Jesteśmy razem już 5 lat, od 4.5 mieszkamy ze sobą.
Wcześniej nie byłam w związku. Zanim go poznałam, miałam same przelotne znajomości. Ta z nim miała być taka sama - jakieś wyjście do pubu, wspólne oglądanie filmów, spacer, seks... Aż on wyznał mi miłość. Był cudownym facetem, szczerym, uczuciowym, inteligentnym. Również coś do niego czułam, więc czemu nie, spróbujmy być razem!
On zanim mnie poznał nie miał szczęścia w miłości, że tak powiem. Mimo, że bliżej mu było do 30tki niż 20tki, nie miał dziewczyny, jestem jego pierwszą partnerką.
Pomimo, że zawsze cieszyłam się zainteresowaniem płci przeciwnej, czułam się atrakcyjna, lubiana... Mogąc przebierać w kandydatach na partnera, nie miałam nigdy wielkich oczekiwań co do potencjalnego partnera. Właściwie to głównie takie, żeby była to prawdziwa, odwzajemniona miłość. No i podobne podejście do życia ogólnie.
Myślałam, że to znalazłam, ale ostatnio coraz częściej się zastanawiam czy nie popełniłam błędu...
Przez lata dostawałam od niego delikatne sygnały, że on nie docenia moich zalet, przeszkadzają mu moje wady. Że szkoda, że nie interesuję się X, szkoda, że nie chcę z nim porobić Y. Kiedyś to ignorowałam, spychałam to gdzieś, nie chciałam o tym myśleć. Nie są to wady, które mi jakoś przeszkadzają, przez które czuję się gorsza, czy coś. Ot, każdy ma jakieś, ja mam takie. Nigdy nie udawałam, że jestem inna, lubię coś czego nie lubię. Jak to się mówi: wiedziały gały co brały.
Rzecz w tym, że coraz bardziej dociera do mnie, że on chciałby, żebym była inna pod niemal każdym względem. Nie, że miałabym być przeciwieństwem siebie, ale po prostu... inną osobą.
Podczas jednej z prób rozstania powiedziałam mu, że lepiej, żebyśmy odkochali się w sobie, znaleźli sobie oboje kogoś bardziej odpowiedniego, bo ze sobą nigdy nie będziemy szczęśliwi.
Tu, zamiast powiedzieć, że to ze mną chce być, a nie z kimś innym, powiedział po prostu, że on sobie nikogo nie znajdzie, że nie chce być sam...
Tak, powiedział mi prawie wprost, że jest ze mną, bo lepsze to niż nic.
Okazało się(nie dostrzegałam tego przez długi czas), że on ma kiepską samoocenę jeśli chodzi o swoją atrakcyjność ogólnie w oczach kobiet. W sensie, uważa, że nie podoba się kobietom, nie potrafi flirtować, poderwać, itp.
Podczas innego "rozstania", wyrzuciłam mu, że źle mi jest z tym, że ja jego wybrałam na partnera, że gdybym mogła wybierać między milionem różnych mężczyzn wybrałabym jego, bo go kocham, doceniam jaki jest... a z kolei on mogąc wybierać między mną a kilkoma innymi kobietami, pewnie nie wybrałby mnie. Nic mu się we mnie nie podoba i jest ze mną, bo się przywiązał i nie chce być sam. A to dla mnie za mało.
Tu podobnie zareagował, prosił, żebym została, pytał czy go kocham(kocham...) i twierdzi, że to wystarczy, że się kochamy i przecież on chce być ze mną...
Super, ale on bardziej chce być z kimś, a nie ze mną, a przynajmniej tak to wszystko odbieram...
Tu muszę jeszcze dodać, bo nie chcę tworzyć jego nieprawdziwego obrazu, że on mnie dobrze traktuje, stara się, jest czuły, pomocny. Nie mówi mi, że mam być taka czy taka, ale po prostu jest dość otwarty, szczery to mówi, że szkoda, że nie lubię x, że nie jestem bardziej y.
Chociaż od kiedy zobaczył, że chciałam się rozstać z tego powodu to już o takich rzeczach nie wspomina...
I to też mnie boli. Chciałam mieć zawsze związek, w którym partnerzy dzielą się takimi rzeczami, mówią co ich gryzie, czego brakuje, czy takie tam. A teraz widzę, że on boi się czegoś powiedzieć, bo ja odejdę...
Po prostu coraz częściej myślę o tym, że dla innego mężczyzny byłabym "ideałem", w sensie akceptowałby moje wady, nie byłyby takie ważne, a moje zalety byłyby dla niego najbardziej pożądanymi cechami u partnerki. Tak według mnie powinno być(i w drugą stronę też), a widzę, że w moim związku tego nie ma i nigdy nie będzie...
Dodam jeszcze, że jego "typem" nie jest jakiś ideał, po prostu ktoś inny niż ja, ktoś z innym podejściem do pewnych spraw, z innymi zainteresowaniami, wiele kobiet(choć nie większość) pasuje do tego typu. Ale akurat nie ja.
Kiedy jestem bliska podjęcia decyzji o ostatecznym rozstaniu myślę sobie, że przecież ogólnie dobrze jest nam razem, kochamy się(tu niepewność czy dane byłoby mi poznać drugą osobę, którą pokocham ze wzajemnością...)...
Nie wiem co myśleć...