Witam wszystkich
Postanowiłam podzielić się z Wami moją historią, bo przyda mi się świeże spojrzenie, a może ktoś udzieli mi jakiejś konkretnej rady...
Z M. poznałam się ok. 7 m-cy temu na portalu społecznościowym. Na początku spotykaliśmy się co weekend, potem trochę częściej, zależnie od możliwości (pracowałam na dwie zmiany, on czasem w drugiej pracy). Jeśli było to możliwe to praktycznie każde popołudnie spędzaliśmy razem.
Na starcie naszej znajomości był bardzo wycofany, nie angażował się, mówiąc, że to skutek jego poprzednich związków. Dałam mu czas, ale widzę, że to droga donikąd.
Jakieś czas temu spytałam go jak on widzi rozwój naszej znajomości, co dla niego znaczą nasze spotkania, bo ja nie wiem czego mam się po nim spodziewać. Zaprosił mnie na święta Bożego Narodzenia do siebie, po czym kiedy wyszliśmy na pokaz kilka tygodni później flirtował z koleżanką w mojej obecności, sugerując że może usiąść mu na kolana w ciasnym przejściu między fotelami. Zostałam wręcz zaatakowana „Ale co mam Ci powiedzieć? Że się w Tobie zakochałem?”. Powiedziałam, że chciałabym wiedzieć co takiego stało się w jego poprzednich związkach, że tak na niego wpłynęło. Sarknął mi w twarz, że nic nie było mu wolno, że wszystko było źle i że bał się cokolwiek zrobić żeby potem afery nie było. I że najlepiej powinnam porozmawiać z jego najlepszym kolegą, bo on mi nie powie.
Na koniec dodał, że wszystkie jesteśmy takie same i że teraz ja mam najgorzej z jego dziewczyn.
Zastanawiające jest, że kompletnie obwinił swoje byłe partnerki.. Jego winy...nie ma.
Dalej się spotykamy, ale obserwuję.
Myślałam, że coś się w nim zmieniło, kiedy zaprosił mnie na święta, ale niestety.
Jest bardzo odległy. Nie ma potrzeby kontaktu fizycznego, ja uwielbiam się przytulać, trzymać za ręce, całować, dawać buziaki. On ostatnio leżąc w łóżku dotknął dłonią mojej ręki, i szybko ją cofnął, jakby mu przeszkadzała. Siedząc obok mnie nie przytula mnie... już prędzej ja jego dotykam, on siedzi z założonymi rękoma. Seks praktycznie nie istnieje, bo „on może bez”, a ja mam dość proszenia o zauważenie moich potrzeb.
Dochodzę do wniosku, że po prostu go nie pociągam, co masakruje moje poczucie własnej wartości, zwłaszcza że jak widzi np. ładne zdjęcie kobiety w bieliźnie to potrafi przy mnie powiedzieć „uuuuuu...” czy coś równie elokwentnego. Przykro mi się wtedy robi ale staram się tego nie okazywać.
Coraz częściej mam wrażenie, że jestem dodatkiem do jego planu dnia. Praca, sport, język i ja, o ile znajdzie czas, bo „ciśnienia już nie ma”. Jest strasznie skupiony na sobie, nie da sobie nic powiedzieć, bardzo obrażalski... Lubi zrobić komuś na przekór, ale jak mu odpłacić tym samym,to już jest źle... Nawet jak dobitnie i spokojnie mówię, że nie lubię jakiegoś zachowania, to rozbijam się o ścianę, ale on oczekuje że jego żądania będę respektować.
Czuję, że powinnam zerwać tą znajomość... albo zmienić jej charakter. Na mniej zobowiązujący.
Czy ktoś z was ma lub miał podobny problem? Jak z niego wybrnęliście?
Jak i czy w ogóle da się rozmawiać z takim człowiekiem?