Hej,
chciałem przestrzec przed pożyczaniem pieniędzy znajomym. Trzeba się poważnie zastanowić czy warto. Niestety z własnej winy uwikłałem się w dość dziwny układ. Jakieś 2-3 lata temu pochwliłem się koledze z pracy, że mam dośc sporo zaoszczedzoenych pieniędzy (tak bylo, byłem sporo za granicą). Po jakimś czasie (ok 2 tyg) od tego "pochwalenia"pojawiłą sie ... prośba o pozyczkę, potem kolejne. W międzyczasie coś tam oddawał, jednak potem znów to pożyczył i tak w kółko. Aż ostatecznie miesiąc temu zwrócił mi wszystko, trochę ponad tysiąc pln. Dużo w tym mojej winy, bo przy pożyczeniu oznajmiłem, że może oodac jak będzie miał bo na razie te pieniądze nie sa mi potrzebne. Jednak podczas owego całkowietego zwrotu zapytał, a bardziej poprosił o pożyczkę rzędu ... kilkudziestu tys. Ma zamiar się budowac. Zatkało mnie dosłownie. Oznjamiłem, ze to kwota kosmiczna i nie dam rady tyle. On, ze podpiszemy umowę, że notariusz itd. Niestety trochę pod wpływem chwili jako alternatywę zaproponowałem max 3-4 tys. Ostatecznie staneło na niczym, niby będziemy w kontakcie. Ale coś czuję, że za jakiś czas "zgłosi sie" i po te obiecane 3-4tys. A znając temat, przy budowie zapewne wyjda jakieś dodatkowe koszty a przy tym pytania o możliwośc późniejszego odania. Aż znów bedę czekał 2-3 lata. Przy okazji słuchając gęstych tłumaczen co mu w zyciu ostatnio się zdarzyło, że nie może oddac w terminie. Nie jest to komfortowa sytuacja.
Jestem zdania, że można pożyczyc koledze, rodzinie ale tylko wtedy jak ma się wewnętrzną zgodę na to i tylko taką kwotę, której strata bedzie w miarę możliwa do "przełknięcia". No i najlepiej takiej osobie co w miarę pewna jest. Np. zdarzyło mi się pożyczyc jednemu koledze z pracy, ze trzy razy kwoty rzedu 100-200 zł, na tzw "do wpłaty". I faktycznie, zaraz po wypłacie ta osoba sama się zgłaszała ze zwrotem. Podziekowała, podała rękę. I wtedy nawet człowiek ma jakąś satysfakcje, że pomógł, że zrobił coś dobrego.