontakt czy nie, to tak dla spokojności.
I najważniejsze nie możesz miękko przejść nad jej zdrada, gdybyś zareagował ostro na samym początku gdy rozwijała się ich relacja( a pewnie były jakieś sygnały) to pewnie nie byłbyś teraz w tym miejscu.

Przez najbliższe 2 tygodnie z pewnością będzie ze mną, ale co potem... ?

35

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Jeśli do wyjazdu jednak dojdzie- bo widzę, że raczej nie skorzystasz z mojej porady by wykorzystać go na nabranie dystansu do sprawy- to nie poruszałabym tam sprawy, romansu, a skupiła na Waszej relacji, poobserwowała ją. Terapia więcej wyjaśni..

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Z boku chłodnym okiem:
1. Żona jest nadal głęboko związana z kochankiem (apatia, myśli samobójcze). Może to po długim czasie minie, a moze nie. Na razie jesteś w miarę bezpieczną przystanią, złem koniecznym i listkiem figowym dla otoczenia.
2. Jesteś nadal manipulowany (teatr z kartą SIM)
3. Straconego zaufania nigdy już się nie odzyska. Można z tym żyć, ale nieufność na zawsze już pozostanie0.
4. Wyjazd na urlop niczego nie zmieni, bo ona jest myślami gdzie indziej.( może za 2 - 3 miesiące było by lepiej, gdy jej emocje opadną). Widziałem już kilkanaście takich wyjazdów ostatniej szansy, żadna nie zakończyła się sukcesem.

37

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Ela, nie pogadac na ten temat sie nie da. 2 tygodnie to dlugi czas. Dlugie 14 dni we dwoje. Temat sie nasunie tak, czy siak.
cos sensownego w tej sytuacji radzic jest naprawde nielatwo... Kazdy z nas jest inny, kazdy ma wlasny koncept na porady.

macie racje piszac, ze ona jest kretaszka i oszustka, nawet spryciara.
Ze przysiagala o zerwaniu kontaktu i przysiege zlamala....
Ja radze i pisze, by jeszcze sprobowac.

Ale tak naprawde nie jestem w 100% przekonana o slusznosci moich rad.....

Bo ona w przyplywie romantycznej greckiej chwili, przy lampce wina lub na romantycznej plazy powie, ze kontkty z fagasem zerwie.
Coz warte sa jej slowa?

Funta klakow niewarte.

Jak ja nienawidze zdradzaczy.

38 Ostatnio edytowany przez Roxann (2018-07-10 11:47:12)

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
zwyczajny gość napisał/a:

Z boku chłodnym okiem:
1. Żona jest nadal głęboko związana z kochankiem (apatia, myśli samobójcze). Może to po długim czasie minie, a moze nie. Na razie jesteś w miarę bezpieczną przystanią, złem koniecznym i listkiem figowym dla otoczenia.
2. Jesteś nadal manipulowany (teatr z kartą SIM)
3. Straconego zaufania nigdy już się nie odzyska. Można z tym żyć, ale nieufność na zawsze już pozostanie0.
4. Wyjazd na urlop niczego nie zmieni, bo ona jest myślami gdzie indziej.( może za 2 - 3 miesiące było by lepiej, gdy jej emocje opadną). Widziałem już kilkanaście takich wyjazdów ostatniej szansy, żadna nie zakończyła się sukcesem.

Zgadzam się z powyższym w 100%.
Po pierwsze i najważniejsze, musisz uświadomić sobie, że jej apatia, myśli samobójcze to kwestia "żałoby" po utracie tamtej relacji, jak by się zdawało na zawsze. Ona nie jest w takim stanie, bo jest jej przykro z twego powodu ale dlatego, że musiała? zrezygnować z tamtego uczucia. A jej stan wskazuje na to, że była i wciąż jest w tamtym człowieku zakochana. Nie znaczy to jednak automatycznie, że wasze małżeństwo jest na 100% już skończone. To zależy od tego, czy ona się od tego faceta emocjonalnie uwolni czy nie. Jeśli nie, to czeka Cię walka z wiatrakami.  Ogólnie taki wyjazd by dobrze jej i wam obojgu zrobił, ale obawiam się, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, że jest jednak jeszcze trochę za wcześnie. Ty od niej oczekujesz czynów, starania się a ona wciąż jeszcze opłakuje tamtego i zapewne tęskni. Bo na tym etapie te dwie rzeczy są nie do pogodzenia. Teraz to czego ona potrzebuje to spokoju, odcięcia myśli, wrócenia do równowagi z dala od niego. Nie w głowie jej teraz naprawa małżeństwa a tym bardziej romantyczne wakacje. Terapio ok... jeżeli podjęła decyzję, że kończy z tamtym, może pomóc uporządkować jej myśli, ale sam wyjazd jest jak dla mnie niezbyt trafionym pomysłem, szczególnie kiedy Ty masz wobec niego takie oczekiwania... To nie jest TEN MOMENT jeszcze. Chcesz z nią jechać na wakacje i oglądać, jak jest nieobecna, zamyślona, smutna... ba jeszcze wymagać od niej zaangażowania? Irytacja i kłótnia gotowa z obu stron... Oboje po max 2 dniach zaczniecie sobie działać na nerwy. Ona będzie chciała pobyć sama, w spokoju zebrać myśli a Ty jej zainteresowania. 
O ile sam wyjazd jest dobry, ale nie teraz, nie razem...  Zostawiając ją jednak samą, jest duże ryzyko, że znów nawiążą kontakt, ale jeśli tak, to czy w ogóle jest o co walczyć? Zastanów się.

39

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

A jak u was z intymnością? jest? nie ma? albo jak dawno temu była?

40

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Roxan, mysle, ze masz duzo racji.

Ona teskni i oplakuje, ale nie malzenstwo, tylko strate fagasa. Obawiam sie, ze tak wlasnie jest.

Ale Grecja tu ani nic nie popsuje, ani (chyba) nie naprawi.
Warto sprobowac i zonke po prostu poobserwowac....

Ale nie walkuj tam tematu, bo zepsujesz sobie 14 dni urlopu.

41 Ostatnio edytowany przez ACoMiTam91 (2018-07-10 12:21:05)

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Moja (być może naiwna) teza jest taka:
Przez lata było między nami coraz gorzej. Ja też miałem swoje za uszami. Dodatkowo o wszystkim jej mówiłem, co tylko komplikowało sytuację.
Np. niewystarczająca bliskość czy namiętność. Ja zamiast oddziaływać na to pozytywnie, to raczej niszczyłem swoimi wybrykami (pierwszy post).
Ona nigdy nie była mocna psychicznie. Raczej pasywna. Reaktywna. Ja natomiast oczekiwałem aktywności i zaangażowania. Tym bardziej, że miałem swoje problemy.
Nie mogła mi tego dać, a moja szczerość i oczekiwanie aktywnego wsparcia tylko ją dobijały.
Oczywiście wspierała mnie w inny sposób (dbaniem o wspólne gospodarstwo domowe).

Ona przez lata mnie nie kłamała. Poświęcała się i była szczera. Nie była krętaczką od zawsze. To się zaczęło, gdy serce poszło za kolegą z pracy, a życie prowadziło nas przed ołtarz.
Stało się, poszła w ten romans. Bała się mojej reakcji. Być może myślała, że zareaguję gwałtownie (tak) czy agresywnie (nie mógłbym stosować przemocy fizycznej, bo sam jej wielokrotnie doświadczyłem w domu - nie, nie mam dobrego wzorca małżeństwa; raczej staram się nie popełniać błędów rodziców). Zabrakło jej też odwagi do tego, żeby pójść za tamtą miłostką. Nie była w stanie stawić czoła indywidualnym i społecznym konsekwencją swojego romansu. Z pewnością nasze rodziny, a szczególnie jej, zareagowałyby bardzo negatywnie.
Ze strachu, i być może jakiegoś tam tlącego się uczucia do mnie, wyprosiła ten ślub.

Niestety, powrót do pracy i do codziennych widoków z obiektem jej westchnień rozbudził uczucia. On obiecywał jej jakieś wspólne życie za parę lat, gdy "mały podrośnie". Ona - odcięta od racjonalnego osądu mocą emocji - mu w to wierzyła. W końcu była z mężem, z którym od dawna się już nie dogadywała. Ten zakazany związek miał być lekarstwem na cierpienia w związku "oficjalnym". Na ich nieszczęście żona tamtego nie jest głupia i czuła pismo nosem (swoją drogą ten facet ponoć też jest nieszczęśliwy w małżeństwie i trwa nim jedynie ze względu na dziecko). W akcie desperacji i zemsty napisała do mnie. Do niej też, określiła ją mianem "głupiej dziwki" i napisała w smsie, że "może go sobie wziąć". Cóż, on nie chce się dać, bo jak widać nie zgadza się na rozwód i woli trwać w obecnym małżeństwie.
To był chyba jedyny moment, kiedy na chwilę moja żona zaczęła gorzej o kochanku myśleć. Pojawiła się krytyka z jej strony. Przy czym teraz rozumiem, że nie była to ocena moralna, ale wyraz niezadowolenia z faktu, że tamten woli dalej się męczyć z żoną i ją oszukiwać, niż poświęcić ich związek dla mojej żony, która chciałaby go mieć zawsze przy sobie. sad
Tamten fagas to też tchórz, bo podobnie jak moja żona (w końcu są podobni i dlatego dobrze się dogadują) woli prowadzić podwójne życie, niż stanąć przed wszystkimi i przyznać się do porzucenia żony z małym dzieckiem.

Na ten moment uważam, że moja żona opłakuje swoją miłość. Ja jestem natomiast gwarantem stabilności jej oficjalnego życia. Jestem tylko (lub w jej mniemaniu aż) tarczą przed całą tą krytyką, jaka na nią spłynie, gdy jej działania wyjadą na wierzch, a nasze małżeństwo się rozsypie.
Nie chce mi się wierzyć, żeby po tym wszystkim dalej chciała brnąć w relację z tym gościem. Oni chyba sami zrozumieli, że to jest spalone. Musieliby funkcjonować w zupełnej konspiracji i to przez kilka lat.
Nie wiem jednak, czy chcę być stróżem strefy komfortu mojej nieuczciwej żony. Myślę, że jest w stanie powiedzieć bardzo wiele, abym nie zrezygnował z tej zaszczytnej funkcji...

Czy po "żałobie" po tamtej relacji może przyjść czas realnego odbudowania naszej?

Nie mam zamiaru zepsuć sobie tego wyjazdu. Nie będę jej naciskał. Do widoku żony w stanie apatii już się przyzwyczaiłem, dlatego nie będzie to dla mnie źródłem frustracji.

Co do intymności. Jak pisałem, ona zawsze była raczej reaktywna pod tym względem. To wyglądało tak, że ja inicjowałem 80% zbliżeń. Może dlatego, że długo potrzebowałem tego nawet codziennie i ona nie miała okazji się wykazać? Niestety z czasem było coraz gorzej. Od ślubu kochaliśmy się mniej niż 10 razy.

42

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
Gosia1962 napisał/a:

Roxan, mysle, ze masz duzo racji.

Ona teskni i oplakuje, ale nie malzenstwo, tylko strate fagasa. Obawiam sie, ze tak wlasnie jest.

Ale Grecja tu ani nic nie popsuje, ani (chyba) nie naprawi.
Warto sprobowac i zonke po prostu poobserwowac....

Ale nie walkuj tam tematu, bo zepsujesz sobie 14 dni urlopu.

Oczywiście, że tak. Ale to też świadczy o tym, że ona rzeczywiscie powoli się z tą myślą oswaja, że to naprawdę koniec. Robi to co Autor od niej oczekuje, choćby ze zmianą pracy, bo jest jej już wszystko jedno, bo już tak dalej żyć nie potrafi bo ją psychicznie ta sytuacja wyniszcza. Jesli wytrwa to odcięcie emocjonalne jest możliwe, ale na to trzeba czasu i też może się bardzo przydać ta terapia.
Co do wyjazdu.. ok, niech jadą, ale wyłącznie z nastawieniem, że oboje się od tej sprawy odrywacie, a dopiero po powrocie wracacie do tematu i ew terapii. Inaczej nie ma to sensu. Na pewna nie z nastawieniem na romantyczne wakacje we dwoje, czy odbudowywanie tam związku... bo to tak nie działa...

43

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

DAJ SOBIE CZAS.. nie ciągnij na ten wyjazd. Puść wolno..

44

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
Ela210 napisał/a:

DAJ SOBIE CZAS.. nie ciągnij na ten wyjazd. Puść wolno..

Pytałem kilka razy i ona CHCE jechać. Nie wiem, czy liczy na fajną wycieczkę, obawia się pytań rodziców czy rzeczywiście liczy, że ten czas da nam coś pozytywnego.
Co więcej, kilka dni temu w pracy okazało się, że może nie dostać tego urlopu w związku z wypowiedzeniem, które złożyła.
No i była rozmowa z szefem, wysyłanie maila. Postarała się o to, żeby ten urlop jednak dostać.
Jakieś tam ruchy wykonuje. Tylko właśnie nie wiem, czy to jest początek otrzeźwienia, czy dbanie o swoja strefę komfortu i "oficjalny" związek.

45 Ostatnio edytowany przez Secondo1 (2018-07-10 12:22:17)

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Powtórzę , jeżeli chcesz budować Wasz związek odnowa , to musisz założyć , że doszło do zdrady fizycznej.

Jeżeli to , zdrada fizyczna jest dla Ciebie taka istotna, nie potrafisz jej przeboleć , to sobie odpuść ratowanie Waszego związku.

Jest taka porada w sytuacji zdrady - "nie wierz w nic co słyszysz i w polowe tego co widzisz".

Zdradzacze potrafią zaklinać się na zdrowie i życie swoich dzieci, wiec zdrowie matki nie jest niczym nadzwyczajnym.




Musisz wiedzieć , ze zaangażowanie emocjonalne z osoba trzecia dla związku , jest przerzuceniem emocji z partnera/ki na ta osobę "trzecia".
Żona jest dalej zauroczona, może chce zerwać z tym uczuciem, ale nie wiadomo czy starczy jej sił i samozaparcia a przede wszystkim chęci.

Jest na pewno dalej związana z Tobą Wasza przeszłością , przyzwyczajeniem, ale na powrót emocjo do Ciebie musisz poczekać .

Jesteś pewien, że żona nie jest w ciąży ?

Kochanek jest na dorobku , ma malutkie dziecko, pewnie nie miałby ochoty rozwodzić się i zaczynać wszystko od nowa i to z dodatkowym balastem finansowym.

Nie chce krakać , ale taka sytuacja jeżeli prawdziwa, mogłaby  żonę przytłaczać na tyle , pojawiałyby się myśli samodestrukcyjne.

Wybacz , ale nie Ty jesteś , teraz, powodem jej frustracji, ale inne aspekty - opinia otoczenia, rodziny.

Jeżeli masz w sobie tyle cierpliwości , by czekać na powrót żony do Ciebie to się staraj.

Jeszcze jedno - chcesz pracować nad sobą , żeby żona czuła się na tyle dobrze , żeby nie szukać pocieszenie u kogoś innego .
Dobrze .
Ale smile
To nie wystarczy.

Do tanga trzeba dwojga .

Takie myślenie jest typowe dla sytuacji zdrady - "jak ja się poprawie, to wszystko wroci do normy".
To błąd .

Nie wroci do normy, a raczej szykuje powtórkę ze zdrady.
To jak nagroda za zdradę , wyrabia odruch Pawłowa - jak skrzywdzę , zdradze to dostanę nagrodę .

Potrzebna jest konsekwencja , stanowczość , okreslenie granic .

Słyszałeś o haśle " Milosc potrzebuje stanowczości " ?

To również tytuł książki - autor J. Dobson.

46

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

ACoMiTam91,
proponuję, byś jednak pamiętał o swym udziale w tworzeniu (i rozbijaniu) związku.

47

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Maku, imtymność, taka, siaka nie ma NIC do rzeczy- może być super i to nic nie znaczy.
Ona może chcieć jechać, ale Ty zastanów się nad sobą, a nie tym co Ona chce. Tu nie chodzi o to, by odbić puchar z rąk tamtego i odtrąbić zwycięstwo.
Chcesz mieć pewność że nie jesteś kołem zapasowym? To ochłoń trochę i nie panikuj. Musisz nabrać dystansu. O Twoje życie chodzi..

48

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Zdrada fizyczna mniej by mnie bolała, niż zdrada emocjonalna. Pewnie dlatego, że o te pierwsze się otarłem (lub zdaniem mojej żony popełniłem), a pod względem emocjonalnym zawsze byłem wierny mojej żonie.
Pisałem też, że porno i masturbacja są w moim życiu od dawna, więc pewnie też dlatego mam dość liberalne podejście do sfery seksualnej. Zupełnie odwrotnie niż moja żona (taa...).

Jestem w szoku, że mogła z premedytacją przysięgać na zdrowie matki. Ja mam inne podejście: mówię, jak jest. Szczerość boli, ona to wie najlepiej, bo kilka razy przeze mnie cierpiała. Może dlatego tak trudno było się jej teraz przyznać?
Nie ma nic gorszego, niż trwanie w kłamstwie.

Czy jest w ciąży? Nie wiem... mam ją zapytać? Jeśli będzie, to na 100% będę się domagał dwóch niezależnych testów DNA. Nie będę tamtemu wychowywał dziecka.

Zgadzam się, że do tanga trzeba dwojga. Ja chcę podjąć ten taniec, a ona? Chyba rzeczywiście potrzeba trochę czasu.

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Nie widzę przyszłości tego związku.
Związaliście się jako nastolatkowie, nie wiedzieliście jak to jest być z kimś innym i w końcu ta ciekawość wygrała. I u Ciebie i u niej. Tylko o ile Ty nie zawsze angażowałeś się emocjonalnie w nawiązywane relacje, tak ona i owszem. Co oznacza, że nie czuje do Ciebie miłości. Myślę, że ona bardziej niż Ty żałuje tego ślubu. Wybaczała Ci wszystkie zdrady, bo wierzyła że długoletni związek powinien się zakończyć ślubem.

Ty Autorze, jesteś trochę bezczelny i złośliwy. Uważasz, że skoro byłeś z nią szczery i jej o wszystkim mówiłeś, to jesteś ok. Twoje zdrady są usprawiedliwione, bo się przyznałeś. Nie widzę pokory. Natomiast jej romans to już jest grzech. Piszesz, że mogła odejść jak jej powiedziałeś. Piszesz to w taki sposób, jakbyś miał ją wtedy głęboko w nosie i zwalasz na nią winę, że zdecydowała się na wybaczenie. Nie wiesz ile emocji ją to kosztowało, ile łez, bólu i zwątpienia, bo przecież miało być tak pięknie. Oddalała się od Ciebie od dawna, niestety perspektywa ślubu, którego nie wypadało Wam odwołać, dała jej w kość jeszcze bardziej. Dość, że nie może być z facetem, w którym się zakochała, to jeszcze siedzi w małżeństwie,  które jest tylko na papierze. Żadne z Was nie ma odwagi zakończyć tej farsy. Mieliście odwagę zdradzać, to teraz miejcie odwagę powiedzieć wszystkim, że Wasze małżeństwo dobiegło końca.

Nie ma czego ratować. Ty nie wykazujesz chęci do wybaczenia jej zdrady, tylko będziesz jej ją wytykał do końca życia. Uważasz się za lepszego, przystojniejszego od kochanka, ale widocznie tak nie jest, skoro Twoja żona woli być z nim niż z Tobą i to Cię boli najbardziej. Mimo wszystko, mimo jego żony, dziecka, potrafił znaleźć dla niej czas, spotkać się, napisać, a Ty? schowałeś się za ekranem komputera.

Kolejny przykład na to, że związki zawierane w młodzieńczych latach, nie przetrwają. Weźcie ten rozwód i dajcie sobie szansę na związki z innymi.

50

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Ciekawe, jakby sytuacja się potoczyła, gdyby kochanek żony nie miał rodziny.
Wygląda to też trochę tak, że to Ty jesteś jej planem B. Wygodnym, stabilnym życiem, z zewnątrz wyglądacie pewnie na szczęśliwe małżeństwo. Gdyby kochanek powiedział słowo, że zostawi dla niej żonę i dziecko, myślę, że i Ty byś dostał pozew o rozwód. Tak się nie stało, kochanek żony nie zostawi, a ona nadal musi być z Tobą. Jej apatia i myśli samobójcze mogą mieć związek z tym, że tęskni za kochankiem i ma żal, że wybrał żonę, a nie ją.

51 Ostatnio edytowany przez Roxann (2018-07-10 13:11:15)

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
Wielokropek napisał/a:

ACoMiTam91,
proponuję, byś jednak pamiętał o swym udziale w tworzeniu (i rozbijaniu) związku.

Tak właśnie się wczytałam między wiersze, co Autor pisał o ich związku i ... przyznam szczerze, że to raczej jakiś absurd, nie związek... hmm

"Przez wiele lat nasz związek wyglądał tak, że moja partnerka mocno się poświęcała, znosiła moje humory czy niekiedy wybuchowe reakcje nawet w sprawach błahych.
Wiele lat temu (z 8) miałem kilkutygodniowe zauroczenie niespełnioną miłością z liceum.
Druga sytuacja: przez kilka miesięcy pozwalałem sobie na cyberseks z koleżanką.
Po paru latach (dokładnie w ubiegłym roku, na paręnaście miesięcy przed naszym ślubem): pozwoliłem sobie na seks-czat z koleżanką ze studiów.
Sam mam od wielu lat problem z pornografią i masturbacją (psycholodzy nie pomogli, bardziej pomógł czas i powolne dojrzewanie). Przy czym ja nigdy, poza tą pierwszą historią, nie angażowałem się z innymi kobietami w relacje emocjonalne. Chodziło tylko o sferę fizyczną (co zrozumiałe, w końcu w porno uczucia nie są istotne).
Ona przez te wszystkie lata mocno się starała: robiła zakupy, poświęcała się finansowo, utrzymywała czystość w mieszkaniu etc
ja starałem się "nadrabiać" drogimi prezentami: kolejne smartfony, ultrabook, wyjazdy wakacyjne, samochód; mniej wydawałem, ale pieniądze odkładałem na nasze wspólne mieszkanie, co jej wiele razy bezskutecznie powtarzałem)
Sugerowałem jej, że jeśli mnie nie kocha i wychodzi za mnie tylko z obawy przed konsekwencjami odwołania imprezy, to ja to wezmę na siebie i zapłacę ze swojej kasy (wniosłem do małżeństwa kilkadziesiąt tysięcy złotych, ona kilkaset...).
Mija kilka dni i zauważam, że nasze relacje znów się ochłodziły. Ona wraca do mieszkania i do mnie (miała pracę od 8 do 16, ja natomiast rozwijam karierę naukową i bardzo często nie wychodzę przez kilka dni z mieszkania, pracując przy komputerze) jakby "za karę".
Skupia się na "obowiązkach": obiad dla nas, zakupy czy sprzątanie mieszkania. Mało ze sobą rozmawiamy. Przestajemy się zbliżać fizycznie.
My dalej żyjemy obok siebie. Ona do 16-17 w pracy. Później trening czy wypad ze znajomymi na siatkówkę (sport i aktywność fizyczna były od zawsze dla niej bardzo ważne; teraz myślę, że pomagają jej poradzić sobie z trudnościami, bo nie umie ona otworzyć się przede innymi i rozmawiać o swoich rozterkach). Wieczorem powrót. Przygotowanie dla nas obiadu. Po całym dniu jest wyczerpana i po 2-3 minutach zasypia. Ja natomiast kończę przygotowywanie ważnego grantu i tylko gapię się w ekran.
Ona nigdy nie była mocna psychicznie. Raczej pasywna. Reaktywna. Ja natomiast oczekiwałem aktywności i zaangażowania. Tym bardziej, że miałem swoje problemy.
Nie mogła mi tego dać, a moja szczerość i oczekiwanie aktywnego wsparcia tylko ją dobijały.
Oczywiście wspierała mnie w inny sposób (dbaniem o wspólne gospodarstwo domowe).."

Oczywiście to są zdania wyjęcie z wypowiedzi Autora (już nie chciało mi się bawić w cytowania). To wygląda jakby dwoje ludzi zupełnie niedojrzałych do związku zaczęło tworzyć relację, w której jest każdemu źle ale nie jest w stanie z niej się wyrwać, bo co powiedzą inni bo co dalej? Ona robi za uległą służącą, w znaczącej większości sponsora, znosi fanaberie męża, wybacza wszystko... a on? Całymi dniami siedzi przed komputerem, pisze jakieś projekty i zabawia w necie w jakieś cyber randki. Szczerze, to dziwię się, że dopiero teraz ona kogoś sobie znalazła.. i w ogóle że chcecie to ratować.. oboje! Choć nie wiem komu bardziej powinno NIE zależeć.

52

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
Pokręcona Owieczka napisał/a:

(...)Ty nie wykazujesz chęci do wybaczenia jej zdrady (...)

BINGO!

53

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
Ela210 napisał/a:

Maku, imtymność, taka, siaka nie ma NIC do rzeczy- może być super i to nic nie znaczy.
Ona może chcieć jechać, ale Ty zastanów się nad sobą, a nie tym co Ona chce. Tu nie chodzi o to, by odbić puchar z rąk tamtego i odtrąbić zwycięstwo.
Chcesz mieć pewność że nie jesteś kołem zapasowym? To ochłoń trochę i nie panikuj. Musisz nabrać dystansu. O Twoje życie chodzi..

Intymność w związku jest potrzebna, bo jeśli jej nie ma to co mamy? Jestem bo jestem i ciesz się z tego?
Pytałem o te sprawy bo jeśli jej nie ma to znaczy że całkiem odpłynęła od męża a brak sex-u może oznaczać, że nie chce zdradzać kochanka z mężem.
To prawda że łatwiej wybaczyć zdradę fizyczną zdrada emocjonalna bardziej nas boli gdyż ktoś inny został postawiony wyżej niż ja.
Nie wiem czy będziecie razem czy nie ale żona to teraz inna osoba i wasz związek jeśli przetrwa będzie inny, już jest inny.
Wchodząc w związek nikt nie daje nam pewności że będziemy razem do końca jest tak 50/50 teraz nawet nie masz tej połowy.
Chcesz pracować nad sobą to dobrze bo popełniałeś błędy chociaż nie takie jak ona ale pamiętaj każdy z nas podejmuje decyzje i ona też takie podjęła i to ona musi (swoje błędy) przepracować jeśli tego nie zrobi...cóż.

54

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
Pokręcona Owieczka napisał/a:

Ty Autorze, jesteś trochę bezczelny i złośliwy. Uważasz, że skoro byłeś z nią szczery i jej o wszystkim mówiłeś, to jesteś ok. Twoje zdrady są usprawiedliwione, bo się przyznałeś. Nie widzę pokory. Natomiast jej romans to już jest grzech.

Pisałem, że najważniejsza jest szczerość i o to zawsze dbałem. Przyznałem od razu, że nie byłem aniołem i sam kilka spraw zawaliłem.
Ja NIGDY nie miałem romansu. Przeczytaj dokładnie, jakiego rodzaju wybryków się dopuściłem.

Pokręcona Owieczka napisał/a:

Piszesz, że mogła odejść jak jej powiedziałeś. Piszesz to w taki sposób, jakbyś miał ją wtedy głęboko w nosie i zwalasz na nią winę, że zdecydowała się na wybaczenie. Nie wiesz ile emocji ją to kosztowało, ile łez, bólu i zwątpienia, bo przecież miało być tak pięknie. Oddalała się od Ciebie od dawna, niestety perspektywa ślubu, którego nie wypadało Wam odwołać, dała jej w kość jeszcze bardziej. Dość, że nie może być z facetem, w którym się zakochała, to jeszcze siedzi w małżeństwie,  które jest tylko na papierze. Żadne z Was nie ma odwagi zakończyć tej farsy. Mieliście odwagę zdradzać, to teraz miejcie odwagę powiedzieć wszystkim, że Wasze małżeństwo dobiegło końca.

Ja mam odwagę. Miałbym też zaraz przed ślubem, gdyby mi powiedziała, że kocha innego, a nie mydliła oczu. Mam też tę odwagę teraz, tylko ona niespecjalnie. Zapewne czuje, że cała wina spadnie na nią.

Pokręcona Owieczka napisał/a:

Nie ma czego ratować. Ty nie wykazujesz chęci do wybaczenia jej zdrady, tylko będziesz jej ją wytykał do końca życia. Uważasz się za lepszego, przystojniejszego od kochanka, ale widocznie tak nie jest, skoro Twoja żona woli być z nim niż z Tobą i to Cię boli najbardziej. Mimo wszystko, mimo jego żony, dziecka, potrafił znaleźć dla niej czas, spotkać się, napisać, a Ty? schowałeś się za ekranem komputera.

Nie boli mnie, że jej się może wydawać to, co piszesz. Boli mnie, że nie miała do mnie na tyle szacunku, by mi powiedzieć, że nie chce ze mną być i woli innego. Zdradę już jej wybaczyłem. Ona wie, że ją kocham, że chcę to wszystko odbudować. Popatrz, mi wystarczyło dwa tygodnie, żeby podjąć taką decyzję. Natomiast ona potrafiła przez lata wracać do mojego zauroczenia koleżanką z liceum, z którą dwa razy pogadałem na Messengerze i raz się spotkałem na kawie. Rzeczywiście nie ma we mnie pokory i chęci przebaczania, a ona to taka cudna kobieta, którą życie zmusiło do błędów...

Pokręcona Owieczka napisał/a:

Kolejny przykład na to, że związki zawierane w młodzieńczych latach, nie przetrwają. Weźcie ten rozwód i dajcie sobie szansę na związki z innymi.

Może się rozpadają, bo ludzie przestają o nie walczyć w krytycznym momencie?


Lady Siggy napisał/a:

Ciekawe, jakby sytuacja się potoczyła, gdyby kochanek żony nie miał rodziny.
Wygląda to też trochę tak, że to Ty jesteś jej planem B. Wygodnym, stabilnym życiem, z zewnątrz wyglądacie pewnie na szczęśliwe małżeństwo. Gdyby kochanek powiedział słowo, że zostawi dla niej żonę i dziecko, myślę, że i Ty byś dostał pozew o rozwód. Tak się nie stało, kochanek żony nie zostawi, a ona nadal musi być z Tobą. Jej apatia i myśli samobójcze mogą mieć związek z tym, że tęskni za kochankiem i ma żal, że wybrał żonę, a nie ją.

Gdyby jego sytuacja była inna, to pewnie do ślubu by nie doszło.
W sumie ona musi mieć o mnie bardzo złe zdanie.
Kochanek ją odrzuca. Zostaje przy swoim, a ta dalej okazuje więcej rozumienia jemu, niż własnemu mężowi. Cóż, najwidoczniej sobie zasłużyłem przez te wszystkie lata naszego małego "piekła".


Roxann napisał/a:


Całymi dniami siedzi przed komputerem, pisze jakieś projekty i zabawia w necie w jakieś cyber randki. Szczerze, to dziwię się, że dopiero teraz ona kogoś sobie znalazła.. i w ogóle że chcecie to ratować.. oboje! Choć nie wiem komu bardziej powinno NIE zależeć.

Weź pod uwagę, że na potrzeby wpisu wyeksponowałem te wszystkie złe sytuacje. Niestety moja żona zdaje się pamiętać najmocniej te kilkanaście złych dni, ale zupełnie zapomina o tym, co było dobre.

Wielokropek napisał/a:
Pokręcona Owieczka napisał/a:

(...)Ty nie wykazujesz chęci do wybaczenia jej zdrady (...)

BINGO!

Patrzy wyżej. Ja wybaczyłem, ale moja żona w to nie jest w stanie uwierzyć, bo patrzy na mnie przez pryzmat tego, co było między nami złe. Ma w głowie obraz mnie jako kogoś, kto nie jest w stanie się zmienić na lepsze, bo kiedyś popełnił kilka błędów.

55 Ostatnio edytowany przez Lady Siggy (2018-07-10 13:30:07)

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
ACoMiTam91 napisał/a:

Patrzy wyżej. Ja wybaczyłem, ale moja żona w to nie jest w stanie uwierzyć, bo patrzy na mnie przez pryzmat tego, co było między nami złe. Ma w głowie obraz mnie jako kogoś, kto nie jest w stanie się zmienić na lepsze, bo kiedyś popełnił kilka błędów.


Mi się wydaję, że ona NIE CHCE uwierzyć w to, że jej wybaczyłeś. Nie kocha Cię, jest z powodów, o których napisałam wyżej i chce w podświadomości, żebyś Ty podjął za nią decyzję o rozstaniu i zakończył ten związek.

56

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
Lady Siggy napisał/a:
ACoMiTam91 napisał/a:

Patrzy wyżej. Ja wybaczyłem, ale moja żona w to nie jest w stanie uwierzyć, bo patrzy na mnie przez pryzmat tego, co było między nami złe. Ma w głowie obraz mnie jako kogoś, kto nie jest w stanie się zmienić na lepsze, bo kiedyś popełnił kilka błędów.


Mi się wydaję, że ona NIE CHCE uwierzyć w to, że jej wybaczyłeś. Nie kocha Cię, jest z powodów, o których napisałam wyżej i chce w podświadomości, żebyś Ty podjął za nią decyzję o rozstaniu i zakończył ten związek.

To chyba też nie do końca, bo zdała już sobie sprawę, że jeśli ją zostawię, to zostanie z niczym. Bez kochanka (bo on też ma sprawę na włosku i za kolejny błąd jego żona weźmie rozwód), bez męża, bez rodziny (która się od niej zapewne odwróci), bez pracy (tę akurat dość szybko znajdzie), bez pieniędzy (jak pisałem, ja mam dziesiątki tysięcy, ona nawet nie ma tysiąca...).

57

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Czemu ciagle i uparcie piszecie: nie jest gotowy wybaczyc?

Czy ktos, kto nie chce wybaczyc, pnie sie na podroz poslubna, terapie itp.?


Ja tak pojade liczbowo:

mysle, ze macie 50% szans na utrzymanie malzenstwa.

To duzo, czy malo?


Nie wiem.

Ale jakby prawdopodobienstwo wygrania 6-stki w totka wynosilo 50%, to gralabym co tydzien....

58

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
ACoMiTam91 napisał/a:

To chyba też nie do końca, bo zdała już sobie sprawę, że jeśli ją zostawię, to zostanie z niczym. Bez kochanka (bo on też ma sprawę na włosku i za kolejny błąd jego żona weźmie rozwód), bez męża, bez rodziny (która się od niej zapewne odwróci), bez pracy (tę akurat dość szybko znajdzie), bez pieniędzy (jak pisałem, ja mam dziesiątki tysięcy, ona nawet nie ma tysiąca...).

Wcześniej natomiast pisałeś:

ACoMiTam91 napisał/a:

Ona przez te wszystkie lata mocno się starała: robiła zakupy, poświęcała się finansowo, utrzymywała czystość w mieszkaniu etc (przy czym ja starałem się "nadrabiać" drogimi prezentami: kolejne smartfony, ultrabook, wyjazdy wakacyjne, samochód; mniej wydawałem, ale pieniądze odkładałem na nasze wspólne mieszkanie, co jej wiele razy bezskutecznie powtarzałem).

Poza tym, to że bez kochanka, to nic... rodzica prędzej czy później zrozumie... pracy nie musi tracić, a nawet jak piszesz znajdzie inną. I kolejne bez pieniędzy... i to powiedziane z taką wyższością... podczas kiedy to ona w was inwestowała, robiła zakupy, dbała o czystość itd. kiedy Ty odkładałeś podobno na wasze wspólne mieszkanie. Kopiłeś je w końcu? Czy się po prostu jej kosztem zabezpieczyłeś się na przyszłość finansowo?

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
ACoMiTam91 napisał/a:

Pisałem, że najważniejsza jest szczerość i o to zawsze dbałem. Przyznałem od razu, że nie byłem aniołem i sam kilka spraw zawaliłem.
Ja NIGDY nie miałem romansu. Przeczytaj dokładnie, jakiego rodzaju wybryków się dopuściłem.

Czytałam. Dla Ciebie to wybryki, dla mnie niedopuszczalne sytuacje. Ale każdy jest inny.

ACoMiTam91 napisał/a:

Ja mam odwagę. Miałbym też zaraz przed ślubem, gdyby mi powiedziała, że kocha innego, a nie mydliła oczu. Mam też tę odwagę teraz, tylko ona niespecjalnie. Zapewne czuje, że cała wina spadnie na nią.

Doprawdy?  A co z:

ACoMiTam91 napisał/a:

Przedstawiłem swoje oczekiwania i ostatecznie zgodziłem się na ten ślub. Po pierwsze dlatego, że ją kocham i chciałem z nią założyć rodzinę. Po drugie z powodu presji społecznej. Gdybyśmy odwołali ślub i wesele (na około 100 osób) na tydzień przed, to koszta tego byłyby dość duże (imprezę organizowali rodzice). Przy czym zwracałem uwagę na rolę presji otoczenia i "skandalu".

Ja tu jednak widzę tchórzostwo .

ACoMiTam91 napisał/a:

Zdradę już jej wybaczyłem. Ona wie, że ją kocham, że chcę to wszystko odbudować. Popatrz, mi wystarczyło dwa tygodnie, żeby podjąć taką decyzję. Natomiast ona potrafiła przez lata wracać do mojego zauroczenia koleżanką z liceum, z którą dwa razy pogadałem na Messengerze i raz się spotkałem na kawie. Rzeczywiście nie ma we mnie pokory i chęci przebaczania, a ona to taka cudna kobieta, którą życie zmusiło do błędów...

A Ty nadal święty i niewinny...Serio, nie widzisz swoich błędów? Twój cybersex to tylko "wybryki" ale jej romans to koniec świata.
Nie wybaczyłeś. Zdrady nie da się wybaczyć przez dwa tygodnie, chyba że jest się gruboskórnym i niekochającym nikogo człowiekiem.

ACoMiTam91 napisał/a:

Może się rozpadają, bo ludzie przestają o nie walczyć w krytycznym momencie?

Nie. Takie związki, wg mnie, są skazane na niepowodzenie. Dlaczego? ano dlatego, że ludzie nie zaznali innych smaków, miejsc. Żyjemy inaczej niż nasi dziadkowie, pradziadkowie, którzy przeżywali ze sobą całe życie. Oni często nie mieli wyboru i nie wypadało wtedy się rozwodzić, mimo to często się słyszy że jeden czy drugi dziadek, mieli inną babcię na boku wink My chcemy doświadczać, żyć, bawić się i korzystać. Powiedz, czego Tobie brakowało, że wchodziłeś w takie relacje? Nie mogłeś zaspokajać swoich potrzeb ze swoją narzeczoną?



Roxann napisał/a:


Całymi dniami siedzi przed komputerem, pisze jakieś projekty i zabawia w necie w jakieś cyber randki. Szczerze, to dziwię się, że dopiero teraz ona kogoś sobie znalazła.. i w ogóle że chcecie to ratować.. oboje! Choć nie wiem komu bardziej powinno NIE zależeć.

ACoMiTam91 napisał/a:

Weź pod uwagę, że na potrzeby wpisu wyeksponowałem te wszystkie złe sytuacje. Niestety moja żona zdaje się pamiętać najmocniej te kilkanaście złych dni, ale zupełnie zapomina o tym, co było dobre.

A Ty pamiętasz jeszcze dobre rzeczy?

60

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
ACoMiTam91 napisał/a:

Kochanek ją odrzuca. Zostaje przy swoim, a ta dalej okazuje więcej rozumienia jemu, niż własnemu mężowi. Cóż, najwidoczniej sobie zasłużyłem przez te wszystkie lata naszego małego "piekła".

To napisz w takim razie co było fajnego w Waszym związku, co Ty z siebie w nim dawałeś, prócz szczerości o której pisałeś i jakichś prezentów?
Bo ten obraz jaki tu przedstawiłeś to jakaś farsa delikatnie mówiąc.

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
Roxann napisał/a:
ACoMiTam91 napisał/a:

To chyba też nie do końca, bo zdała już sobie sprawę, że jeśli ją zostawię, to zostanie z niczym. Bez kochanka (bo on też ma sprawę na włosku i za kolejny błąd jego żona weźmie rozwód), bez męża, bez rodziny (która się od niej zapewne odwróci), bez pracy (tę akurat dość szybko znajdzie), bez pieniędzy (jak pisałem, ja mam dziesiątki tysięcy, ona nawet nie ma tysiąca...).

Wcześniej natomiast pisałeś:

ACoMiTam91 napisał/a:

Ona przez te wszystkie lata mocno się starała: robiła zakupy, poświęcała się finansowo, utrzymywała czystość w mieszkaniu etc (przy czym ja starałem się "nadrabiać" drogimi prezentami: kolejne smartfony, ultrabook, wyjazdy wakacyjne, samochód; mniej wydawałem, ale pieniądze odkładałem na nasze wspólne mieszkanie, co jej wiele razy bezskutecznie powtarzałem).

Poza tym, to że bez kochanka, to nic... rodzica prędzej czy później zrozumie... pracy nie musi tracić, a nawet jak piszesz znajdzie inną. I kolejne bez pieniędzy... i to powiedziane z taką wyższością... podczas kiedy to ona w was inwestowała, robiła zakupy, dbała o czystość itd. kiedy Ty odkładałeś podobno na wasze wspólne mieszkanie. Kopiłeś je w końcu? Czy się po prostu jej kosztem zabezpieczyłeś się na przyszłość finansowo?

Nie bój się o jej Rodzinę, bo stanie za nią murem. Bez kochanka da sobie radę, a bez Ciebie, Panie i Władco, na bank.
Widać właśnie po Twoim wpisie, Twoje wybaczenie. Kipisz złością i zazdrością.
Obydwoje daliście ciała, więc czas na konsekwencje. Albo zamykacie wszystko co było, koniec ze zdradami, kłamstwami, cyberznajomościami i kolegami z pracy  i budujecie od nowa, ale koniec.

62

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Skoro wybaczyłeś, to skąd tyle pogardy i złości wobec żony? [Odpowiedz sam sobie, mnie nie jest to potrzebne.]

63 Ostatnio edytowany przez ACoMiTam91 (2018-07-10 14:00:34)

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc
Roxann napisał/a:

Poza tym, to że bez kochanka, to nic... rodzica prędzej czy później zrozumie... pracy nie musi tracić, a nawet jak piszesz znajdzie inną. I kolejne bez pieniędzy... i to powiedziane z taką wyższością... podczas kiedy to ona w was inwestowała, robiła zakupy, dbała o czystość itd. kiedy Ty odkładałeś podobno na wasze wspólne mieszkanie. Kopiłeś je w końcu? Czy się po prostu jej kosztem zabezpieczyłeś się na przyszłość finansowo?

Po kolei: my pochodzimy z małych miejscowości. Jej rodzice, a szczególnie matka, uchodzą za porządnych ludzi, dla których bardzo ważne jest to, "co ludzie powiedzą". Jej nieco starsza siostra właśnie urodziła drugie dziecko swojemu mężowi i tak samo ma być w naszym przypadku. Ona to wie. Praca to nie problem, ale teraz traktuje to jak kwestię życia i śmierci. Co do pieniędzy. Źle się wyraziłem. Ja już jej powiedziałem, że dam jej 20000 zł, samochód, najdroższy sprzęt it, żeby mogła wystartować w nowym życiu. Ja nie tylko odkładałem, bo umowa była taka, że płacę za nią czynsze i rachunki. Mieszkania nie kupiłem, bo nie zdążyłem. Ona tego wątku nie podejmowała, pomimo tego, że często do tematu wracałem. Zapewne nie widziała nas wspólnie w tym mieszkaniu, dlatego nie wierzyła, że możemy je kupić.

Wielokropek napisał/a:

Skoro wybaczyłeś, to skąd tyle pogardy i złości wobec żony? [Odpowiedz sam sobie, mnie nie jest to potrzebne.]

Dlaczego sugerujesz mi pogardę i złość w stosunku do żony? Ja mam tylko żal o to, że nie miała na tyle szacunku (nawet już nie piszę "miłości") do mnie, żeby być ze mną szczera w kwestii fundamentalnej.

64 Ostatnio edytowany przez Gosia1962 (2018-07-10 14:11:23)

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Roxan, pieniadze w malzenstwie chyba  sa wspolne ?
Jesli mowi prawde, ze chce jej dac przy rozstaniu kase, to jest to ok. Ona za to co zrobila moglaby pojsc w jednych gaciach do fagasa, miloscia by zyli.

Jestes dosyc radykalna w ocenie. Jestes jakos cieta na facetow? :-)
Autor tez byl nie w porzadku, wiadomo.

Ja to troszku :-) inaczej widze:

Zdrad nie mozna jakos porownywac. Nie ma gorszej czy lepszej zdrady.
Ale ona sie zakochala, fizyczna zdrada tez byla, na sto procent.
Pojechali do hotelu z noclegiem po to,by pogadac przy stole w restauracji hotelowej, mhm, takie historie to mozecie mojej babci opowiadac.
Dupczyli sie, az sufit hotelowy sie telepal. (sorry).

Autor nie zdradzil tak konkretnie, fizycznie. Nie kochal nikogo. Jak dla mnie roznica. Jednak.....
Co do pieniedzy?
Moze wiecej zarabial, niz jego zona? nie wiemy, nie osadzajmy.
Nie kopac lezacego.

65

Odp: Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Wyjaśnienia znajdziesz, jeśli będziesz chciał, w swych postach.

Posty [ 1 do 65 z 531 ]

Strony 1 2 3 9 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Tragedia w pięciu aktach. Prośba o pomoc

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024