Cześć! Forum czytam z zainteresowaniem już od wielu lat, kiedyś się udzieliłam z związku z moim pierwszym chłopakiem, lecz nie pamiętam ani nicku, ani hasła
Jako młoda nastolatka (11-15) w domu nie miałam poczucia bezpieczeństwa ani poczucia bycia kochaną. Wydawało mi się, że nie zasługuję na nic, mam zły charakter, nic ze mnie nigdy nie będzie. W wieku 15 lat zaczęłam spotykać się z chłopakiem który miał o wiele większe problemy niż ja i jeszcze je na mnie zrzucił. Gdy miałam 17, zostałam zgwałcona na imprezie przez 3 facetów. Przez rok udawałam, że nic się nie stało, kiedy jednak przeprowadziłam się do innego miasta ze względu na studia wystąpiło u mnie opóźnione PTSD, które zabijałam narkotykami w zaporowych ilościach i alkoholem. W domu nie byłam nic, na uczelni też. Cisza była zbyt przerażająca. Sen? Rzadko.
Kiedy nie zdałam i byłam zmuszona wrócić do domu, moje życie powoli wracało na tory. Byłam co prawda nadal w toksycznym związku, ale nie wiem skąd wyrosło moje poczucie własnej wartości, naprawiły się relacje w rodzinie tak, że w obecnym momencie moja matka i siostra to moje dwie najlepsze przyjaciółki. Mimo to pozostało PTSD. Wtedy dostałam zaburzeń wizualnych i związanych z tym ataków lękowych i w końcu udałam się do psychologa. Okazało się, że cierpię na HPPD, czyli zaburzenie widzenia po użyciu substancji psychoaktywnych. To zmniejszyło moje lęki, bo w końcu rozumiałam, że nic mi nie jest i mi to przejdzie, a ja nie jestem chora psychicznie. Po długim leczeniu które skończyło się rozstaniem ze swoją pierwszą miłością (byliśmy razem ostatecznie 5 lat), czułam się zdrowa i szczęśliwa. Wybaczyłam sobie wszystko co było i ruszyłam do przodu. W związku z tym wszystkim straciłam 2 lata, obecnie mam 21 lat i zaczynam nowe studia na jednej z najlepszych uczelni w Polsce.
Ostatnio czułam się szczęśliwsza niż kiedykolwiek, cieszyło mnie wszystko, zero lęków czy problemów, zarażałam ludzi sobą. Nie miałam pretensji ani do siebie, ani do nikogo innego, nic mnie nie było w stanie zdenerwować ani wyprowadzić z równowagi. Chciałam wręcz oddać ludziom to, jak się czuję, widząc, jak się męczą. Doszłam do tego, że jestem całkiem miła, inteligentna, ładna - i kompletnie zwyczajna, i nie mogę od siebie wymagać bycia ideałem.
Doszłam do tego, że jestem gotowa na związek. Założyłam konto na portalu zwanym Tinder i po miesiącu byłam ustawiona na randkę.
Chłopak średnio mi się podobał z wyglądu, był niższy o głowę, ale wysportowany. Mimo to dałam mu szansę i spodobał mi się jego charakter. Wydawał się bardzo spokojny, inteligentny i miły. Okazało się, że miesiąc temu rozstał się z dziewczyną, z którą był 2 lata. Od razu sobie zakodowałam, że na pewno nie jest teraz gotowy i włączyłam stan ostrożności.
Zaczęliśmy się spotykać a mnie od niego strasznie odrzuciło jego zainteresowanie - kiedy chciał, ja nie chciałam, kiedy nie chciał, nagle mi się chciało. Problem polega na tym, że to zupełnie normalny i miły facet który nie doświadczył nigdy żadnych problemów, był kompletnie stabilny i męczyło go to. W końcu jednak okazało się, że wszystkie moje wahania były usprawiedliwione, bo przyznał, że chociaż za nic się nie zejdzie z byłą, to coś tam go ostatnio tknęło. Było mi bardzo smutno, ale on nadal pisał. Zaczęliśmy się spotykać znowu, z tym, że już kompletnie nie wiedziałam co myśleć. Po tym wszystkim czego doświadczyłam spodziewałam się od niego ciągle najgorszego. Nie wiedziałam kompletnie czy jest zainteresowany, czy jestem tylko zapchajdziurą. Gdy był na imprezie, stresowałam się. Gdy nie pisał, od razu czułam, że to koniec. Potrzebowałam jakiekolwiek zapewnienia, ale wiedziałam, że on jest 'normalny' a ja chcę 'normalnego związku' który buduje się powoli. Mimo to, nie mogłam się przełamać żeby się zbliżyć bez jakiegoś zapewnienia. Do wczoraj.
Niechcący szukając filmu z Belluci, trafiłam na "Nieodwracalne".
Jest to film nagrany od tyłu ukazujący scenę gwałtu. Zanim się zorientowałam o co chodzi, było za późno i z pełnym histerycznym lękiem z PTSD siedziałam i ryczałam. Wpadłam w dół, ogarnęła mnie derealizacja, walczyłam z tym, żeby się nie upić. Byłam sama w domu, a on wracał z wakacji późnym wieczorem. Powiedział jednak, że jest zbyt zmęczony i idzie spać. Wyskoczyłam z pretensjami bo byłam rozżalona, chciałam, żeby w końcu mnie poznał i zobaczył o co chodzi, szczególnie, że byłam już spokojna tylko, że w totalnej derealizacji. Po raz pierwszy napisałam mu, że mam lęki i może dobrze, że nie przyjechał, na co on mi odpisał... cóż, bardzo trafnie.
Wytknął mi wszystkie moje dziecinne zachowania i gierki. Owszem, nie znam bardziej prostolinijnej osoby niż on. A ja nie umiem czasem mówić wprost, o co mi chodzi. Szczególnie, gdy nie wiem, co druga osoba czuje i myśli, ani na czym stoję. Po tym powiedział, że idzie spać .. i poszedł. Chyba wziął mnie za wariatkę.
Dziś napisałam po prostu, że przepraszam, ale już nie odpisał.
A ja czuję się jak kupa gówna i zastanawiam, czy jest coś, co mogę zrobić, czy to ma w ogóle sens bycie z osobą, która nie ma żadnych problemów i nie będzie w stanie zrozumieć moich, przy której boję się być sobą. Z drugiej strony, on jest naprawdę najczystszą duszą jaką kiedykolwiek poznałam i czuję, że mogłabym być szczęśliwa.
Doradźcie...