Witajcie. Chciałabym się Was poradzić co robić w mojej sytuacji
Historia jest dość długa, ale nie chcę pisać niczego w skrócie, bo wtedy się nie zrozumie problemu. I tak boję się, że można się w tej historii nieźle pogubić.
1,5 roku temu zaczęłam studiować. Poznałam fajnego chłopaka, od razu złapaliśmy dobry kontakt. Umawialiśmy się w paczce kilka razy w tygodniu, czasem sami, żeby obgadać nasze problemy.
Jego problemem był fakt, że zaczęła mu się bardzo podobać nasza wspólna koleżanka. Nawet umawiali się przez jakiś czas, jednakże on miał dziewczynę. Mówił mi, że nie chce z nią być, że robi mu cały czas awantury. Ja radziłam mu, by zdecydował, co jest dla niego ważne - albo zostanie z nią albo rozstaną się i będzie mógł do woli umawiać się z innymi. I faktycznie, rozstali się na jakiś czas. Nasza wspólna koleżanka niestety wybrała kogoś innego, pisząc mu, że za późno podjął decyzję. I wtedy wrócił do byłej... Dużo z nim rozmawiałam, tłumaczyłam, że według mnie to nie ma sensu, skoro jej nie kocha.
I tak męczył się przez ponad pół roku. Zaczęły się problemy. Dziewczyna nigdy mnie nie poznała (była z jego rodzinnego miasta) a zaczęła o mnie robić awantury. Głupie, ale jest od nas bodajże 3 lata młodsza. Wkurzała się, gdy dał mi łapkę w górę pod zdjęciem, gdy widziała, że piszemy ze sobą na Facebooku. Namawiałam go, by przyprowadził ją do naszej paczki i żebyśmy wszyscy się poznali, ale ona odmawiała. Doszło do tego, że mówiła mu, że mnie nienawidzi, zakazała się ze mną spotykać. Musieliśmy nawet ściągnąć oddzielny komunikator, gdzie nie będzie przypadkowo zaglądać... Oczywiście ja i mój przyjaciel przez to oddalaliśmy się od siebie. On zrezygnował ze studiów i już prawie nie mieliśmy kontaktu.
W końcu w wakacje zaprosiłam całą paczkę znajomych do siebie. I wtedy stało się. Ta nasza koleżanka pod wpływem alkoholu zaczęła bardzo się do niego przymilać. Wychodzili razem przed dom rozmawiać, przytulali się.
Następnego dnia spotkałam się z nim, by o tym porozmawiać. Doszliśmy do wniosku, że on cały czas coś do niej czuje, a nawet po takim czasie to uczucie jest silniejsze niż wtedy jak się ledwo poznali na studiach. Uznaliśmy w wspólnie, że w końcu czas rozstać się z tamtą, którą nie dość, że bez przerwy okłamuje, to nie darzy jej uczuciem.
Tak właśnie się stało. Rozstali się, a on mówił mi, że jest teraz szczęśliwy i dziękował mi za to, że dzięki mnie w końcu podjął tę decyzję. To też nie było tak, że ja go namawiałam do zerwania - ja byłam osobą, która mówiła, że może to być chwilowe zauroczenie, tłumaczyłam, że może nie warto pod wpływem emocji decydować się, by znów skreślać tamtą dziewczynę. Z tego co wiem, poza ''nienawiścią'' do mnie i straszną zazdrością, była fajną, spokojną, oddaną dziewczyną. Ale gdy faktycznie nie ma uczucia, po co okłamywać ją i samego siebie?
W międzyczasie nie wyszło mu z tą naszą koleżanką. Ona wolała zostać ze swoim chłopakiem, z którym teraz już zamieszkała. Wiem, że mocno to przeżywał. Nasza paczka też przez to się rozpadła. Dziewczyna ograniczyła z nim kontakt, by ''nie oddać się pokusie'', bo jak sama przyznawała, ma do niego ogromną słabość. Z mojego punktu widzenia, wygląda to jak taka ''niespełniona miłość''. Oboje chcieli, ale nie potrafili podjąć decyzji w odpowiednim czasie i nigdy im się nie udało.
Mijały miesiące. Przyjaciel próbował poznawać inne dziewczyny, ale sporym problemem dla innych okazywały się jego problemy zdrowotne, przez które nie może już ponad rok pić alkoholu. A dziewczyny w naszym wieku 22-23, studentki lubią imprezować i zwyczajnie im się to nie podoba. Wiem, że to brzmi jak stereotyp, ale osobie która pracuje, nie imprezuje, ciężko jest poznać kogoś, szczególnie, że on sam unikał pubów itd, nawet gdy go namawiałam, że ja w solidarności też napiję się tylko coli i po prostu pogadamy, a inni niech się bawią, a może w końcu uda mu się kogoś poznać. Namawiałam go, żeby poszedł ze mną i moim chłopakiem na sylwestra, też odmówił. Dodatkowo, mój chłopak też ma z nim dobry kontakt i w ogóle nie jest o niego zazdrosny, czasem wychodzimy razem w trójkę coś zjeść. Mają też swoje tematy, często piszą ze sobą i jest w porządku.
I co zrobił mój przyjaciel... Zaczął spotykać się z byłą dziewczyną. Znowu. Nie słuchał, gdy mówiłam ''przecież dopiero byłeś zakochany w innej'', dodatkowo pisał z różnymi dziewczynami i często mi pokazywał jakieś co mu się podobają... Po co wchodzić jeszcze raz do czegoś, co nigdy nie wychodziło i tego nie chciał. Pokazywał mi wiadomości, gdzie ona pisała, że musi wybrać między mną a nią. Wyzywała mnie bez powodu, bo zobaczyła nasze wspólne zdjęcie. Ona również przeprowadziła się do Warszawy i się zaczęło... Jeżeli chcieliśmy się gdzieś spotkać, to w jak najdalszej dzielnicy od jej domu, od jej pracy, od jej uczelni. Zaczynałam czuć się głupio. I widząc wiadomość od niego, że nie mogę przez dwa dni się do niego odezwać, nie wytrzymałam i zrobiłam awanturę. Przez dwa miesiące się do siebie nie odzywaliśmy, aż on do mnie zadzwonił kilka dni temu. Dowiedziałam się różnych ciekawych rzeczy, np tego że są tacy szczęśliwi i żebym tego nie psuła, jak też tego, że spotyka się z tamtą naszą wspólną koleżanką. Mówi mi, że udało im się zaprzyjaźnić już bez żadnych uczuć, w co w ogóle nie wierzę.
Nie mam pojęcia co w tej chwili mam zrobić. On wymyśla jakieś dziwne warunki, że możemy się odzywać do siebie tylko kiedy on napisze, bądź przez inny komunikator, ale też tylko on może wykonać pierwszy krok. Jakieś 'groźby', że nie wolno mi przypadkiem oznaczyć go gdzieś na Facebooku czy innych portalach. Ona po prostu nie może o mnie wiedzieć. A ja się źle z tym czuję. Przez te pół roku jego ''wolności'' pisaliśmy, spotykaliśmy się, kiedy chcieliśmy, gdzie chcieliśmy. Można powiedzieć, że byliśmy takimi Best Friends Forever, Soulmates, wiele określeń można przytoczyć. Gadaliśmy o każdym problemie, śmialiśmy się ze wszystkiego i nigdy się ze sobą nie nudziliśmy. On sam mówił, że nigdy nie myślał, że właśnie na studiach pozna najlepszego przyjaciela i w dodatku będzie to dziewczyna. Marzył o ''normalnej'' dziewczynie, którą będzie mógł przyprowadzić do swoich znajomych i nie będzie robić awantur o nic. Mówił, że jeśli kogoś znajdzie, zostanę pierwszą osobą, którą jej przedstawi, żeby zaakceptowała fakt, że się przyjaźnimy i nie ma nic między nami.
Czuję się z tego powodu bardzo źle. Zawsze stawałam po jego stronie, przez co też straciłam kontakt z kilkoma osobami. Cokolwiek się nie stało, zawsze miałam czas z nim porozmawiać. Czuję się jakbym traciła jedną z najważniejszym osób w moim życiu, szczególnie, że on właśnie pomógł mi wyjść z dołka, dzięki niemu związałam się z moim chłopakiem, kiedy w ogóle w siebie nie wierzyłam.
Moje pytanie do Was - powinnam odpuścić przyjaźń z nim? Czy może zaakceptować te ''warunki'' przyjaźni? A może wręcz przeciwnie - spróbować w jakiś sposób poznać jego dziewczynę i przekonać ją, że wcale nie jestem jakąś jego kochanką...
Najgorsze jest to, że ja wiem, że on jej nie kocha i prawdopodobnie nigdy się w niej nie zakocha. Boi się samotności i tylko dlatego do niej wrócił. Zdradzał ją jeszcze przed poznaniem mnie, a teraz, gdy mu to przypominam, zmienia temat, gdy pytam czy naprawdę ją kocha, też się wycofuje. Oszukuje sam siebie i oszukuje szalenie zakochaną w nim dziewczynę, która oczywiście nic nie wie o tym co on odwalał, nie wie, że była inna dla której zerwał ostatnio... Mimo tego, że wiem o wyzwiskach kierowanych w moją stronę, po prostu jej współczuję. Prędzej czy później znów się rozstaną. Np jeśli jego ''niespełniona miłość' rozstanie się ze swoim partnerem, on od razu poleci do niej.
Czasem przechodzi mi przez głowę myśl, że może on po prostu jest złym człowiekiem i może zakończenie przyjaźni z nim nie jest złym pomysłem...