Witajcie, mam pewien problem i chciałbym prosić was o opinię w tej sprawie.
Otóż rozstałem się z dziewczyną, ale nie było to takie typowe rozstanie, ale od początku.
Poznaliśmy się już dawno temu i mieliśmy kontakt typowo koleżeński, bardzo dużo rozmawialiśmy czasem się spotkaliśmy, ogólnie mieliśmy super kontakt. Kilka miesięcy temu zaczęliśmy spędzać więcej czasu razem, i tak w sumie naturalnie wyszło, że zostaliśmy parą. Wiadomo, na początku wszystko było między nami super, była miłość itd.
Od jakiegoś czasu jednak z jej strony ta uczuciowość stopniowo zanikała. Coraz mniej się do mnie przytulała, dotykała, nie mówiła do mnie już w miły sposób, a wręcz czasem wręcz przeciwnie. Nadal rozmawialiśmy, nadal spędzaliśmy razem czas, spotykaliśmy się, ale ta sfera uczuciowa zanikała z jej strony. I tak to wyglądało, póki kilka dni temu nie pokłóciliśmy się.
Podczas naszej ostatniej rozmowy powiedziała, że to wszystko dlatego, że czasem byłem w stosunku do niej mało wylewny. Nie chodzi o wyrażanie uczuć, tylko o rozmowy. Ona bardzo często bardzo dużo mówiła, a ja milczałem i po prostu słuchałem. Rzadko dochodziło między nami do żartów, wygłupów, nie dlatego, że jestem jakiś sztywny, tylko z jakiegoś powodu ciężko było mi przed nią się tak w 100% otworzyć z moim poczuciem humoru i rozgadaniem. Ona stwierdziła, że ludzie, którzy nie są wylewni i otwarci ją męczą i że my do siebie najwyraźniej nie pasujemy, i że zastanawiała się nad tym od jakiegoś czasu, i tym suchym zachowaniem dawała mi do zrozumienia, że coś jest nie tak, ale ta kłótnia przelała czarę goryczy.
Nie wiem właściwie, czy to było rozstanie. Podczas rozmowy nie padło żadne zdanie w stylu że już nie kocha, czy jej nie zależy, nie padło żadne pożegnanie, podziękowanie za wszystko. Tylko tyle, że jest tym wszystkim zmęczona i zrezygnowana. Ona ma teraz bardzo dużo obowiązków, i ją to też przytłacza i też jest tym zmęczona. Mowiła, że miałem szansę na to, żeby to naprawić, ale nie zrobiłem tego. Gdy pytałem ją, co dalej z nami, z tym związkiem, to powiedziała, że nie wie. Gdy spytałem, czy to definitywnie koniec, powiedziała, że to jest trudne pytanie, i że tego też nie wie. Gdy spytałem, czy za jakiś czas, np za 2 tygodnie dalibyśmy sobie szansę to odbudować, powiedziała, że 2 tygodnie to jest strasznie mało.
Co sądzicie o tej sytuacji? Wiem, że na chwile obecną nie ma szans na to, żeby coś zrobić. Ale za jakiś czas? Co robić?