Hej,
Po raz pierwszy szukam porady w taki sposób. Jestem w bardzo dziwnej sytuacji, a nie mogę sobie z tym poradzić, może któraś z was spojrzy z boku i coś mi podpowie.
Otóż zbudowalam z chłopakiem młodszym od siebie o 7lat (sama mam 28) relację, której związkiem nie nazwę, bo nigdy się nie okreslilismy, ale byliśmy bardzo blisko.
Przez ponad półtora roku spędziliśmy ze sobą praktycznie 24h/dobę.
Oboje jesteśmy mocno "pokiereszowani" uczuciowo, mamy trudna przeszłość, choć inne problemy. On jest mocno wycofany, stuprocentowy introwertyk, ja natomiast stworzyłam sobie wizerunek ostrej, przebojowej, otwartej babki, a tak naprawdę jestem bardzo zamknięta. On ma tendencję do depresji, sam się demotywuje, odcina od wszystkiego, zamyka, gdy pojawiają się problemy i niejednokrotnie mnie uprzedzal, że ma tendencję do znikania z życia innych. Niestety, ja jestem uparta i chciałam choć spróbować go utrzymać przy sobie.
Uprawialismy seks, niejednokrotnie, najlepszy w moim życiu, a choć nie mam pokaznego dorobku partnerów, zawsze trafiłam na wspaniałych kochanków - on jest jednak najlepszy.
Nigdy przed nikim się tak nie otworzyłam, nikt nie słuchał mnie tak czysto, bez oceniania, liczył się jednocześnie z moim zdaniem, gdy rozmawialiśmy o nim, zachowując swój punkt widzenia. Nad wyraz dorosły człowiek.
Uświadomiłam sobie, że się zakochałam. To byłoby jeszcze do przeżycia, ale potem dotarło do mnie, że go najzwyczajniej kocham, świadomie, pierwszy raz w życiu pełna miłością, nigdy dotychczas mi nie poznana, choć myślałam do tej pory, że już kochałam i te prawdziwa pierwsza miłość mam za sobą. Jednak nie, pierwszy raz czuje i rozumiem prawdziwa miłość. Pomału wszystko szło w stronę klasycznego związku, jednak od dłuższego czasu męczą nas pewne problemy, związane z pracą. On się zupełnie załamał i o ile dotychczas nawet w takich chwilach (śmiesznie brzmi "nawet" w takiej sytuacji, ale uwierzcie, oboje jesteśmy typem uciekinierów, którzy zamykają się w czterech ścianach, gdy pojawia się problem) spędzaliśmy czas razem, tak teraz zupełnie mnie odciął. Na początku odzywał się do mnie zdawkowo, odpisywał polslowkami, ale ze lubie jasne sytiacje, zapytałam wprost, co i jak. Od słowa do słowa, zrozumiałam, że to właśnie ten moment - on znika. Powiedział po prostu, że nasza znajomość za daleko zaszła.
I teraz konkluzja: nigdy nie powiedziałam mu wprost, że go kocham i choć każda z nas będąc na jego miejscu by się domyslila, czytając nasze rozmowy, to jest to facet i mozliwe, że tego nie wylapal.
Czy powinnam mu to powiedzieć? Czy może powinnam spróbować ściągnąć go z powrotem do siebie - odbudować kontakt, czysto platonicznie i ewentualnie kiedyś, w przyszłości, zacząć myśleć o takim wyznaniu?
Nie mogę bez niego żyć, pierwszy raz w życiu czuje takie emocje, mam wrażenie, że zamiast serca mam kawał lodu, a w żyłach płynie lodowata krew.
Poradzcie mi, jak powinnam się zachować?
Ja bym mu powiedziała, żeby wyrzucić to z siebie i nie mieć w przyszłości żalu do siebie, że tego nie zrobilam.
Inna kwestia - on jest jeszcze dzieckiem, jego charakter dopiero jest na samym początku kształtowania się. Na 99% nic z tego nie będzie.
Ja bym mu powiedziała, żeby wyrzucić to z siebie i nie mieć w przyszłości żalu do siebie, że tego nie zrobilam.
Inna kwestia - on jest jeszcze dzieckiem, jego charakter dopiero jest na samym początku kształtowania się. Na 99% nic z tego nie będzie.
Zgadzam się z Tobą w obu kwestiach.
Jeśli chodzi o drugi aspekt, mam świadomość, że jest to baaardzo prawdopodobne, ale właśnie boję się nie wykorzystać okazji i spróbować.
A z drugiej strony boję się tak wyłożyć kawę na ławę.
Ehhh.
Dzięki za odpowiedź.
Ja bym mu powiedziala. Sama w wieku 25 lat (wiec juz nie nastolatka) spotykalam sie z facetem i NIE ZAUWAŻYŁAM, że się we mnie zakochał. A on nigdy mi tego nie powiedział, bo uznał, że to przecież oczywiste.
Powiedzial mi kiedy się rozstawalismy, bo znalazlam innego.
Tak że wiesz...