Tak więc, po 5 latach dziewczyna zakończyła nasz związek. Pewnego dnia wiadomość - "Nie możemy być razem", spadło to na mnie jak kamień na głowę. Następnie spotkanie, no i podała powód całej tej sytuacji. Mianowicie - przestałem się starać, nie zabiegałem o nią, mało wychodziliśmy spotykać się ze znajomymi itp, mimo że ja nic z tego nie zauważyłem. No ale po 3 tygodniach zaczęliśmy się znów spotykać. Wydawało się, że było naprawę bardzo dobrze. Wspólne kolacje, spacery. Właściwie wszystko zaczęliśmy robić jak kiedyś. Powtarzała, że jest szczęśliwa, że kocha. Powiedziała, że wiedziała że i tak byśmy się nie rozstali, tylko chciała mi pokazać że chce żebym był dla niej taki jak kiedyś. No ale żeby nie było zbyt kolorowo to po około 1,5 miesiąca nadszedł kolejny feralny dzień. Od rana dziewczyna ruszyła na zakupy, kupowała dużo rzeczy do domu bo planowaliśmy już wspólne mieszkanie. Wieczorem natomiast miała iść z koleżanką na koncert, bo ja byłem na popołudniowej zmianie w pracy. No i po powrocie z pracy ku mojemu zdziwieniu otworzyłem laptopa a tam zastałem jej zalogowane konto na facebooku. Nie miałem w zwyczaju sprawdzania jej wiadomości ale tym razem to zrobiłem. A tam wiadomości do jakiegoś chłopaka "jesteś na koncercie? przyjdź do mnie, czekam na Ciebie, spotkajmy się". W tym samym czasie pisała do mnie, wysyłała filmiki z koncertu itp. Wróciła do domu, zadzwoniła no i nie wytrzymałem i zapytałem o całą tą sytuację, i chyba wtedy coś pękło. Chwile pogadaliśmy, powiedziała że z niczego się nie będzie tłumaczyć, że w dupie ma co ja myślę i koniec rozmowy. Później jak już możecie się domyślić nadeszło rozstanie. Zaczęła wyciągać jakieś brudy sprzed ponad 4 lat, kiedy byliśmy kilka miesięcy razem, mówiła że nie może mi ufać, mimo że nie dałem jej do tego żadnych powodów (chyba myślała, że każdy jest taki jak ona), znów wyzywała i krzyczała że ona nie musi się z niczego tłumaczyć. Musiałem odpuścić. Nie prosiłem o żadną szansę, o jakieś racjonalne wytłumaczenie kiedy i dlaczego tak się stało. Przy tym pierwszym rozstaniu zrobiłem wszystko żeby to naprawić, teraz już nie było czego naprawiać.
Tylko po co wszystko to? Plany o wspólnym mieszkaniu, gdzie pojedziemy na wakacje, zaczęła wspominać coś o dzieciach.. po co to? Tylko po to żeby zrobić komuś nadzieję i ją roztrzaskać o podłogę? Nie winię ani jej ani siebie. Nie wiem dlaczego tak się stało. Wiem tylko, że jeszcze nigdy na nikim tak bardzo mi nie zależało.
Teraz od tej sytuacji minęły dopiero niespełna 2 tygodnie. Nie wiem czy spotyka się z tamtym chłopakiem, nie wiem w zasadzie nic co robi. Nikogo nie wypytuję. Czuję, że zrobiła ze mnie kompletnego idiotę, kretyna i że powinienem ją znienawidzić ale nie potrafię. Prawda jest taka, że kompletnie z tą sytuacją sobie nie radzę. W nocy nie potrafię zasnąć, budzę się co 30 minut bo mi się śni. W dzień jestem śpiący, rozkojarzony. Nie potrafię się na niczym skupić. Wieczorami tylko łzy napływają mi do oczu kiedy o niej myślę. Nie pomagają mi żadne rozmowy z kumplami i rady, że ona nie jest tego warta itp, nie pomagają imprezy, alkohol, nic. Chyba nawet godzina dodania tematu pokazuje moją bezsenność.
Użytkownicy, jakiś złoty środek na rozstanie?