Pisałam tu trochę na temat mojego już dzisiaj byłego związku...
Zaczęło się fajnie, jednak ja miałam opory, aby mu zaufać po tym jak potraktował mnie kiedyś. Poza tym ktoś parę lat temu bardzo mnie zranił i nadal to we mnie tkwi
Czuję się złym człowiekiem, wszystkich odtrącam, gdy tylko zauważę coś niepokojącego albo jeśli facet bardzo się stara...Może nie jestem stworzona do związków....jestem po 30tce, widzę w lustrze jak zaczynam się już starzeć, jakie mam niepoukładane i powikłane życie. Z impulsu przeprowadziłam się do innego miasta, wszystko robię nie przemyślawszy...potem zadaję sobie pytanie co by było gdybym jednak została? On był z mojego miasta, kiedy ja się wyprowadziłam zaczęliśmy się spotykać - tak, taki pech...
Nie mogłam się do niego przekonać z braku zaufania. Starał się, mogę powiedzieć, że nawet bardzo...ale za dużo o sobie opowiedział, o swoich poprzednich doświadczeniach i gdzieś też miałam to z tyłu głowy...Nie czułam do niego chemii, choć było mi z nim dobrze, dobrze mi się z nim spędzało czas i rozmawiało. Bardzo chciał zbliżeń, których unikałam albo zdarzały się...bo chciałam żeby on był zadowolony, żeby nie czuł się odtrącony, choć i tak to wyczuwał...
Coś jednak mi nie grało, a może to ja jestem zbyt podejrzliwa, zbyt nieufna, nie wiem co jest ze mną nie tak. Może czas na psychologa?
Nawet pisząc to płaczę. Ostro mu popisałam wiadomości...spytałam dlaczego już drugi raz pytał mnie o to ile mam odłożonych pieniędzy...że może chciałby żebym była jego sponsorką, bo kiedyś spotykał się z "panią", z którą miał romans. Ona za wszystko płaciła. Powiedział mi, że czuł się wtedy jak "żigolak"...czy jakoś tak. No wydalo mi się to śmieszne....i tak mi to zostało w głowie, że naciupałam mu na ten temat. Zareagował ostro, napisał, że zawiódł się na mnie jak na nikim innym i, że to mnie widocznie chodzi o kasę skoro o tym piszę...
Odpowiedział, że zapytał ile mam odłożonych pieniędzy, bo chciał wiedzieć, czy jestem zaradna i czy potrafię odkładać!! A ja zastanawiam się czy to normalne pytać kogoś ile ma pieniędzy?
Uważam, że facet powinien mieć jakieś zajęcie..on po przyjściu z pracy jadł obiad i szedł ucinać sobie drzemkę. Może nie powinno mnie to denerwować...Ostatnio pomagał koledze w malowaniu mieszkania. Zapytałam jak idzie, a on na to, że już mu się nie chce i chce mu się spać. To prześmiewczo napisałam mu, że biednak, żeby poszedł spać...
Mój były potrafił pracować od rana do nocy, nie narzekając...może właśnie te porównania nie są dobre Bo każdy jest inny...
Ale też wracając do przeszłości. Miałam wrócić do miasta, miesiąc temu miałam się przeprowadzić z powrotem. On też jest po 30-tce, po nieudanym związku wrócił do rodziców i z nimi mieszka. Mówił mi tak ...:" jeśli wrócisz i nie będziesz mogła dogadać się z rodzicami to przecież możesz sobie coś wynająć, a ja będę przychodził i dokładał Ci się do rachunków".
To samo z wakacjami..."możemy jechać do twojej siostry", a jak powiedziałam, że nie możemy zwalać się komuś na siłę na głowę to zaproponował jechać do swoich wujków...spytałam czy pojedziemy gdzieś za granicę. Przestraszył się i zapytał czy będzie musiał opłacić też mój wyjazd. Mówię, że sama sobie opłacę. Widziałam jednak, że wolał urlop spędzić w Polsce.
Dorosły chłop, przychodził do mnie i zdarzyło się, że nie wziął kasy na taxówkę powrotną i musiałam mu dać. Chciał mi oczywiście zwrócić na drugi dzień, ale przecież jesteśmy razem to nie będę robić problemu z niczego. I myślałam, że on też wychodzi z założenia, że drobiazgi się nie liczą. Kupił mi coś do przymocowania za 20 zł i ja mu te 20 zł oddałam, wziął.
Teraz proszę o spojrzenie trzeźwym okiem...Czy to normalne, w każdym związku tak jest?
Nie mówię, bo dbał o mnie, były kwiaty, cieszyło mnie to. Ale coś nie grało. Jest mi cholernie przykro, siedzę i płaczę, po tym jak go zrugałam i prześmiewczo pisałam, usunął mnie ze znajomych, całkowicie. Zerwał przez wiadomości. Nie mam i już nie będę mieć z nim kontaktu, znam go, kiedyś też mnie tak usunął z życia, bo nie cchciałam z nim wychodzić na piwo ( był wówczas w związku). Obraził się, powiedział co cchciał i wyrzucił ze znajomych.
Jestem złą osobą i taką mnie zapamięta.
Źle go traktowałam, nie miałam do niego szacunku...nie potrafiłam. Mam wyrzuty sumienia, ogromne, ale czasu nie cofnę...Pewnie teraz siedzi z kumplami i opowiada o mnie wszystko...pod tym kątem też go znam...
Teraz już wiem, że nie mam po co i do kogo wracać...zostałam sama na własne życzenie.
Przyszłam się wyżalić, proszę o zrozumienie...i może komuś udało się dotrwać do końca i napisze coś, co o tym sądzi. Iść do psychologa ze sobą?